Małomiejska ballada / 4 /

S C E N A 5
 
Światło ponownie oświetla szynk, w którym samotnie siedzi Pan Atanazy.
 
 
PAN  ATANAZY do siebie i Jankiela
Ot i po Franciszku…Po Franciszku…
 
JANKIEL
 Jednak my żyjemy…dzięki takim Franciszkom.
 
(wsparta o szynkwas, zamyślona  Ryfka melancholijnie  recytuje na podkładzie j melodii  „Rozkwitają pąki białych róż”)
 
„Ponad stepem nieprzejrzana mgła,
Wiatr w burzanach cichuteńko łka.
Przyszła zima, opadł róży kwiat,
Poszedł w świat Franciszek, zginął po nim ślad…
 
(po chwili zadumy)
 
Franciszkowi nic nie trzeba już,
Bo mu kwitną pąki białych róż,
Tam nad jarem, gdzie w wojence padł,
Wyrósł na mogile białej róży kwiat…”
 
(ukrywa twarz w dłoniach)
 
PAN  ATANAZY  emfazą zagłuszając żal
  Kiedy wróg po nasze sięgnie - szablą odbierzemy!
 
JANKIEL
 Et…jak  zawsze… (ze smutkiem)  A żal zostanie, że po  innych krajach normalnie…Dnie jak dnie, noce jak noce. Chleb ze zboża a nie z bukwy i żołędzi…Ech…
 
PAN  ATANAZY
  U nas też tak będzie. Bo wreszcie jest spokój i można budować.  (posępnie)  Prawda, że krwawo kupiony…
 
JANKIEL
Nu, nikomu nie trzeba sze po lasach chować… (z goryczą)  Na razie…
 
PAN  ATANAZY rozpalając się w miarę mówienia
  Panie Jankielu, dzieci takich ojców jak Franek zbudują tu wkoło szklane domy…Ojczyzna pięknieć nam będzie z dnia na dzień…Już to widzę w sercu.  A pan Jankielu nie widzi ?
 
JANKIEL  sceptycznie
Nu, daj im Boże zdrowia! Niech sobie budują…
 
RYFKA wzdychając
Tate, jakie tu wszystko trudne…Jakie niedobre. Dlaczego tak ? Czemu  tu nie można żyć zwyczajnie ? Czemu trzeba się ciągle o wszystko szarpać…? Ze wszystkim walczyć ?
Mnie się czasem wydaje, że to przeklęte miejsce…Czemu milczysz tate ?
 
JANKIEL
A co ja tobie moge powiedzieć? To nieszczęśliwy kraj… Mówio niektórzy, że tu jak nie wojna, to przemarsz wojsk…Taki kraj, i na to nic nie można poradzić.
Do tego sze trzeba przyzwyczaić.
Nu, ty sze nie martw, ty obsługuj gości i - nie rozlewaj piwa.
 
PAN  ATANAZY
Dziecko drogie, jeszcze będzie dobrze… Zbudujesz sobie pogodny dom, z pelargoniami w oknach i bzem w ogródku … Tylko w to trzeba wierzyć. Tak. Trzeba tego pragnąć, bo to jest dzisiaj blisko, bardzo blisko; dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wreszcie jest możliwe.
 
Naraz zaskakujący warkot motorów, krzyki Niemców, wybuchy, jęki rannych, radosna niemiecka piosenka ( „Heili heilu” )…Gasną światła, chwila ciszy i zbliżający się stukot podkutych butów; nagłe ostre : HALT (!) , chwila ciszy,  seria i płacz, a potem kolejna piosenka ( „Lili Marlen” ) /
 
 
S C E N A  6
 
Jankiel i Ryfka  wychodzą na środek proscenium
 
 
JANKIEL  do siebie raczej
 
“Nit kejn jidisz wort, kejn lid,
Wajl du bist nit mer kejn jid.”
 
RYFKA   wtórując mu
„Żadnego żydowskiego słowa,
żadnej pieśni
ponieważ nie jesteś już Żydem.”
 
Słychać zbliżający się chóralny śpiew „Oki” –„ Spoza gór i rzek wyszliśmy na brzeg…” zagłuszany innym : „Bój to jest nasz ostatni…dziś niczym jutro wszystkim my”.
 
POETA którego wspartego o latarnię oświetla punktak
Ale żyć trzeba jakoś, chociaż świat przeminął
Jeśli człowiek z tym światem jednak nie zaginął…
 
RYFKA
Chodźmy tato…
 
Bierze za rękę Jankiela ( który zdejmuje z głowy myckę ) i przytuleni do siebie wchodzą za kulisy ; światło gaśnie, po jego ponownym zapaleniu nad dawnym szynkiem Jankiela widać nowy szyld : „Restauracja Astoria”.
 
 
S C E N A  7
 
Restauracja
 
 
KELNERKA niechętnie
Co wam podać obywatelu ?
 
PAN  ATANAZY
  Proszę pani, prosiłbym schabowego…
 
KELNERKA
Pań już ni ma. Wszystkie uciekły do Londynu.
A schabowego nie dostaniecie, bo poniedziałek jest dniem bezmięsnym.
 
PAN  ATANAZY
  Szkoda.
 
KELNERKA
Towarzyszu. Żyjemy dla przyszłości naszych dzieci, a nie dla własnego brzucha.
 
PAN ATANAZY
  A jednak żal, proszę pani, i pań i schabowego. Pani tak nie uważa?
 
KELNERKA
Ja tam nie żadna pani obywatelu.
 
PAN  ATANAZY
  Rzeczywiście nie.
 
KELNERKA
To co, chcecie obywatelu kasze, bo dziś jest; czy tylko piwo ?
 
PAN  ATANAZY
  Wie pani… najbardziej to ja to chcę do domu.
 
Wstaje i wychodzi powolnym starczym krokiem 
 
 
KOBIETY
 
 ( kłaniając  się przechodzącemu panu Atanazemu, odwzajemnia  pozdrowienie uchyleniem kapelusza i anemicznym odkłonem )
 
 
Codziennie to samo
 
 Rano
W południe
W nocy
 
Wiadro
Woda
Wiadro
Woda
Wiadro
 
Nikt wiadru
nie podskoczy
 
 razem
 
Nikt
 
 
KOBIETA 1
 A nieprawda, bo była taka, co walnęła wiadrem. Aż drzyzło!
 
KOBIETA 2
Była, słyszałam od świekry.
 
KOBIETA 3
I ja słyszałam, ale to może tylko bajki były.
 
KOBIETA 2
Jakie znów bajki. Prawda najprawdziwsza.
 
KOBIETA 1
Agnieszka jej było, a z domu Machówna.
 
KOBIETA 2
Agnieszki są charakterniejsze nad inne.
 
KOBIETA 1 buńczucznie
Wszystkie my są charakterne!
 
KOBIETA 3    niepewnie
 Ba!
 
KOBIETA 2
Ale tylko o Agnieszce było słychać i to dawno temu.
 
KOBIETA 3
Oj dawno, dawno i to ponoć, że nie u nas, a we Weryni.
 
KOBIETA 1    po chwili zamyślenia
Wszystkie my jedne i te same…
 
KOBIETA 3    bez większego przekonania
Niby tak…
 
KOBIETA 1
Wysoko zaszła
 
Niezauważony wchodzi poeta
 
POETA
O tak…aż na szafot…
 
KOBIETA 3 mruczy do siebie
Może i lepiej wejść na szafot, niż spaść do codziennego rynsztoka…
 
KOBIETA 1 dostrzegając poetę klaszcze w ręce, nie wiadomo czy z radością, czy smutkiem  
No i masz..!
 
 
POETA przysiadając na cembrowinie i mieszając palcem wodę melancholijnie z rozrzewnieniem  mówi głównie do niej
/ W tle słychać fragmenty scherza h-moll opus 20-te Chopina z kolędą "Lulajże, Jezuniu" /

 
Miałem gości serdecznych
Wysrebrzonych księżycem
 
Przez przeciągi jesieni
Wracali do domu
 
Niewiele mieli z sobą
Za oddane dary
Kilka westchnień  kobiecych
w uśmiechach staruszka
i wspomnienie Dzieciątka
 
A jednak nikt bardziej
nie był szczęśliwszy
Niż oni
 
 
 
KOBIETA 4
A ten co tu znowu…? Co to ci dolega kwiatuszku? I czemu zmieniasz temat ?
 
KOBIETA 1
 Już Boże Narodzenie widzi…
 
POETA
  Ozdrowienie widzę…Jedyne.
 
KOBIETA 2
Bidulek taki. Chorowitek…A tu trzeba być twardym, dzielnym. Nowoczesnym…
 
KOBIETA 4
Mocno stąpać po ziemi.
 
 Biorą się pod boki i śpiewają ze śmiechem i przytupem :
 „Zbudujemy nowy dom, naszym myślom naszym snom…Niech się mury pną do góry…”
 
POETA z odrazą
Taaa…
Od kołyski aż po grób
Dyna dyna! Hopaj siup!
 
(wzdycha,  zamyśla się i zasępia)
 
KOBIETA 3
Coś tam mu się roi … Coś marzy … Czemuś się znów się sprzeciwia, przy czymś znowu stoi…
 
KOBIETA 4
Z takim nic nie wiadomo. Coś widzi w oddali. Raz świat cały pogrzebie, to znowu zapali.
 
 
POETA wzrusza ramionami, odchodzi od kobiet i mówi do widowni
 
PRL…
 
Dobrze pamiętam tę pustynię
rozciągniętą od dzieciństwa
po starość
 
wędrowałem nią
w  beznadzieję
w  absurdach haseł
w lęku wspomnień
o cieniu nagana
 
dzień po dniu
dekada po dekadzie
w smrodzie pyłochłonu
i machorki
 
między spluwaczkami
 
 po horyzont
 zrujnowanych wartości
 
czasem
pojawiał się
miraż zdroju
w którym pienił się
zwykły śmiech
 
wierzyłem
że kiedy go znajdę
będę mógł się opłukać
 
i znalazłem
 
ale
umknął mi sprzed ust
w pył nijakości
 
teraz  jak słup milowy
stoję nad wyschniętym
wyobrażeniem oazy
 
jednak nie odwracam się
bo za mną
także niczego  nie ma
 
wiem już
że to co najważniejsze
jest tylko we mnie
 
 
KOBIETA 3
Ten nigdy nic nie powie poprzez proste słowa. Ciągle coś tam wymyśla. Wciąż się za coś chowa. Dziwna z takim od wieków toczy się rozmowa.