Na skróty do utraty niepodległości

Wychodzi na to, że Europa jest swojego rodzaju bóstwem, którego boimy się, przed którym oddajemy ukłony, prosimy a przebaczenie, a przede wszystkim o pozwolenie. Prawie na wszystko. Trudno sobie ostatnio wyobrazić nowa ustawę, lub dyskusję polityczną o sprawach ważnych dla Polski, względnie decyzję polskiego rządu, których wielu Polaków (zarówno z obozu rządowego, jak i post-peerelowskiej opozycji) nie chciałoby w jakiś sposób poddać "testowi Europy". A co na to Komisja Europejska? A może Rada Europy krzywo spojrzy? I niech, nie daj Boże, nie zajmie się nami Parlament Europejski! A może, jednak, jakaś inna komisja w Europie przyklaśnie naszemu pomysłowi?

Cóż za niedorzeczność! A przede wszystkim jak dalece niepotrzebna strata energii i cennego czasu, jaki można zainwestować w sprawy ważniejsze niż klękanie przed brukselskim ołtarzykiem.

Wśród lewicowych dziennikarzy i polityków ten głęboki kompleks europejskości od dawna stał się już normą i zapewne trudno będzie tych "proletariuszy wszystkich krajów" uchronić od "łączenia się", jak to namawiała przed dziesiątkami lat komunistyczna Trybuna Ludu. Niepokoi mnie jednak, że wirus tego złośliwego i daleko szkodliwego kumpelsku zaczyna czynić spustoszenia wśród polskiej myśli konserwatywnej.

To niepotrzebne i niepokojące zarazem.

Niepotrzebne, ponieważ żaden z krajów członkowskich Unii Europejskiej nigdy nie zrzekł się swojej niepodległości, a urzędnicy UE nie powinni zaprzątać swoich głów sprawami innymi jak "likwidowanie barier w obrocie handlowym", zapewnianie swobodnego przepływu ludności pomiędzy krajami członkowskimi (podkreślam - członkowskimi), zapobieganiu przejawów dyskryminacji (w tym dyskryminacji Chrześcijan) - co ciekawe, warto pamiętać, że nie jest to oficjalnie jednym z celów UE, oraz "polepszenia standardów życia" (cokolwiek miałoby to oznaczać).

Rosnący wśród nas kompleks wobec organów unijnych, niepokoi z wielu względów. Przede wszystkim sygnalizuje, że w mentalności wielu osób organa unijne zaczynają funkcjonować, jako sprawujące władzę centra decyzyjne mające stanowić o naszym codziennym życiu, w każdym już prawie jego aspekcie. Niebezpieczeństwo owego rozumowania polega na tym, że prowadzić będzie ono do pokusy dalszego przenoszenia centrów decyzyjnych z rządów państw członkowskich do Brukseli.

Wiele krajów zgodziło się na przyjęcie wspólnej waluty. Istnieje wspólny hymn Europy. Czy kiedyś jeden z organów UE podejmie decyzję o przyjęciu wspólnego języka (jeżeli tak, nie trudno się domyślić, że nie będzie to ani łacina ani esperanto).  Początki UE oparte były na pomyśle współpracy gospodarczej. Tak było jeszcze w ostatnich latach poprzedniego stulecia. Dziś osiągnęliśmy stan, w którym dąży się do „poczucia przynależności do jednej wspólnoty u zwykłych obywateli”. Według niektórych prawników, UE już zaczyna funkcjonować jako federacja.  Na przestrzeni lat proces ten, to droga na skróty to utraty niepodległości.

Chcę jasno i wyraźnie podkreślić: bynajmniej nie postuluję izolacji Polski w Unii Europejskiej. Wręcz przeciwnie, Polska powinna być w Unii aktywna, a aktywność ta winna koncentrować się na kształtowaniu przyszłej Unii, aby była ona zbieżna z interesem Polaków i innych mieszkańców kontynentu.

Od czasów jej powstania UE szybko ewoluuje.  Dzisiejsza UE jest inna od tej, do jakiej wstępowała Polska w 2004 roku. Za kilka lat UE będzie wyglądała jeszcze inaczej.  Rewolucja demograficzno-społeczno-religijna dokonuje się na naszych oczach, i w żadnym innym regionie świata nie ma tak błyskawicznego tempa jak w krajach "starej" UE.  Nic dziwnego zatem, że eurosceptycyzm w Europie szybko rośnie, a Wielka Brytania sztukuje się do referendum w sprawie swojego przyszłego członkostwa. 

W tym kontekście nerwowość euroentuzjastów uspakajać powinna świadomość, że UE łatwo nie zrezygnuje z takiego kąska, jakim jest Polska, jeden z największych krajów UE, pełen bogactw naturalnych, pokaźna powierzchnia lądowa i morska, oraz z populacją ponad 38 milionów ludzi.

Wysiłki polskich władz słusznie skoncentrowane są nie tylko na kształtowaniu przyszłości unijnej, ale również na równoległym wzmacnianiu innych, być może ważniejszych sojuszów.  Jednym z ich jest na pewno militarny sojusz NATO, innym zaś Grupa Wyszehradzka.  Powstała w 1991 roku już teraz zaczyna być jednym z głównych czynników formujących dynamikę naszego kontynentu, a rola tego przymierza, i naszego kraju, jako największego państwa Grupy Wyszehradzkiej, będzie rosła.

 Miast siedzieć i czekać na rozwój wypadków i decyzji podejmowanych bez nas w Brukseli,  jak było to w zwyczaju poprzedniej, post peerelowskiej ekipy, polskie władze powinny aktywnie wpływać na bieg wydarzeń w Europie.  Fakt, że w ostatnich miesiącach w wielu krajach i organach unijnych narobiono hałasu próbując zbudować negatywny obraz Polski, dowodzi, o skuteczności tych działań obliczonych w interesie mieszkańców Polski, zaś aktywność naszych dyplomatów ma wystarczający potencjał by zmienić kształt przyszłej UE, czego właśnie najwięksi unijni gracze się boją. 

To daje nadzieję, że obraz Unii Europejskiej, jako bożka lub złotego cielca na zawsze wyparuje z naszych głów, a suwerenność Polski nie będzie zagrożona.

====

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Ewa G

07-01-2016 [18:00] - Ewa G | Link:

Ma Pan rację, nic to nas nie powinno obchodzić, co Owa "Europa" o nas myśli czy powie. Problem polega na tym, że to analogicznie jak dawno dawno temu ... w Związku Radzieckim. Poszczególne republiki ani śmiały zipnąć, patrząc lękliwie w kierunku wodza, co powie na to, że oddychają samodzielnie. Po prostu boimy się przemocy ze strony UE (a może raczej Niemiec), tak mi się to widzi.