Jak poskromić poprawność polityczną, aby służyła wolności?

Jeśli poprawność – to lepiej, by niepolityczna;
jeśli moralność – to powszechna,
ale nie – publiczna.

Skąd się to wzięło? Po co to komu i na co? Do czego prowadzi? Poprawność polityczna, chcąc wszystkich zadowolić, narobiła sobie wielu wrogów! Nie ona jedna, nie po raz pierwszy i nie ostatni. A jak potem trudno odzyskać dobre imię, kiedy się ma zaszarganą opinię!

Bo poprawność polityczna to pannica dziś już raczej podstarzała, o niezbyt chlubnej przeszłości, wywodząca się w dodatku z niezbyt spójnej rodziny. Zdaniem jej ‘biografa’, Clive’a Hamiltona1, urodziła się w latach 70-tych, w Stanach Zjednoczonych, ze związku tzw. Nowej Lewicy z maoistowskim politrukiem. Podobno Nowa Lewica2 postrzegała chińską komumowę jako (kto by pomyślał!) rozbestwioną kazuistykę i używała zapożyczonej frazeologii tylko i wyłącznie dla zgrywu. Miał to więc być jedynie lekki, niewiążący flircik.

Ale, jak to często w takich stadłach bywa, przyszło na świat niechciane dziecko, dziewczynka o rysach pospolitych i bez cienia uroku. Zaniedbana, wychowała się sama. Nikt jej nie wpoił zasad moralności; nikt nie nauczył dobrych manier. I co tu się dziwić, że pomimo czułego serca, zeszła na manowce?

Wewnętrzne spory i wybory
W przeciwieństwie do jej najbardziej zagorzałyych krytyków, nie uważam, że poprawność polityczna zasługuje na wyklęcie i śmierć w horrendalnych męczarniach. Można się jej radzić w chwilach zwątpienia, ale – uwaga! – ostateczna decyzja zawsze należy do nas i my sami bierzemy za nią odpowiedzialność.

To właśnie różni poprawność polityczną od etyki. (W tym tekście słowa ‘etyka’ i ‘moralność’ występują jako synonimy.) Etyka nie daje nam gotowych przepisów co do tego jak postępować. Każe nam radzić się sumienia; odsyła do praw moralnych, które – by uwspółcześnić słynną sentencję Immanuela Kanta3 – mamy zapisane w genach. I choć są to prawa natury, wrodzone, wspólne wszystkim ludziom, nie da się z nich korzystać bez dogłębnej wiedzy o sobie samym; bez nauki o ich istnieniu i wartości. Kierując się zasadami etyki, zawsze musimy dokonywać jakiegoś wyboru. Każdy wybór musi być dostosowany do sytuacji (nie ma kroju, który pasowałby na każdą sylwetkę). I za każdą podjętą decyzje to my sami ponosimy całkowitą odpowiedzialność. Więcej, sami musimy w końcu ocenić nasz wybór; nawet tu odpowiedzialność spada wyłącznie na nasze własne barki.

Etyka nie wynagradza nas zatem nigdy za nasze czyny poczuciem niepodważalnej pewności. Często sprawia nam ból, podrzyna gardło znakami zapytania, zadręcza wyrzutami sumienia.
A czy nie jest to przyjemne doznanie, gdy czujemy w sobie ciepełko samozadowolenia? To poczucie absolutnej racji, racji potwierdzonej ustaloną konwencją; ba!, jakimś nowomodnym przepisem prawnym? Taką właśnie rozkosz daje nam poprawność polityczna. Jak narkotyk, szybko tłumi egzystencjalne cierpienie.

Święty Augustyn4 uważał moralność za pochodną miłości; to ona powinna być siłą przewodnią naszego żywota. Natomiast za pochodną moralności można uważać dobre maniery. Takiego zdania był XVIII-sto-wieczny pisarz brytyjski, Laurence Sterne5, który uważał, że ‘z szacunku dla samych siebie, postępujemy tak jak nam nakazują nasze zasady moralne; zaś z szacunku dla innych – tak jak nam nakazują dobre maniery’.

Chociaż inni znowu postrzegają dobre maniery jako namiastkę moralności; za erzac, który musi wypełnić lukę spowodowaną niedostatkiem tkanki moralnej, w którą zostaliśmy wyposażeni przez matkę-naturę. Wystarczy  u d a w a ć  życzliwość czy szlachetność, by móc się chwalić kunsztem dobrych manier.

Osobiście wolę tę pierwszą definicję. Wyuczone maniery będą naprawdę  d o b r e,  w całym tego słowa znaczeniu, kiedy zostaną dopasowane do sytuacji. Podobnie jak w przypadku zakodowanej w ludzkim genomie moralności, podstawą jest tu znowu wybór i odpowiedzialność jaką za niego ponosimy. Logiczna konkluzja, skoro są tej moralności uzewnętrznieniem.

A ponieważ możliwość wyboru to podstawa wolności, czy to osobistej, czy narodowej, nie da się odseparować wolności od moralności. Z definicji*, obu w udziale przypada podejmowanie decyzji, za które spada na nie całkowita odpowiedzialność.

                                                    
Poprawność polityczna to tyrania, która chełpi się swoją rzekomą ogładą
Charlton Heston6

O tym, jak można zgłupieć z nadmiaru dobroci
Natomiast poprawność polityczna, nawet jeśli szczere są jej intencje, z definicji zaprzecza wolności, bo nie odwołuje się do zasad czy wartości, tylko do zakazów i nakazów. Prowadzi do absurdów, jakie obserwujemy ostatnio na co dzień: niemieckie feministki i ich rodacy-feminiści, którzy darli się, że babom ma być wszystko wolno, teraz siedzą cicho, albo wręcz żądają od kobiet skromności w ubiorze. A wszystko, żeby nie obrazić wyobcowanych kulturowo innowierców.

Że wspomnę jeszcze tylko o pewnej skandynawskiej ‘pastorze’-(to ma być forma żeńska)-lesbijce, która powyrzucała ze swojego kościoła luterańskiego krzyże, zastępując je ozdóbkami w kształcie półksiężyca, aby z rozmachem powitać w swojej parafii muzułmańskich przybyszów zza Morza Środziemnego. Co potwierdza, że nawet dobroć może przemienić się w groteskową – nazwijmy rzeczy po imieniu – głupotę.

I tak, na swojej drodze życia spotkałam już niejednego politycznie poprawnego chama, ale i miałam szczęście poznać ludzi głęboko moralnych, prawdziwie szlachetnych, których nie udałoby się wcisnąć w krępujący ruchy (czytaj: swobodę wyboru) kaftan poprawności politycznej. Niektórym jednak taki kaftan się przydaje: nikt przecież nie będzie winił spętanego cielska, choćby za sprawą moralnej inercji narobiło straszliwych, nienaprawialnych szkód.

Zanim jednak zatwardziali wrogowie poprawności politycznej zaczną całować mnie po rękach i piać na moją cześć peany, przestrzegam: niepoporawność niepolityczna to druga strona tego samego medalu. Wyzbyta z moralności i dobrych manier może okazać się nie odtrutką na niszczycielski jad, ale śmiertelną zarazą.
 

By się przekonać, kto cię ciemięży, zastanów się kogo nie wolno ci krytykować.
Voltaire7

1 http://theconversation.com/political-correctness-its-origins-and-the-backlash-against-it-46862
2 http://historyproject.ucdavis.edu/lessons/view_lesson.php?id=43
3 http://www.iep.utm.edu/kantmeta/
4 http://www.iep.utm.edu/augustin/
5 http://www.britannica.com/biography/Laurence-Sterne
6 http://www.biography.com/people/charlton-heston-9337556
7 http://www.iep.utm.edu/deismfre/#H1

 

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika xena2012

15-01-2016 [10:37] - xena2012 | Link:

ale dlaczego nadmiar dobroci kojarzy nam się z naiwnością,by nie powiedzieć z głupotą? Zastanawiam się widząc ustępstwa na rzecz muzułmanów np.prawne.Już europejskie sądy zaczynają uwzględniać prawa szariatu równolegle z własnym prawem,jak to jest możliwe?

Obrazek użytkownika Anka Murano

16-01-2016 [06:26] - Anka Murano | Link:

Słowem kluczowym jest tu chyba ‘nadmiar’. Znany to fakt, że dobrych ludzi łatwiej jest wykorzystać niż cwaniaków – i to jest przykre. Natomiast kiedy taki ‘dobry’ swoim zachowaniem pomaga cwaniakowi wykorzystywać osoby trzecie, staje się niestety wspólnikiem cwaniaka. W tym momencie przestaje być ‘dobry’, a zaczyna ‘głupi’.