Złoty środek

Z mieszanym uczuciami przeczytałam kilka złośliwych komentarzy na temat martwej wiewiórki umieszczonej w płocie posesji Piotra Bączka.

Wiele lat temu Piotr wydrukował w "Nowym Świecie" cykl artykułów na temat afery FOZZ i roli mego męża w jej wykryciu.. Pewnego dnia po powrocie do domu ze spaceru z dziećmi stwierdziłam ze zdumieniem, że ktoś obciął wtyczkę odbiornika TV. Uważałam to za głupi żart sąsiadów, z którymi nie miałam najlepszych stosunków. Dość często zapominaliśmy zamknąć drzwi, więc mogło być tak i w tym przypadku. Okazało się, że Piotr znalazł podobną wtyczkę na stole swego wiejskiego domu (mieszkał wówczas w Warszawie) i - o ile pamiętam - ktoś usiłował ręcznie wytłumaczyć mu niestosowność zajmowania się podobnymi tematami.

Wiadomość o tym jakoś się rozeszła. Kilka dni potem o 2 w nocy wtargnął do mego mieszkania przełożony mojego męża w NIK - pan Lawina (jak wspomniałam, zapominaliśmy często zamykać drzwi, nawet na noc) - i roztrzęsiony pokazywał mi jakąś wtyczkę, którą przysłano mu pocztą, dopytując, czy to jest ta, którą mi ukradli. Ponieważ wyrwał mnie ze snu, wykazałam niewielką empatię i wyprosiłam go za drzwi, wyśmiewając.

Po wielu latach dowiedziałam się, że pan Lawina został ciężko pobity przez nieznanych sprawców i po jakimś czasie zmarł. Nie wiem, czy miało to bezpośredni związek z pobiciem, w każdym razie chyba dobrze wiedział, czego się tak bardzo boi.

Na drugim biegunie tej sprawy jest autentyczna historia opowiedziana mi przez przyjaciela mego męża, Józia. W jego domu w Okonku gościła w stanie wojennym ciocia z Warszawy. Trzeba wiedzieć, że w czasach komuny w okolicy Okonka były ogromne poligony wojsk sprzymierzonych. Ponieważ dom stoi blisko stacji kolejowej, często zatrzymywały się przed nim kolumny wojsk pancernych, czekając w drodze na poligon na podniesienie szlabanu. Wielokrotnie obserwowałam z bliska takie kolumny, gdy spędzałam w tym gościnnym domu z dziećmi ferie lub wakacje. Wracając do cioci- przepisywała jakieś teksty i zbierała pieniądze dla Solidarności, więc czuła się bardzo ważna i bardzo prześladowana. Stwierdziwszy, że przed domem stoi kilkanaście czołgów i pojazdów opancerzonych, wpadła do domu wrzeszcząc: „Józiu, przyjechali po mnie”. Józio nie potrafił opanować objawów żywiołowej radości, więc ciocia bardzo się obraziła, ale do dziś twierdzi, że SB przysłało po nią brygadę pancerną aż do Okonka.

W tych sprawach trudno znaleźć złoty środek.