Kiedy dościgniemy Europę

Ostatnio opublikowane dane statystyczne wykazują, że osiągnęliśmy 53 % poziomu dochodów liczonych w PKB na mieszkańca UE. Oczywiście jest to postęp gdyż przy wchodzeniu do Unii mieliśmy tylko 40% liczonych według parytetu siły nabywczej, bowiem nominalnie nie przekraczaliśmy 30%. Mimo tego wzrostu ciągle jesteśmy na szarym końcu, za nami tylko Rumunia i Bułgaria. Najgorsze nie jest jednak to, lecz tempo naszego ścigania Europy. Otóż w roku 2004 w czasie naszego przystąpienia do UE nasze „parytetowe” PKB wynosiło 12,4 tys. dolarów na głowę, podczas gdy niemieckie 28,6 tys. co dawało nam około 40 %, po upływie 4 lat uzyskaliśmy 17,3 tys. dolarów, a Niemcy 35,4 tys., osiągnęliśmy zatem około 50 % poziomu niemieckiego.

Posłużenie się przykładem niemieckim jest dlatego racjonalniejsze aniżeli średnią europejską, gdyż Niemcy są usytuowane stosunkowo blisko średniej, a ponadto są naszym sąsiadem i najważniejszym partnerem gospodarczym. Jeżeli nasze ściganie będzie się odbywało w tym samym tempie to poziom niemiecki osiągniemy za 20 lat. Jest to jednak mało prawdopodobne ze względu na słabnące tempo wzrostu naszej gospodarki, która dla wyrównania realnego przyrostu mierzonego w pieniądzu a nie odsetkach musi wykazywać przynajmniej dwukrotnie szybszy wzrost wskaźników PKB aniżeli Niemcy.

A zatem najważniejszy postulat UE zrównania poziomów życia w krajach członkowskich staje się po prostu fantasmagorią.

Władze unijne poza ogłoszeniem hasła nie zadały sobie trudu zastanowienia się, jaką drogą ma być osiągnięty ten postulat.

Zróżnicowanie w poziomie dochodów różnych krajów a nawet regionów jest zjawiskiem naturalnym, tylko że nie może ono być zbyt duże, gdyż grozi to destabilizacją życia społecznego i gospodarczego. Z takim zjawiskiem mają do czynienia Niemcy na wschodzie swego kraju, a Włochy na południu. W efekcie zmuszone są do sztucznego łatania dziury grożącej po prostu wyludnieniem tych obszarów.

W stosunku do całej Unii zmuszonej prędzej czy później do pełnego zrealizowania prawa o swobodnym przemieszczaniu i wyboru miejsca zamieszkania taka sytuacja grozi masową emigracja z krajów uboższych do bogatszych. Zjawisko to jest już dość mocno zasygnalizowane, ale jak dotąd władze UE nic nie robią w kierunku zapobieżenia jemu.

Dla krajów wchodzących w skład Unii taka groźba stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla ich bytu państwowego, ale wprost dla samej egzystencji narodów, a dla krajów imigracji jest zarzewiem perturbacji społecznych.
Jedynym wyjściem w tej sytuacji jest podjęcie programu przyśpieszonego rozwoju krajów unijnych ze szczególnym uwzględnieniem potrzeby wyrównania poziomu cywilizacyjnego. Temu celowi muszą być podporządkowane wszystkie działania zarówno władz UE jak i poszczególnych krajów członkowskich, a przede wszystkim opracowanie i wdrożenie programu alokacji inwestycji produkcyjnych. Ten program powinien uwzględniać warunki naturalne i zasoby twórcze znajdujące się w poszczególnych krajach.

Ażeby jednak nie były to działania bezpłodne jak to ma miejsce w odniesieniu do znacznej części nakładów lokowanych we wschodniej części Niemiec lub południowych Włoszech muszą to być przedsięwzięcia 1) mające pełne podstawy realnego powodzenia. Dla przykładu może to być intensyfikacja produkcji żywnościowej w Bułgarii, rozwój przetwórstwa zasobów surowcowych w Polsce itd.
Warunkiem powodzenia takiego programu jest zwiększenie popytu na terenie samej Unii i promocja eksportu. Wzrost popytu wewnętrznego w „starej” Unii posiadającej odpowiednie zasoby finansowe wymaga stworzenia nowych obszarów zainteresowania, gdyż dotychczasowe są dostatecznie nasycone lub nawet przesycone. Takim obszarem może, a nawet powinna być powszechna deglomeracja szczególnie zbyt zagęszczonych obszarów wielkich aglomeracji skupiających w chwili obecnej jedną czwartą ludności z obszaru „piętnastki”, czyli najbardziej rozwiniętych krajów UE. Pisałem o tym kilkakrotnie, że proces deglomeracji stwarza warunki dla poprawy sytuacji demograficznej i społecznej, a ponadto stanowi bodziec dla dynamicznego wzrostu gospodarki.

Drugim czynnikiem poza zwiększeniem obrotów wewnętrznych w UE jest intensyfikacja eksportu poza obszar Unii. Wymaga to stworzenia odpowiednich warunków instytucjonalnych, promocji eksportu i dostosowania relacji finansowych z uwzględnieniem kursów walut.

Potencjał gospodarczy UE sięga 25 % ogólnoświatowego, ale jej udział w światowym handlu / eksport poza Unię / to tylko 17% mimo że UE pozbawiona wielu surowców, a szczególnie nośników energii jest zmuszona do większego importu w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych czy Rosji. O ile, bowiem USA 2/3 energii uzyskują z własnych źródeł o tyle UE zaledwie 1/3. Władze unijne nie dbają o zrównoważenie bilansu handlu z krajami pozaunijnymi, który przynosi deficyt aż do wysokości 200 mld, euro rocznie, z czego niemal połowę stanowi bilans obrotów z Chinami.

W rezultacie nieodpowiedzialnej polityki gospodarczej, a szczególnie przysłowiowej już biurokracji i jałowego systemu preferencji UE pozostaje w tyle za USA, czego wyrazem jest różnica w parytetowym PKB przeliczonym na jednego mieszkańca wynoszącym w UE niecałe 34 tys. dolarów podczas w USA 48 tys.

Unia, jeżeli chce nie tylko się rozwijać, ale przetrwać musi zmienić zasadniczo swoją politykę ekonomiczną i nie tylko, a dla Polski i innych krajów dyskryminowanych jest to jedyna nadzieja na poprawę losu dopóki pozostajemy członkami tago, jak dotąd, niezbyt wydarzonego imperium.