FILMOWISKO

Sto lat temu Gdynia przy Polinie stanowiła zapyziałą małą rybacką wiochę. Teraz to metropolia, szyk, sznyt i…Festiwal Filmowy. Wójt Buć, który czuł niedosyt kultury wyższej, dumał przy barze na wysokim stołku pubu „Pod Pipą”. Sezon ciepnął hojnie szmalem, może by tak coś…wykulturyzować? – kombinował. A takie filmowisko, taką „Gdynię bis”!? To była myśl! I natychmiast miast chlusnąć setę siwuchy pod śledzia, kazał szynkwasowemu Janowi Kielowi, lać spirytus do szklanic. Potem przed wypiciem spirt zapalał, niczym Cybulski i mrucząc jak Linda – co ty wiesz o zapijaniu – ruchem przedsiębiernym a zasięrzutnym niczym Dean Olbrychski, lał delikt w bezmiar przełyku i metafizyki. Nakacowi ta sztuczka nie wyszła, zajęła się kufajka i trzeba było zapalonego aktora amatora w rzeczce Śliniance dogaszać. Byznesman Robinson Krauze chętnie dał w pacht pustą świniarnię (pomór afrykański)  na tymczasowe centrum filmowe. Artysta z gdańskiej „Łaźni” prof. Klajman przewrotnie zaaranżował wnętrze obiektu po tucznikach i zaprojektował statuetki do nagród. Co tam Lwy, Palmy, Oscary, tu ścigać się będą filmowcy & filmiarze o Złote Koryto! Hollywood przyklasnęło wszak jego założyciele wywodzili się nieodległego Krasnosielca (Warner Bros (Aron, Szmul i Hirsz Wonsalowie) i Warszawy - Gelbfisz czyli Goldwyn.    
Gdzieś około świętego Łazarza (patron żebraków i filmowców) po wsi poszły wici, że już zjeżdżają tu rzeczpospolici filmowcy i komedianci, będą obradować, oglądać, pić i gzić. Zali będzie filmiarsko, będą stoliczne festiwalenie i notoryczne festiwalice. Zaiste, zjechały się Stuhry, Peszki, Machalice. Tragicy jednorazowego użytku i seryjne Karolaki. Z niedaleka dopłynęła Kasia Figura, ona już była gdynką tubylką. Porzuciła Waltzburg zali Warszawkę. Czerwony dywan rozwinięto między świniarnią a pubem. No, ale kiedy do pensjonatu „Pod Czerwonym Burakiem” zajechał 12-metrowym Licolnem reżyser Wajdak – Old Spice wielkiego świata – rozlał się po łopianach i rojstach polińskich. Zwykłymi Jaguarami i pospolitymi Ferrari ciągnęły za nim stoliczni chłopcy i chłopczyce, akolici i aktorzyce, jako i wszelka garmażeria krytyki tivi-lnej, pleybojnej, twojostylnej, niusłicznej. W agencji towarzyskiej „Ethos & Eros”  rządził niepodzielnie Jan Purzyna – (ksywa Kudłaty). Głosił on za to wyjątkowo trzeźwe poglądy – „film polski od filmu światowego różni się mniej więcej tak jak dyspozycyjny TW Piwowski od czystego Piwowarskiego...” Proponował takoż „Psy-4” – sprzedać do programu Animals prócz jednej suki. (ta dopiero tańczyła na rurze)  Wątek podchwycił Kolski – „księżyc już wzeszedł – psy się uśpiły – tylko coś klaszcze pod borem”. –„Tu jawor – tu jawor – co tam u was k..wa – klaszcze – zapytał kapitan Halski. „Tu suka – tu suka” – ozwała się przytomnie Doda Rottweiler – nadająca via walkie talkie heroina stacji TV-Rh+. Proboszcz Trybularz jedną tacę ofiarował na upadły teatr Jandy, a i o Mieszkowskim pamiętał. A pomiędzy remizą a stodołą Janka Ryzykanta – wytyczono „aleję gwiazd”. Teren był dość gliniasty, więc odciski rąk i innych organów „ludzi z branży”  wyglądały całkiem  Los-owo Agele-śnie. Tu był pazur Pazury, tam kawowy Pedros-Gajos, a nad ranem pojawił się dół – dziura – wykrot, na którym urwał podwozie radiowóz z 13 posterunku. Śledztwo wykazało, że to swoje wdzięki awersem (katedralnego biustu) odbiła Aśka Liszka, o której mówiono – 120-60-120. Wymiary pokrywały się z nr jej sex-telefonu. Przypadek – jak zwykle w tej dziedzinie, bo złośliwi twierdzili, że to – cena – waga – inteligencja. Plotkowano, że film o zjednoczonych stanach miłości (ech ten negliż Coca Kolak) dostał nagrodę, bo berliński niedźwiedź puścił pawia. Przez filmowisko życie straciła foka Balbina, którą reżyser Zanussi pomylił z jedną posągową arystokratyczną aktorką i kazał basen napełnić szampanem. A pił ktoś z bucika Nr 44?! Ale ad rem. Ludzkość ściągała z okolic i całego Trójmiasteczka. Chłopcy i dziewczęta z lokalnej tivi, niknąc śród gwiazd i stolicznej socjety, usługiwali niczym ministranci na bankietach u księdza Sowy. I wtedy przyjechał minister Gliński, aby pokłócić się z bratankiem o „Roja”. I Trybularz kazał bić w dzwony. Zajarzyły race, ognie bengalskie, lasery i podniebna feeria ogni sztucznych. Werdykt nie był niespodzianką. Za film „Aby było jak było” dostała Złote Koryto – Holland.  A song zeń to był hit:
aby było tak jak było
by radosne było ryło
by się piło by się żarło
- oby nigdy nie umarło…;)
(słowa – Janek Cyganek, muzyka – Franek Satanek, wykon – Organek)