Stabilizacja PO na równi pochyłej

Wczesnym rankiem zaglądam na portal dziennikarskich outsiderów i ze zdziwieniem czytam, jako główną wiadomość informację, że według "Rzeczpospolitej" i jej sondażu na scenie politycznej nastąpiła stabilizacja: Platforma - 46 proc., Prawo i Sprawiedliwość - 30 proc. Już poprzedniego dnia to „sensacyjne” info (po zerwaniu Marcina Mellera z PO „stabilizacja poparcia” to jak najbardziej sensacja) przeczytałem: „Wiadomości o szybkim spadku Platformy były przedwczesne?”. Według jednej z sondażowni PO ma prawie identyczny wynik jak przed miesiącem. Całkowita stabilizacja, stabilizacja po spadku - mogę dodać.

Politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a więc czynny niezależny umysł, komentując wyniki sondażu stwierdził, że „wiadomości o równi pochyłej, na którą wkroczyła PO, okazały się przedwczesne”. Dodał, że opozycja tak intensywnie przebiera nogami, że przesypia pewne sprawy i w efekcie może się srodze zawieść.
Na czym ten srogi zawód miałby polegać – prognoz eksperckich brak. Szkoda też, że nie ujawniono, jakie to „pewne sprawy” są przesypiane przez opozycję. A może media zaspały? Może przez gościnnych komentatorów „Rzeczpospolitej” są przesypiane pewne sprawy?

Z kolei zapytany o wyniki tego samego sondażu socjolog, szef Instytutu Spraw Publicznych orzekł, że nie ma potwierdzenia tezy o trwałym spadku notowań Platformy. Ponoć mieliśmy do czynienia z chwilową turbulencją.
Jak może być potwierdzenie spadku szanowny socjologu, skoro poparcie dla PO skoczyło o jeden punkt procentowy? Rośnie, Platformie rośnie – taki powinien być przekaz dnia.
A może komentatorzy powinni poczynić zastrzeżenie, że to dopiero wynik jednego sondażu? Gdyby przypomnieli, że według TNS OBOP nastąpiło olbrzymie tąpnięcie na początku lutego? Platforma Obywatelska straciło 16 punktów procentowych poparcia. Lepiej zobrazuje spadek prosty rachunek: elektorat Tuska skurczył się o prawie jedną trzecią. Jeden na trzech powiedział Tuskowi – bywaj.

Elektorat PO w rozsypce
A może komentatorzy ważąc oceny i słowa, powinni zwrócić uwagę, że w sondażu Homo Homini (sondaż przeprowadzony 11 lutego) PO mogłaby liczyć na 32 proc. poparcia, a Prawo i Sprawiedliwość na 28,2 proc. Przecież, panowie zawodowo stawiający odważne tezy, musieli znać wyniki równolegle przeprowadzonego sondażu. Głos im nie zadrżał, gdy gazecie mówili o stabilizacji i o chwilowej turbulencji?

I natychmiast, w środku nocy podchwyciły krzepiące info pudła rezonansowe. I cytowały słowa ekspertów już w tytułach: Radosna Interia – „Nowy sondaż. Platformie wcale nie spada”, Onet optymistycznie – „Wiadomości o sondażowej "śmierci" PO przedwczesne?” i taka też Wirtualna Polska - „Platforma jednak nie traci - to chwilowe turbulencje”.
Czy można zapytać doktorów Jacka Kucharczyka i Jarosława Flisa, ile punktów procentowanych ważą ich słowa? Może jeden dzień, może dwa będą ważyły do kolejnego Marcina czy Kazika – ale czy w świadomości „mediotów” powstrzymali spadek poparcia dla PO?

Czy ich barwne słowa przemawiające do wyobraźni - o chwilowych turbulencjach, o stabilizacji poparcia zacytowane na trzech największych portalach informacyjnych pomogły PO, czy też nie?
A gdyby ktoś posłużył się tego samego dnia wynikiem sondażu 32% do 28% i sformułował tezę następującą – „PiS przegonił PO”, byłaby ona całkowicie uprawnioną? Dlaczego wyniki tego sondażu nie przebiły się do mediów? Niespełna czteroprocentowa różnica przy oczywistym niedoszacowaniu PiS i przeszacowaniu PO, to chyba oczywista przesłanka dla tezy: PiS wzięło PO.
A gdyby taki wynajęty przez studio TV ekspert powiedział, że poparcie dla Platforma niknie w oczach, i dodał, że elektorat otrzeźwiał, wyszedł z letargu? I gdyby dorzucił info, że Platforma przez trzy lata mając niezasłużenie wysokie poparcie, nie pokusiła się na serio o przeprowadzenie jakiejkolwiek dużej reformy, to jaki byłby skutek takich słów? Platformie by się skurczyło?

Przecież oczywistą sprawą jest dla tak popularnych komentatorów, że reform PO się nie doczekają. Na ich oczach polityka „propagandy sukcesów” i cudów Donalda Tuska zbankrutowała. Czy przez te cztery lata słyszeliśmy o jakimś, jakimkolwiek niepowodzeniu rządu Tuska? Czy chociaż raz, państwo Tuska i Komorowskiego nie zdało egzaminu?
Czy raz przyznali się do błędu, zaniechania, niedopilnowania, niedocenienia, zbytniego optymizmu - czegokolwiek? Czy ten rozdźwięk, dysonans poznawczy nie spowoduje, że poparcie dla platformy „ustabilizuje” się niebawem, ale na poziomie około 15 procent? To moja teza.

Donald Tusk pytał Jarosława Kaczyńskiego o cenę jabłek, a czy po powrocie z Dolomitów sprawdzał - po trzech latach swoich rządów -  ile kosztuje bochenek chleba? Zresztą, czy 0,6 kg chleba można nazywać bochenkiem? Przed chwilą usłyszałem wprost z targowiska, że cena bochenka ważącego 60 dkg wzrosła w Krakowie o 46 groszy.

I nie należy oskarżać Tuska, że to jego brak działań spowodował tak znaczny wzrost ceny wrocławskich bułek, ale czy rząd próbuje temu zaradzić? Nie w ten sposób, żeby po gospodarskiej wizycie w Krakowie chleb staniał, ale może komuś trzeba pomóc – panie premierze? Przecież takie populistyczne chwyty – jak ten z ceną jabłek, to była pańska specjalność.
100 dni, tysiąc dni, 200 kilometrów dróg, tysiąc w planach, zielona wyspa, biały szczyt – od hasła do hasła, marketing i pijar w czyściutkiej postaci. Czy ktoś w ogóle pamięta „Biały szczyt”? Przecież media z „białego szczytu” uczyniły wydarzenia na miarę „okrągłego stołu”. I co pozostało w szufladzie Donalda Tuska z białego szczytu?
Czy komentatorzy z artykułu „Rzeczpospolitej” – zapraszani często do telewizji - zdają sobie sprawę, że właśnie mija 250 dni spośród pięciuset?

Półmetek
Dwieście pięćdziesiąt wspólnych dni rządzenia prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska, o które apelowali, w zamian obiecując reformy. I co? Doskonała współpraca prezydenta z rządem jest faktem, ale czy Platforma odnotowała, chociaż jeden sukces na swoim koncie na półmetku „500 dni spokoju”?
Czy tandem Tusk-Komorowski jeszcze się nie zgrał?

Czy komentatorzy socjolog i politolog nie zdają sobie sprawę, że nadchodzi wiosna, a nie zakończyła się jesienna ofensywa Platformy Obywatelskiej?
Przecież nie tak dawno elektorat PO został poinformowany, że po zakończeniu wakacji parlamentarnych Platforma rozpocznie jesienną ofensywę legislacyjną. „Na pierwszy ogień” – ofensywa, a więc militarne słownictwo – miały pójść ustawy dotyczące konsolidacji finansów publicznych, później pakiety ustaw zdrowotnych i deregulacyjnych. Jeszcze w październiku premier Tusk pytany gdzie są projekty ustaw jesiennej ofensywy legislacyjnej mówił, że „Liczba nie świadczy o jakości” i był w trakcie przenosin do sejmu. Widziano go z łóżkiem polowym w ręku na korytarzu sejmowym.

Rzucił dziennikarzom dwie wpadające w ucho okrągłe liczby – 500 i 50 – „bez jakiejś szczególnej satysfakcji” je podał, jak to ma w zwyczaju, gdyż do perfekcji opanował używanie zwrotu – „bez jakiejś szczególnej satysfakcji”.
A więc ustaw i rozporządzeń będzie blisko 500" - usłyszano, a projektów będzie 50. Projekty będą się składały na ten „pakiet legislacyjny”. Słowa, słowa, słowa - słowa w pakietach.
Padały kolejne terminy – i chyba rzeczywiście padły, z niedotrzymania. Premier zapowiadał, że codziennie będzie w Sejmie, i dziennikarze będą mogli monitorować jego działania „na rzecz pracy nad tym pakietem ustaw, bo to jest dla mnie naprawdę śmiertelnie poważne zadanie i do Gwiazdki zdążymy z większością projektów". Było to 6 października – datę podaję z kronikarskiego obowiązku. TVN 24 informując, że Tusk przenosi się do Sejmu oceniał: „to dobrze wszystkim zrobi”. Zrobiło?

Panowie komentatorzy – politologu doktorze Jarosławie Flisie i doktorze socjologu Jacku Kucharczyku jak pogodzić stabilizację poparcia dla PO na poziomie 46 procent, horrendalnie wysokie poparcie, i jak pogodzić jesienne zapracowanie rządu z wynikiem innego sondażu?

Tego samego dnia czytam, że w ciągu miesiąca (od stycznia do lutego) o 9 punktów procentowych (do 65%) wzrosła ilość osób, źle oceniających działalność rządu. Zaledwie, co trzeci badany uważa, że Donald Tusk dobrze wypełnia obowiązki szefa rządu, a 55% ankietowanych, źle ocenia pracę Tuska. Tak źle nigdy nie było.

Czy kiedykolwiek w przeszłości wyniki dla Tuska i jego rządu były tak złe? W ciągu jednego miesiąca o 11 punktów proc. spadła liczba ocen pozytywnych, a o 8 punktów proc. wzrosła liczba negatywnych dla Donalda Tuska. Jedenaście punktów procentowych spadku poparcia, to spadek aż o 25 procent. I to w ciągu jednego miesiąca. Równia pochyła?

A może wprowadzić do języka politologii pojęcie - stabilizacji medialnej? Mamy „fakt prasowy” wynaleziony przez polityka, mamy alogiczną, nonsensowną „logiczną konsekwencję słów” – autorstwa dziennikarza, dlaczego mamy nie mieć „medialnej stabilizacji”?
I w takim razie blogierskiej - stabilizacji na równi pochyłej. Stabilizacja poparcia dla PO na równi pochyłej. Czemu nie?

Tekst ukazał się w Nr. 7/2011 Warszawskiej Gazety.