Myśl wyzwala możliwości

W moim ostatnim artykule noszącym tytuł: „Jak wykorzystać szczyt NATO?”, jeden z ciekawych komentatorów zakwestionował następujące zdanie: „przejęcie tak newralgicznego miejsca, jakim jest Polska, może oznaczać, że siły europejskie w porozumieniu z Rosją, mogą zostać skierowane przeciwko Chinom”. Oczywiście krytykę przyjmuję i dziękuję za nią, tym bardziej, że na późniejszym spotkaniu NATO-Rosja Amerykanie potwierdzili wspólne warszawskie stanowisko i wykazali, że stosują polityczny balans: inne uwarunkowania obowiązują wobec Rosji na Wschodzie, a inne w Europie. W polityce jest to rzecz normalna. Jest jednak pewne „ale”, do którego chciałbym się odnieść.

Po pierwsze: Stany Zjednoczone są globalnym graczem i musimy założyć, że ów balans może zmienić swoje parametry i Europę Środkową pozostawić na lodzie (mało prawdopodobne, ale niewykluczone). Po drugie: choć światowa polityka obraca się wokół USA i Chin, to przynależność poszczególnych państw do określonego obozu jest wciąż płynna i nie do końca przesądzona. I na tym swoje uwagi chciałbym zakończyć. Resztę pokarze czas.

Zabezpieczenie jednokierunkowe
Ustawienie wojsk na wschodniej granicy UE wprawdzie przecina na pół porozumienie Rosja – UE i inicjatywę dalszego rozwoju w Europie oddaje w ręce Amerykanów, ale nie zapobiega to opanowywaniu przez Chińczyków poszczególnych banków i kręgów energetycznych na terenie Europy. Przełom w samym NATO polega na zmianie sposobu myślenia i wyznaczeniu swoistego „limes”. Z tym faktem dokonanym muszą się liczyć wszyscy. Także UE. Ale nie sposób ukryć, że jest to zapora ustawiona wyłącznie przeciwko Rosji.

W tej sytuacji należałoby zdefiniować pozycję strategiczną Europy Środkowej. I można to zrobić wyłącznie w stosunku do Rosji. Tarcza w Redzikowie nie jest zagrożeniem dla Okręgu Kaliningradzkiego i wątpliwe, aby mogła sama się obronić. Decyduje o tym zbyt bliska odległość. Istnienie więc wieży w Redzikowie, strategicznie nie ma dla nas znaczenia. Ale wyrysowanie batalionami linii obronnej na granicy wschodniej UE, powinno zabezpieczyć państwa Europy Środkowej przed „zielonymi ludzikami”. Opór Niemiec mógł wynikać z przyczyn praktycznych, ponieważ bataliony te nie chronią Berlina i Paryża przed bezpośrednim zmasowanym atakiem rakietowym ze Wschodu. Tak więc, jak się wydaje, obszar, od krajów bałtyckich przez Polskę do Rumunii, jest pokryty swoistym parasolem, który pozwala na rozwój własnej siły. Rzecz jednak w tym, aby, w razie potrzeby, broniła własnych interesów,  a nie cudzych.

I teraz pojawia się pytanie, czy armia polska w najbliższym czasie jest w stanie osiągnąć znaczącą siłę militarną? Jeżeli będziemy mogli obronić swoje terytorium, to możemy wyrazić zgodę na składowanie u siebie gotowych do użycia bomb atomowych. Jeżeli nie, to musimy zdać sobie sprawę, że ich obecność będzie narażać nas na gruzowisko poatomowe. Taki układ stworzyłby dość jasną sytuację i zablokowałby niekorzystny dla nas rozwój wydarzeń. Rosjanie musieliby przyjąć ustalenia NATO z Warszawy 2016, a sytuacja w regionie na jakiś czas zostałby ułożona.

Wejście Turcji
Zamach stanu w Turcji i umocnienie się Erdogana, zmienia dotychczasowy układ sił na geopolitycznej szali całej Eurazji. Zbiegł się on w czasie ze szczytem NATO w Warszawie. I dopiero teraz politycy, jak na patelni, dostrzegli wagę strategiczną tego państwa i tego zjawiska w regionie. Nie wiadomo kto stał za próbą zamachu, ale powiew powszechnego strachu, jaki padł na UE i USA, jest aż nader widoczny. Nawet Komisja Wenecka spuściła z tonu i przestała nękać Polskę.

Unia Europejska po brexicie i zachwianiu się Turcji, stanęła przed obliczem rozpadu i kompletnej klęski. Bataliony NATO nie dotarły jeszcze na swoje miejsca, a więc postanowienie jest nadal tylko zapisem na papierze. Z tego powodu granica wschodnia UE została czasowo podwójnie osłabiona: poprzez zapowiedź i brak tych sił. I to jest flanka środkowa.

Na południu jest zupełnie inaczej. Wydarzenia w Turcji osłabiły unijne morale. Oto nagle na Zachodzie standardy demokratyczne stały się już mniej istotne. Oficjalne stanowisko Niemiec stawia wprawdzie Turcji warunek: jeżeli zaakceptujecie karę śmierci, o wizach i członkostwie UE nie ma mowy, ale w kuluarach owa stanowczość już mięknie. Słychać na przykład, że owszem „Erdogan, będzie zabijał, ale w obronie demokracji” – w domyśle: tej samej, czyli naszej demokracji. Ale stanowisko Niemiec nie powinno już mieć większego znaczenie, bo przyjęcie Turcji do UE lub odrzucenie jej członkostwa, będzie miało ten sam skutek. Wzrost patriotycznych nastrojów tureckich muszą napawać Niemcy prawdziwą grozą.

Europa jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia i gdyby wykazywała wewnętrzną jedność i konsekwencję w działaniu, byłby to nasz wspólny problem. Tymczasem kraje tzw. drugiej prędkości muszą się obawiać, czy przypadkiem przykład Turcji nie wyzwoli tych samych tendencji, które znamy z okresu Republiki Weimarskiej, czasów hitlerowskich i II wojny? Państwa Unii centralnej, a więc pierwszej prędkości, w Europie mają bowiem do załatwienia podobny problem. Erdogan przecież pokazuje, jak się sprawy załatwia z opozycją. Ale nie jest to takie proste, bo obawy Europy Środkowej ostudzi fakt, że w Turcji mamy pierwszy przypadek zatrzymania pochodu „demokracji zachodniej” w Azji. Pikanterii dodaje fakt, że przez członka NATO. Od tego momentu kończy się baraszkowanie, zwłaszcza wojsk amerykańskich po całym Południowym Wschodzie. Podwójne standardy demokratyczne zawsze prowadzą do tragedii. Nie mniej jednak musimy się zastanowić, czy w Europie – ojczyźnie demokracji, spod którejś czapeczki nie wyskoczy nowe hasło. Na przykład: demokracja, albo śmierć!, lub na kółkach tej samej demokracji nie zostanie osadzony taran, który rozwali wszystko w pył –w imię demokracji?

Polityka zaczyna przybierać nieprzewidywalny obrót. Jeżeli prawdą okaże się, że Turcja przejdzie na rosyjskie pozycje, to drugą prawdą jest, że nowa fala uchodźców ruszy na Europę, jak szarańcza. I tej fali nie zdoła powstrzymać nikt, nawet Amerykanie za wielką wodą. Ale zapytajmy Matki Historii, jak to kiedyś było?

Eurazja takich exodusów zaliczyła wiele i zawsze przynosiły one niezwykłe cierpienia i ogólną destabilizację. Na początku chodziło o wojnę i nieznane bakterie, a więc epidemie i zarazy, które wraz z uchodźcami nawiedzały nieodpornych na nie gospodarzy, potem o biedą i głód. Jak w Apokalipsie. Dziś ze względu na wzajemne przenikanie się, groźba ta wydaje się być mniejsza, ale w zamian za to wystarczająco dużo jest bakterii wyhodowanych w laboratoriach. Tak czy owak, niezależnie od lokalizacji terenów do ich testowania, atak idzie wyraźnie w kierunku UE i pole testu może zostać tu przywleczone. Najazd uchodźców nie będzie atakiem bezpośrednim na Europę, lecz na jej dobrobyt i te państwa pierwszej prędkości, które swój dobrobyt zbudowały nie tylko na zasobach kolonialnych, ale również na swojej pysze i źle ustawionych parametrach kulturowych. „Pocieszające” jest jednak to, że po pożodze i milionach ofiar przyjdzie rozwój – nieśmiertelny bożek obecnej epoki.

Nowy podział
Jeszcze nie wiadomo, jak się zakończy rewolucja w Turcji, w jakim pójdzie ona kierunku i kogo za sobą pociągnie. Oczywiście interesy Turcji i Rosji nie są tożsame, i nigdy nie będą. Rosja nie ma dobrych perspektyw, Turcja mobilizuje się i jednoczy – ma cały pas tureckojęzycznych narodów, które stanowią rosyjskie podbrzusze. Może zastanawiać pewność siebie Erdogana, ale gdy dowiemy się, że za tym wszystkim stoją chińskie banki, rzecz staje się bardziej zrozumiała. Rosja jednoczyła ziemie ruskie, ale obecnie wychodzi na to, że Chiny zaczynają jednoczyć cała Azję, a przynajmniej jej środkową i północna część, z cała Europą. Linia podziału, jaka się zarysowuje jest linią oddzielającą Azję od Europy. I co ciekawe, podział ten następuje w sposób naturalny. Ale wyznaczyli ją Amerykanie a nie Chińczycy. Najciekawsze jest jednak pytanie, w jakim kierunku pójdą państwa aspirujące dotąd do UE?

Obserwując działania strategiczne Europy na przestrzeni ostatnich kilku wieków, można dojść do wniosku, że rosyjskie metody walki z Zachodem podsunął jej sam Zachód. Metoda sprawdza się od lat: najpierw podgrzewamy nastroje społeczne, potem podstawiamy worek i rozpoczynamy manipulację, a dojrzałe owoce same spadają na jego dno. Przykładem dzisiejszych „spadów” jest Wielka Brytania i będzie prawdopodobnie: Turcja, Ukraina, Mołdawia, Gruzja itd. Wszystkie te państwa niewiele wspólnego mają z działaniami rosyjskimi, ale mimo to zostały wpędzone w układ, który przekłada się na czas pracujący dla Rosjan. Brexit, jak wszyscy wiedzą, był odpowiedzią na stosunek UE do emigrantów i niekompetencję struktur unijnych, natomiast los pozostałych państw może najzwyczajniej wyniknąć z braku alternatywy. Opór wobec Rosji w takim przypadku okazuje się bezsensowny, bo prowadzi do mnożenia ofiar... I na tym przykładzie widać całą tajemnica polskiej klęski dziejowej w walce z imperializmem rosyjskim, który wyłącznie spadał na barki Polaków. Europy broniliśmy po to, by później nami pogardzali. Niesamowite!

Inaczej przedstawia się doświadczenie walk z Turkami – tam nie było zbytniej polityki, lecz zawsze decydowała masowość uderzenia. I nie ma się co łudzić, że dzisiaj będzie inaczej – nie zbrojnie, ale poprzez emigrantów. Trudno wprawdzie wyobrazić sobie, że Turcja zrezygnuje z członkostwa w NATO, ale celowość czystek Erdogana jest ukierunkowanie na wzmocnienie państwa i tureckich szans na lokalne mocarstwo. Ale spróbujmy tu puścić wodze politycznej wyobraźni.

Najbliższym wytłumaczeniem tych działań, jest chęć powrotu do tradycyjnego modelu państwa. Kemalizm, dzięki Europie, nie sprawdził się i jest w odwrocie. I to jest niebezpieczna perspektywa. Ale w tej rozgrywce może okazać się, że Europa ma do dyspozycji pas narodów niezrzeszonych, które zamieszkują przestrzeń pomiędzy UE a Rosją lub UE a Turcją. Zachód może je potraktować jako dyplomatyczny materiał przetargowy, i poświęcić jako przebłagalne wiano. Niekoniecznie wiano podarowane musi być Rosji. Na granicy od Estonii po Rumunię ma ona szlaban. Alternatywą może okazać się Turcja. I w ten sposób Azja może swoje granice oprzeć na Polsce, Rumunii i miejmy nadzieje, że Grecji... Ale jak będzie naprawdę, pokaże czas.

***
I teraz, co Polska ma z tym fantem zrobić? No właśnie!? Jak wspomnieliśmy wyżej, geopolitycznie została zawieszona pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Granice nakreślone przez NATO wpisują nas w strefę amerykańską, ale to Chiny rosną w siłę. Poniżej rosyjskiego dziurawego worka spokojnie wisi sobie worek chiński, i czeka. To, co zdobędą Rosjanie, wraz z Syberią, i tak wpadnie do niego. Dlaczego? Dlatego, że polityka rosyjska z konieczności ukierunkowana jest na Zachód. Chiński worek może poczekać. Jedynym zagrożeniem dla niego są Amerykanie. Ale Amerykanie nie mogą czekać na rozwój wydarzeń, jak podczas pierwszej i drugiej wojny, muszą działać.

Tak, czy inaczej, na placu boju pozostają: coraz silniejszy Pekin i coraz słabszy Waszyngton. Polska należy oczywiście do cywilizacji zachodniej, ale nie jest ani Zachodem, ani Wschodem. Faktu tego nie rozumiano w okresie zaborów, zrozumiano w II RP, w PRL-u i dalej, myśl tę  z a m o r d o w a n o. Wypracowaliśmy więc własny cywilizacyjny model kulturowy, który w dzisiejszych czasach znakomicie nadaje się na mediatora pomiędzy światem wschodnim i zachodnim. I to jest nasza rola, od której bezkarnie nie możemy odejść. Dysponujemy znakomitą biblioteką i znakomitymi walorami kulturowymi, brakuje nam tylko odpowiednio wykształconej inteligencji. Nasze elity zapatrzone są w słońce i nie zdają sobie sprawy z niezwykłej specyfiki tych wartości, które przez wieki wypracowali nasi przodkowie. I to jest cały nasz problem. Amen.

I na koniec
W ostatnim moim artykule: „Jak wykorzystać szczyt NATO”, wprowadzając wątek mediacji Polski pomiędzy Stanami a Chinami, w kontekście zagrożenia przyszłą wojną, chciałem pobudzić fantazję i odwagę myślenia. W PRL obecność Polski w NATO przekraczała wyobraźnię statystycznego Polaka, a jesteśmy w nim już prawie 20 lat. Horyzonty Jana Pawła II też mają wymiar ludzki i są częścią polskiej kultury.

I teraz teoretycznie. NATO wyraża interesy amerykańskie, ale też i w tym momencie nasze. Gdy interesy amerykańskie się zmienią, staniemy się jeszcze mniejszym trybikiem w tej układance. Jeżeli horyzont myślenia nie wzniesiemy na swój poziom i poprzestaniemy na owym trybiku, staniemy się jak zwykle kartą w obcej grze, gdy natomiast na swój teren wpuścimy przemysł chiński, rozbijemy wprawdzie jedność systemu: UE, Rosja, USA przeciwko Chinom (może uratujemy pokój), ale zyskujemy najpewniejszą asekurację własną – zabezpieczenie „tyłów” ze strony Pekinu. Ta asekuracja sprawdziła się w 1956 r. i prawdopodobnie w 1981 r. – nie ze względu na sympatie do nas, lecz z czysto pragmatycznych powodów. Rząd polski ma więc w ręku niezwykłą kartę przetargową, a także możliwość regulowania formy dostępu do swojego rynku, co daje wyjście na świat. Nie może oczywiście stosować metod Erdogana, ale swoją odważną i ostrożną politykę zagraniczną prowadzić musi. USA nie jest w stanie zabronić lokacji przemysłu chińskiego w Polsce. Ale Polska musi zadbać o jego korzystną dla nas selekcję. I to jest możliwe. W takiej sytuacji teoretycznie może dojść do mediacji polski w stosunkach USA – Chiny. Odwagi. Myśl wyzwala możliwości.