Teatr jednego reżysera

Z lektury "stenogramów rozmów z wieży", które nadludzkim wysiłkiem woli miała zdobyć komisja Millera, wiemy, że polski tupolew znika dwukrotnie z radarów na Siewiernym: 1) zaraz po nawiązaniu kontaktu radiowego przez polską załogę oraz 2) kilkanaście minut później. Jak przypomina zresztą dzisiejszy „NDz” Ruscy nie przeprowadzają nawet procedury radarowej identyfikacji, czyli sprawdzenia prawidłowego funkcjonowania przyrządów (i swoich, i na statku powietrznym) w kontekście mającego się odbyć warunkowego podejścia do lądowania (http://www.naszdziennik.pl/ind...). Taka identyfikacja powinna być tym bardziej przeprowadzona, jeśli właśnie doszło do utraty łączności z naprowadzanym samolotem, załoga powinna być uprzedzona o tym, że pojawiła się jakaś usterka w pracy urządzeń w wieży (http://www.bl.mw.mil.pl/index....).

Ruscy nie opowiadają też załodze tupolewa o problemach z dwukrotnym lądowaniem iła-76, a przecież, biorąc pod uwagę ówczesne okoliczności, wydarzyło się to zupełnie niedawno i byłoby bardzo istotną informacją obok komunikatu o niskiej widoczności. Gdyby jednak tego było mało, to Ruscy tracą nawet radiowy kontakt z załogą dokonującą zniżania do wysokości decyzji – Polacy, jak pamiętamy, mieli nie reagować na zalecenia i komendy wieży, i „nie kwitować”. To zachowanie załogi miało, zdaniem ruskich „specjalistów”, świadczyć nie tylko o jej determinacji związanej z lądowaniem, nie tylko o „naciskach”, lecz – tu najciekawsze – o tym, że samolot nie miał żadnej awarii. Ruscy tę awarię wykluczyli z marszu, nawet bez jakichkolwiek badań szczątków, opierając się właśnie... na rozmowach między załogą a wieżą. Załoga nie zgłaszała żadnych problemów technicznych miał stwierdzić A. Bastrykin (http://www.naszdziennik.pl/ind...), zamykając w ten sposób problem ewentualnej awarii.

Zwracam na te wszystkie fakty i zarazem przesłanki uwagę, gdyż można z nich wysnuć jeden podstawowy wniosek. Dla zamachowców to właśnie zapisy CVR stanowiły podstawowy „dowód rzeczowy” wypadku. Jak zresztą doskonale pamiętamy, migawka z czarną skrzynką (z filmu Wiśniewskiego) w ogóle otwiera ruską legendę o nieszczęśliwym wypadku na Siewiernym. W związku z tym, że to zapisy CVR miały być „koronnym dowodem”, to musieli czekiści sporo wysiłku włożyć w odpowiednie spreparowanie zawartości tychże rejestratorów. I włożyli.

Po pierwsze „przejęli” czarne skrzynki z taśmą, „która się przemieściła” (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...), w czym Polacy im szczególnie nie przeszkadzali, no bo w końcu Ruscy byli u siebie, na swoim terenie. Po drugie, jak się potem okazało, nie tylko taśma się przemieściła, ale i była niestandardowa, bo zapisująca o wiele więcej minut niż zwyczajowe pół godziny przed ostatnimi wskazaniami przyrządów. Polskiej stronie to niezwykłe odkrycie dziwnej szpuli także nie wydało się niczym dziwnym. Po trzecie, ludzie Putina dokonali rekonstrukcji tego, co rzekomo miało być mówione w kabinie Tu-154M, wcale się nie przejmując tym, że wiele wypowiedzi jest „niezr.”, inne w ogóle nie padają (czego dowiodła potem polska analiza fonoskopijna), zaś niektóre kluczowe, które miały paść, jak choćby komenda śp. mjr. A. Protasiuka dotycząca odejścia na drugi krąg czy ta wypowiedź skierowana do śp. dyr. Kazany, by podjęto decyzję o wyborze lotniska zapasowego, zostały przez ruskich rekonstruktorów „zniknięte” (http://www.tvn24.pl/-2,1689277...) – to również polska strona przyjęła niemalże z pełnym zrozumieniem, tak jakby tego rodzaju zniknięcia nie można było zastosować w innych miejscach „zapisów”. Na przykład w takich, w których załoga faktycznie po konsultacjach z kontrolą w Moskwie (których śladu nie ma w „stenogramach” CVR) kieruje się z polską delegacją na zapasowe lotnisko.

Zwróćmy uwagę, że zarówno „rekonstrukcja” zawartości rejestratorów głosu, jak i sam proces ich upubliczniania, poddane były przez ludzi Putina wielomiesięcznej „obróbce skrawaniem” z zachowaniem najważniejszych technik dezinformacji (zwłaszcza w kwestii „rewelacyjnych” przecieków dotyczących tego, co w tychże zapisach miało rzekomo być). Jak wiemy, publikacja „stenogramów” nastąpiła dopiero 1 czerwca 2010 r. (http://www.tvp.info/informacje...) i natychmiast została okraszona propagandowymi, promoskiewskimi interpretacjami dotyczącymi szarżowania nonszalanckiej załogi, „wkurzania się” i „nacisków”. Nikogo w mainstreamie nie obchodziło oczywiście to, czy ruskie rekonstrukcje są zgodne z prawdą i czy nie zawierają miejsc zmanipulowanych (http://freeyourmind.salon24.pl...) (http://www.naszdziennik.pl/ind... – świetny tekst ppłk. dr. T. Augustynowicza rozprawiający się ze znawcami z „Newsweeka”).

Jak się potem okazało z wielu polskich analiz – ruskie rekonstrukcje NIE były zgodne z prawdą (i to nawet w tym zakresie, w jakim spreparowano kopie zapisów CVR), ale to też nikogo nie obchodziło. Nikt sobie również nie łamał głowy tym, że zarejestrowane zostało niemal 40 minut rozmów w kokpicie, a przecież nasuwa się pytanie, skoro niemal 40 min., to czy nie było jeszcze np. dziesięciu dodatkowych minut nagrania? Te dodatkowe 10 min. wcale nie jest jakimś moim wymysłem, lecz nawiązuje do ruskich, oficjalnych wypowiedzi z 10 Kwietnia. Skąd możemy wiedzieć, że zapis CVR naprawdę się urywa o tej godzinie, o której przedstawili Ruscy, skoro ci sami Ruscy mówili o zniknięciu polskiego samolotu z radarów o... 10.50, a godzinę katastrofy podawali z całkowitym przekonaniem jako 10.56? Skąd zatem możemy wiedzieć, że po komendzie mjr. Protasiuka „Odchodzimy na drugie zajęcie” (10:40:47) potwierdzonej przez drugiego pilota, Ruscy montażyści nie wycięli 10 minut materiału, a końcówkę słyszymy z innego lądowania? I najważniejsze: czy sprawdzono w Polsce autentyczność głosów zapisanych na tychże kopiach? Czy porównano z innymi próbkami głosów (pilotów, nawigatora (np. stąd http://www.youtube.com/watch?v...))?

Ba, pojawiały się po publikacji „stenogramów” dalsze rewelacje o tym, CO JESZCZE można usłyszeć w kokpicie (http://www.tvn24.pl/0,1664953,...) – tak jakby proces rekonstrukcji zawartości CVR nie tylko nie został zakończony, lecz w najlepsze trwał dalej! Albo też, jakby żadnych oryginałów CVR wcale nie było, tylko jakiś reżyser wciąż pracował nad słuchowiskiem, nieustannie zmieniając jego wersje i nie będąc zadowolonym z efektu końcowego. Co więcej, Ruscy konsekwentnie odmawiali przekazania Polsce oryginałów, zaś dźwiękowy zapis „słuchowiska” upublicznili podczas skandalicznej konferencji MAK-u, na której „pokazano”, jak miało dojść do głupiego wypadku spowodowanego przez głupią załogę.

Jeśli przyjmiemy (chyba całkiem zasadne) założenie, że w maskirowce coś udaje coś innego, to powinniśmy też brać pod uwagę to, że „koronny dowód wypadku”, jakim są zapisy CVR, jest także czymś, co tylko udaje autentyczne zapisy tego, co mówione było w kokpicie. Jak już zresztą sygnalizowałem (http://freeyourmind.salon24.pl...) – „stenogramy” z wieży nie zawierają części tego, co jest w „stenogramach” CVR. To już sugeruje, że zapisy CVR mogły zostać, by tak rzec, wzbogacone pod pewnymi względami. Mogło też być tak, że nagrania rozmów na wieży zostały natychmiast „po wypadku” przez czekistów przefiltrowane (Polacy, jak zapewnił J. Miller, mieli je zdobyć dopiero 17-20 kwietnia 2010 (http://www.fakt.pl/Stenogramy-...)), choć niewykluczone, że i także uzupełnione (wzbogacone) – takie skojarzenie nasuwa „lekcja angielskiego” w wierzy w godz. 10:06-10.10, a więc tuż przed włączeniem się do akcji tajemniczego Transaero 331, który „na prośbę Moskwy” dopytuje o „faktyczną pogodę” na Siewiernym, choć wcale nie deklaruje zamiaru zniżania się ani lądowania (http://www.mak.ru/russian/inve... s. 28-29). „A wy dla polskiego statku pracujecie?”, pyta Plusnin ni z gruszki ni z pietruszki. Na co załoga Transaero odpowiada na zasadzie, że ona jest tylko przejazdem w okolicy i tak właśnie sobie dopytuje o tę pogodę, bo „Moskwa prosiła”. Jest to o tyle zaskakujące, że 1) wieża z Moskwą jest od początku swej (rejestrowanej od 7.15, choć stenogramy obejmują tylko czas od 8.38 do 10.45, przypominam) pracy jest w kontakcie, zaś swoją „faktyczną” prognozę pogody robi poprzez „analizę na oko” (http://www.fakt.pl/Rosyjscy-ko...) oraz łączenie się z Jużnym itd. Plusnin „myśląc na głos” i mówiąc do „anonima” siedzącego w wieży (10:12:25), sądzi jednak, że ruski Transaero 331, który wyszedł z Moskwy, dopytywał o pogodę dlatego, że Moskwa chce skierować polską delegację do Mińska lub na Wnukowo. Ów Transaero 331 zbliża się do punktu ASKIL o 10:18:51 (wedle „stenogramów” CVR), co słychać w kabinie pilotów (http://mmariola.salon24.pl/280...). Tupolew jest tam parę minut później (10:22:11).

Przypominam w tym miejscu o tej wymianie zdań zrekonstruowanej w Polsce:

10:29:53 Nawigator: „Zanim zdecyduje, to może kartę byśmy zrobili w międzyczasie? Wszystko jedno czy to będzie Mińsk, czy Witebsk.”
10:29:57 Kapitan: „Tak, bardzo proszę.”

- świadczy ona bowiem o tym, że załoga szykowała się do lotu na zapasowe lotnisko, aczkolwiek wiemy, że moskiewska „kontrola” chciała skierować Polaków na Wnukowo (http://www.rp.pl/artykul/59700...). Tymczasem, wedle „stenogramów” CVR o 10:22:45 „kontrola” przekazuje załodze jedynie częstotliwość „Korsaż-a” i na tym się kończy rozmowa, co jest o tyle dziwne, że przecież minutę później wieża z Siewiernego rozmawia z wieżą na Jużnym na temat tego, że to Moskwa kieruje lotem tupolewa. Gość z Jużnego zapewnia Plusnina, że przekazał Moskwie, iż nie ma sensu, by tupolew lądował w Siewiernym. I w tej samej minucie nawiązana zostaje łączność między Tu-154 M a „Korsaż-em”. Gdy piloci podają, że mają jeszcze 11 ton paliwa, Krasnokutski mówi do Plusnina „Do Wnukowo wystarczy” (10:23:57). O 10:28 polski samolot po raz pierwszy na parę minut znika z radarów na Siewiernym.

Dysponujemy faktami układającymi się w pewną logiczną całość wydarzeń z 10 Kwietnia. Po pierwsze: aparatura w wieży działa wadliwie lub też, co nawet o wiele bardziej prawdopodobne, jest zakłócana od momentu wejścia polskiego samolotu w ruską przestrzeń powietrzną. Czy nie jest więc możliwa podmiana samolotu i maskirowka wypadku? Po drugie, spora część rozmów na wieży (i wieży z „kontrolą”) dotyczy skierowania polskiej delegacji na zapasowe lotnisko, ale – jak wiemy z lektury „stenogramów” CVR – NIE znajduje to niemal żadnego w nich odzwierciedlenia. Nigdzie nie pojawia się polecenie typu „lećcie na takie a takie lotnisko, bo na Siewiernym nie ma warunków do lądowania” (http://www.youtube.com/watch?v...) ani też nie ma (wbrew temu, co głosili wielokrotnie Ruscy 10 Kwietnia) ODMOWY polskiej załogi wykonania takiego polecenia (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...). Ruski gen. A. Aloszyn 10 Kwietnia (jak podaje „GW”) przekazuje informację, że kontroler lotu „kilkakrotnie nakazał jej (tj. załodze) skierowanie maszyny na zapasowe lotnisko”, co Polacy mieli zignorować. Załoga miała też nie reagować na płynące z wieży „ostrzeżenia, że zbyt gwałtownie podchodzi do lądowania”. To samo miał powiedzieć Bastrykin i Połtawczenko („Z powodu złych warunków atmosferycznych: mgły i fatalnej widoczności, strona rosyjska zalecała lądowanie na lotniskach w Mińsku - poinformował premiera Putina przedstawiciel prezydenta Gieorgij Połtawczenko, który czekał na lotnisku na polską delegację i był świadkiem katastrofy. Powiedział - jak donosi newsru.com, że przy lądowaniu samolotu nie było słychać hałasu silnika, a tylko kilka dziwnych uderzeń”) (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...).

Tymczasem już koło godz. 10-tej (ruskiego czasu, rzecz jasna) 10 Kwietnia P. Kozłow na Siewiernym przekazuje stronie polskiej informację, że samolot zostanie skierowany do Wnukowa, a kilkanaście minut później, że do Mińska, co sprawia, że poinformowani zostają przez MSZ (D. Górczyński) pracownicy i w ambasadzie w Moskwie, i w Mińsku mający się szykować do ewentualnego przywitania prezydenckiej delegacji na lotniskach (http://www.gazetaprawna.pl/wia...). Ta wiadomość, jak wiemy z relacji J. Sasina, dociera także do Katynia.

Plusnin w swych wczesnych zeznaniach twierdził o załodze: „Oni najpierw informowali, a potem przestali dawać jakiekolwiek informacje (…) Z załogą prowadzi się kontakt radiowy i przez radio powinno się podawać kwit” (od 0'32'' materiału http://www.youtube.com/watch?v...). No więc może nie było „podawania informacji” oraz „kwitowania”, bo i samolotu nie było?

A tu jeden z ruskich leśnych mundurowych dziadków (http://www.youtube.com/watch?v...), co nie tylko wszystko sam widział na własne ślipia, ale i nawet (już jako „mieszkaniec Smoleńska”) znalazł w błocie cudownie nietknięte godło z salonki (http://www.rp.pl/artykul/46738...). To by dopiero była historia, gdyby się kiedyś na jakimś amerykańskim zdjęciu z Rosji z 10 Kwietnia, cały tupolew cudownie nietknięty odnalazł. No ale wtedy Ruscy powiedzą, że przecież już 10 Kwietnia informowali nas, że tupolew został odesłany na zapasowe, więc o co nam chodzi?

http://wiadomosci.wp.pl/kat,13...
http://mmariola.salon24.pl/280...
http://www.gazetaprawna.pl/wia...