Terroryzm i religia

Zwróciłem uwagę na kilka publikacji, których celem była obrona religii muzułmańskiej przed totalnym jej potępieniem, jako źródła światowego terroryzmu.
Jestem skłonny zgodzić się z twierdzeniem, że znaczna część, a może i większość ludzi wyznających islam ma usposobienie pokojowe i nie jest skłonna do dżihadu, nie mówiąc już o popieraniu terroryzmu.
Jest to sytuacja przypominająca terror komunistyczny, lub nazistowski, nie wszyscy obywatele, a nawet członkowie partii rządzących w państwach totalitarnych obu tych proweniencji byli zwolennikami okrucieństw i ludobójstwa stosowanych przez te państwa.
Problem polega na tym, że znakomita większość z nich służyła tym państwom. Religie hermetyczne jak islam czy judaizm dzielące bezwzględnie ludzi na własnej wiary i niewiernych stwarzają możliwości zaistnienia skrajnej interpretacji służącej, jako zapłon do działań agresywnych.
Ale podobnie jak w ustrojach totalitarnych ta interpretacja jest tylko pretekstem do zbrodniczych zamiarów, w krajach cywilizowanych może być ona hamowana względami ogólnie przyjętych zasad współistnienia.
Jednakże siła oddziaływania tej postawy jest niewspółmiernie słaba w stosunku do stopnia napięcia, jaki powoduje silna emocja pobudzona wojowniczymi hasłami w imię najwyższych idei.
Podlegają im szczególnie łatwo młodzi ludzie wychowani w szczelnie zamkniętym kręgu kultury o bardzo wąskich horyzontach myślowych i rygorystycznych nakazach.
Takie warunki stwarza islam ortodoksyjny kultywowany w wielu środowiskach muzułmańskich.
Na tym gruncie budują swoje panowanie agresywni zamachowcy świadomi, że rozniecenie gniewu i ślepej nienawiści stwarza podatny grunt dla mobilizacji do działań zbrodniczych.
Nastrój religijny jest dla nich jedynie narzędziem do realizacji celów politycznych, a właściwie jednego celu: - zniszczenia określonej cywilizacji.
W tej chwili jest to cywilizacja pochodzenia europejskiego, wywodząca się ze źródeł chrześcijańskich, ale wykazująca daleko idące tendencje sprzeczne z moralnością chrześcijańską.
Można zastrzec, że przecież właśnie w kręgu tej kultury powstały najbardziej sprzeczne z jej zasadami zbrodnicze ruchy jak bolszewizm i hitleryzm.
Jednak żadne z tych ruchów jak i innych im podobnych nie wywodziły się z korzeni chrześcijańskich, ale były skierowane wprost przeciwko chrześcijańskiej moralności.
A inspiracje czerpały z zupełnie innych źródeł, były to nie pierwsze zresztą i zapewne nie ostatnie próby całkowitego wyeliminowania chrześcijańskiej kultury z życia ludzkiego.
Były i są przejawem szatańskich usiłowań uczynienia na ziemi swego królestwa.
Pociąga to za sobą prześladowania chrześcijan prowadzone w różnych formach i w różnym natężeniu, ale w wielu krajach.
Wystawieni na najgorsze prześladowania ze śmiercią męczeńską włącznie chrześcijanie są podobnie bezbronni jak w starożytności, a co najhaniebniejsze ich współwyznawcy rządzący w najpotężniejszych krajach nie okazują im żadnej pomocy.
Niestety dzieje się jeszcze gorzej reprezentowanie chrześcijańskiej postawy podlega ostracyzmowi w krajach nominalnie chrześcijańskich przy wspieraniu przejawów innych religii i działań antychrześcijańskich.
 
Współcześnie obowiązujące, przynajmniej formalnie, normy stosunków międzynarodowych wywodzą się z chrześcijańskiej moralności, woli się jednak o tym nie wspominać i powoływać się na rzekome źródła w ruchach rewolucyjnych z francuską rewolucją na czele.
Nie wspomina się, że właśnie ta rewolucja zrodziła prześladowania chrześcijan i propagowała nienawiść jako główną inspirację do działań.
Budowanie na tym gruncie współżycia narodów prowadzi do stałych wojen i wzajemnej wrogości.
 
Na tej ziemi, czyli „łez padole” może nigdy nie będzie rajskiego spokoju, ale przy przyjęciu w jak najszerszym zakresie zasad chrześcijańskiego współżycia może je uczynić znośniejszym.
Nie gwarantuje tego żadna inna kultura wywodząca się z innych wierzeń religijnych.
Problem zasadniczy polega na tym, kto ma tę kulturę promować?
Jest do spełnienia w tej dziedzinie wielkie dziedzictwo posłannictwa św. Jana Pawła, ale miliony wiernych temu dziedzictwu jakby zapomniały o apelu „nie lękajcie się” i żyją w trwodze czekając biernie na zmiłowanie boże.
A chodzi przecież nie tylko o „wrogów kościoła”, ale także o tych, którzy promują życie ułatwione i ustępliwość wobec oczywistej agresji.
I jedni i drudzy zmierzają do likwidacji chrześcijańskiej kultury, a tym samym do zniszczenia Europy, jako nie tylko odrębnego kontynentu, ale także, jako źródła inspiracji dla rozwoju świata.
W zamysłach różnych ośrodków kierujących niszczycielskimi działaniami istnieją różne koncepcje „nowego” świata, który ma zastąpić obecny, w praktyce jednak wszystkie one przyniosą korzyść trzeciemu, który z cierpliwością zdobytą w ciągu wielu tysiącleci czeka na rezultat tej klęski żeby wprowadzić swoją kulturę opartą na zupełnie innych zasadach niż chrześcijańskie.
A sprawcy nieszczęścia zamiast triumfu sami i to w pierwszej kolejności padną ofiarą swoich niegodziwości.
 
Jedynym ratunkiem w tej sytuacji jest stworzenie wszecheuropejskiego ruchu odrodzenia chrześcijańskiej kultury.
Muszą w tym dziele brać udział wszyscy ludzie dobrej woli, a przede wszystkim wyznawcy chrystusowej wiary. Ich zadaniem jest tworzenie różnych formacji społecznych począwszy od organizacji młodzieży, aż po stronnictwa polityczne, gotowe do podjęcia walki o rechrystianizację Europy.
Za czasów mojej młodości mówiło się o istnieniu trzech kościołów:
-kościół wojujący na ziemi, - kościół cierpiący w czyśćcu, - kościół triumfujący w niebie.
Dzisiaj mamy nawet kościół cierpiący na ziemi, ale nie mamy „kościoła wojującego”,
A przecież „kościół” to nie tylko hierarchia kapłańska, ale przede wszystkim „zgromadzenie wiernych”, a gdzie to zgromadzenie gotowe do obrony nie tylko swojej wiary, ale choćby i zasad współżycia międzyludzkiego, bez których padamy ofiarą agresji i przemocy.
Nie obronią nas przed nimi żadne konwencje i traktaty międzynarodowe, jeżeli będą tak jak w tej chwili jedynie wyrazem określonej gry obliczonej na chwilowe korzyści.
Tylko solidarna postawa chrześcijan i ich gotowość do poświęceń może uratować nasz świat przed totalną klęską. Na tym bowiem polega pojęcie kościoła wojującego.
 
Jak daleko sięga upadek współczesnego kierownictwa politycznego w Europie najlepiej może zaświadczyć fakt, że w tak zwanym „parlamencie europejskim” jeszcze w latach dziewięćdziesiątych istniała frakcja „chrześcijańsko demokratyczna”, byłem nawet zapraszany na jej posiedzenia, ale obecnie ze strachu przed wrogami chrześcijaństwa zlikwidowano ją. Mamy zatem naocznie ponowne „Monachium” i podobnie jak wtedy – wybór hańby nie uchronił przed wojną, tak i obecnie nie uchroni przed klęską.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika 3rdOf9

07-12-2015 [21:48] - 3rdOf9 | Link:

Bardzo mądry artykuł... Sprawa jest o tyle skomplikowana, że stoimy w obliczu kryzysu również wewnątrz Kościoła i kryzys ten dodatkowo utrudnia pozyskiwanie sprzymierzeńców.

Mówię o kryzysie nie tylko instytucji papiestwa, ale chodzi mi też o kryzys samej doktryny Kościoła: jest to obecnie "opcja cierpiętnicza", która wymaga od ludzi "zaparcia się siebie", "wyrzekania się przemocy", "pójścia za Chrystusem na krzyż", "przekazania kierownictwa nad swoim życiem Bogu" i tym podobnych atrakcji, jednocześnie nie dając sobie w ogóle rady z mnogością i różnorodnością ludzkich duchowości wewnątrz Cywilizacji Chrześcijańskiej, nie potrafiąc z tej różnorodności czerpać.

Skutkiem jest po pierwsze bierność - bo jest ona przecież nawet nakazywana przez tę doktrynę.
Skutkiem bywa także głęboka niechęć, czy nienawiść - bo trudno się zgodzić na tak zafałszowany obraz Boga tym, którzy traktują Go poważnie.
Skutkiem są odejścia od Kościoła w kierunku innych duchowości, które - jak się okazuje - lepiej potrafią odpowiedzieć na potrzeby duchowe współczesnych ludzi.