Koniec przykrywki nad Polską

Określenie "przykrywka" kojarzy się najczęściej z działaniem pod przykrywką, na przykład policjant z tatuażami i posługujący się slangiem, przenika do gangu, rozpracowuje go, a potem wszyscy idą do pudła.  W przypadku naszej drogiej Ojczyzny chodzi jednak o nieco inny rodzaj przykrywki, która odegrała w ostatnich latach olbrzymią rolę w wielkim oszustwie Polaków, którego  (świadomie lub nie) podjęły się różne partie polityczne, od Unii Wolności po Platformę Obywatelską. PO, można powiedzieć, doprowadziła sprawę niemal do samego końca, zaszła w tym oszustwie tak daleko, że teraz jej liderom nie pozostaje nic innego, jak zdjęcie właśnie owej przykrywki znad Polski, a w działaniach politycznych także z samych siebie.

Po 1989 roku, zaraz po uporaniu się z hiperinflacją, po wstąpieniu do NATO, a później do Unii Europejskiej, staliśmy się (podobno) w oczach Zachodu liderem regionu, a za rządów PO wręcz pupilem Brukseli i Berlina. Tak jak nam kazali, tak robiliśmy, choć Donald Tusk i Bronisław Komorowski wielokrotnie zapewniali Polaków, że dbają o nasze interesy narodowe. Trzeba zamknąć stocznie, to je zamknięto, potrzebny był Niemcom, i nie tylko im, Nord Stream I,  to go zbudowali, a w Polsce skończyło się jedynie na werbalnym oporze, że w sumie to nic nie możemy, bo to nas przerasta. W sprawie Smoleńska też nic nie można było zrobić, bo reset z Rosją, bo przecież nie wypowiemy im wojny, więc wrak jest tam, gdzie rozbił się Tupolew.  Niemało Polaków uwierzyło w tę przykrywkę, jak bardzo jesteśmy ważni w Europie, jak liczą się z nami Niemcy, jak świetnie nam idzie na drodze do unijnego raju. Wielu przekonały inwestycje infrastrukturalne, choć ich realizacja wołała o pomstę do nieba, a polskie firmy padały przy budowie autostrad jak kaczki. No i nadal nie wiadomo, gdzie podziało się 20 miliardów z programu budowy autostrad, o czym alarmowała swego czasu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.               

Przykrywka nad Polską działała świetnie, bo część społeczeństwa, przy okazji wzrostu gospodarczego, bogaciła się, inni korzystali z unijnych dotacji, no i to powtarzane w mediach aż do znudzenia chwalenie nas za granicą znakomicie leczyło dawne kompleksy niektórych Polaków. Dzięki przykrywce wyhodowano na rodzimym gruncie nową klasę społeczną, czyli lemingi. Jedne pozostały nimi do dzisiaj i bronią PO, inne przeskoczyły do obozu Nowoczesnej (świetny wybór), a  co niektóre wyczuły, że padły ofiarą oszustwa, że w gruncie rzeczy jesteśmy skutecznie ogrywani na arenie europejskiej, a kiedy przychodzi do podjęcia ważnych decyzji, nikt nas nie pyta o zdanie, tak jak w przypadku Nord Steram I i II. Prawo i Sprawiedliwość, na krótko, próbowało rozjaśnić Polakom, jak jest naprawdę, ale od razu Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii przypięto łatę nacjonalistów, eurosceptyków i oszołomów, którzy chcą zniszczyć nasze świetne notowania w Europie. Do rządów przystąpiła Platforma Obywatelska i od razu zrobiło się raźniej. Co prawda, w ciągu ośmiu lat dług publiczny  Polski wzrósł z pół biliona do biliona złotych, ale takie kosmiczne liczby lemingów nie interesują. Przykrywka, że jesteśmy silni, nowocześni, ale i samodzielni w naszej polityce zagranicznej, działała przez długi czas bez zarzutu. A wyborcy Prawa i Sprawiedliwości - wiadomo - niedouczeni, antyeuropejscy i nie chce im się tworzyć nowej rzeczywistości.

Wmawiano nam, że Berlin chce mieć silną Polskę, że po Smoleńsku doszło do jakiegoś pojednania i ocieplenia stosunków z Rosją, bo tak nam bardzo współczuli po tragedii 10/04. Z historii ostatnich kilkuset lat  wynika niezbicie, że ani Niemcy, ani Rosja nigdy nie chcieli mieć za sąsiada silnej Polski, Polski traktowanej jako ważny, równoprawny partner polityczny. Nie bardzo wiadomo, dlaczego Berlin czy Moskwa miałyby w tej materii zmienić zdanie. I oczywiście zdania nie zmieniły. Sojusz z Niemcami, jaki zawarła Platforma był dla Merkel bardzo wygodny. W końcu to szósty pod względem ludności kraj Unii, świetny rynek zbytu dla niemieckich towarów i dobre miejsce do lokowania na nim niemieckich firm. Dla PO to też było bardzo wygodne, bo nie musieli się praktycznie w ogóle zajmować prowadzeniem jakiejkolwiek polityki zagranicznej. Przykrywka nad Polska dalej działała, a cała armia pożytecznych idiotów realizowała strategiczne cele Berlina i Moskwy, czyli podporządkowania sobie w końcu całej Europy. Unia zaczęła się sypać, dziś nadal całkiem realne jest wyjście z niej Wielkiej Brytanii, no a w Polsce dramat, bo wybory wygrała prawica, nacjonaliści, wygrał Kaczyński. Polityka brukselskich kelnerów wyszła na jaw i coś trzeba z tym zrobić.

To zmusiło do zdjęcia przykrywki nad Polską. Przykrywki, pod którą kryje się polityka marginalizacji Polski na arenie europejskiej, oraz działania na rzecz takiej RP, która będzie tylko "państwem teoretycznym".   Podsłuchy z "Sowy" wiele nam o tym mówią i sporo tłumaczą. Socjologicznie, najbardziej zabawne jest to, że cały ten mainstream 3RP, ci wszyscy celebryci, są najbardziej zakompleksiałą częścią polskiego społeczeństwa. Oni się teraz wstydzą za Polskę, Polska jest teraz problemem Europy, żeby tylko.... Nadszedł koniec tej wielkiej mistyfikacji i odczuwamy już tego skutki. Niemiecka prasa pisze w końcu to,  czego od nas oczekuje: mamy siedzieć cicho i się nie odzywać, mamy być posłuszni, bo nam zabiorą kasę. Póki co jednak, ani Merkel ani Holland nie mogą sobie pozwolić na politykę otwartego konfliktu z Polską, na karanie nas sankcjami. 

Dla Platformy Obywatelskiej nie było już innego wyjścia, więc po wyborach zupełnie otwarcie zaczęła prowadzić politykę antypolską, bo nie tylko antypisowską. Mieliśmy już ultimatum w sprawie TK dla Prezydenta RP, że jak nie, to my dowalimy rezolucją w Parlamencie Europejskim. Dowalimy komu? Kaczyńskiemu? Zresztą jeszcze przed upływem tego kuriozalnego ultimatum, Grzegorz Schetyna ogłosił w Brukseli, że PO będzie teraz reprezentować Polaków za granicą, bo przecież nie polski rząd. To taka drobna w sumie anarchia, ale daje do myślenia. Liderzy Platformy, sadzę że jak najbardziej świadomie, będą prowadzić działania na szkodę Polski, bo Polski jako bytu samodzielnego i w pełni podmiotowego w koncepcji Berlina i Moskwy po prostu nie ma, a z ich dokonań ośmiu lat rządów wynika, że realizowali co do joty tę strategię. Krótko mówiąc, Neumann i spółka, działają teraz bez przykrywki, co widzą chyba nawet niektóre lemingi. Czasami próbuje przebić ich Ryszard Petru, ale doprawdy, kto w służbach wpadł na pomysł, żeby wystawić tego faceta, bo jestem przekonany, że on uważa, że sam się wystawił. Przykrywkę w stosunku do Polski zdjęli też niektórzy zachodni politycy, ale nie łudźmy się, to dopiero początek. Przeszkodą i zmorą w dziele tworzenia nowego ładu europejskiego są jednak dla Zachodu imigranci, chyba nie tak miało być.

 Dla Polski jest to najważniejszy moment historyczny od lat trzydziestych ubiegłego stulecia, olbrzymie wyzwanie. Jesteśmy w  NATO, ale dlaczego nie może być tu stałych baz? Krym nie wystarczy. Rzeczywiście, mamy sukcesy gospodarcze, choć nie mamy już praktycznie własnego rodzimego przemysłu. Stosunki z Rosją mogą być jeszcze gorsze niż są, o ile nie zmieni się taktyka Moskwy wobec Polski, a Niemcy, jeśli uporają się z imigrantami, będą dalej kontynuowały swoją grę w duecie z Putinem. To dlatego polska dyplomacja zaczyna grać na kilku fortepianach, bo nie mamy stuprocentowych gwarancji własnego bezpieczeństwa, a sami jesteśmy zbyt słabi by stawić ewentualny opór Moskwie. Ululano cudownie wielu Polaków, że wokół panuje miłość i pokój, że Niemcy nas kochają, że w ogóle grozi nam co najwyżej jedna, jedyna rzecz straszna i w skutkach katastrofalna: rządy Prawa i Sprawiedliwości. No i stało się.