Myślenie i dynamit

Czy wątpimy w udział mężczyzny (lub choćby jego części) w ciąży kobiety? Wiem, czasy, gdy nie ma już pewności, kto jest mężczyzną, a kto kobietą, nie sprzyjają poszukiwaniu prostych odpowiedzi. Zauważmy, że nie mają w tej kwestii żadnych wątpliwości producenci gumek i innych środków, wciskający je coraz nowszym i młodszym zastępom użytkowników. Mają wiedzę, można powiedzieć. Takiej wiedzy nie mieli ludzie sprzed tysięcy lat, którzy nie kojarzyli zjawiska miłości fizycznej (bo in vitro nie było) z prokreacją.
Tymczasem od dawna, a ostatnio w dużym nasileniu płynie zewsząd przekaz, który można by przełożyć na: przecież nie każde pójście do łóżka kończy się dzidziusiem, przecież nie każdy mężczyzna jest płodny, a w ogóle to wcale nie każdy tak znowu się do tego pali, więc o co chodzi? No tak, z pewnością nie każdy uchodźca jest terrorystą, notabene czasem aż przykro słuchać tak wyrażanych obaw; ba, nie każdy terrorysta jest muzułmaninem.
O co więc chodzi? Zaburzenia w myśleniu logicznym to pierwsze, co się nasuwa, gdy słyszy się rozmaite takie argumentacje. Lemingozą nie da się wyjaśnić wszystkiego, np. trudno podejrzewać ją u takich osób, jak prezydenci krajów europejskich, władze Unii itd. Co prawda, chwilami odnosi się wrażenie, że podobnie jak lemingi pędzą z całymi narodami ku przepaści, jednak ciągle mają porządne służby i wspaniałą broń, której mogliby użyć, gdyby nie brak woli. A woli brak po pierwsze z wygody, po drugie z powodu źle przeprowadzonych procesów myślowych.
Sądzę, że nad zbakierowaniem procesów myślowych powinni pochylić się psychologowie społeczni, ale oni pewnie dawno już to wiedzą, a kto wie, czy niektórzy z nich nie wspomagali tego umiejętnościami psychotechnicznymi. Często objaśniają oni rozmaite kłopoty z demokracją brakiem zainteresowania obywateli. W Polsce spotkałam ostatnio setki ludzi, którzy odetchnęli z ulgą, jak twierdzą nie poszli do wyborów, bo nie wierzyli, że to coś da. Więc ostrożnie liczyłabym tych, co rzekomo odwracają się od polityki. Być może odwrócili się tylko od wyborów, a swoje wiedzą.
Żeby nie psuć atmosfery powszechnej radości i nadziei, związanych z nastaniem nowych rządów, zacytuję parę zdań z czasów prostego myślenia, z panieńskiego pamiętniczka. O jesieni 1914 roku, zaraz po wybuchu I wojny światowej, czyli o czasach, kiedy nikt nie miał wątpliwości, że istnieje dobro i zło, i że trzeba się bronić. Pisała to moja Babcia, wtedy 22-letnia dziewczyna, peowiaczka, członkini PPS Piłsudskiego, później żołnierz AK i powstaniec warszawski. Mieszkała podczas I wojny (dla młodzieży szkolnej: 1914-1918) w Piotrkowie Trybunalskim. Piotrków przez kilkanaście tygodni przechodził wtedy z rąk austriackich do rosyjskich i niemieckich na przemian.
„Złożyłam przysięgę, otrzymałam maleńką legitymację i wręczono mi pewną ilość dynamitu oraz innych materiałów wybuchowych, które miałam zabrać do domu i bezpiecznie schować. W ciągu najbliższych tygodni zjawi się posłaniec i na hasło „Pałac Gubernatorski” mam mu te materiały wydać. Poza tym proszono mnie o azyl dla kurierek.
Paczki pomagał mi nosić Długosz. Musieliśmy się bardzo spieszyć, bo o 9.00 miałam lekcje na pensji, gdzie podjęłam się uczyć w niższych klasach francuskiego. Wszystkie te rzeczy umieściłam w ogromnym pudle łubianym i w walizce, zamknęłam swój pokój na klucz i poszłam do szkoły.
Oczywiście w domu tego trzymać nie mogłam, postarałam się więc o kilka dużych puszek blaszanych po landrynkach i miałam zamiar zakopać je u państwa Falkowskich, którzy mieli duży ogród naprzeciwko cmentarza. Zochę Falkowską dopuściłam do tajemnicy, bo sama nie dałabym rady. Moja matka zaraz jednak odkryła te puszki i musiałam się przyznać, co w nich jest. Wtedy powiedziała mi: „Tych rzeczy nie możesz chować w blaszanych puszkach, bo zawilgotnieją. Trzeba kupić grube garnki kamienne, dorobić szczelne drewniane pokrywy i oblać je stearyną.”
Myślałam, że matka będzie przerażona, tymczasem pomogła mi bardzo i powiedziała przy tym z uśmiechem: „Przecież moja matka też chowała broń i amunicję w czasie Powstania Styczniowego!”
Wszystko zostało zapakowane zgodnie z radą matki, przeniesione do ogrodu Falkowskich, a następnie zakopane. Zocha bardzo mi pomogła. Kiedy nosiłyśmy te garnki, olbrzymie masy wojska rosyjskiego wchodziły właśnie do miasta. Obie z Zochą nie bałyśmy się zupełnie i byłyśmy tak wesołe, że nikomu nie przyszłoby do głowy, co niesiemy w naszym koszu. W czasie zakopywania Piotrków był bombardowany i kilka pocisków armatnich wybuchło w ogrodzie. Dzięki temu jednak robotnicy pracujący w ogrodzie i wszyscy mieszkańcy pochwali się. Mogłyśmy spokojnie pracować i nikt nas nie widział!” (Jadwiga z Zaleskich Wojciechowska, „Wspomnienia”, maszynopis, ok. 1974)
Krótko mówiąc, dziewczęta mogły spokojnie robić swoje dzięki temu, że dookoła padały kule armatnie.
Żeby było jasne. Nie, nie namawiam nikogo do rozpowszechniania ani przechowywania dynamitu. Namawiam do zachowania zdrowej zdolności widzenia zjawisk i właściwych proporcji wydarzeń, nie poddawaniu się wyjadającej mózgi ośmiornicowatości myślenia, tak łatwo mylonej zrozumieniem złożoności zjawisk.
I parę słów dla tych, co ogłaszają, że „po prostu się poddadzą”, gdyby tu ktoś wlazł do nas ze złymi zamiarami, co to znaczy mieć swoje państwo i co to znaczy mieć okupanta. Z oficjalnej strony Piotrkowa Trybunalskiego:
„Obok obowiązku dostarczania [austriackim] okupantom żywności, wszystkich produktów pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, miejska ludność musiała oddawać wszystkie artykuły metalowe, żelazo zbrojeniowe, mosiądz, klamki, wełnę, wiklinę, świece, produkty z gumy, watę. Działające firmy zaś musiały zrzekać się na rzecz austriackiego wojska swych lokalów. Dodatkowo okupanci prowadzili także nadmierną eksploatację lasów, torfowisk i łąk. Co rusz nakładano nowe podatki, podatek od posiadania młynków, podatek od zapałek, podatek od towarów przywożonych... Za uchylanie się od wykonywania nakazów groziła nawet kara śmierci. Ponadto przez cały okres trwania wojny piotrkowianie borykali się z epidemią tyfusu.”
http://www.epiotrkow.pl/news/P...
Warto o tym pomyśleć, bronić swego, znać proporcję mocium panie, a z wartości chrześcijańskich pamiętać o piątym przykazaniu „nie zabijaj!”, które w świeckim porządku znajdziemy zawarte w zbiorach praw człowieka jako prawo do samoobrony.
----------------------------
Felieton ukazal się na portalu sdp.pl