KAC

Wyobraź sobie, że pewnego dnia dociera do ciebie ta nieznośna świadomość, że twój kraj, który niby 25 lat temu zrzucił kajdany komunizmu, a przed niecałymi dwoma miesiącami ostatecznie odrzucił postkomunizm, w rzeczywistości nadal jest tym samym zniewolonym, komunistycznym państewkiem, co 25 lat temu. Oczywiście wiele się zmieniło: zmienił się podmiot zewnętrznego zniewolenia, zmieniła jego forma, gospodarka stała się nieporównywalnie bardziej otwarta na przepływ kapitału, towarów, usług, technologii i ludzi z krajami zachodu, co niewątpliwie podniosło poziom życia, jakość infrastruktury i możliwości rozwoju (zarówno indywidualnego jak i technologicznego). Zyskaliśmy także wolność w postaci możliwości wyjazdu na zachód... I to koniec. Pod atrapą demokracji kryje się dyktatura tej samej komunistycznej szajki, każdy demokratycznie wybrany ośrodek władzy: Sejm, Senat, Prezydenta, Rząd, można w błyskawicznym czasie zdyskredytować (rząd PiS z lat 2005-2007) lub siłowo zmienić (rząd Olszewskiego) – forma i prędkość odwołania zależy tylko czy ten ośrodek sprzeciwił się PZPR-owskim oligarchom w sposób delikatny, czy ostry.

Wyobraź sobie, że od 43 lat (czyli od urodzenia) żyjesz w jednym wielkim komunistycznym gównie i przez cały ten czas, gdy tylko jest nadzieja, że będzie lepiej, natychmiast jest ona zabijana i jest jeszcze gorzej. Najpierw rozkwit Solidarności w 1980 roku i nadzieja zabita w 1981 przez stan wojenny. Wtedy jeszcze nic z tego nie rozumiałeś, bo byłeś na etapie brzdąca z nauczania początkowego. Później częściowo wolne wybory w 1989, kolejna radość i nadzieja. Myślałeś sobie „jeszcze jakieś 8 lat, bo w tej kadencji komuniści mają miejsca gwarantowane, ale w następnej już nie, więc jeszcze dwie kadencje i Polska będzie normalnym krajem”. A tu nagle JEB! Najpierw „wojna na górze” między Mazowieckim a Wałęsą, później „nocna zmiana” - odwołanie rządu Olszewskiego. Wtedy jeszcze skutecznie wmówili ci, że wszystkiemu winny jest okrutny Macierewicz, bo chciał wszystkim bez żadnej weryfikacji w teczkach i życiorysach grzebać. Kolejna nadzieja – rząd PiS – Samoobrona - LPR. Jedna prowokacja, druga prowokacja, trzecia, czwarta... jak nie „seksafera”, to idiotka Beger nagrywająca swoich. Wreszcie JEB! Rząd PO nie próżnuje – już w pierwszym tygodniu powołuje dwie komisje, które mają szukać czegoś, co mogłoby skompromitować poprzedników (jedna nie znalazła absolutnie nic, druga znalazła „duszną atmosferę” i tyle). Myślisz sobie „to nie potrwa długo – z ich kretyńskimi pomysłami na gospodarkę w dwa lata tak się zadłużą, że zbankrutują i ludzie wywiozą ich na taczkach”. Dwa lata, trzy... JEB! Ginie Prezydent – ostatni człowiek, który bronił nas przed całkowitym zmonopolizowaniem mediów. Masz już tego dosyć - chętnie byś rzucił wszystko i spieprzył do Anglii. Ale po Smoleńsku ludzie zaczynają się jednoczyć, zadają pytania o sens, żądają nowej jakości w polityce. „Wreszcie” - myślisz sobie, a tu nagle JEB, JEB, JEB! Cała seria! Najpierw „misiu” Kamiński rozpętuje cyrk wokół pochówku na Wawelu, później Kluzikowa tak demobilizuje elektorat, aby po najnudniejszej kampanii w historii Kaczyński przegrał jednym procentem, a na koniec z jednej strony podstawieni prowokatorzy, a z drugiej palikociarska hołota ośmieszają krzyż na Krakowskim Przedmieściu – symbol jedności i zgody w dniach żałoby.

Całe osiem lat trwa propagandowa rehabilitacja PRL-u kosztem „zbrodniczej IV RP”.

Z pierwszymi akordami „Dziwny jest ten świat” brawurowo wykonanymi przez Natalię Niemen na konwencji PiS zapoczątkowującej kampanię Andrzeja Dudy wraca nadzieja. Wreszcie zdarza się cud – Bronek okazuje się takim burakiem i bufonem, że przegrywa w pierwszej jak i drugiej turze wyborów, choć wydawało się, że nawet przejechanie po pijanemu na pasach ciężarnej zakonnicy by mu nie zaszkodziło. Obóz władzy sam sobie strzela „samobója”. Najpierw zbyt wcześnie promując „formę przetrwalnikową układu” czyli „Nowoczesną” R. Petru. Później dobija lewicę promując nachalnie w ostatnim tygodniu partię „Razem”. Cud ma swój szczęśliwy finał – PiS zdobywa samodzielną większość. Euforia większa niż w 1980 i 1989 roku! Wreszcie jest nadzieja, że demokratyczne przemiany zostaną doprowadzone do końca! I nagle... JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB!JEB! Cała seria intryg – od tej największej z Trybunałem Konstytucyjnym, po tę najbardziej idiotyczną z pornosem w teatrze. W tydzień od powołania rządu już się tworzy KOD! Osiem lat prania mózgów przynosi efekt – ogłupieni ludzie wychodzą demonstrować. Okazuje się, że Petru wcale nie jest „formą przetrwalnikową” taką jak była PO przy upadku UW, ale najzwyczajniej ktoś w WSI zadecydował, że Kopacz jest zbyt miękka i nie zdecyduje się na bezczelne obalenie demokratycznie wybranego Parlamentu w trzy miesiące po wyborach, więc trzeba było ją wyautować (brak wsparcia specjalistów od PR aż raził w oczy) a na jej miejsce wsadzić prawdziwego skur...yna, co nie cofnie się przed niczym – nawet będzie gotowy doprowadzić do wojny domowej, sankcji gospodarczych i zewnętrznej interwencji zbrojnej. I już TW Bolek, Żakowski, Stępień i następni zaczynają pieprzyć o wojnie domowej, której rzekomo winien ma być rząd, który nawet jeszcze nie zdążył rozpakować klamotów w swoich biurach. I już zaczadzeni propagandą bezmózgowcy sięgają po amunicję takiego kalibru, jakiej PiS nawet w czasie największej traumy po Smoleńsku nie śmiał tknąć: demonstracje co tydzień, pikiety pod domem w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, dzieci niosące rysunek ze strzelbą wycelowaną w kaczora...

Kur... mać! Po czymś takim nie sposób zasnąć bez mocnego „klina”. Ale budzisz się następnego dnia i nic nie jest lepsze. Jedyna różnica, to że dodatkowo boli cię głowa i żołądek, a media społecznościowe (jedne z nielicznych nie opanowanych przez „przemysł pogardy”) donoszą, że w połowie stycznia Sąd Najwyższy może ogłosić, że całe wybory były nieważne. Kurrr...... Takiego zamordowania nadziei ludzie już na 100% nie wytrzymają! Czyli wojna?