PUSZENIE...

Puszenie się to cecha, na która patent mają w 100% mieszkańcy niedorzeczna Odry i Narwi.  Podobnie jak Szkoci na skąpstwo, Rosjanie na słowiańską wylewność a Niemcy na totalny brak poczucia humoru. Pół wieku temu doznałem tego olśnienia, kiedy to goszcząc w Warszawie na przyjęciu (powiedzmy socjalistycznej middle class) ewidentnie poczęła rej wodzić rezolutna kobietka.  Biesiadna erystyka tamtych czasów była daleka od (powiedzmy) kanonów prof. Miodka ale wodzirejowanie (sic!) przypisane było nielicznym a specyficznie wybranym. I nie mam tu na myli narodu wybranego. Stąd lapsusy i potknięcia na miarę dzisiejszego Petru ginęły w gwarze toastów i rubasznych puent. Ad rem. Rzeczoną niewiastę predestynował do poczucia się iglicą Pałacu Kultury fakt, iż była cenioną siłą fachową – sprzątaczką w ministerstwie jakimś tam. Zarabiała więcej niż dyrektor PGR-u, a tryskała wiedzą obficiej niż Trybuna Ludu. Mniejszość intelektualna przy stole popadała przy niej w niemoc i letarg. Stolicę można by przechrzcić z powodzeniem na Puszogród, acz próbuję lansować mój wynalazek – Waltzburg.  Jarek pod Hanką już dołki kopie i pewnikiem nowa nazwa nie zdąży się przyjąć. Puszogród otacza kordon sanitarny (Zalesia – Dolne i Górne, Konstanciny etc…) zamieszkały przez Puszmenów, którym się w życiu raczej udało. By być, mieć i się puszyć…Ten pierścień wokół Waltzburga  o średnicy zewnętrznej (geometria się kłania) kilkudziesięciu kilometrów zaludniali onegdaj aparatczycy partyjni, biznes dość ściśle doń przylegający i komedianci zali aktorzy scen i obscen warszawskich, usłużni dziennikarze, pieśniarze i plankton pomponikowo – celebrycki, znany z tego, że dla rozbawiania rekinów biznesu czy polityki, musi być dlań znany.  Tu polne rubieże, a szczególnie lasy okołostoliczne, poszatkowane są siatką na 5m wysokości, murami bądź drutem kolczastym. Z zieleni wynurzają się architektoniczne potworki, dworki itp. dziwadła. Śród  betonów schronowo-atomowych niemalże jak pieczarki po deszczu wyrastają góralskie strzelistości, a nawet dalekowschodnie pagody. U bram warują dziarscy chłopcy w moro z Uzi czy innymi Thomsonami, gotowymi do ostatniej kropli Jacka Danielsa, bronić  zdobyte w jednym pokoleniu włości Puszmenów.  Tak by the way, to drogi Czytelniku felietoniku wiedz, że biustonosz „push up”,  jak twierdzą Chanele i Diory, wynalazł Polak. Nazwiska nie podam, bo patriotyzm i podatki raczej nie chadzają w parze.  
Aby istniała kasta Puszmenów muszą istnieć Ochotentoci czyli ci, co nań pracują czyli „żywią i bronią” i rozbawiają. He He. Wojsko, policja, 500+, robotnicy i bezrobole itd.itp. Czy się lubią? Czy tez muszą odreagować Puszmenów, jak to służba. Użyję wyselekcjonowanego przykładu opartego na empirii.  (Bóg i policja – oto moje hasło – mistrz Witkatius) Jechaliśmy radiowozem 120/h, oczywiście w terenie zabudowanym. Kierowca stylizowany  na Arnolda z „13-tego posterunku”, przejechał na czerwonych światłach. Drugi, pękający w szwach własnej sprawności fizycznej podpuszczał go. Ot taki gminny Brusik Lee czyli Stefek Burczymucha. Na lewym pasie sunął majestatycznie konwój VIP-ów. Prowadziła czarna limuzyna Mercedes. O! Merol – zajarzył Arnold. Pokaż mu na czyim terenie – jest – podpuścił „siłownik”. No i Arnold jak w kryminale „Bullit” wszedł na centymetry przed Merola. Chyba wtedy był na Wybrzeżu wicepremier. Ciekawe czy kamera w Mercedesie zarejestrowała ten bardzo groźny incydent. No i co było dalej… He He.
Przychodzi wiek, kiedy kolegów ze szkolnej ławki spotyka się na Wszystkich  świętych,  kiedy zapalają lampki tym, z którymi już się nie pogada bez metafizyki. Ci , co się spotkają, rozmawiają. O czym?..Noo o autach swoich  bogato wypasionych. Puszenie i wypas – to terminy bliskoznaczne. – Moje Audi 6-ka ma moment dynamiczny …mój – dwusprzęgłowa skrzynia PDK i 0-100 w 4 sekundy…a ty czym przyjechałeś Józek ? – padło pytanie do kolesia z podstawówki. – aa takie maleństwo – Getz czy jakoś mu tam – odpowiedź wywołała szmer niedowierzania, zawodu (ba!) zażenowania. – Ale tu mam Mercedesa – uśmiechnął się Józek i puknął w „dekiel’ inaczej nazywany głową. Pusz się draniu pusz, potem hycniesz w grób i już – jak podśpiewywał przy goleniu Witkacy.