Kaszel

  Ze sprawami najpilniejszymi szybko uwinąłem się z samego rana. Zostało jeszcze  z czymś tam poczekać  na termin nieco późniejszy. Miałem czas na obejrzenie miasta. Dokładnie mówiąc, w tego rodzaju wyprawach za cel biorę jakiś jeden obiekt lub ich lokalny, wcale nie galaktyczny układ. Teraz wybrałem obrzeża starówki  - wielką, niszczejącą kamienicę. Widać   było, że zburzenie jej jest już nieodległe. Brama przez kilka lat ślepo broniąca dostępu do jej  wnętrza stała otworem.  Wszedłem tam, zdając sobie sprawę, że jedyną z  tego korzyścią będzie skonfrontowanie się z obrazem spustoszenia i przemijania. Tak też to ujrzałem.  O elewację z zewnątrz dbały jeszcze niedawno władze miasta, tym bardziej zaskakiwał stopień dewastacji wnętrza. W środku budynek nie był poważnie remontowany przez co najmniej pięćdziesięciu lat. Każdy tu fragment, gdzieby wzrok nie padł, okazywał się miejsce pełnym uszkodzeń.  Brak choćby kawałeczka dawnego ładu  i wyglądu w tym rozkładzie nie dawał odrobiny oparcia dla jakieś nagle potrzebnej, pozytywnej emocji.  Daremnym też okazało się szukanie śladów jakiejkolwiek urody na odartych ścianach dziedzińca. Jakiś  brudny nalot na wszystkim i zimny kolor betonu przyprawiały o dreszcz.  Wilgotny chłód listopadowego poranka potęgował odczucie martwoty. Nie radziły tu nic słoneczne promienie na nieodległych żyjących ulicach: Lubartowskiej i Kowalskiej - wszystko zawładnięte zostało przez bezlitosną, starą szarość.
  Na klatce schodowej zacząłem przeglądać historię całego zbioru napisów; jedne przykrywały drugie, cześć z nich była rozmazana – tynk murszał. Nic z nich nie przykuwało mojej uwagi. I wtedy usłyszałem ten kaszel. Dobiegał gdzieś z górnych kondygnacji. Kaszlała kobieta albo słaby mężczyzna.  Ogarnęło mnie jakieś nieprzeparte wrażenie, że to kaszel samej kamienicy. Wydawało się, że zżarte suchotami mury zadrgały i odezwały się na ludzką modłę.  Było w nim słychać  nieodległy koniec. W wydobywającym się z czyjejś piersi odgłosie, świadczącym o samodegradacji i chorobie, nie można było doszukać się cierpienia ni skargi. Nieważnym stał się dawny czas szczęśliwego wzrostu i rozkwitu. Obojętnym stawało się bliskie Boże Narodzenie, nieważną perspektywa srogiej zimy – ostatnie Święta i ostatnia zima. Świat  tego człowieka  i tej kamienicy uległ spłaszczeniu i redukcji, wyczerpał się zasób semantycznych skrótów i symboli. Pozostała tylko jakaś kropka nad ypsilonem, a w niej kupka gruzów i skorupka ciała… I jeszcze płomyk chrześcijańskiej nadziei.
  Gdy stamtąd wychodziłem, w tunelu bramy zobaczyłem zerwane kłódki w znajdujących się tam drzwiach dawnej stróżówki i jakichś pomieszczeń gospodarczych. Przed włamaniem do nich miały chronić  grube, metalowe kołnierze wokół skobli. Pokonano i to. Wszechwładnie panowały tu niepohamowana pasja złośliwości i pęd zniszczenia do cna.
  Prozaiczna jasność ulicy ukazała się mi jako szczególne wyzwolenie. 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika ość

03-03-2016 [17:29] - ość | Link:

Nie wspiąłeś się tam, skąd dochodził kaszel? Może ktoś potrzebował pomocy?

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

03-03-2016 [19:07] - St. M. Krzyśków... | Link:

Dobre pytania o wartości uniwersalne. Najpierw odpowiem za siebie, potem za świat.
Stare Miasto w Lublinie należy (należało?)do tych specyficznym rejonów Lublina, gdzie należy się umieć zachować, żeby nie popaść w konflikt z tutejszymi. Nie ma tu może odpowiednich napisów, jak na bliskim Żmigrodzie (PATOLOGIA SQUARE) lub Garbarskiej (CENTRUM CHUJOZY), ale to ten sam klimat. Gdy zapuszczam się w takie w takie miejsce dbam o to, by być odbieranym absolutnie neutralnie. Częścią tej strategii wypracowanego zachowania jest nieingerowanie w ich sprawy. Nigdy nie wie się, czy nie zostanie to odebrane jako sygnał zagrożenia. Są ludzie, dla których policja, straż miejska, służby medyczne i opiekuńcze niekoniecznie oznaczają ratunek. W tej ruinie nie ja byłem gospodarzem i pchanie się dalej byłoby, niczym wejście do czyjejś sypialni. Kaszląca osoba wydawała się budzić ze snu. Wiadome mi też, że te zepchnięte na margines środowiska są znacznie bardziej wewnętrznie solidarne, niż klasy lepiej uposażone. Nie miałbym więcej do zaoferowania, niż najbliżsi towarzysze bezdomności i poniewierki.
Tłumaczenie moje z pewnością jest obłudne - nie okazuję się dobrym Samarytaninem (Luk 10:33). Istnieje niemałe prawdopodobieństwo, że jednak jakoś w tym miejscu mógłbym się przydać. Na ile, więc, jestem nie w porządku? Tu wkraczam na pole moich bieżących ogólnych rozważań.
Jak wspaniale Duńczycy pomogli swoim Żydom, a Polacy nie… Autorka książki o Eichmannie, Hannah Arendt, przeprowadza swe bilanse, a ja w nich uczestniczę w jakiś niewiarygodny sposób. Napisałem o doświadczeniu i tajemnicy. Przez to czytam raz jeszcze „Dar i tajemnicę” Jana Pawła II. On tam tak wspaniale opisuje brata Alberta, z którego ja mam raczej niewiele. Może tyle, że też uczestniczę w tajemnicy (niezrozumiałej dla mnie, no bo tak ma przecież być). Kamienicę do, której polazłem, znajdowała się w czasie okupacji niemieckiej w obrębie Ghetta B.
Pozdrawiam.