Hans, Helmut i...Złota Rybka...(trzeci odcinek Polina)

W południe w pubie „Pod Pipą” było pustawo jak w Sejmie podczas czytania ustaw. Szynkwasowy Jan Kiel przeto leniwie  studiował „Baltischer Zeitung*”  i dywagował z bezrobolem  Nakacem, jedynym konsumentem pilsa. – Coś tu nie gra, Niemiaszki miały V1, V2 a teraz piszą o V4, czyli co im robi koło eurodupy – Grupa Wyszehradzka?  Indagowany pociągnął tęgi łyk z kufla i replikował: logika wskazuje, że gdzieś się zawieruszyło V3. Ordnung muss sein i obaj zasępili się, bo we wsi się pojawił niedawno jakiś tam Helmut  zza Odry i utrzymywał, że ma papiery i chałupa Męczymóżdżka do niego należy. –Warszawiacy wyszli na ulice – cytował z BZ* Jan Kiel. – By sprawdzić czyje są kamienice – wiódł wątek Nakac. Tam Warszawka czyli Waltzburg, a tu problem z tym Schulzem powstał  w Polinie. Tym Helmutem. Wójt Buć Sabelbon, wilniuk – repatriant, mając świadomość epidemii roszczeń, zlecił szynkwasowemu dyskretne „rozpracowanie Helmuta”, a sam ruszył do jego ojczyzny rozpoznać, kto i co zacz.  No nie sam a z połowicą, której kazał zrobić fryzurę a`la Angela, czyli własnoręcznie fiokowane kędziory wg koncepcji – piorun w stogu siana. Aby ciapatym nie rzucać się w oczy. Wójtowa uszyła sobie burkę i takoż zapakowała toto do sakwojażu ze względów BHP śród mieszanki germańsko – islamskiej. Tam trwało takie ubogacanie, że Niemki modliły się: Aniele Merkel – stróżu mój – ty ciągle przy mnie halt-uj. Morgen und abend. Amen. Deutsche nasz…” itd. Sprawa zaczęła się nieco przejaśniać, kiedy obiadującemu w pubie Helmutowi Jan Kiel zaserwował sznapsa gratis. Potem drugiego, a język rozwiązało kilka „nautilusów” (50-ka wódzi zatopiona w  kuflu piweńka). Bredził coś o dziadku Hansie – obersturmfuhrerze, który coś tu robił w wojnę w Polinie, które zwało się podówczas Altdorf. A potem po tych „mischungach” Helmut tak zapawiował „Pod Pipą”, iż jak to ujął ongiś literacko Cortazar – pub trzeba było sprzątać grabkami. Zaśpiewał jeszcze Deutschland uber alles i padł jak pod Stalingradem dziad. Tymczasem Buć dzwonił z Greifswaldu, gdzie zdobywał wiedzę o uzurpatorze do chałupy. Namierzając współrzędne zdumiewał się, że Niemcy na drzwiach piszą KMB. Może Polacy tu mieszkają – koncypował…Jednak nie! Tradycjonalizm niemiecki opierał się na 3xK (Kinder, Küche, Kirche)…a teraz oparł się na KMB – co chyba miało znaczyć – Kinder, Meczet, Burka. Ech czasy obyczaje… I to może było to brakujące wunderwaffe V3, zali w pobliżu płynęła rzeczka Peene, a vis a vis było Peenemunde, poligon pocisków V1. Politrakietą upadłej DDR okazała się komsomołka Angela. U nich też komuna padła na cztery łapy…w każdej łapie portfel z Deutsche Mark. Potem Marki wymieniono na Euro i tubylców poczęto mieszać z Syryjczykami & consortes. Ale ad rem. Buć w poNRDowie dotarł  do wiedzy o Helmucie. Dziad w czarnym mundurze z piszczelami na czapce zaiste stacjonował w Altdorf (Polinie). Kaszubów (których zmuszano do  podpisania III-ciej kategorii volkslisty) traktowano łagodniej i…tak Męczymóżdżek za jakiś ekwiwalent odstąpił chałupę na jakiś sztab. I jakieś tam papiery i mapy onegdaj Hans pokazał Helmutow. Nic nie było w tym dziwnego, oprócz ewidentnie potwierdzonego klinicznie faktu, iż wnuk leczył się psychiatrycznie i vistość pojmował ufnie, wręcz niemowlęco, jak nie przymierzając balcerowiczątko Petru w kraju Polinian. Żółte papiery Helmuta rozwiały mgłę podejrzeń, niejasności i co tu ukrywać strachu nad Polinem. Zresztą sam Buć mieszkał w domu jakiegoś wypędzonego,  co ich „uszlachetnia” urodzona w Rumi Erika, kumpela Angeli. Męczymóżdżek zaordynował „Pod Pipą” piwo dla wszystkich, radość wybuchała jak granaty RG-42, a rechot z Helmuta słychać było pono nawet w Trójmieście. Germanie, którzy nie mają zupełnie poczucia humoru nadrabiają to poczuciem obowiązku. Nawet w opowiadaniu specyficznych dowcipów. Otóż wójt, poliglota, ale tylko w rosyjskim, w Bauerstube zali knajpie, dogadał się z autochtonem „dederonem” (sierotą po Honeckerze). Przed zawaleniem muru berlińskiego jeden Rusek przypadał na jednego DDR-ona. Podobno. Oto trzech rybaków w rzeczce Peene złapało Złotą Rybkę. – Wypuśćcie mnie, a spełnię każdemu po jednym życzeniu. OK – mówi pierwszy, mam w domu plagę karaluchów. – Dostaniesz karaluszka, zje wszystkich współbraci i zdechnie. – U mnie – szczury – mówi drugi rybak. Dostaniesz mini szczurka etc…i po problemie.  Trzeci duma, duma i pyta – a nie masz Rybko takiego małego imigranta? No w wersji Made in DDR imigrant był Ruskiem… (cdn)