Kaczyński jest ważny mimo wad

Kaczyński jest ważny mimo wad

(Wywiad dla gazety „Polska The Times”)

Ze Zbigniewem Girzyńskim, posłem PiS, rozmawia Mariusz Staniszewski.

 

Podczas zaczynającego się dziś kongresu PiS wybrany zostanie nowy prezes. Wystartuje Pan w wyborach?

 

Nie.

Dlaczego?

Nie mam takich planów. Jestem poważnym politykiem i mogę ubiegać się o pewne funkcje tylko wówczas, gdy jest to osiągalne. Teraz wynik wyborów jest przesądzony i mój start w nich byłby nieporozumieniem. Sytuacja taka jak w Polskim Stronnictwie Ludowym - gdy wszyscy wiedzą, jaki będzie wynik wyborów, ale prezes partii prosi współpracownika, by wystartował tylko po to, aby pokazać, że jest demokracja - jest niepoważna. Nie trzeba takich zwyczajów przenosić do naszej partii.

 

Ale nosił się Pan z zamiarem ubiegania się o fotel prezesa PiS.

Jesteśmy partią bardzo szeroką, z ogromną liczbą członków w całym kraju i ludzie zwracali się do mnie z różnymi pomysłami. Ale to jeszcze nie ten kongres i nie ten moment.

Złośliwi mówią, że nie wystartuje Pan, bo bardzo trudno by było zebrać sto podpisów pod swoją kandydaturą. Każdy, kto by Pana poparł, sam ustawiałby się w opozycji do Jarosława Kaczyńskiego, a więc miałby problemy.

 

Słusznie pan zauważył, że tak mówią złośliwi. Nie przypuszczam, by w Prawie i Sprawiedliwości ktokolwiek musiał się obawiać działalności zgodnej ze statutem partii. Dotyczy to także działań wyborczych. Tego typu słowa mogą padać z ust tylko tych osób, które źle życzą PiS i nie znają realiów wewnątrz ugrupowania.

 

Z czego w takim razie wynika tak silna pozycja Jarosława Kaczyńskiego, polityka w społeczeństwie nielubianego i cieszącego się niskim poziomem zaufania?

Warto pamiętać, że jest jednocześnie bardzo szerokie grono osób, dla których Jarosław Kaczyński jest w polityce osobą ważną i potrzebną. Jest człowiekiem, który zjednoczył rozbitą w latach 90. polską prawicę. Potem potrafił tę partię poprowadzić do sukcesów wyborczych w 2005 i 2007 roku. Bo choć w ostatnich wyborach musieliśmy oddać władzę, to jednak uzyskaliśmy znacznie więcej głosów niż dwa lata wcześniej. To polityk wielkiego formatu, który mimo swoich ułomności tak nagłaśnianych i piętnowanych w społeczeństwie, dla polskiej prawicy i Polski zrobił wiele dobrego.

 

Ale małe są dziś szanse na to, by pod tym przywództwem PiS był w stanie wygrać kolejne wybory.

 

Byłbym daleki od przesądzania, czy szansa jest mała, czy większa. Dopóki lokale wyborcze nie zostaną zamknięte i zacznie się liczenie głosów, dopóty wszystko się zdarzyć może.Sondaże są jednak nieubłagane.

 

Do wyborów parlamentarnych jest jeszcze półtora roku. Sondaże potrafią się zmienić jeszcze dwa tygodnie przed wyborami. Sami się o tym przekonaliśmy, bo przecież w 2007 roku, tuż przed wyborami, mieliśmy nad Platformą przewagę. Dopiero końcówka kampanii przesądziła, że to oni wygrali, nie my. Tak więc sytuację można oceniać tylko na podstawie realnych wyborów. Dopiero one pokażą, czy kierunek, który wybraliśmy, był właściwy, czy też konieczna będzie korekta. Wtedy też dowiemy się, czy pana prognoza była słuszna.Nie ma Pan wrażenia, że dotychczasowa formuła PiS się wyczerpuje? Nie jesteście w stanie przekonać do siebie większej liczby wyborców, niż Wasze twarde 25- 30 proc.

 

Każda duża partia ma ten sam problem: stały elektorat na poziomie 25 proc. O pozostałe głosy musi mocno zabiegać. Czasem się udaje poszerzyć, czasem nie. Pod tym względem nie odbiegamy od innych europejskich partii. Jesteśmy nawet w lepszej sytuacji niż na przykład niemieccy socjaliści, którzy w ostatnich wyborach uzyskali zaledwie 21 proc. Jarosław Kaczyński wiele razy pokazał, że potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, i liczę na to, że tak będzie także i teraz. W moim przekonaniu program Prawa i Sprawiedliwości jest dziś najlepszą propozycją dla Polski.

 

Ale macie trudności z otwarciem. Przykładem tego jest zamknięcie panelu dyskusyjnego Marka Migalskiego. Chciał rozmawiać z dziennikarzami nieprzychylnymi PiS, ale wtedy wkroczył Przemysław Gosiewski. W efekcie dyskusja będzie się toczyć w gronie sympatyków.

 

Na pewno PiS potrzebuje dziś szerokiego otwarcia i wszystkie inicjatywy, które ku temu zmierzają, trzeba promować. Mam nadzieję, że ten kierunek zostanie wybrany. Jeśli tak się nie stanie, to trzeba się będzie zastanowić nad efektami. Czas na to przyjdzie jednak dopiero po wyborach parlamentarnych.

 

Na razie jest jednak tak, że Przemysław Gosiewski pociągnie za jeden sznurek i panel Migalskiego znika.

 

Cenię Marka Migalskiego, chociaż nie ze wszystkim się z nim zgadzam. Wiele razy prowadziłem z nim publiczne dyskusje, także wtedy, gdy nie był jeszcze w PiS. Nie ja jednak odpowiadam za kształt paneli.

 

Sondaże pokazują, że wyborcy oczekują zmiany pokoleniowej w polityce. Kiedy to nastąpi w PiS?

 

Jest u nas wielu polityków, którzy choć są młodzi, mają już duże doświadczenie. Gdy patrzę na Pawła Poncyljusza, Maksa Kraczkowskiego czy Dawida Jackiewicza, to widzę, że oni są w stanie nie tylko zmienić PiS, ale całą polską politykę. Ale zmiana powinna następować stopniowo.