Społeczeństwo obywatelskie, czyli o co biega

Samo hasło społeczeństwo obywatelskie zostało już dostatecznie zdeprecjonowane. Po pierwsze  - nazwa „społeczeństwo” obraża część prawicy, która żąda nazwy Naród, po drugie cała fraza od dawna już kojarzy się z różnymi szemranymi organizacjami pozarządowymi, oczywiście na garnuszku państwa i o raczej lewackim zabarwieniu.

Zacznijmy od początku.
Społeczeństwo ma piękny źródłosłów od słowa „społem”, czyli staropolskiego razem, wspólnie. Obywatel to też staropolski wyraz, oznaczał mającego prawo głosu i obowiązek czynnej obrony kraju, czyli de facto szlachcica.
Frazie „społeczeństwo obywatelskie” dobrze by było przywrócić dawne znaczenie > wspólnota ludzi mających prawo głosu i obowiązek obrony kraju*, przy czym obrona w dzisiejszych czasach niekoniecznie musi oznaczać służbę w wojsku. Ba...

Jeśli wrzucimy w wyszukiwarkę hasło „społeczeństwo obywatelskie”, to dostaniemy multum wyników, mamy nawet rządowy departament do tych spraw, a tam rozpatrywano bardzo poważne tematy, np >  Pakt publiczno-społeczny na rzecz zwiększenia udziału obywateli i wspólnot samorządowych w rozwoju ekonomii społecznej wpierającej działania na rzecz spójności społecznej 2020
Konia z rzędem każdemu, kto zrozumie, o co w tym biega, poza tym, że autorem był  Henryk Wujec, a strona nieco się zestarzała. Chodzą słuchy, że ponoć szykuje się jakiś nowy projekt na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, ciekawe, co tym razem już nowa władza wymyśli i kto na tym zarobi...
Ale ja nie o tym, tylko o wspólnocie*, gdzie zgodnie z chrześcijańskimi zasadami polityki zakłada się tzw. zasadę pomocniczości, czyli subsydiarność, (z łac. subsidium 'pomoc, wsparcie, siły rezerwowe') – zasada mówiąca o tym, że każdy szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania, które nie mogą być skutecznie zrealizowane przez szczebel niższy lub same jednostki działające w ramach społeczeństwa. Idea subsydiarności sięga swoimi korzeniami czasów starożytnych, jako zasada jest także ważnym elementem katolickiej nauki społecznej./za Wiki
     
Subsydiarność to jest w istocie straszna rzecz dla każdej władzy, bowiem oddaje mnóstwo decyzji w dół, czyli do ludzi. Dlatego każda władza bardzo lubi sobie to społeczeństwo obywatelskie urządzać odgórnie i wg swoich wzorów, natomiast autentyczne ruchy społeczne rzadko kiedy mogą liczyć na sympatię i wsparcie. Do tego autentyczna subsydiarność wymaga pozostawienia dość szerokiego marginesu do decyzji obywatelskich, a więc zmiany prawa regulującego zbyt dokładnie życie codzienne. Póki co jakoś nic nie słychać o deregulacji, otacza nas mur szczegółowych przepisów, a sejm pracowicie tworzy następne. Jesteśmy więc zdani na wiarę w Dobrą Zmianę, ale nijak póki co w niej udziału wziąć nie możemy, bo nie ma narzędzi ku temu, a dokładniej jest mnóstwo narzędzi skutecznie blokujących działania lokalne.
Idea samorządu, zupełnie upartyjniona przez reformę Buzka, wyklucza (poza najmniejszymi gminami) jakąkolwiek działalność poza partiami politycznymi, a te są z kolei uzależnione od decyzji centrali. Na wszystko poza tym trzeba mieć papierek, zgodę, rejestrację i pozwolenie. I sprawozdawczość oczywiście – nie daj Boże jeszcze przy tym jakaś działalność gospodarcza, wtedy już koszmar zupełny.

Dlaczego ja o tym piszę? Bo przypomniałam sobie rozmowę z O. Polkiem, opatem klasztoru cystersów w Wąchocku. Była to dość smutna rozmowa o misji cystersów w czasach współczesnych, a raczej o braku możliwości realizacji takiej misji wg pierwotnych założeń. I pomyślałam sobie, jakby to było pięknie, gdyby cystersi wg dawnych wzorów znowu objęli opieką wieś i małe miasteczka. Oczywiście dzisiaj nie mają wielkich fundacji, ale przecież mogliby organizować wspólnoty rolnicze, spółdzielnie itp. – służyć pomocą, radą, tworzyć miejscowe organizacje gospodarcze, zwłaszcza na obszarach, gdzie dominują drobne gospodarstwa rolne. No, ale te przepisy.....
Jak już wspominałam, wyczytałam na stronie Ministerstwa Rozwoju, że program rozwoju dla wsi będzie tworzył minister geodeta Jurgiel. Póki co wymyślił ustawę blokującą handel ziemią, zapowiada centralizację wszystkich firm państwowych działających na obszarze rolnictwa pod jednym szyldem, pewnie w następnym etapie wymyśli obowiązkowe izby gospodarcze dla rolników....

Inny przykład – małe gminy potrzebują tanich projektów, studenci potrzebują praktyk. Ze względu na obowiązujące przepisy nie do wykonania. Swoje praktyki organizowałam na wariata, bo przecież nikt oficjalnie nie zgodzi się na prosty barter – studenci śpią w remizie na karimatach, jedzą co im Koło Gospodyń ugotuje, a w zamian robią projekt/badania dla gminy. Jeszcze w 2000 roku się dało, obecnie nie przeskoczenia oficjalnie. Itp., itd. 

Pozostaje poczekać, co nam znowu władza zaprojektuje jako program rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, ale jakoś nie mam wiary.....

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika 3rdOf9

04-08-2016 [23:25] - 3rdOf9 | Link:

Dobre... Nie wiem na ile takie przeregulowanie jest tylko polską specyfiką: cała Europa to były przecież kiedyś księstwa i królestwa, które z wolna nabrały demokratycznego charakteru, stąd wiele jest tutaj mentalności niewolniczej - to tylko USA powstało "od dołu" i tam republikanie mają mentalność odmienną.

Co do PiS, to ja traktuję tę partię jak lodołamacz: skruszył beton nowej i starej nomenklatury i odsunął od władzy tych, którzy system klientelistyczny z całej siły tworzyli. Dzięki temu zwiększyły się możliwości tworzenia nowych ruchów i inicjatyw społecznych.

Ale jeśli chodzi o prawdziwą wolność i samorządność, to czegoś takiego ani PiS ani nikt na świecie nam nie przyniesie na tacy. Takie są prawa fizyki, że o swoje prawa zawsze trzeba walczyć, to z definicji wymaga naszej aktywności: choćby aktywnych zabiegów o odpowiednie deregulacyjne ustawy.

Więc albo wykorzystamy tę szansę, która się teraz przed nami otworzyła, zaczniemy od dołu tworzyć rozmaite ruchy i inicjatywy mające na celu poszerzanie zakresu odzyskanej wolności, albo też będziemy siedzieć i narzekać i marudzić na Kaczyńskiego, że nie jest Piłsudskim oraz że "za kniazia Jaremy to lepiej bywało".

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Jabe

04-08-2016 [23:45] - Jabe | Link:

Korzystając z okazji dorzucę, że samorządy u nas są przybudówką do władzy centralnej – mają robić, co im ta zleci, znaleźć na to pieniądze i cicho siedzieć. Trudno się dziwić, że gdy przychodzą wybory, partie robią sobie test popularności. Przecież to udawane. Ewentualnie ktoś przeczeka na stanowisku, dorobi być może na boku. Ludzie instynktownie wiedzą, że nic się nie zmieni, bo prawdziwa władza jest gdzie indziej. Mają decydować, kto w łapę będzie brał?

To się zaczęło już przy pierwszej ustawie samorządowej. Wówczas na mównicę wchodzili posłowie i opowiadali, co ich zdaniem te popychadła samorządy powinny robić. Tymczasem przede wszystkim powinno być powiedziane, czego im nie wolno.

Trochę mi to przypomina samorząd szkolny z podstawówki.

Obrazek użytkownika jdj

05-08-2016 [12:47] - jdj | Link:

Niestety, nawet słońce plasuje się jako centralne w układzie ... że też nikt tego nie krytykuje!

Obrazek użytkownika smieciu

05-08-2016 [21:58] - smieciu | Link:

Wpis w porządku. Ale naprawdę nie mam pojęcia co można zrobić w obecnym systemie. To jak porywanie się z motyką na słońce.
Dobry przykład pani dała ze studentami. Taka malutka sprawa a i tak raczej nikt nie poważy się na taki "lewy" układ. Bo zaraz ktoś doniesie itd. itp. Po co robić takie rzeczy. Nikt pani nie zrozumie za to wszyscy kiwną głową ze zrozumieniem że z pani strony byłoby idiotyczne ryzykować swoją urzędniczą pensję na jakieś "rewolucje".
No nie da się.
Nie da się nic zrobić bez kasy a jeśli ktoś ma ten nadmiarowy tysiąc czy więcej nadmiarowych złotych to przecież naprawdę można wydać je na coś co przyniesie jakiś efekt. Nawet dać na jakiś sierociniec.

Myślałem że możnaby przykładowo spróbować założyć jakąś wspólnotę religijną, cokolwiek co pozwoli na własne zorganizowanie społeczeństwa. Tylko zaraz przychodzi mi do głowy jakiś urzędnik z prostym tekstem: "O! wytwarzacie dobra. Opodatkujemy je..." Albo zrobią z ciebie sektę itd.
Albo założycie szkołę i co? Będzie mieć mądrych nauczycieli, np. nauczyciela historii uczącego prawdy a nie propagandowych dyrdymałów. No ale przecież będzie bez papierka. Cała szkoła nielegalna.
Wasze wspólnotowe prawa nielegalne. Itd.
Bez broni w ręku nie obronicie się. A broń to znowu eskalacja. Mało kto ruszy do walki. Zwłaszcza mając małe kwilące dziecko gdzieś tam z tyłu.
Zresztą to małe kwilące dziecko nie pozwoli ci nawet zorganizować układu ze studentami.

Nie wiem. Może macie jakieś pomysły?