Zdumiewająca niemiecka książka

  Rozmyślnie nie używam słowa podręcznik. Książka ta przemawia do dzisiejszego czytelnika nie tyle samym tekstem, będącym kompendium wiedzy handlowca, co potężną erupcją kontekstów. Można przez nią zobaczyć, jak to Polakom, narodowi ze swej natury łagodnemu i mądremu, przyszło żyć na okropnym uskoku cywilizacyjnym - w sensie ekonomii jak też społecznej psychologii. Jak to zostaliśmy zdominowani, rozszabrowani, wepchnięci w jakąś niszę, jakiś dół niepraktyczności, nieporadności. Po tej lekturze  jeszcze bardziej oczywistą staje się zewnętrzna  premedytacja, z jaką ten stan zacofania względem mocniejszego sąsiada jest podtrzymywany.
  Friedrich Heinrich Schlöessing: Der Kaufmann auf der Höhe der Zeit. Jest to kompendium wiedzy kupieckiej. Czas pierwszego wydania to  rok bodajże 1868. Mój egzemplarz tej książki pochodzi z roku 1889; wydanie dziesiąte! Internetowy rynek starych książek pozwala mi określić, że w roku 1904 ukazało się wydanie dwudzieste piąte!!! Książka była drukowana jeszcze w latach dwudziestych i możliwe, że i później. Autor tej rewelacji był dyrektorem Akademii Handlowej w Berlinie. W przystępny sposób przedstawiono tu wiedzę potrzebną do działania człowieka interesu w tamtych czasach.  
 
  Natknięcie się na ten pruski elementarz dla przedsiębiorcy zmusza mnie do stanięcia oko w oko z fatalną retrospekcją.

  1. W Prusach obowiązek szkolny wprowadzono w 1819 (w Wielkopolsce w 1825), w Austro-Węgrzech w 1869 (w Galicji w 1872), w zaborze rosyjskim w roku 1900 analfabetami było 70% mieszkańców a do szkoły uczęszczało 18% dzieci. Same liczby nie są czasem dostatecznie wymowne. Bolesne się to staje, gdy dotykamy konkretów: jeden, to ta niesłychana książka z biblioteczki w niemiecki wiejskim domu na absolutnej prowincji; drugi, to najczęstsza sentencja na końcu metryk parafialnych moich przodków i ich sąsiadów żyjących nad Wisłą, niedaleko Warszawy w drugiej połowie XIX wieku „podpisuję tylko ja (proboszcz), jako, że żaden ze stawiających się tu, pisać nie umie”.
  2. Druga z czterech części podręcznika F. H. Schlöessinga poświęcona jest matematyce kupieckiej. Nazwana jest tam rachunkami (Rechnen), skupiona jest na praktycznym stosowaniu wiedzy matematycznej:  przeliczanie jednostek miar i prób – wtedy mocno zróżnicowanych, obliczeniach procentowych związanych z walutami, handlem i giełdami. Jest też ustęp o równaniach i działka o logarytmach, usprawniających liczenie. Właściwie ten sam kurs oferował mi moja szkoła w latach sześćdziesiątych, podstawowa i średnia. O ile jednak dziewiętnastowieczna propozycja była nauczaniem żywym, z łatwo dostrzegalnym uzasadnieniem, to po stu latach stała się czymś sztucznym. W PRL istniały tylko jedne urzędowe ceny, giełdy (jako kapitalistyczny przeżytek) funkcjonowały tylko gdzieś za granicą, posiadanie waluty innej niż złotówka lub pieniądz demoludów  było karalne. Po kolejnych pięćdziesięciu latach, gdy istnieje pełny dostęp do giełdy, Excella, internetu, do całości instrumentarium ekonomicznego dalej oświata polska, wlokąc ogon zacofania, nie może uzyskać formy dostatecznie utylitarnej i efektywnej. 
  3. Z tekstu książki uderza panująca wtedy wolność i swoboda, łatwość poruszania się po świecie w czasach, gdy nie istniały telefony, samochody, translatory do tłumaczenia języków. Pierwszy rozdział obszernie zajmujący się wekslami i  trzeci o korespondencji handlowej podane są w w wersjach obcojęzycznych. Przyjęte jest to jako standard  i określa zakres działania - praktycznie cały świat. Obowiązkiem kupca jest znać i posługiwać się innymi językami. Poznajemy wzory umów, weksle,  listy, faktury oraz inne pisma sporządzone po angielsku, francusku, włosku, hiszpańsku, holendersku. Krótki zestaw zwrotów frazeologicznych, terminów handlowych, nazw towarów w językach określa w sposób zwięzły i dostateczny wiedzę pozwalającej czuć się pewnie w kontaktach z kupcami na dowolnym rynku europejskim i zamorskim. Czuć tu od razu możliwość działania. Szkoła, jaką daje ta książka, nie kończy się na zdaniu egzaminu i otrzymaniu cenzurki. To nie ma sensu. „Kupuj, działaj” jest narzucającym się przesłaniem dla czytelnika.
  4. W wolnym świecie, w wolnym handlu naturalną rzeczą była obfitość i różnorodność. Po stu latach wejdę gdzieś około roku 1963 do sklepu w poniemieckim mieście, do delikatesów na rogu ulicy Chrobrego i placu Marchlewskiego,  a ludzie stojący w kolejce każą mi przejść mimo nich do lady, bo oni czekają na dostawę cytryn. Potem, jeździło się do niedalekiego NRD, żeby kupić pomarańcze, przecież tam nie rosnące. Po upływie dwudziestu lat, gdy komuna powoli zdychała w swej widzialnej postaci, będzie tylko gorzej. A tu w dziewiętnastowiecznej ofercie dla kupca i, co zrozumiałe, dla klienta cytryny i sardynki, arcydzięgiel – korzeń, anyż, balsam z Mekki, rudy ołowiu, kordonek, szynszyle, adamaszek, złoto w sztabach, guano, krokosz,  mydło, parasole, gutaperka, jagody jałowca. Chcesz? – możemy ci to dostarczyć. Wtedy w sklepie delikatesowym jakoś uderzyła mnie obecność w kolejce młodych mężczyzn. Dla nich wyczynem było wystanie i przyniesienie do domu swoim żonkom kilku owoców, o których należało dowiedzieć się, że mają je, „rzucić” do sklepu i wykazać się dostateczną przedsiębiorczością, żeby stanąć bliżej czoła kolejki, bo dla ostatnich niechybnie pożądanego towaru zabrakło. Komunistyczny system czynił czymś kompletnie abstrakcyjnym możliwość wykorzystania przez młodego obywatela jego potencjału i możliwych zdolności kupieckich. Zamiast sprowadzania całego statku cytrusów z Brazylii, człowiek  poprzestawał na żałosnej namiastce biznesowego bohaterstwa. Albo wstępował do komunistycznej partii, by partycypować w przydziałach, talonach i innych sposobach dzielenia należnego czerwonym okupantom łupu.
  5. Imponuje rzeczowość, precyzja i uprzejmość  w dziale dotyczącym  korespondencji handlowej i ogólnie sztuki personalnej komunikacji. Znajdujemy wzory listów i podań do wszelkich możliwych urzędów. Widać staranność, niejako jej nakazywanie czytelnikowi, w użyciu odpowiednich zwrotów frazeologicznych (niemieckim i tych pięciu innych językach), w operowaniu fachowymi terminami, w tytułowaniu adresata, w zakończeniu pisma. Ostatnich proponuje się na przykład dwadzieścia parę:
  1. Z poważaniem  
  2. Z wyrazami szacunku
  3. Posyłamy Wam, Panowie, nasze bardzo serdeczne pozdrowienia
  4. Pozdrawiam Pana uniżenie
  5. Proszę przyjąć moje szczere pozdrowienia
  6. Pozdrawiam z wyrazami szacunku
  7. Zapewniamy o naszej przyjaźni
  8. Czekając na Pańską miłą odpowiedź
  9. Proszę przyjąć wyrazy naszego najwyższego szacunku i wierności
  10. Zawsze pozostaję do usług
  11.  Przesyłam najlepsze pozdrowienia, spodziewam się szybkiej odpowiedzi
  12. Mając nadzieję, że wkrótce otrzymam Pańską odpowiedź
  13. Tymczasem usilnie nas Panu polecamy
  14. Przepraszam uprzejmie za spowodowanie kłopotu
  15. Zapewniamy Pana  o naszej gotowości, by móc być przydatnymi o każdym czasie
  16. Polegamy na Pańskiej solidności w interesach
  17. Po otrzymaniu przesyłki znowu Państwu odpiszemy
  18. Proszę uprzejmie traktować to, co się stało, jako naukę dla mnie
  19. Czekamy na Pańskie rozkazy
  20. Mając nadzieję, że zamówienie zostanie bezproblemowo zrealizowane, polecamy się
  21. Swój podpis składa tu NN.

 Brakuje dziś ludziom łatwości w pisaniu listów, podań i ogólnie zdolności do wyrażania swoich myśli na piśmie. Dalej nie ma zwyczaju zawierania umów na piśmie, co prowadzi do nadużyć, chaosu i społecznej atrofii. Tak zwanej szkoły przybyło w postaci kolejnych etapów kształcenia (prowadzących często gęsto donikąd), nauczyciele są coraz lepiej (podobno) przygotowani, możliwości samokształcenia się bardzo dużo, źródeł informacji zalew a w sumie ewidentny regres w przygotowaniu do życia i dalej rola niemieckich popychadeł.
 

  1. Mamy do czynienia ze swego rodzaju edytorskim, drukarskim majstersztykiem – wyjaśnia to popularność i żywotność podręcznika w  wymagającym społeczeństwie. Układ ciężkich, w sumie, treści nie odstrasza czytelnika. Wzory pism i  ksiąg buchalterskich, księgowości prostej i „podwójnej” łączą się z wykładem wiedzy kupieckiej o całkiem innym charakterze, tworząc harmonijny ciąg. Omówienie rodzajów płatności, rachunków, faktur; banki, giełdy; sposoby zawierania umów; matematyka, korespondencja i języki obce; tabele i skorowidze w logiczny sposób łączą się z całym zestawem dokumentacji:  Memorial, Kassabuch, Hauptbuch, Lagerbuch, Kontokorrent, Bilanzbuch, Inventurbuch,  Journal. Książka powielona milion razy jest prawdziwym złotym pociągiem, którym dojeżdża się do krainy dobrobytu – taką ją odnajduję na strychu starego, niemieckiego onegdaj, domu. Niemieckie społeczeństwo wciąż nim dysponuje; inni, nie rozumiejąc sensu jego działania - niezdolni do kierowania nim, ograniczają się do pożądania i marzenia o wielkim bogactwie.  Jasnowidz Krzysztof Jackowski gorszy się na YT jednostronnością, zaślepieniem swoich klientów,  z których ani jeden nie szuka skarbu w postaci np. pamiątki historycznej i wszyscy łakną jedynie złota.

 
Epilog
  Wolałbym poprzestać na tym, być może, naiwnym zachwycie, ale… Wiemy dziś co czekało Niemców: 1918 i 1945. Co się stało z właścicielem książki, nie wiadomo. Mam zdjęcie pięknej rodziny z dwójką dzieci – wisiało kiedyś na ścianie  w dużym pokoju – możliwe, że i on jest na nim. Od dawna czuję się związany z osobami zamieszkującymi kiedyś ten dom (widać to chyba w moich wpisach na blogu: Krzyk ptaka i Frieda Sammer). Teraz w książce o handlu odkrywam maleńki ślad dawnego życia - działania i planów. Jest w niej tylko jedno podkreślenie, dlatego tak zwróciło moją uwagę. W spisie towarów (Warenverzeichnis), wykorzystanym  wyraźnie jako słownik, podkreślone zostały dwa słowa Kinderspielzeug i Jouets d,enfants. Ktoś zamierzał kupić we Francji zabawki dla dzieci.  Może je kupił, a może tylko myślał o tym. Z całego roju przypuszczeń, interpretacji nasuwa mi się jednak ta o wydźwięku czysto historycznym, nieosobistym i niech nie wiąże się to w żaden sposób z właścicielem książki, najpewniej byłoby to krzywdzące.
  Marzeniem Niemców był przemarsz ich wojsk na Polach Elizejskim w Paryżu. Aby do tego doszło, najpierw musiały zginąć miliony w pierwszej wojnie. Dwadzieścia lat później poszło bardziej gładko. W 1940 mogli Niemcy przedefilować tam gdzie chcieli. Marzenie, no chyba nie kupców, ale wariatów, bezbożników - wmówione wszakże kupcom – zostało urzeczywistnione. Przemaszerowali i co dalej… Tylko „kłopoty”. Widać jak mentalności niemieckiej ciąży skaza: praktyczny materializm, zasłużone samozadowolenie i poczucie siły skłaniają ich przedziwnie do kierowania się naiwnymi, dziecięcymi rojeniami wiodącymi do zguby. Jeśli czuli, że znaleźli się na Polach Elizejskich w swoim ziemskim raju, to trwało to tylko chwileczkę. Potem przepadło to wszystko i jeszcze więcej.  Okazało się, że służenie sprawie włączenia duszy człowieka po śmierci do Raju (Elizjum – w mitologii greckiej miejsce wiecznej szczęśliwości)  współgra z troską o własny domek z ogródkiem. Ufam, że dawni lokatorzy mojego starego domu korzystali z właściwej buchalterii życiowej i zapracowali na  szczęśliwą wieczność.