Jak "GW" hartuje agentów RP

Przede wszystkim chciałbym podziękować swoim wiernym wielbicielom - redaktorom "GW" - za nieprzeciętne zainteresowanie moją osobą. Trzy artykuły komentujące mój pierwszy wpis na blogu! Szok! Nie spodziewałem się, że w tak cwany sposób będę grał na panów emocjach.

Prasa jest instytucją biorącą udział w pożądanym kształtowaniu życia społecznego. W sprawach budzących publiczne zainteresowanie prasa ma prawo, a nawet obowiązek przekazywania informacji i idei na temat wszystkich kwestii publicznie ważnych, a społeczeństwo ma prawo je otrzymać” – takimi słowami Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga odmówiła wszczęcia śledztwa dotyczącego ujawnienia wizerunku oraz danych funkcjonariusza państwowego wykonującego czynności operacyjne. Czyli mnie.

Czy prasa ma prawo narażać funkcjonariusza państwa polskiego na utratę życia lub zdrowia? Pytanie wydaje się retoryczne. Działając w zaślepieniu politycznym, między innymi redaktorzy "GW" nie brali po uwagę, jakie skutki w przyszłości odniosą ich działania. Rozumiem, że siląc się na zbitki ostrych zdań, chcieli mnie ośmieszyć i zdyskredytować pracę CBA za czasów Mariusza Kamińskiego. Nie wzięli jednak pod uwagę faktu, że kilka lat wcześniej wykonywałem na rzecz naszego kraju poważne zadania, których efekty odczuwalne są do dzisiaj – spadek przestępczości zorganizowanej. Wraz z kolegami przyczyniliśmy się do ograniczenia dostępu do narkotyków, być może także dzieci pracowników "GW". Zagrożenie utraty życia i zdrowia wynikające z tych działań ciąży na funkcjonariuszach przez cały czas. Poprzez wspomnianą wcześniej działalność redakcji z Czerskiej staję się one jeszcze bardziej prawdopodobne. Zastanawiam się, na jaką celną pointę zdobyliby się opętani szaleństwem polowania na mnie i na CBA panowie, gdyby doszło do tragedii. Czy wtedy byliby równie skorzy do opluwania osób, których tak naprawdę nie znają? Może podążyliby drogą tych swoich kolegów po fachu, którzy latami oczerniali Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a po Jego tragicznej śmierci unosili się skruchą i łzami.

Jedno nie ulega wątpliwości - prokuratura powinna zająć się z urzędu pisaniną "GW". Tym bardziej, iż w sprawie pojawiły się nowe istotne okoliczności. Bogdan Wróblewski w swoim artykule z dnia 16.02.2011 r. wskazał wprost, kto jest odpowiedzialny za dekonspirację funkcjonariusza o pseudonimie "Tomek" i narażenie go na utratę życia i zdrowia: „Agent na elity – nazwał go Wojciech Czuchnowski w tekście dekonspirującym Tomka.” Stawiam akcent na słowo „dekonspirującym”. Zadaję sobie pytanie, gdzie jest prawo i interes państwa? Czy funkcjonariusz naszego kraju nie jest w żaden sposób chroniony i byle kto może go wystawiać bandytom na tacy? Przecież zgodnie z obowiązującym prawem oraz pełną determinacją zwalcza przestępczość, w tym też korupcyjną. Gdy ujawnia styk tej przestępczości z POlityką, okazuje się, że walczy z wiatrakami. Jaki to przykład dla młodych adeptów pracy operacyjnej? Czy ktokolwiek na poważnie zajmie się łapaniem polityków – złodziei czy celebrytów-złodziei, wiedząc, że spotka go za to publiczny lincz?

Przyznam szczerze – nie dałbym złamanego grosza za to, że jakakolwiek prokuratura weźmie się za egzekwowanie prawa wobec znanych opinii publicznej z imienia i nazwiska przestępców korupcyjnych oraz chroniących ich dziennikarzy. Mam ku temu powody. Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga odmówiła już wcześniej wszczęcia postępowania na wniosek Pana Mariusza Kamińskiego w takiej sprawie. Fragment powalającego sensem uzasadnienia cytowałem wyżej. W tamtym czasie byłem jeszcze funkcjonariuszem CBA, nie mogłem się sam bronić. Jednak wiedziałem, że w obronie moich praw wystąpi uczciwy i profesjonalny szef. Po odwołaniu Pana Mariusza Kamińskiego jego następca rzucił moje bezpieczeństwo i dobre imię hienom na pożarcie. Oj, przepraszam (daleki jestem od przemilczania aktywności pana Wojtunika, jeśli tylko się objawia), wykazał się większą inwencją – wsparł hieny. Powołał grupę funkcjonariuszy i prawników, których zadaniem jest wyszukanie nieprawidłowości w mojej pracy oraz moich kolegów. Pierwsze sukcesy już są, bo - jak donosi "Wyborcza" - spec-trupa doszukała się aż 20 takich haniebnych czynów. Ale nie spoczęła na laurach i nie zważając na szerzącą się w kraju korupcję, koncentruje wszystkie swe siły na szukaniu następnych – efektem jej niebezpiecznej misji ma być postawienie mi przez prokuraturę zarzutów karnych. Czarny humor? Żałuję, ale nie. Dziś to nie ci, którzy pokazali przestępcom, kim jestem i jak mnie namierzyć ( pan Wróblewski nazywa to fachowo dekonspiracją), ale ja i inni funkcjonariusze CBA są obiektem prokuratorskiego śledztwa. O jego przyszłość chyba możemy być wszyscy spokojni – skoro grono z Czerskiej już odbyło nawet swój przewód sądowy, w języku zwykłych ludzi zwany nagonką: Książka Tomka skończy się pewnie procesem za zdradę tajemnic państwowych.

Szkoda tylko, że Stanisław Bareja nie dożył naszych czasów. Ta sama prokuratura, która odmówiła wszczęcia postępowania w związku ze zdekonspirowaniem funkcjonariusza RP, prowadzi teraz śledztwo, by wykazać, że to on, a nie łamiący prawo demaskatorzy, jest przestępcą. Przypomina mi się lament nad rzekomo narażanymi na niebezpieczeństwo byłymi funkcjonariuszami i współpracownikami WSI. Ale tamci jegomoście mieli zapewne lepsze plecy. Funkcjonariusze wolnej Polski nie mogą umywać się do tych, którzy zręby karier budowali w czasach rządów Jaruzelskiego i Kiszczaka.

Mimo wszystko dziękuję mojemu fan klubowi z "GW". Dzięki wam mocno się hartuję i utwierdzam w przekonaniu, że praworządność zwycięży nad kręceniem lodów.