Pod szkopułą

Swego czasu rozczytywałem się w książkach Stephena Kinga i choć często dostrzegam w nich powtarzające się schematy, to jednak jedna książka wyjątkowo zrobiła na mnie wrażenie: „Pod kopułą”, którą uważam za arcydzieło. Jest ona wg mnie trwożącą historią, jak ciemne masy są w stanie być zmanipulowane przez rządnych władzy polityków, którzy szczerze uważają siebie za wybrańców. Choć zakończenia nie zdradzę, to jednak część fabuły ujawnię, bo wygląda wypisz wymaluj, jak KODziarstwo POlszewików.

SPOILERY

Rzecz się dzieje w Ameryce. Z nieznanych przyczyn miasteczko Chester’s Mill zostaje odcięte od reszty świata niewidzialnym polem siłowym, którego praktycznie nic nie jest w stanie naruszyć. Choć telekomunikacja działa i osoby z dwóch stron kopuły mogą ze sobą rozmawiać, to jednak miasto jest odcięte od świata. W tej sytuacji pod kopułą władzę zaczyna powoli przejmować burmistrz Duży Jim Rennie, który ma obsesję na punkcie władzy. Uważa się za dobrotliwego ojca „narodu”, lubianego i kochanego. Nie jest jednak głupi: potrafi bezwzględnie manipulować. Jego syn, Junior, to zresztą niezrównoważony psychicznie morderca i gwałciciel zwłok. Ale to przecież da się zatuszować.

Utrapieniem Rennie’ego jest jednak główny bohater, Dale Barbara. Radny nie może znieść, że ludzie szanują Barbarę za to, że walczył na wojnie w Iraku. Obskurny przybłęda, jak można rywalizować z człowiekiem, który wykazywał się wojennym męstwem i którego Waszyngton właśnie mianował pułkownikiem dowodzącym miastem?! Dość powiedzieć, że pokrętne towarzystwo Juniora i jego znajomi zadarli niegdyś z przybłędą. Dziewczyna jednego z nich, panna lekkich obyczajów, miała ochotę na Dale’a, lecz ten odmówił seksu. Rozwścieczona oskarżyła go o gwałt, a banda nieletnich osiłków zaczaiła się na niego wieczorem przy wyjściu z baru. Cóż za niesamowita okazja, ten bandyta pobił dzieci. I jeszcze gwałciciel, no no… Gdyby tylko nie ten przeklęty, uczciwy komisarz, to włóczęga nie zostałby oczyszczony ze wszystkich oskarżeń. Wprawdzie ponoć zgwałcona ofiara, przyparta do muru i przestraszona, coś tam komisarzowi wybablała, że może jednak gwałtu nie było, lecz kogo to tam interesuje. Jak dobrze, że ten gliniarz miał rozrusznik serca, który niespodziewanie eksplodował pod wpływem zbliżenia się do kopuły, która okazała się emitować pole elektromagnetyczne. Jak dobrze… myślący ludzie nie są w tych czasach pożądani.

Wciąż jednak nie ma potrzeby panikowania, zawsze można żołnierzowi podrzucić zgwałcone zwłoki z piwnicy Juniora. I potajemnie zabić żonę komisarza, która odkryła niewygodne pliki w komputerze męża, kompromitujące władzę. I przede wszystkim wypełnić policję tępymi osiłkami, których się udobrucha, byleby tylko byli lojalni i egzekwowali prawo. Pal licho wykręcanie ramion ich dawnym wrogom (szeptem: „Teraz cię mam”, głośniej: „Panie komisarzu, złapałem cywila, który się zachowywał agresywnie!”) i molestowania seksualne, włączając w to zbiorowy gwałt. Czy kogoś zresztą obchodzi, że nie mają mózgu i przy wrzucaniu Dale’a (miał scyzoryk) do celi nawet go nie przeszukali? No kogo? Przecież to są zuch chłopaki. Gdy burmistrz leżał w szpitalu, to kolaborujący z głównym bohaterem lekarz rozmówił się z burmistrzem w cztery oczy, rzucając mu w twarz oczywiste i niezaprzeczalne dowody szujstwa władzy, chcąc go szantażować. Szczęśliwie dla wodza, jednak nie byli sami: w łazience było dwóch osiłków, którzy nic nie uwierzyli w potworne poczwary i chyłkiem zaczęli, ku uciesze leżącego, dobierać się do lekarza, brutalnie go maltretując, nim trafił do więzienia.

Co jednak nasunęło mi największe analogie do obecnej sytuacji w Polsce? Szczerze mówiąc do tego wpisu zainspirował mnie krzyczący nagłówek na Onecie, jakoby to Prezydent Andrzej Duda roztrwania pieniądze na wycieczki i nagrody dla swych ludzi. A teraz przemowa Dużego Jima Rennie’ego do miasta:

PRZEMOWA RENNIE'EGO
-Dziękuję! Dziękuję wam wszystkim i każdemu z osobna! Dziękuję za przybycie! I dziękuję za to, że jesteście najdzielniejszymi i najbardziej zaradnymi ludźmi w całych Stanach Zjednoczonych Ameryki!

Entuzjastyczny aplauz.

-Panie i panowie… i dzieci też, widzę, że jest kilkoro na widowni…

Serdeczny uśmiech.

-Jesteśmy w potwornie trudnym położeniu. To już wiecie. Dziś zamierzam wam powiedzieć, jak to się stało, że się w nim znaleźliśmy. Nie wiem wszystkiego, ale tym, co wiem, podzielę się z wami, bo na to zasługujecie. Kiedy już nakreślę wam ogólny obraz sytuacji, czeka nas krótka lista ważnych spraw do omówienia. Przede wszystkim jednak pragnę wam powiedzieć, jak DUMNY z was jestem, z jaką POKORĄ przepełnia mnie myśl, że zostałem wybrany przez Boga… i was… by przewodzić wam w tym krytycznym momencie, i pragnę was ZAPEWNIĆ, że razem sprostamy tej próbie i wyjdziemy z niej SILNIEJSI, WIERNIEJSI I LEPSI! Może teraz jesteśmy Izraelitami na pustyni, ale wkrótce przejdziemy do Kanaanu, a tam czekać na nas będą stoły mlekiem i miodem zastawione przez Pana naszego i rodaków naszych!

Burza oklasków. Brzmiało to jak owacja na stojąco. Duży Jim był w euforii. Robił z nimi, co chciał; dosłownie jedli mu z ręki. Setki ludzi, ci, co na niego głosowali, i ci, co nie. Nigdy jeszcze nie widział takiego tłumu w tej sali, nawet podczas debat o modlitwie w szkole, czy finansowaniu szkół. Siedzieli udo, przy udzie, ramię przy ramieniu, wielu na zewnątrz, i słuchali jak zaczarowani. Teraz, kiedy Sanders zdezerterował, a Grindell była na widowni (nie mógł nie zauważyć tej czerwonej sukienki w trzecim rzędzie), miał tych ludzi w garści. Błagali go oczami, by się nimi zaopiekował. By ich ocalił. A jego tryumfu dopełniała straż osobista u boku i szeregi policjantów-jego policjantów-stojących pod ścianami sali. Nie wszyscy jeszcze dostali mundury, ale każdy miał broń. W dodatku co najmniej setka osób na widowni nosiła niebieską opaskę na rękawie. Jakby miał prywatną armię.

-Przyjaciele, mieszkańcy mojego miasta, jak większość z was wie, aresztowaliśmy niejakiego Dale’a Barbarę…

Wybuchła burza gwizdów i syków. Duży Jim zaczekał, aż przycichnie, na pozór śmiertelnie poważny, w duchu szeroko uśmiechnięty.

-… bo zamordował Brendę Perkins, Lestera Cogginsa i dwie śliczne dziewczyny, które wszyscy znaliśmy i kochaliśmy, Angie McCain i Dodee Sanders.

Znowu gwizdy, przeplatające się z okrzykami „Powiesić go!” i „Terrorysta!”. Wydawało się, że to o terroryście krzyknęła Velma Winter, kierowniczka pierwszej zmiany w sklepie Browniego.

-Nie wiecie za to czegoś innego-ciągnął Duży Jim-a mianowicie, że klosz to efekt spisku, dzieło elitarnej grupy bezwzględnych naukowców, potajemnie finansowane przez frakcję działającą w łonie rządu. Jesteśmy królikami doświadczalnymi, przyjaciele, a Dale Barbara był człowiekiem wyznaczonym do tego, by śledzić przebieg tego eksperymentu i kierować nim od wewnątrz!

Reakcją było nieme oszołomienie. A potem ryk oburzenia. Kiedy przycichł, Duży Jim mówił dalej. Jego szeroka twarz płonęła szczerością (a może od nadciśnienia). Tekst przemówienia leżał przed nim, wciąż nieotwarty. Nie musiał do niego zaglądać. Sam Bóg używał jego strun głosowych i poruszał językiem.

-Pewnie się zastanawiacie, co mam na myśli, mówiąc o potajemnym finansowaniu. Odpowiedź jest przerażająca, acz prosta. Dale Barbara, przy udziale nieustalonej dotąd liczby mieszkańców tego miasta, założył wytwórnię narkotyków, która dostarczała wielkie ilości krystalicznej metamfetaniny baronom narkotykowym z całego świata Wschodniego Wybrzeża, w tym kilku powiązanym z CIA. I choć nie wyjawił nam jeszcze nazwisk wszystkich swoich wspólników, jednym z nich, jak się zdaje… i mówię to wam z bólem serca, jest Andy Sanders.

Wrzawa o okrzyki zdumienia z widowni. Duży Jim zauważył, że Andi Grinnell zaczęła podnosić się z miejsca, ale usiadła z powrotem. I tak ma być, pomyślał. Siedź tam i się nie ruszaj. Jeśli będziesz na tyle głupia, żeby mi się postawić, pożrę cię żywcem. Albo wskażę palcem i oskarżę. Wtedy to oni pożrą cię żywcem.

-Szefem Barbary, jego oficerem prowadzącym jest człowiek, którego widzieliście w wiadomościach. Podaje się za pułkownika armii amerykańskiej, tak naprawdę jednak jest wysoko postawionym członkiem kliki naukowców i urzędników rządowych odpowiedzialnych za ten szatański eksperyment. Tu mam potwierdzające ten fakt zeznanie Barbary.-Poklepał się po sportowej marynarce, której wewnętrzna kieszeń zawierała jego portfel i podręczny Nowy Testament ze słowami Chrystusa wydrukowanymi na czerwono.

Tymczasem znowu rozbrzmiały okrzyki „Powiesić go!”. Duży Jim ze spuszczoną głową i poważną twarzą podniósł rękę i głosy w końcu ucichły.

-Nad karą Barbary głosować będzie całe miasto… jako jedno, zjednoczone ciało oddane sprawie wolności. Wszystko w waszych rękach, panie i panowie. Jeśli zadecydujecie, że powinno się go stracić, zostanie stracony. Lecz dopóki jestem waszym przywódcą, nie będzie żadnego wieszania. Wyrok wykona pluton egzekucyjny…

Przerwał mu dziki aplauz i większość zebranych porwała się na równe nogi. Duży Jim nachylił się do mikrofonu.

-… ale dopiero jak zdobędziemy wszystkie bez wyjątku informacje, wciąż skrywające się w głębi jego podłego serca, serca zdrajcy!

Teraz stali już prawie wszyscy. Andi siedziała w trzecim rzędzie, obok przejścia między siedzeniami i patrzyła na niego oczami, które powinny być łagodne, zamglone i zagubione, ale nie były. A patrz sobie, ile chcesz, pomyślał. Bylebyś dalej tam grzecznie siedziała. Tymczasem upajał się aplauzem.

-Ci ludzie są mistrzami dezorientacji-ciągnął Duży Jim-i kiedy pójdziecie pod ścianę klosza zobaczyć się z bliskimi, kampania przeciwko mnie nabierze na sile. Cox i jego pomagierzy nie cofną się przed niczym. Oczernią mnie, nazwą kłamcą i złodziejem, może nawet powiedzą, że to ja kierowałem ich narkotykowym biznesem…

Czy tego chcemy w Polsce? Bandy psychopatów,  którym odbija, bo ich odcięto od koryta? Mały Lis, Michnik i inni zrobią wszystko.