Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Na bramce reprezentacji U-10
Wysłane przez St. M. Krzyśków... w 10-07-2016 [16:48]
„Bramkarz” – ołówek. Dziecko lat 5.
W pobliżu kosza na śmieci znalazłem kartkę z niezwykłym, plastycznym ujęciem akcji z piłkarskiego boiska. Na tle solidnej bramki i gęstej siatki stoi uśmiechnięty wielki bramkarz. Za chwilę prawą ręką sparuje strzeloną przez stojącego przed nim przeciwnika. Bramkarz tu dominuje, stąd ujęcie strzelca jest minimalistyczne. Składają się na nie trzy kreski i trzy elipsy stóp i głowy. Napastnik jest odwrócony do nas plecami, ma na nogach korki – piłkarskie obuwie. Podobnie i bramkarz. Jego prawa stopa narysowana jest z boku a druga przedstawiona została od przodu. Ta różnica nadaje scenie dynamikę – ciało bramkarza tym sposobem wyraźnie skręcone zostało w jakimś spinie. Sama piłka nie jest okrągła a jej spłaszczenie, być może intuicyjnie zamierzone, pogłębia to wrażenie – scena nie jest statyczna, bo odkształcenie piłki sugeruje jej dużą prędkość. Na bramkę została posłana bomba. Układ nałożonych na siebie sylwetek piłkarzy i samej bramki rozprawia się bezceremonialnie z problemami malarskiej perspektywy. Nie przeszkadza temu ani siatka narysowana na bramkarzu ani pomniejszenie stojącego przed bramkarzem strzelca. Mamy do czynienia z wykorzystaniem sztuczek optycznych, jakie potrafią robić umieszczone wysoko kamery telewizyjne, przybliżające odległe obiekty i niejako ignorujące przy tym to, co znajduje się bliżej. Dziecko nawykłe do oglądania relacji ze spotkań piłkarskich i czytelnych, efektownych zdjęć w sportowej prasie, bezwiednie łączy w swoich pracach plastycznych zauważane tam rozwiązania z własną imaginacją. Znajduje się jeszcze w tym wszystkim miejsce na własne doświadczenie z boiska. Prawdopodobnie z niego wynika przesadna grubość słupków i poprzeczki - najmłodsi grają na małe bramki. Nadto proporcje dostrzegane dziecięcym okiem nie musza pokrywać się z tymi obserwowanymi przez dorosłych.
Ja, stary nauczyciel, z wielkim niepokojem przyglądam się wprowadzanej w życie reformie szkolnej. Od samego początku wiadomym było, że koncepcja uwzględniająca istnienie dodatkowego etapu edukacji w postaci gimnazjów będzie pomyłką. Wycofano się wreszcie z tego. Wraca się do onegdajszej struktury, co widzę jako kwestię drugorzędną. System szkolnym był i jest obarczony innymi zasadniczymi, systemowymi błędami. Zniknięcie gimnazjum jest wobec potrzeby ich usunięcia zabiegiem powierzchownym. Ponowne włączenie klasy czwartej do etapu nauczania początkowego (edukacji wczesnoszkolnej) może powodować jeszcze większy zakres zniszczeń generowanych przez błąd do tej pory jakby niezauważany lub lekceważony. Polega on na tym, iż na umiejętnościach jednej osoby, jednego nauczyciela (nauczycielki najczęściej) ma być oparta pomyślność rozwoju dziecka w okresie dla niego newralgicznym. Nie jest to możliwe, nikt nie jest w stanie temu sprostać. Może podołać temu tylko zespół, zgrany nauczycielski team. Pojawili się już w najmłodszych klasach specjaliści od języków obcych, religii, może jeszcze od muzyki. Opisałem ten rysunek bramkarza po to, żeby zapytać: - A dlaczego nie plastyka?
Podobnie mógłbym zahaczyć o wszystkie inne główne kierunki rozwijania się dzieci w wieku, który w literaturze dla wielu sfer ludzkiej aktywności i twórczości zwany jest „okresem złotym”. Zaniedbania, poniechania w tymże czasie są nie do zrekompensowania w późniejszych latach, choć będzie ich w życiu człowieka jeszcze kilkadziesiąt.
Plastyka? W jej nauczaniu należy uwzględniać sekwencje rozwoju młodych twórców, układające się w skomplikowane, psychologiczne kaskady . Obchodzenie się z nimi wymaga ukierunkowanej biegłości pedagogicznej, zbudowanej na fundamencie znajomości i zamiłowania do tej sztuki z jej potężną historią. Plastyka? Już nie tylko papier i kredki. Programy komputerowe i osprzęt pozwalają na beznakładowe lub kosztujące niewiele manipulacje obrazem, na pełne szaleństwo twórczości dotyczące fotografii, filmu, animacji oraz innych rzeczy, o których nie słyszałem. Każdy wie, że dotyczy to najmłodszych – mogą się tym oni zajmować i powinni. W publikacjach można oglądać udane, przemyślane w jakiś sposób zdjęcia czterolatków! Aby te nowe możliwości wykorzystać chociażby częściowo potrzebni są specjaliści i odpowiednie przeorganizowanie systemu, czyniące go otwartym i nastawionym na zmiany następujące po sobie w stosunkowo krótkich cyklach. Wszystko przeciw skostnieniu i pozorowaniu działań, jak to się działo dotychczas! Ciąży temu wszystkiemu zachowawczy interes nauczycielski połączony z wygodą rodziców, którzy nabawili się już swoją małą pociechą, nakupowali jej sterty zabawek i teraz chcieliby mieć ją z głowy, w całości powierzając dzieciaka publicznej instytucji. Należy to uszanować i z tym się liczyć, ale interes państwa polegający na wykorzystaniu potencjału rozwijającego się obywatela w okresie o sukcesie decydującym, jest ponad tymi partykularyzmami.
Żadne systemy nie zapewniają uniknięcia nawet grubych błędów. Jedne są jednak wyraźnie bardziej skuteczne od drugich. Szkolenie młodych piłkarzy we Francji jest dużo bardziej efektywne od tego, co działo się dotychczas w Polsce. Czy nie znaczy to, że nie będą oni rewidować szkolenia swojego piłkarskiego narybku, jeśli nawet zostaną dziś mistrzami Europy? Będą! Zmuszają ich do tego twarde fakty. „Wyrzut sumienia francuskich trenerów pobija Euro!” - Antoine Griezmann, jako chłopak został we własnym kraju skreślony i uczył się futbolu za granicą w Hiszpanii. Riyad Mahrez, Algierczyk sposobiony do piłkarstwa we Francji, też kiedyś zalewał się łzami, gdy został odsunięty w wieku juniorskim od perspektywy dalszego szkolenia. Teraz w sezonie 2015/16 został w niezwykle trudnej rywalizacji plejady gwiazd najlepszym piłkarzem ligi angielskiej i walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa kraju przez swój klub.
Talenty talentami, ale samo ich zorganizowanie dla osiągnięcia celów jest jeszcze ważniejsze. Rzucającym się w oczy przykładem jest piłkarska reprezentacja Niemiec, stały faworyt najważniejszych imprez bez względu na wysyp bądź nieurodzaj rodzimych talentów. Zdumiewający niemiecki zmysł organizacyjny podziwiać można również w innych dyscyplinach. Można powiedzieć, że Niemcy do szachów nie mają szczególnego drygu. Obecnie, w lipcu roku 2016, wśród najlepszych szachistów świata, w pierwszej setce rankingu znajduje się ich zaledwie dwóch. Zajmują pozycje 64 i 86. Polaków mamy dla przykładu czterech. Amerykanów jest tu siedmiu, Brytyjczyków pięciu. Nie podaję tych nacji bez powodu. 22-gie mistrzostwa świata komputerów rozegrane przed kilku tygodniami zakończyły się, co prawda tryumfem amerykańskiego Komodo, ale w skład pierwszej szóstki wchodziły dwa programy-komputery amerykańskie, jeden z Wielkiej Brytanii i aż trzy niemieckie! Niemiecki czempion Jonny (autor Johannes Zwanzger) uległ nowemu mistrzowi dopiero w trzeciej dogrywce.
Warto pilnie analizować, jakim to sposobem ci Niemcy, pozornie z natury nie obdarzeni polotem, dochodzą do tak dobrych rezultatów generalnie w najrozmaitszych obszarach. Roboczo założyć można, że podstawą ich sukcesu jest maksymalne wykorzystywanie swoich zasobów i po prostu dobra robota.