O BŁĄDZĄCYM PAPIEŻU, PROROCZEJ ATEUSZCE I WYZNAWCACH DEMONA.

CZĘŚĆ DRUGA

Ostatni raport organizacji „Pomoc Kościołowi w potrzebie” ukazuje nam obraz prześladowań chrześcijan na świecie. W raporcie znajdujemy opis nienawiści do wyznawców Jezusa Chrystusa, dowody ich prześladowania przez wyznawców wszystkich głównych religii, także tych, które obok chrześcijaństwa zostały zaprezentowane w filmie z papieską intencją na styczeń. Raport podaje przykłady prześladowania chrześcijan między innymi przez wyznawców buddyzmu ukazywanych nam dotychczas jako usposobionych niezwykle pokojowo. Antychrześcijański charakter stanowi zatem cechę wspólną wszystkich ideologii; nie da się zignorować faktu, iż zderzamy się z wielką koalicją nienawiści, choć niewątpliwie posiada ona wiele twarzy, czasem także wrogich wzajemnie. Nie zamierzam w tym skromnym opracowaniu zajmować się każdym z subwyznań rozległej antychrześcijańskiej ideologii, ani pomimo najważniejszego – z chrześcijańskiego punktu widzenia -  ich wspólnego wyróżnika, potraktować ich en masse.
Trzeba natomiast przyjrzeć się antychrześcijańskiemu charakterowi religii występujących w filmie z papieską intencja, a ściślej – z uwagi na konkretne „teraz”, a nawet konkretne „tu” – jednej z nich, islamowi.

Racja bytu Ideologii muzułmańskiej nie polega na prezentacji wartości, lecz na ich substytucji; ponieważ istnieją jedynie wartości chrześcijańskie (jakkolwiek niekiedy w jakimś zakresie zapożyczane przez niechrześcijan), zatem ich zastępowanie innymi treściami stanowi wyłącznie falsyfikację.  Ideologia, która ostrzem swego prapoczątku ma uderzyć w chrześcijaństwo nie jest możliwa do przemiany; jej przemiana nie jest do dokonania, gdyż oznaczałaby jej kres; autentyczne przeobrażenie jest równoznaczne z jej końcem, dlatego każda próba układania się jest czymś bezsensownym, a w perspektywie wiary należy ją postrzegać jako działania wbrew prawdzie; przeobrażenie, kres wszelkiego zwodzenia nastąpi wyłącznie mocą Bożą, gdy Smok – Wąż starodawny zostanie ostatecznie wrzucony w otchłań (por. Ap 20,10).

Zaznaczyłem uprzednio, iż islam i judaizm (nie tylko one) łączą się w zasadniczym – z chrześcijańskiego punktu widzenia - związku. Łączy je  antychrystocentryzm - negacja Boskości Jezusa Chrystusa oraz Jego centralnej roli w Dziele Odkupienia.
Nie wolno jednak poprzestać na stwierdzeniu tej zasadniczej cechy wspólnej – odrzucenia Jezusa Chrystusa, bez dokonania radykalnego rozróżnienia między  tymi, którzy otrzymawszy obietnicę Odkupienia oczekiwali Mesjasza, a jednak w kulminacyjnym akcie, odgrywanym wciąż na nowo, ulegli i ulegają pokusie oddania pokłonu komu innemu, a ideologią, która –  chronologicznie późniejsza – już u samego swego źródła sytuuje się w radykalnej kontrze wobec chrześcijaństwa; można powiedzieć, iż jest negatywną reakcją na Mesjasza i Jego Dzieło.
Stary Testament będąc autentyczną historią stworzenia, historią Przymierza oraz historią narodu wybranego stanowi także zapowiedź przyjścia Mesjasza; o ile przyjęcie Chrystusa  przez Żydów musi się dokonać poprzez odnalezienie Jego obrazu w starotestamentalnych proroctwach (więc wierne odczytanie ich na nowo), o tyle islam jako religia fundamentalnie antychrześcijańska, z którą teologicznie nie posiadamy żadnego punktu stycznego (pomimo pewnych zawłaszczeń przez islam dokonanych) musi, w przypadku konwersji zostać odrzucony jako całość, zaprzeczony u samego źródła.
Duch objawiający przez dwadzieścia lat treść Koranu Mahometowi przedstawia się jako Archanioł Gabriel, a zarazem Koran powtarza swą mantrę, iż Jezus nie jest Bogiem ani Synem Bożym, nie ma Trójcy Świętej, Chrystus nie został ukrzyżowany i nie zmartwychwstał, a w dniach ostatecznych wprawdzie przyjdzie, lecz aby zgładzić chrześcijan, którzy do tego czasu nie przyjęli islamu, zniszczyć wszystkie kościoły i połamać wszystkie krzyże. Jesteśmy więc świadkami radykalnej negacji chrześcijaństwa już na poziomie intencjonalnego założenia. Musimy więc stawiać pytanie o faktyczne pochodzenie tego objawienia.
Jako chrześcijanie wierzymy w Zwiastowanie Wcielenia Jezusa – Syna Bożego, dokonane przez Bożego Posłańca - Archanioła Gabriela; antyzwiastowanie jako negacja  Wcielenia  jest od początku wymierzona w Chrystusa , Jego  Odkupieńczą Śmierć i Zmartwychwstanie. Zwiastowanie jest zapowiedzią Bożego Dzieła, które ma się dokonać i dokonuje się; antyzwiastowanie jest wyłącznie agresywną negacją Odkupienia, w jego wyniku nie dokonuje się nic. Antydzieło może dokonywać wyłącznie zniszczenia, zaś Bóg nie może objawiać radykalnych sprzeczności, proponować Dzieła i zarazem jego negacji; islam będąc następstwem chrześcijaństwa i zarazem  przy użyciu duchowego kamuflażu je podważając musi pochodzić od złego ducha; jako taki jest antychrześcijańską reakcją demona, wyznaniem szatana – ojca kłamstwa, co zresztą z łatwością dostrzegamy po zatrutych owocach.

Powrócę teraz do filmu z intencją papieża Franciszka, który to przekaz stał się przyczyną rozgoryczenia oraz swoistej dezorientacji katolików; ksiądz profesor Robert Skrzypczak określa je jako „zakłopotanie”:
„ Zabrakło mi w nim momentu wyznania wiary głowy Kościoła. Pozostała tylko jedna część: papież Franciszek chciał swoją troską o pokój ogarnąć wszystkich ludzi. Pojawiła się warstwa humanistyczna, ale zabrakło podkreślenia, że zwraca się z tą prośbą wyznawca Chrystusa, chrześcijanin, więcej jeszcze: następca św. Piotra. Tego wyraźnie brakuje: akcentu chrześcijańskiego, odniesienia się do Chrystusa. A to bardzo ważne z punktu widzenia jednej z funkcji papieża, jaką jest umacnianie braci w wierze.”
Pozostając w zgodzie odnośnie do zasadniczej podstawy krytyki, pominę wątpliwości także co do rzekomej – jak to ujął ks. prof. Skrzypczak - warstwy humanistycznej filmu (również humanizm nie może być postawą, dla której prawda pozostaje czymś abstrakcyjnym), gdyż wymagałoby to dłuższego rozwinięcia, a nie jest to tematem tego tekstu.

W krytyce oceny treści papieskiego filmu ks.prof. Skrzypczak próbuje jednak znaleźć jakiś wspólny mianownik z islamem:
„Wiemy na przykład, że czasami możemy liczyć na muzułmanów, jeśli chodzi o obronę życia poczętego albo walkę z mentalnością antykoncepcyjną.”
 Niestety, próba poszukiwania „na siłę” wspólnego pola działania jest także iluzją, która rodzić musi  kolejne. Nie można szukać pola porozumienia, z religią agresywnej negacji Chrystusa..
 
Niech odpowiedzią będzie wskazanie Benedykta XVI, odnoszące się wprawdzie do innego kontekstu, ale chodzi przecież o ogólną zasadę postępowania katolików, o ów chrześcijański imperatyw, który nie pozwala na współpracę w wybranym punkcie, gdy na płaszczyźnie fundamentalnej chrześcijańska wizja człowieka zostaje pogwałcona. Innymi słowy, Kościół nie może użyczać swego autorytetu tym, którzy realizując jakiś cel ( nawet cele) zgodny z jego nauczaniem, w innych punktach swej aktywności to nauczanie radykalnie kwestionują. Tego rodzaju permisywizm byłby zafałszowaniem obiektywnej sytuacji, w jakiej dany podmiot się znajduje, a także relatywizowaniem katolickiej aksjologii.
 
Tak mówił o tym Benedykt XVI:
„ (…) musimy zachować krytyczną czujność, a niekiedy odmówić środków finansowych i współpracy z tymi, którzy popierają działania i projekty sprzeczne z chrześcijańską antropologią (…)  Słuszna współpraca z międzynarodowymi instytucjami na polu rozwoju i krzewienia człowieka nie powinna nam zamykać oczu wobec groźnych ideologii.
 
W tym miejscu trzeba powrócić do pytań postawionych w pierwszej części tekstu: czy wolno zignorować fundamentalną negację chrześcijaństwa w imię pokojowego dialogu? Czy pokój jest ważniejszy od Prawdy i czy jest możliwy do zbudowania na rachitycznej konstrukcji kłamstwa?

Dwa listy Świętego Jana udzielając radykalnej odpowiedzi nie pozostawiają wątpliwości z czym, w istocie, mamy do czynienia, ale także wskazują nam drogę postępowania: „Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, który - jak słyszeliście - nadchodzi i już teraz przebywa na świecie”(1 J 4,2-3).

Najmilsi: Któż jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. 
Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca” (1 J 2,22-28).

„ Każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce [Chrystusa], ten nie ma Boga. 
Kto trwa w nauce [Chrystusa], ten ma i Ojca, i Syna. Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go, albowiem kto go pozdrawia, staje się współuczestnikiem jego złych czynów.”
( 2 J 9-11).

Papież Franciszek w encyklice „Lumen Fidei” treść naszego wyznania wiary ujmuje w sposób następujący:
„15. (…) Wiara chrześcijańska skoncentrowana jest na Chrystusie, jest wyznawaniem, że Jezus jest Panem i że Bóg wskrzesił Go z martwych. Wszystkie wątki Starego Testamentu zbiegają się w Chrystusie, On staje się ostatecznym „tak” dla wszystkich obietnic, fundamentem naszego ostatecznego „Amen” powiedzianego Bogu.”(Papież Franciszek: encyklika „Lumen Fidei”, cz. I  „ Myśmy uwierzyli miłości”, rozdz. „Pełnia wiary chrześcijańskiej” ).

Gdy jednak, przychodzi nam zestawić tekst papieskiej encykliki z filmem, którego staliśmy się świadkami nasze zaniepokojone serca nie mogą uciec od pytania, który papież Franciszek jest autentyczny, którego mamy słuchać, za którym podążać? Czy autentycznym naszym Pasterzem jest ten, który daje świadectwo -”Tyś jest Chrystus, Syn boga Żywego” (Mt 16,16b), czy raczej ten, który lękliwie zaprzecza – „Nie znam tego człowieka” (Mt 26, 72b/74b), proponując synkretyzm bajdurzenia o „pełnej gamie religii”, a w każdej z nich o „spotykaniu Boga w inny sposób”?

Na tytułowej stronie encykliki „Lumen Fidei” zawarty jest „adres”, pod który jest kierowana: „Do biskupów, prezbiterów i diakonów, do osób konsekrowanych i do wszystkich wiernych świeckich”. Czy autentyczne jest świadectwo, które dopuszcza sprzeczne treści w zależności od okoliczności oraz adresatów? Czy nie mamy wobec tego do czynienia z relatywizmem, przed którym przestrzegali nas, choćby dwaj poprzedni papieże?

Jezus mówi do uczniów:
„Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.”(Mt 10,34).
Wiarygodność Bożego Słowa wyklucza możliwość autentycznego pokoju z wrogami Pana; kto usiłuje dążyć do tego rodzaju pokoju, redukując treść Objawienia (więc na swój własny sposób), aby przypodobać się wrogom Chrystusowego Krzyża, ten sprzeciwia się Bogu i, choć jest to niewykonalne, próbuje zmienić wiążącą i realizująca się przez wszystkie pokolenia, i także na naszych oczach, treść Chrystusowego przepowiadania: „Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia.” (Mt 10,17-22).
 Wskazanie „ u wszystkich” stanowi zapowiedź zaistnienia antychrześcijańskiej antywspólnoty, co znajduje potwierdzenie choćby w  przywołanym na początku raporcie na temat prześladowań; z kolei w słowach – „ mego imienia” odnajdujemy przyczynę nienawiści do chrześcijan. Przyczyn agresji nie należy więc upatrywać w naszym sposobie postępowania, w obrzędowości kultycznej, w jakichkolwiek lokalnych uwarunkowaniach, ani nawet w wyznawanym przez nas systemie wartości, lecz w autentyczności chrześcijańskiego wyznania. To nie my jesteśmy istotą problemu, lecz - jak to ujął Benedykt XVI –„ problemem jest sam Bóg” ( „Jezus z Nazaretu”).
Nie jest to więc nienawiść, którą wyznawcy Pana są w stanie przemienić, swymi działaniami przeobrazić w sposób fundamentalny, lecz głosząc treść Bożego Objawienia w całej jego integralności możemy przemieniać serca poszczególnych błądzących, tych, którzy kroczą w ciemności ku zatraceniu.

Chrześcijanie są prześladowani nie z powodu siebie samych, lecz z powodu imienia Tego, „którego przebili”(J 19,37) Jego wrogowie. Nie byliby prześladowani wyznając jakąkolwiek religię, lecz są prześladowani z powodu Jezusa Chrystusa. Czyż warunkiem uniknięcia prześladowania nie jest wyrzeczenie się Pana?
Czy receptą na uniknięcie prześladowania ze strony muzułmanów nie jest wyrzeczenie się Jego Imienia i przyjęcie imienia Allaha jako wyraz oddania pokłonu kusicielowi?

Jezus oddaje życie ratując (nasze) Życie; wyrzekając się Go ratujemy życie, oddając Życie. Czyż ojciec śmierci może pragnąć czegoś więcej niż odwrócenia porządku Dzieła Zbawienia? To jest właśnie certyfikat autentyczności Boga i wyjątkowości jego religii, wobec której demoniczny duch tego świata, także w postaci rozmaitych wyznań, zawsze będzie stanowił agresywną i opresyją kontrę.
Antychrześcijańska nienawiść nie jest więc do przeobrażenia na drodze iluzorycznego międzyreligijnego dialogu, stanowiącego swoisty listek figowy dla strategii wroga, bo korzeń tej nienawiści nie tkwi w strukturze człowieka. Korzeń antychrześcijańskiej nienawiści tkwi w pierwotnej strukturze demonicznej nienawiści do Boga („z powodu mego imienia”).
Dlatego Jezus uprzedza uczniów przed nienawiścią świata, a ich zadanie to głoszenie wszystkim Dobrej Nowiny:
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.” (Mk 16, 15-16).

Powtórzmy zatem: nie jest możliwe zawarcie pokoju z „wykonawcami” nienawiści, gdy cała jej machina działa od pierwotnego grzechu, od tej nienawiści pierwotnego buntu przeciwko Stwórcy. Z „wykonawcami” nienawiści nie można zatem ułożyć pokojowego współistnienia, skoro ich „mocodawca” nakazał taki, a nie inny mechanizm i cel działania, istotę bytu.
Antychrześcijańska ideologia nie nadaje się do przemiany, lecz do zakwestionowania („nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go”) i wzgardy („nie rzucajcie pereł przed świnie”); możliwa jest przemiana każdego pojedynczego serca, lecz takiego przeobrażenia może dokonać tylko On sam, Jego apostołowie mają zaś głosić całą Prawdę Jego Objawienia. Demoniczna absolutna nienawiść jest wymierzona w absolutną miłość, którą stanowi Bóg (i tylko On); zaistniała (i trwa) z „powodu mego imienia”, dlatego tylko za pomocą Jego Imienia możliwa jest indywidualna przemiana poszczególnych serc. Lecz do tego Pan wymaga od nas autentyzmu świadectwa, a nie antyświadectwa kapitulacji.
To właśnie dlatego pokojowy dialog zaproponowany według recepty papieża Franciszka (przecież nie wyłącznie przez niego) jest nie tylko bezsensowny i daremny, lecz jest też zwodniczy w swym błędnym pragmatyzmie deformującym istotę chrześcijaństwa. Mamy głosić Jezusa Chrystusa w całym pięknie Prawdy, bez względu na środowiska i okoliczności, ufając, iż realizując pełnię naszego chrześcijańskiego powołania, reszty dokonuje On sam. Ten, Który przepowiedział:
„Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5).

A jednak kusiciel usiłuje przekonywać człowieka, że jego wolność, a zarazem powodzenie jego zamierzeń może się dokonywać jedynie w autonomii woli człowieka, że sam człowiek posługując się swoimi sposobami może osiągnąć cel; tak oto, nie tylko powielane są stare błędy, lecz także – karmiąc się pychą człowieka – kłamstwo prowadzi go coraz dalej swą „ciemną doliną”(Ps 23,4). Nie należy się jednak lękać, bo Pan zagrzewa nas swą obietnicą: „kto wytrwa do końca, będzie zbawiony”(Mt 10, 22b).
Jednak stawia też pytanie, które nie jest jedynie wyrazem ozdobnej retoryki, lecz skierowane jest do każdego z nas z osobna:
„Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” ( Łk 18, 8).
 
Cokolwiek więc uczynimy, nie zdołamy przeobrazić antychrześcijańskich ideologii, gdyż istota i cel ich bytu są wymierzone przeciwko Jezusowi Chrystusowi, a - „Sługa nie jest ważniejszy od swojego pana. Skoro Mnie prześladowali, i was będą prześladować” (J 15,20).
Jezus uzdrawia człowieka z uschłą ręką, lecz Jego wrogowie nie uwzględniają dobra, które On czyni, ono ich bardziej jeszcze rozsierdza, dlatego „zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić” ( Mk 3,6).
Gdy ostatecznie pokonany zostanie grzech, dopiero wtedy, i wyłącznie wtedy, „wilk zamieszka z barankiem, pantera z koźlęciem leżeć będą”(I 11,6). Do tego czasu, fałszerstwo obrazu łagodnego „wilka” skazuje „baranka” na okrucieństwo bezbronnej naiwności.

Papież Franciszek głosi:
„Kiedy leży nam coś na sercu i chcemy prosić Pana Boga o przebaczenie, On na nas czeka, by udzielić nam przebaczenia. O to też chodzi po trosze w tym Roku Miłosierdzia: abyśmy wiedzieli, że Pan na nas czeka, na każdego z nas. Po co? Aby nas objąć. Tylko tyle. By nam powiedzieć: «Synu, córko, kocham cię. Dla ciebie pozwoliłem ukrzyżować mego Syna. To jest cena mojej miłości. Oto dar miłości»”. - podczas homilii wygłoszonej podczas mszy świętej w Kaplicy Świętej Marty ( 8.01.2016)
Otóż to! Ukrzyżowany swymi otwartymi ramionami zaprasza wszystkich do siebie, aby ich objąć : „Rozwarte na krzyżu ramiona Chrystusa miały dla chrześcijan podwójne znaczenie. Dla Chrystusa, właśnie dla Niego, jest to radykalna forma adoracji, jedności ludzkiej woli z wolą Ojca; zarazem jednak te ramiona otwarte są na nas – są szerokim objęciem wszystkich, którym Chrystus pragnie nas do siebie przyciągnąć ( J 12,32).Łączą się w tym geście uwielbienie Boga i miłość bliźniego – stanowiące treść głównego przykazania, w którym streszczone jest Prawo i Prorocy.”-(kard. J. Ratzinger – „Duch liturgii”, cz. IV „Kształt liturgii”, rozdz. 2 „Ciało i liturgia”, podrozdz. 4 „Gesty”, wyd. Christianitas str.180).

Ponownie zacytuję obecnego Papieża:
„W Jezusie Ukrzyżowanym Bóg pragnie dotrzeć do grzesznika, który odszedł najdalej, tam właśnie, gdzie się zagubił i od Niego oddalił. Robi to z nadzieją, że zdoła poruszyć zatwardziałe serce swojej Oblubienicy” – pisze Franciszek w tekście tegorocznego papieskiego przesłania na zbliżający się Wielki Post.
Tymczasem obserwujemy obraz negacji: w spektaklu pozorowanego dialogu Krzyż zostaje uznany za niepożądany rekwizyt, jakby Papież, który kiedy indziej tak pięknie mówi o Ukrzyżowanym, tym razem chciał powiedzieć - „nie chcemy Twojej pomocy, jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Twego pośrednictwa, według własnych koncepcji, możesz nam tylko pokrzyżować plany.”
Deklarując miłosierdzie – zaprzecza się miłosierdziu, wiedząc przecież, że efekt kłamstwa nibymiłości może być tylko jeden - śmierć poza murami „Miasta”:
„ Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje.” (Ap 22, 15).

Chrystus przestrzega nas przed gestami pozornego miłosierdzia takimi, jak ten stanowiący treść filmu- ilustracji papieskiej intencji, który – przynajmniej do tego momentu – stanowi przekroczenie kolejnej granicy błądzenia. Pan posyłając swych uczniów nie wprowadza ich w błąd, lecz zapowiada, iż idą niczym „owce między wilki” (Łk 10, 3), aby i pośród „wilków” głosić orędzie miłości, która obejmuje ramionami Krzyża; lecz zarazem przestrzega przed próbą obłaskawiania struktury zła, przed poddaniem naszej chrześcijańskiej tożsamości bezmyślnemu ryzyku „własnej recepty”:
„Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały” (Mt 7,6).

Chciałbym, w tej części, przypomnieć jeszcze jedną wypowiedzi Oriany Fallaci, ateistki, o której jeden z duchownych katolickich – mając na względzie jej przenikliwość oglądu rzeczywistości, a zarazem jej szacunek dla chrześcijańskiej spuścizny i samego Kościoła – powiedział publicznie – „daj nam Boże takich ateistów” (Radio Maryja).
Słowa Oriany Fallaci sprzed  lat kilkunastu nie są wyłącznie celnym opisem ówczesnej rzeczywistości, lecz trzeba uczciwie skonstatować, że jeszcze dokładniej materializują się po jej śmierci, w naszym „tu i teraz”, i na tym polega ich proroczy wymiar:
Zaślepieni krótkowzrocznością i głupotą politycznie poprawnych, nie zdajecie sobie sprawy lub nie chcecie zdać sobie sprawy, że toczy się już wojna religijna. Wojna, którą oni nazywają dżihadem. Wojna, która (…) ma na celu podbój naszych dusz i zlikwidowanie naszej wolności. Wojna, która jest prowadzona po to, by zniszczyć naszą cywilizację(…) Otępieni propagandą fałszu nie przyjmujecie do wiadomości, że jeśli nie zaczniemy się bronić, jeśli nie będziemy walczyć, dżihad zwycięży (…) Zmiecie naszą kulturę, naszą sztukę, naszą naukę, naszą tożsamość, naszą moralność, nasze wartości”
(Oriana Fallaci, „Wściekłość i duma” 2001 r.).

Niestety, zaślepieniu, o którym mówi Oriana Falacci uległa część Kościoła powszechnego, w tym także Stolica Apostolska. Jest to zaślepienie, które nie pozwala dostrzec właściwej treści znaczeniowej, ukazując nam odwrotność pojęcia miłosierdzia jako jego autentyczny sens.
Z czegoś jednak owo zaślepienie wynika; nigdy nie jest tak, że największy błąd jest zarazem tym pierwszym. Zawsze poprzedza go utorowanie drogi.
Aby to w pewnym zakresie zobrazować muszę cofnąć się do listu z 23 września 2013 roku, napisanego do papieża Franciszka przez meksykańską katoliczkę, Lucrecię Rego de Planas, która przedstawiła się jako długoletnia znajoma kardynała Bergoglio.
List został upubliczniony, co można tłumaczyć troską wiernej o drogę, jaką obierze Kościół za pontyfikatu Franciszka; treść listu nie dotyczy zatem spraw osobistych. Nie będę się pochylał nad wszystkimi poruszanymi w nim kwestiami; byłoby to dość niezręczne z uwagi na brak możliwości ich weryfikacji (niektóre dotyczą okresu przedpiotrowego, niektóre wymagałyby doprecyzowania; w tym opracowaniu te treści można pominąć). Jest natomiast jeden aspekt, który – zważywszy, iż w pewnym zakresie koresponduje ze zdaniem wyrażonym przed kilkunastu laty przez kardynała Ratzingera – wymaga zainteresowania. Oto fragment listu wspomnianej kobiety :
„Gdy poznałam Cię w czasie rekolekcji, gdy byłeś jeszcze kardynałem Bergoglio, byłam zdumiona tym, że nigdy nie zachowywałeś się tak, jak inni kardynałowie i biskupi (…) Byłeś jedynym, który nie przyklękał przed tabernakulum lub podczas przeistoczenia. Nie mogę przyklasnąć papieżowi, który ani przed tabernakulum ani podczas przeistoczenia nie klęka jak uczy obrzęd Mszy Świętej (…) Nie mogę być zadowolona z usunięcia paten i klęczników dla komunikujących (…)”.

A teraz cytat z kardynała Josepha Ratzingera: „Istnieją wpływowe środowiska, które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą. Usłyszeć można, iż klęczenie nie pasuje do naszej kultury(czyli właściwie do jakiej?). iż nie wypada to dojrzałemu człowiekowi, który wyprostowany staje naprzeciw Boga, lub też że nie wypada to człowiekowi zbawionemu, który dzięki Chrystusowi stał się wolny i dlatego też nie musi już klęczeć(…)”.
Gest cielesny jest jako taki nośnikiem duchowego sensu – adoracji, bez której sam gest byłby bezsensowny(…) Tam, gdzie klęczenie to czysta zewnętrzność, zwykły akt zewnętrzny, tam staje się ono bezsensowne; jednakże także tam, gdzie ktoś próbuje ograniczyć adorację do sfery czysto duchowej, nie ucieleśniając jej, tam akt adoracji gaśnie, bo czysta duchowość nie odpowiada istocie człowieka. Adoracja jest jednym z tych zasadniczych aktów, które dotyczą całego człowieka. Stąd w obecności Boga żywego nie wolno porzucić gestu ugięcia kolan(…) Hebrajczycy uważali kolana za symbol siły; zgięcie kolan jest zatem ugięciem naszej siły przed żywym Bogiem, uznaniem tego, że wszystko, czym jesteśmy, od Niego pochodzi(…) Liturgia chrześcijańska jest właśnie dlatego liturgią kosmiczną, że zgina kolana przed ukrzyżowanym i wywyższonym Panem. To właśnie jest centrum rzeczywistej kultury – kultury prawdy. Pokorny gest, w jakim padamy do stóp Pana, umieszcza nas na prawdziwej orbicie życia wszechświata(…)
Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary już nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Jezusem Chrystusem” (kard. J. Ratzinger – „Duch liturgii”, cz. IV „Kształt liturgii”, rozdz. 2 „Ciało i liturgia”, podrozdz.3 „Postawy. Klęczenie. Prostratio”, wyd. Christianitas str. str. 164/165, 169/170, 173/174).

W tekście kardynała Ratzingera znajdujemy także przypomnienie dwóch opowieści; pierwsza z nich to opowieść sięgająca czasów Hegezypa (II w.) przytoczona przez Euzebiusza z Cezarei w „Historii Kościelnej”:
„Otóż czytamy tam, że św. Jakub, „brat Pański”, pierwszy biskup Jerozolimy i przywódca Kościoła judeochrześcijańskiego miał kolana zgrubiałe jak wielbłąd, gdyż stale klęcząc, uwielbiał Boga i błagał o przebaczenie dla swojego ludu.” ( kard. J. Ratzinger – „Duch liturgii”, cz. IV „Kształt liturgii”, rozdz. 2 „Ciało i liturgia”, podrozdz.3 „Postawy. Klęczenie. Prostratio”, wyd. Christianitas str.172).

I drugie opowiadanie:” Wspomnieć także można opowiadanie zaczerpnięte z apoftegmatów Ojców Pustyni o tym, jak to diabeł został zmuszony przez Boga do pokazania się niejakiemu opatowi Apollonowi. Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, przede wszystkim  jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotą elementu diabolicznego”- ( kard. J. Ratzinger – „Duch liturgii”, cz. IV „Kształt liturgii”, rozdz. 2 „Ciało i liturgia”, podrozdz.3 „Postawy. Klęczenie. Prostratio”, wyd. Christianitas str.172).

We wspaniałym dziele Benedykta XVI - „Jezus z Nazaretu”-czytamy też: „Mateusz i Marek mówią nam, że Jezus padł na ziemię (modlitwa na Górze Oliwnej – przypis mój, A.W.)(…)Łukasz natomiast mówi, że Jezus modli się na kolanach. W ten sposób, przez odniesienie do tej pozycji modlitewnej, nocne zmagania Jezusa włącza w kontekst dziejów modlitwy chrześcijańskiej. Kamienowany Szczepan, osuwa się na kolana i modli się (zob. Dz 7,60); Piotr klęczy przed wskrzeszeniem Tabity (zob. Dz 9,40). Paweł pada na kolana, żegnając się z efeskimi prezbiterami (zob.Dz20,36) i jeszcze raz, kiedy uczniowie odradzają mu podróż do Jerozolimy (zob. Dz 21,5).”-( „Jezus z Nazaretu” cz.II, rozdz.6 „Getsemani”, podrozdz.2 „”Modlitwa Jezusa”).

Św. Jan Maria Vianney w jednej ze swych homilii nakazuje; „Powiadam, bracia, że powinniśmy oddawać często pokłon Bogu, najpierw ciałem, to znaczy, że powinniśmy klękać z uszanowaniem, kiedy zamierzamy się modlić” – („Kazania – O pierwszym przykazaniu Bożym (II)”).

W greckiej kulturze antycznej postawę klęczącą uważano za wyraz zabobonu, za godną pogardy, bo nieprzystojącą wolnemu człowiekowi. Arystoteles nazywa ją wprost praktyką barbarzyńską. Czyżbyśmy, przed ostatecznym przyjściem Pana, zatoczyli koło i zmierzali do powrotu pogaństwa? Czyżby wsteczna kultura pogańska już obecna w świecie, miała także dotykać Kościoła w samym jego centrum? Czyżbyśmy mieli zostać poddani tej próbie i przez nią przechodzić? Synkretyczne treści filmu z papieską intencją dają powody do niepokojącego zamyślenia. Poruszając się na płaszczyźnie walki duchowej nie wolno tracić z oczu głębi duchowej symboliki.

Jeśli kard. Ratzinger, długoletni prefekt - uznawanej za najważniejszą –  Kongregacji Nauki Wiary, późniejszy Papież, (który, co znamienne, abdykuje), nie tylko zauważa istnienie środowisk, które chciałyby usunąć z liturgii postawę klęczącą, lecz on, nienadużywający słów, zwraca też uwagę na ich wpływowość, to daje nam to pojęcie o rzeczywistej sile tych struktur.

Nie wyciągając zbyt daleko idących wniosków, trzeba przypomnieć, iż diabeł w kulminacyjnym momencie kuszenia Jezusa, prowokował Go do oddania mu pokłonu. Upadnięcie na kolana jako gest oddania czci jest szczególnym oddaniem pokłonu, uznaniem panowania tego, przed którym klękamy; w kuszeniu widzimy, jak na geście tym zależy kusicielowi, oraz uzyskujemy definitywną odpowiedź, Komu -  i wyłącznie Komu - taki gest uniżenia jest należny (zob. Mt 4, 9-10).

Każda kulminacja stanowi zarazem następstwo; coś wystąpiło przedtem:"gdy Jezus przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód” (Mt 4,2). I właśnie tego braku dotyka pierwsza pokusa : „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem”(Mt 4,3).

Niech przemówi ponownie Benedykt XVI: „”Jeśli jesteś Synem Bożym…”- jakież to wyzwanie! Czy nie musimy tego samego powtarzać Kościołowi: jeśli chcesz być Kościołem Boga, troszcz się najpierw o chleb dla świata – inne rzeczy zostaw na potem. Trudno jest odpowiedzieć na to wyzwanie właśnie dlatego, że wołanie głodnych tak mocno wdziera się nam i musi się wdzierać do uszu i do duszy”-(” Jezus z Nazaretu” cz.I, rozdz.2 „Kuszenie Jezusa”

Pokusa odrzucenia tradycyjnej czci należnej Bogu, nie ma na celu pozostawienia pustki; to miejsce trzeba czymś wypełnić: „Do istoty pokusy należy jej aspekt moralny: nie ciągnie ona nas bezpośrednio do złego – to byłoby zbyt proste. Pokusa stwarza wrażenie ukazywania czegoś lepszego: porzucić wreszcie iluzje i zabrać się z całą energią do ulepszania świata. Przystępuje do tego pod pretekstem autentycznego realizmu: realne jest to, co namacalne: władza i chleb"-( Benedykt XVI „Jezus z Nazaretu” cz. I, rozdz.2”Kuszenie Jezusa”).

Papież Franciszek przed niemal rokiem mówił w przesłaniu video do uczestników rzymskiej inicjatywy Caritas:
" Jakże chciałbym, aby wspólnoty parafialne wraz z wejściem biednego do kościoła, przyklękały na znak czci w taki sam sposób, jak wtedy, gdy wchodzi Pan".

A jednak: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4). Do tej sceny odnoszą się słowa straconego przez nazistów niemieckiego jezuity Alfreda Delpa: „Chleb ma duże znaczenie, większe ma wolność, a największe trwała wierność i nigdy niezdradzona adoracja”. Gdzie nie przestrzega się tej hierarchii, lecz odwraca ją, tam znika sprawiedliwość i troska o cierpiącego człowieka, co więcej, nawet obszar dóbr materialnych ulega zakłóceniom i jest niszczony” ( Benedykt XVI „Jezus z Nazaretu” cz.I, rozdz.2 „Kuszenie Jezusa”).

Bo wtedy, i tylko wtedy, „gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu” (Św. Augustyn).
 
 
http://www.fronda.pl/a/prawdziwa-apokalipsa-juz-trwa,65203.html
http://www.fronda.pl/a/ks-prof-skrzypczak-dla-frondy-ten-film-wprawia-w-wielkie-zaklopotanie,63616.html
https://www.fronda.pl/a/terlik...
http://www.fronda.pl/a/rozpacz...
https://franciszekfalszywypror...
http://gosc.pl/doc/2455566.Chc...
http://www.pch24.pl/socci--naj...
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika goscaga

07-02-2016 [15:14] - goscaga | Link:

Teraz dopiero zaczynam rozumiec,dlaczego Benedykt abdykowal.Gdy wowczas czytalam komentarze o presji na papieza,myslalam,co to ma znaczyc?Jakies plotki.Pozniej mozna bylo uslyszec o ewentualnej ciezkiej chorobie Papieza,a tymczasem juz trzeci roczek uplywa ,a Benedykt ma sie dobrze,dzieki Bogu.Wszystko uklada sie w calosc I ma sens.

Zapytalam moje 16-letnie dziecko...co jest symbolem chrzescijanstwa...odpowiedziala-krzyz,wiec Franciszek jest slabiuchny, zarty zartami...tak- nie maja MOCY, boskiej Mocy,w zwiazku z tym maja ogromny dylemat,jak wpisac sie w poprawnosc polityczna,w obawie I leku podporzadkowuja sie wciskanej glupocie.W przypadku Franciszka jest to bardzo kontrowersyjne.

My chrzescijanie mamy MOC na wzor Jezusa Chrystusa.Pan Jezus zadnej roboty za nas nie wykona(nasze serca)moze nam jedynie dac SILE do zmagania sie...mamy tutaj kilka dekadek ciezkiej harowy DUCHOWEJ. MY, NIE ON.To nie jest tak,ze sobie przyjdzie i uzdrowi nasze serce,zabierze wszystko,co zle.
Wiem,brzmi dziwnie,to prawda ..nie uczyli tego na lekcjach religii,a I kazania jakies takie niezrozumiale,pokretne.Pismo sw.rowniez mozna interpretowac na rozne sposoby,w zaleznosci od zdolnosci duchowych,intelektualnych.

Dziekuje I pozdrawiam.

Obrazek użytkownika Andrzej W.

08-02-2016 [08:40] - Andrzej W. | Link:

Witam Panią.
Proponuję Pani to krótkie przesłanie.To jest świadectwo, które także dotyczy tego, o czym tutaj piszemy.
Serdecznie pozdrawiam.
A.

http://www.fronda.pl/a/niesamo...

Obrazek użytkownika mada

07-02-2016 [18:52] - mada | Link:

Pouczająca lektura, zwłaszcza teraz, kiedy wszyscy chcą przychylić nieba uchodźcom muzułmańskim a oni zrobić nam kęsim, kęsim /tzn. ucinać głowy niewiernym/.

Obrazek użytkownika Andrzej W.

07-02-2016 [23:14] - Andrzej W. | Link:

Na szczęście chyba nie wszyscy; i dzięki Bogu nie w Polsce. Lecz oczywiście trzeba będzie jeszcze kilka kwestii zauważyć i opisać. W części trzeciej.
Pozdrawiam serdecznie.

Obrazek użytkownika 3rdOf9

08-02-2016 [22:33] - 3rdOf9 | Link:

Wcześniej jeszcze do Kościoła wpełznął pacyfizm... Propozycja zgody na zło pod pozorem dobra - nie dość, że trwa on sobie w najlepsze, to - jak widać - przetarł drogę kolejnym błędom.

Nie rozumiem tego umiłowania pokoju... Prędzej czy później pokój przeradza się zawsze w apatyczne zgnuśnienie, obojętność na krzywdę, akceptację zła "za kreską na mapie", niezdolność do buntu przeciw złu, niezdolność do aktywności i walki. Pokój na dłuższą metę to poniżenie odważnych, związanie rąk wojownikom a rozpasanie się tchórzostwa i cwaniactwa. To wyrzeczenie się sprawiedliwości dla zwykłej wygody a wszystko pod szlachetnym pretekstem.

Sam Chrystus mówi zresztą, że nie przyszedł pokoju przynieść na ziemię. "Pokój Mój daję wam (...) nie tak, jak daje świat(...)". Wojny były, są i będą i nie ma co ze strachu zamykać oczu na tę prostą prawdę - zamiast tego trzeba szykować się do wojny.

Życie to walka - tak zawsze było, jest i będzie. Pokój nastanie, owszem, ale po końcu świata - po ostatecznym Zwycięstwie w Wojnie z siłami zła. Na razie więc należy się modlić nie o pokój, ale o każde kolejne zwycięstwo, które nas do tego ostatecznego Zwycięstwa przybliża.

Obrazek użytkownika Andrzej W.

08-02-2016 [23:00] - Andrzej W. | Link:

O tym właśnie piszę i jeszcze coś spróbuję dopisać. Dziękuję za Pański komentarz i pozdrawiam.