Węzeł gordyjski wciąż pancerny

(kresy i ziemie zachodnie)
 
Szóstego marca na portalu „wpolityce.pl” ukazał się mój artykuł noszący tytuł „Jak mądrze pokierować historią (kresy i ziemie zachodnie)”. Chciałem w nim zwrócić uwagę na niebezpieczne przesuwanie się punktu ciężkości polskiej świadomości narodowej w kierunku wschodnim. Pisałem o tym już wielokrotnie wcześniej, ale zawsze bez echa i zainteresowania. A proces mimo, że wciąż się pogłębia i nadal jest niezauważalny.

***
Mniej więcej od początku tzw. III RP w polską świadomość wciskana jest taka oto alternatywa: my Niemcy mamy takie samo prawo do swoich ziem wschodnich (naszych odzyskanych), jak wy Polacy do kresów. Nikt oczywiście tej tezy otwarcie nie postawił, ale realizowana jest ona na dwa sposoby, poprzez: 1. powolne świadome polityczne i gospodarcze odrywanie ziem zachodnich od pozostałej części Polski, 2. konflikt na Ukrainie i mimowolne podsycanie starych polskich resentymentów. Konsekwencje takiej niefrasobliwości, dla Polski mogą być fatalne! Ale skoro Chiny poprosiły Japonię, swojego niedawnego wroga, o zinterpretowanie państwa chińskiego, to dlaczego My Polacy nie możemy wyrównać poziomów kulturowego konfliktu z Ukrainą i Litwą i złotymi zgłoskami przekazać im nasze zabytki, które są na ich terytorium? Muzeum Kresów w Lublinie te zabytki zinwentaryzuje i upamiętni. Czy to tak trudne do zrozumienia?

W tej sprawie doczekałem się dwóch polemik. W obu przypadkach moja intencja została źle zinterpretowana. Pierwsza ukazała się w „Śląskim Kurierze Wnet” (Nr 22/16) – tu zostałem osadzony w alternatywie: agent lub patologia. Nieco zaskoczony, w tej samej konwencji, odpowiedziałem w kolejnym numerze gazety (ŚKW, Nr 23/16). Ze względu na poziom wykluczający jakąkolwiek dyskusję, połóżmy na nią zasłonę. Druga, pojawiła się na portalu „Kresy” z 20.03.2016 i nosiła tytuł: „Polska to Bóg, Honor i Kresy Wschodnie”. Ale z tą, mimo betonowej postawy mojego dyskutanta i kilku niefortunnych epitetów, chciałbym podjąć dialog, ponieważ swoją żarliwością, szczerością ale też pewną naiwnością, wręcz mnie ujął. Obydwie wskazują wyraźnie, że część Polaków ma problem ze świadomością kulturową. Poszło oczywiście o moją propozycję:

„<Uroczystym gestem, zapisanym najlepszymi zgłoskami, całe materialne dziedzictwo, z wyjątkiem cmentarzy, powinniśmy przekazać trzem uznanym przez nas niepodległym państwom na dawnych kresach wschodnich: Litwie, Białorusi i Ukrainie> – nawołuje na łamach wpolityce.pl Ryszard Surmacz. Z tezami jego środowiska na naszym portalu rozprawia się Marcin Skalski”.

1. Już na samym początku Marcin Skalski tę propozycje wiąże z sugestią Palikota, że Polacy dla swojego dobra powinni zrzec się polskości. W kolejnym akapicie walkę Żołnierzy Wyklętych ogranicza głównie do NSZ i podkreśla, że toczyli ją:

Nie o Polskę „demokratyczną”, nie o Polskę z marzeń prezesa PiS, nie o odtworzenie Polski sanacyjnej marszałka Piłsudskiego, ale o Polskę jako państwo katolickie, narodowe i rozległe terytorialnie – z zachowanymi Kresami Wschodnimi i z przyrostem terytorialnym na Zachodzie kosztem pobitych Niemiec. Nie była to żadna fanaberia, choć geopolityka brutalnie pokrzyżowała te plany. Walka „Wyklętych” i ich cele to logiczna konsekwencja wierności polskiemu dziedzictwu takim, jakim ono jest i jakie spłodziły pokolenia Polaków od roku 966.

Otóż, zostawmy Palikota poza jakimkolwiek zasięgiem, bo to ani brat, ani swat, ani nawet kukuryku. Do Żołnierzy Wyklętych (osobiście wolę Niezłomnych) nie należą wyłącznie członkowie NSZ, ale również AK, WiN i wiele innych ugrupowań Polski niepodległościowej. Żołnierze Wyklęci ograniczają się do II wojny i PRL; „Niezłomni”, obejmują także okres zaborów, a nawet I RP (Zawisza Czarny i wielu innych). Co do dzisiejszych zagrożeń idei pod których walczyli „Wyklęci”, mam bardzo podobne zdanie. Nie najważniejsze są tu bowiem honory czy sposób pochówku, lecz wiedza na temat kim byli, dlaczego oddawali życie za ojczyznę i jakimi kierowali się wartościami. Ale gdyby Skalski przeczytał moje wcześniejsze teksty, znalazłby w nich wiele z tego, co sam tu napisał.

Polska nie jest ani narodowa, ani piłsudczykowska, ani ludowa, ani śląska (Korfantego). A co do mojej osoby, pisałem w „Kulturze”, w „Naszym Dzienniku” i przez 15 lat pracowałem w IPN-ie. W swojej rodzinie, mniej więcej po połowie, miałem piłsudczyków i narodowców. Ich szczegółowych dyskusji nie rozumiałem. Ich ówczesna wzajemna opozycja przypominała obecną rywalizację PiS-u z PO. Ale, gdy mieli jakiś problem zewnętrzny, to potrafili sprawnie działać razem, bo łączył ich cel wyższy - ojczyzna. Jestem więc chyba jedynym w Polsce facetem, który przebył taką drogę. Piszę to nie po to, aby się pochwalić,  lecz dlatego, że mam coś do powiedzenia.

Geopolityka to taka dziedzina, która pozwala odczytać rzeczywiste uwarunkowania, zanim poniesie się klęskę. Dziś np. mówi, że plany, jakie snuje Skalski są zupełni nierealne, wbrew interesowi państwa i polskiemu narodowi. Natomiast dziedzictwo, to zbiór, zwykle narodowych, doświadczeń, które kształcą i wychowują; to biblioteka która pełni rolę pomocniczości w formowaniu przyszłej plastycznej materii. Dziedzictwo, owszem, jest zbiorem określonych nienaruszalnych wartości, ale ci, którzy z niego korzystają muszą mieć świadomość, że jest ono twórcze, a nie zabetonowane i celem samym w sobie. Sztywno rozumiane dziedzictwo w okresie piastowskim zamykałoby nas wyłącznie w obszarze piastowskim lub później w jagiellońskim. Natomiast z dziedzictwem okresu zaborów, które trzeba zmienić,  borykamy się do dziś – czasami zupełnie bezmyślnie.

2. M. Skalski pisze:
…Surmacz, historyk publikujący w giedroyciowskiej „Kulturze”, postuluje narodową abdykację z Kresów Wschodnich i pielęgnowania ich materialnego dziedzictwa. Nasze dziedzictwo, owoc twórczej pracy wielu pokoleń Polaków, należy scedować na Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, aby nie konfliktować się ze wspomnianymi narodami powstałymi na gruzach przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, dać przykład Niemcom dybiącym potencjalnie na Ziemie Zachodnie i powrócić do dziedzictwa piastowskiego. I dalej: Istota problemu leży w niezrozumieniu kilku faktów - między innymi tego, że Polska piastowska i Polska jagiellońska wcale się nie wykluczają. […] To właśnie dzięki temu dziedzictwu udało się Cywilizacji Polskiej, lokalnej formie Cywilizacji Łacińskiej, powołać w jego ukształtowanej potem formie fenomen, z którego do dziś możemy być dumni. […] Dziś jego spadkobiercami są m.in. Polacy na Wileńszczyźnie i na Białorusi […]. Dlatego też właśnie Wilno uważamy za miasto polskie. I dlatego też, dopóki określamy się mianem Polaków, będziemy już na zawsze depozytariuszami tego dziedzictwa, będą też nimi pokolenia, które przyjdą po nas. Wilno, Lwów, Kamieniec Podolski już zawsze będą nasze.

Czynienie mi zarzutu za publikowanie w „giedroyciowskiej Kulturze” przypomina pretensje do niemego, że zaczął mówić. Chwalimy Kazimierza Wielkiego za kodyfikację prawa, dlaczego nie mamy chwalić Giedroycia za „kodyfikację” polskiej ówczesnej kultury? Ba, ganimy Giedroycia za to, że myśli , a nie tych, którzy tę myśl wykorzystali w zupełnie innym okresie. Przecież to nonsens. Druga RP stworzyła wielu ludzi wielkiego formatu. Ja, jako nieco starszy, miałem jeszcze możliwość tę wielkość zauważyć. Giedroyć, Pawełczyńska, Jerzy Podbielski z Zielonej Góry, Jerzy Bobiński z Kędzierzyna Koźla; miałem też kilka takich, zupełnie nieznanych osób, w rodzinie. Zapytajmy więc na czym ta wielkość polega? Najkrócej, na szerokim spektrum oglądu i dobrej woli działania. Natomiast Jana Pawła II znamy wszyscy – jego wielkość uznał cały świat! Ale być może trzeba zobaczyć więcej takich osób, aby obraz tej wielkości można sobie utrwalić? Największym problemem młodych ludzi, jest to, że takich wzorców nie mieli. Ubolewam, ale to dramat.

I teraz najważniejsze słowa – przyczyna obu polemik:

…by Polacy dla swojego dobra wyzbyli się kresów.

Tak został mój artykuł zrozumiany. Nic takiego nie napisałem, ale trzeba wreszcie przyjąć do wiadomości, że my tych kresów już nie mamy i mieć nigdy nie będziemy! Domaganie się, w jakiejkolwiek formie, powrotu na kresy, budzi nie tylko kresowe diabły, ale również wstrząsa dawnymi sojuszami. W razie zagrożenia Litwini i Ukraińcy natychmiast poproszą o pomoc Niemców, a te wykorzystają nadarzającą się okazję i najpierw zrobią z nas globalnych durniów, a potem na swój sposób rozliczą z ziem odzyskanych. Taka zmiana na mapie automatycznie unieważnia układ poczdamski, a także traktat graniczny polsko-niemiecki i pozostawia Polskę bez uregulowań prawno-międzynarodowych. Co się wówczas może stać z Polakami mieszkającymi na kresach, lepiej nie mówić głośno. Gdyby jednak stało się inaczej i Polska wróciła na swoje kresy, to prędzej czy później czeka ją nieuchronnie kolejna rzeź... No trochę wyobraźni!

Dlaczego mamy uroczyście przekazać kresowe dobra kulturalne? Z dwóch powodów: 1. są naszym wspólnym dziedzictwem i jeżeli nie możemy my z nich korzystać, niech korzystają oni, 2. przekazanie nie jest zrzeczeniem się, lecz fizycznym uratowaniem tego dziedzictwa i kontynuacją jednej idei rozdzielonej na kilka części. Musimy stwarzać fakty dokonane. Przekazanie zabytków niczego nam nie podcina, lecz stabilizuje tradycyjne antagonizmy, którymi grają silniejsi i ustala standard w stosunkach międzynarodowych. To w pewnym sensie przejęcie inicjatywy. Oczywiście Skalski ma rację, że Niemcy czegoś takiego zaakceptować nie mogą, ale właśnie na tym polega polityka. W taki sposób na wschodzie zyskujemy spokój, a na zachodzie wzmacniamy władanie na ziemiach odzyskanych. Bo właśnie tam zadecydują się losy przyszłej Polski (pisałem o tym wielokrotnie).

Nie wiadomo, jak potoczą się przyszłe nasze losy. Z historii natomiast wiemy, że nasza część Europy jest przedmiotem bardzo sprawnej manipulacji strony rosyjskiej i niemieckiej. Chyba lepiej przeciwstawić swoją myśl twórczą, niż przyjąć obcą destrukcyjną. To też kwestia wyobraźni! Niech się nikomu nie zdaje, że na ziemiach, na których od 100 lat króluje bolszewizm, a od Katarzyny II, z przerwami, istnieje nakaz rugowania wszystkiego co polskie – polskie się uratuje. Zniwelowanie niepotrzebnych napięć w naszej strefie pozwoli uniknąć niepotrzebnych konfliktów, a nawet w razie ich wystąpienia, ograniczyć ilość ofiar. Ktoś, kto z taką gorliwością odwołuje się do katolickich wartości, nie może odrzucić takich działań.

I teraz najważniejszy powód przekazania dóbr kultury. Dziś po raz trzeci (po XV i XX w.) stajemy w obliczu naszego – być albo nie być. W XV w. był Grunwald i unia polsko-litewska, w XX rozpad Rosji pozwolił odbić II RP. Dziś stoimy przed rozpadem Unii Europejskiej, a więc musi pojawić się w Europie nowy układ polityczny a to oznacza dla nas alternatywę: sukces, albo kolejna zupełna klęska. Rosja i Niemcy teren pomiędzy sobą uważają za jednolity kulturowo i tak go traktują. W tym celu wykorzystują dawne nasze niesnaski i wrogości, ale z punktu wodzenia Polski, Litwy i Ukrainy ten obszar jednolity kulturowo nie jest. I na tym polega różnica pomiędzy wzajemnymi relacjami, a traktowaniem nas z zewnątrz. Jeżeli różnic wewnętrznych nie ograniczymy, wszyscy wrócimy tam, skąd przyszliśmy.

I na tym w zasadzie powinienem zakończyć. Nie mogę tego jednak zrobić ponieważ temat jest niezwykle ważny i wciąż niezauważalny.

***
M. Skalski, i jemu podobnie myślący, zatrzymali się w historycznym czasie i nie zauważyli, że kresy przeniosły się na ziemie odzyskane. Tam są, i od 70 lat dogorywają. Nie dostrzegli, że chcąc zachować kresowe dziedzictwo, trzeba najpierw je odnaleźć na ziemiach zachodnich i północnych, a potem podłączyć pod kroplówkę, aby mogły w ogóle przetrwać. Dziedzictwo zamiera na byłych kresach w sposób naturalny, i umiera na ziemiach odzyskanych – w sposób proletariacki, żeby nie powiedzieć bolszewicki. Nie jesteśmy państwem bogatym, stąd moje prowokujące pytanie: mamy inwestować w śmierć czy w życie? Roli zabytków nie sposób przecenić, ale twórczymi nośnikami kultury są ludzie i to oni powinni decydować o kierunku własnego rozwoju. Rzecz w tym, że kresowe zabytki nie muszą ginąć, a my, swoim gapiostwem, na zachodzie i północy Polski nie musimy dożynać całej kultury kresowej, która należy do tej wyższej. Taka postawa zwolennika personalizmu nie powinna dziwić.

1. … dzisiaj to Polska jest Zachodem, z kolei Zachód istnieje już tylko jako pojecie geograficzne. Cóż bowiem zostało z Cywilizacji Łacińskiej w Niemczech czy Francji?

Oczywiście, trudno się tu z Autorem polemiki nie zgodzić. Dalsza degrengolada cywilizacji zachodniej (bo już nie łacińskiej) – mówiąc obrazowo – zachęca muzułmanów do marszu na Europę. Owszem, cywilizacja łacińska jest testamentem polski piastowskiej i jagiellońskiej, ale dziś kim Pan chce bronić – już nie tyle cywilizacji, co samej Polski: KOD-em, PO czy PiS-em, o którym tak źle pisze? Ilu żołnierzy ma Pańska Polska? Jakie poparcie?

2. O Litwinach i Ukraińcach pisze Pan:
z oczywistych względów nie mieli powodów by jednoczyć się z Polakami (i przeciwstawia im Pan polski nacjonalizm - RS), jako grę według reguł, które wówczas obowiązywały wszystkich.

No niby tak, ale warto zauważyć, że my przegraliśmy wszystko. I tu kłania się geopolityka, która wskazuje, że na tym polu nie mieliśmy i nie mamy żadnych szans. Upieranie się nie jest niczym innym, jak zwykłą głupotą. Ponadto proces, który włączyli Rosjanie w XIX w., jeszcze na Ziemiach Zabranych zwłaszcza po uwłaszczeniu chłopów, doprowadził do zmiany parametrów kulturowych u współczesnych Ukraińców i Litwinów. Tam Polska nie ma czego szukać tak samo, jak Niemcy na ziemiach odzyskanych. Ukraińcy i Litwini już o tym już wiedzą, a niektórzy Polacy jeszcze nie. Przekładając to na język polityki, tłumaczy to się tak: Litwini i Ukraińcy swoich ziem nie stracą, ale Polacy, przez własną ślepotę, mogą.

Akt dobrej woli, który zaproponowałem w „Jak mądrze pokierować historią” umożliwia nam zniwelowanie wzajemnych napięć do maximum i podjęcie współpracy na bazie własnych niepodległości. Pozwala nam też nacjonalizmy zamienić na patriotyzm. To oczywiście nie wyklucza potrzeby uznania zbrodni wołyńskich jako ludobójstwa lub jakiejś innej formy dyplomatycznego zadośćuczynienia.

3. Surmacz musi ordynarnie fałszować rzeczywistość i mijać się z prawdą (to w kontekście propozycji powrotu Polaków do Polski). Dla [Surmacza – R.S] nie istnieją wielotysięczne społeczności polskie na Litwie czy Białorusi mieszkające tam od wieków. Wyizolowanie do realnej Polski, realnie istniejących Polaków można tylko wyjaśnić zaczadzeniem kawiarnianymi oparami  giedroycizmu... Skalski w mojej propozycji widzi zdradę narodową i zdradę wobec własnych rodaków.

Moja rodzina pochodzi z kresów i nikt z nich nie chciał tam wracać. Ale skoro Skalski z taką łatwością foruje jakieś „opary zdrady”, to może sam przeniesie się na Ukrainę i zasili tych, którzy mieliby walczyć o powrót kresów do Polski. Miałby wówczas okazję stworzyć własny wzór patriotyzmu. I chyba nawet nie podejrzewa, że sam z siebie robi tzw. pożytecznego idiotę?

Cała Europa dryfuje w kierunku państw narodowych. Potomkowie wywiezionych na nieludzką ziemię Polaków mają takie samo prawo mieszkać w Polsce, jak ja sam i Skalski. A powoływanie się na słowa Jana Pawła II, który mówił o wspólnych brzemieniach, które mamy wzajemnie nosić, to już jest pomieszanie pojęć. Myślenie o kresach, których nie mamy, a zapominanie o ziemiach zachodnich, po których chodzimy od 70 lat, jest kolejnym absurdem. Tym bardziej, że największe zasługi w ich odzyskaniu miała właśnie Narodowa Demokracja.

Zastanawia też siła determinacji, z jaką Skalski chce budować Wielką Polskę Katolicką. Nie musimy się bać tego terminu, ale Polskę możemy zbudować tylko taką, na jaką pozwolą nam warunki i okoliczności, oczywiście przy zachowaniu modelu kulturowego. W tym kontekście pojawił się też wątek Piłsudski-Dmowski. I kolejny raz trzeba przypominać, że z dzisiejszego punktu widzenia powielanie tego przedwojennego sporu nie ma najmniejszego sensu. Piłsudski i Dmowski, w kontekście niepodległości są jedną niepodzielną całością i należy dążyć do napisania syntezy ich walki. Bardzo pomocne są tu prace Mariana Piłki.

***
Polemikę podjąłem nie z potrzeby dyskutowania, lecz dla wykazania anachroniczności i szkodliwości tego typu myślenia. Napięcie patriotyczne, jakie wyczuwa się u Marcina Skalskiego, jest godne szacunku, ale upieranie się przy XIX-wiecznym nacjonalizmie, który negatywnie zweryfikowała II wojna, jest anachronizmem. Do dziś nie mogę pozbyć się wrażenia absurdu, w jaki dwa lata temu dałem się wpędzić poprzez dyskusję z sympatycznym człowiekiem, który twierdził, że „hajlowanie” nie jest niczym nagannym. Ten młody człowiek nie mógł zrozumieć, że to dawne pozdrowienie rzymskie, dziś ma faszystowską konotację. Dla niego ważniejszy był argument, że na pogrzebie Dmowskiego w taki sposób oddawano mu hołd. Odnosiłem wrażenie, że dla niego bycie narodowcem było ważniejsze od bycia Polakiem.

W całym tekście polemicznym Marcina Skalskiego nie odnalazłem dwóch podstawowych rzeczy: istnienia myśli zachodniej, w której ND wniosła największe zasługi oraz jasnego wyartykułowania państwowości. I jeżeli miałbym szukać jakiejkolwiek zdrady, to właśnie tu, bo skoro tak bardzo chce się być narodowcem, swojego dorobku nie wolno traktować wybiórczo.

Dziś na Ukrainie toczy się dyskusja o ukraińską tożsamość. Dla Polaków I RP była Polską, dla Ukraińców – Rzeczpospolitą, bo Polacy mieszkali głównie w Koronie. A więc tworzy się jakaś płaszczyzna dla akceptacji z obu stron. Tak więc nadchodzi też czas, który pozwoli uratować życie kresowym zabytkom i na tej podstawie pozwoli stworzyć jakąś stałą wartość w Europie Środkowo-Wschodniej, a w dalszej kolejności zablokować odwieczne knowania rosyjsko-niemieckie.

Artykuł ukazał się w „Kurierze Wnet” Nr 24/2016

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

13-06-2016 [09:42] - NASZ_HENRY | Link:

Kreska na kresy ;-)

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

13-06-2016 [15:08] - Ryszard Surmacz | Link:

Otrzymałem więcej telefonów niż wpisów. Ale chciałbym skorzystać z łamów NB i wyjaśnić trzy podstawowe kwestie: 1. Polska nie ma polityki ani wschodniej, ani zachodniej, mój głos jest propozycją kierunkową w obu kierunkach, 2. trzeba wreszcie przestawić swoją mentalność i zamknąć rozdział kresów wschodnich i otworzyć się na ziemie zachodnie, które są naszym być albo nie być, 3. jeżeli mamy jakieś ambicje tworzenia struktury obronnej (bo taka jest konieczność polityczna i bytowa)czy to poprzez międzymorze, czy też jakąś federację niepodległych państw Europy Środkowej, to musimy wygasić bezsensowne animozje; bez tej operacji nie będziemy w stanie skoncentrować potrzebnych sił. To po pierwsze.

Po drugie musimy pokazać jakąś koncepcję i wokół niej zacząć jednoczyć myśl i działanie. Bez tych czynności nasz sztandar będzie zupełnie niewidoczny i niezrozumiały.

Tak więc cała ta polemika nie jest pyskówką, lecz szersza propozycja zbudowania jakiejś myśli... I tyle chciałem wyjaśnić. Dziękuje za telefony i wpisy
Pozdrawiam