Hiszpański armagedon (2)

Na jesieni 1918 roku epidemia hiszpanki zawitała na ziemie polskie, zbierając śmiertelne żniwo.

     Do Polski hiszpanka przyjechała koleją - podobnie jak w zachodniej Europie przemieszczała się wojskowymi eszelonami. We Lwowie zauważono ją w lipcu 1918 r., w połowie września pojawiła się w Krakowie, a w październiku w Warszawie. Przez długie lata była obecna w żargonie ulicznym, a powiedzenie "trup jak Hiszpan" oznaczało, że ktoś śmierci już się nie wywinie. Jarosław Iwaszkiewicz wprowadził hiszpankę do swojego słynnego opowiadania "Panny z Wilka".

    Gdy grypa dotarła w październiku 1918 roku na Kujawy i Pomorze, była uważana za niegroźną przypadłość. Lekarze sugerowali kurację herbatkami napotnymi i... środkami przeczyszczającymi. Strach pojawił się dopiero wtedy, kiedy zaczęły umierać całe rodziny.

            W dniu 3 października 1918 roku na łamach „Dziennika Bydgoskiego” odnotowano dramatyczną historię rodziny Kruczkowskich ze Świecia n. Wisłą. Gdy zachorowała Leokadia, jej matka przyjechała z Chełmna doglądać córki. Niebawem obydwie zmarły. Wkrótce w ich ślady poszli dalsi członkowie rodziny.

            Na fali przerażenia epidemią zorganizowano pośpiesznie kurs dla tzw. pielęgniarek ludowych, powołując się na fakt, że Niemcy dawno już to zrobili. Kurs miał trwać 9 miesięcy i odbywać się w najlepszych poznańskich klinikach. Kandydatki kuszono obietnicami, że jako pielęgniarki otrzymywać będą pensje na poziomie nauczycielek szkół państwowych.

            W połowie października z powodu grypy  mocno ograniczył swoją objętość „Dziennik Bydgoski”. Wytłumaczono to taką oto informacją: „Grypa hiszpańska szerzy się coraz więcej w mieście naszem. Z powodu zachorowania większej części naszego personelu nie jesteśmy w stanie gazetę w części redakcyjnej zupełnie wykończyć. Prosimy zatem o wyrozumienie”.

            W tym samym czasie w Pile na hiszpankę zachorowało 150 członków miejskiej kasy chorych, w ciągu jednego dnia musiała ona wypłacić astronomiczną jak na tamte czasy kwotę 6 tysięcy marek!

            W początkach października młodzież szkolna miała wzorem szkół niemieckich dni wolne od nauki, co wiązało się z tradycyjną pomocą w wykopkach ziemniaków. Do szkół już nie wróciła. Zarządzono bowiem przerwę do końca miesiąca.

            Dopiero 4 listopada 1918 roku głos zabrała funkcjonująca przy Radzie Regencyjnej Komisya dla Zdrowia Publicznego. W jej obszernym komunikacie wyjaśniano szczegółowo, czym jest grypa, w jaki sposób się szerzy. Wcześniejszą śmiertelność z powodu grypy na ziemiach polskich oceniano na 0,1 do 0,8 proc., obecnie miała przekroczyć jeden procent chorych.

            „Środka na wyleczenie nie ma - konkludowano w publikacji - surowica nie skutkuje”. Zalecano płukać często usta i gardło, pić napotne herbatki, mleko i wodę mineralną w dużych ilościach, nie ulegać modzie na „babcine” środki, lecz w przypadku silniejszych objawów szukać pomocy lekarskiej. Należało unikać zebrań, a po powrocie do domu myć ręce i płukać usta. „Poza temi wskazówkami innych środków ochronnych przeciw influency nie znamy i też ich pewnie nie poznamy” – przyznawano.
    
        Ówczesne gazety pełne były informacji o zmarłych wskutek grypy. A wymierały całe rodziny. Ot, małżeństwo Głogowskich; on – 37 lat, ona – 28. Zostały osierocone dzieci... Albo 20-letnia Róża Cohn – „po krótkich, lecz ciężkich cierpieniach”.
    
        W „Kurierze Polskim” znalazł się nekrolog 19-letniego Józefa Sliwerskiego, a po miesiącu jego dwóch sióstr – 18-letniej Leokadii i 24-letniej Stefanii.
    
        Szpitale były przepełnione, a śmierć zbierała wielkie żniwa. W końcu zbuntowali się... karawaniarze ręczni, którzy na początku grudnia 1918 roku, jak to pisał „Kurier Polski”, ogłosili strajk. „Sekcja wynajmu wózków zażądała podwyżek do 22 marek na dwóch ludzi”.

            Wśród wielu lekarzy, którzy próbowali stawić w Polsce czoło hiszpance, był ordynator szpitala wojskowego na warszawskim Mokotowie (później został dyrektorem Szpitala Świętego Ducha i profesorem Uniwersytetu Warszawskiego) doktor Szczęsny Bronowski. W ciągu kilku miesięcy przez jego lecznicę przewinęło się ponad 900 pacjentów, z których zmarło tylko 64. Dla zdumionych takim wynikiem kolegów po fachu Bronowski w 1922 roku przygotował odczyt, w którym podzielił się swoimi doświadczeniami.

            Sprowadzały się one do prostego wniosku: rodzaj terapii trzeba dostosować do nasilenia, z jakim choroba występowała. Obserwując pacjentów, Bronowski podzielił ich na kilka kategorii.

            W pierwszej grupie, w której przebieg choroby był najłagodniejszy, zauważył tylko lekkie zajęcie górnych dróg oddechowych, obrzmienie powiek i niewielką gorączkę. Z tymi pacjentami nie było kłopotu - po pięciu tygodniach zdrowieli.

            Z chorymi z drugiej grupy było gorzej - gdy gorączka podnosiła się do 40 stopni i następowały zakłócenia w pracy serca, trzeba się było liczyć ze zgonem w ciągu trzech-pięciu dni.

            Trzecia kategoria wyróżniona przez Bronowskiego obejmowała przypadki charakteryzujące się błyskawicznym przebiegiem choroby. Objawy były podobne jak w ostrej posocznicy (sepsie): sinica, duszność i "ostra niedomoga serca". Do tego dochodził ogólny bezwład i skłonność do krwotoków, a gdy chory tracił przytomność, zgon był kwestią godzin. Sekcja zwłok wykazywała duże przekrwienie różnych narządów z ogniskami już powstałej martwicy.

            W ostatnich dwóch kategoriach u chorych dochodziły stany zapalne mózgu, a także uszkodzenie nerek, płuc i wątroby. Gdy zawodziły środki najprostsze, Bronowski sięgał po chininę. Wstrzykiwał też adrenalinę, środki podniecające i nasercowe, a nawet narkotyki. Zalecał również strychninę i radził wywoływać sztuczne ropnie.

            W 15 ciężkich przypadkach zaordynował śródmiąższowe wstrzykiwanie mleka co drugi dzień po 5-10 cm. Dwóch w ten sposób kurowanych pacjentów zmarło, ale u pozostałych przebieg choroby złagodniał.

            W innej grupie podobny był skutek kuracji polegającej na wstrzykiwaniu w okolice brzucha lub uda 2-5 cm terpentyny. Dwóch chorych zmarło, 13 jednak wyzdrowiało.

          Na szczęście epidemia grypy w Polsce trwała zaledwie kilka miesiące – od końca września 1918 roku do stycznia 1919 roku. Nowa fala grypy wróciła wiosną 1919 roku, ale miała ona już znacznie łagodniejszy przebieg.

       Nie sposób dziś ustalić liczbę jej ofiar w Polsce. Także w Warszawie nie  prowadzono żadnych rejestrów. Dokumenty cmentarzy: Powązkowskiego i obu pobliskich ewangelickich spłonęły w Powstaniu Warszawskim, a Żydowskiego przy Okopowej – zniszczyli Niemcy w 1943 roku.
 
E. McBean - Swine Flu Expose 
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/299519,1,hiszpanka-byla-amerykanka.read
http://wyborcza.pl/alehistoria/1,129654,12913217,Zabojcza_hiszpanka.html?disableRedirects=true
http://archiwum.rp.pl/artykul/906064-Hiszpanska-grypa-roku-1918.html
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika smieciu

13-01-2016 [10:47] - smieciu | Link:

Ciekawa historia. Nie kojarzyłem że to była tak poważna choć gwałtowna i krótkotrwała epidemia. Z drugiej strony był to czas kiedy ludzie mieli też inne ważne rzeczy na głowie.