Usunąć sowieckie liszaje

Warto być dumnym z Polski, i zamiast doszukiwać się wytłumaczenia naszych sukcesów w cudach, lub słabościach innych, zobaczymy, że możemy coś zrobić doskonale, dużo lepiej od znajomych ze wschodu lub zachodu.  Jeszcze nigdy nie byłem tak wdzięczny sędziemu prowadzącemu mecz polskiej drużyny jak panu Cakirowi z Turcji, który dokonywał cudów, aby pomóc irlandzkiej drużynie w ubiegłą niedzielę.  Dzięki temu panu nikt nie może już umniejszać naszych sukcesów (zdjęcie poniżej).

Karny dla Irlandii, którego nie było, nieprzyznana Polsce bramka, którą niejeden sędzia zaliczyłby bez wahania, setki, niekoniecznie słusznych, rzutów wolnych dla Irlandii, kilka fauli na polskich napastnikach w polu karnym, po których rzutów karnych nie było.  Do tego obrazu dodajmy waleczne irlandzkie serca. Drużynę złożoną z dobrych i doświadczonych graczy, jedenastkę, jaka przed kilkoma dniami pokonała mistrzów świata, a będziemy mieli pełny obraz wyzwania, przed jakim stanęła polska jedenastka.

Z takimi przeciwnościami doskonale poradziła sobie drużyna białoczerwonych, prowadzona prze polski sztab szkoleniowy.  Przez cały czas kontrolowała przebieg wydarzeń, a każdy popełniony błąd był bardzo szybko nie tylko naprawiony, ale odrobiony z nawiązką.  Nie musieliśmy tego meczu wygrać, ale wygraliśmy gdyż byliśmy silniejsi od wszystkich przeciwności. Nie tylko, jeśli chodzi o umiejętności, ale również, a może przede wszystkim mentalnie.  To polski sztab szkoleniowy przeprowadził drużynę, przez ponad roczną kampanię, zakończoną historycznym sukcesem.  Historycznym, ponieważ po raz pierwszy w historii, polski trener wprowadził naszą reprezentację na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej.

Od jakiegoś czasu lubię oglądać mecze polskiej drużyny na kanałach brytyjskich stacji.  Moje uszy miło łechcze szacunek, jaki budzimy wśród tych, którym zazwyczaj zazdrościmy sukcesów.  Tuż przed samym meczem komentarz „let me be clear, Poland is virtually unbeatable at home (chce powiedzieć jasno: Polska jest właściwie nie do pokonania na swoim terenie), miło pomuskał moje uszy.

Jest tak między innymi dlatego, gdyż drużyna ta nie nosi na sobie piętna kraju kolonialnego sowieckiej Rosji.  Ten zespół nie ma w swojej duszy lęków spowodowanych stałą obecnością wielkiego brata, regularnie okaleczającego nasze ciało, siejącego korupcję, bolszewicki barbaryzm i zniszczenie.  Gdzie się podziały czasy, gdy polscy piłkarze wychodzili na boisko tylko po to, aby przegrać jak najniżej. Większość tych drużyn z ostatniego dwudziestolecia to były grupki wystraszonych ludzi, prowadzone przez ukrywających swoje postkolonialne kompleksy działaczy.  Na boisko wychodzili po to by przegrać jak najniżej.  Frustracje topili w alkoholu, pieniądze zarabiali poza boiskiem.  Było to pokłosie postkolonialnej dewastacji struktur i systemów. Ten świat zginął. Na szczęście i nareszcie.  

Resztki tego myślenia pozostały jednak wśród wielu osób siedzących na trybunach.  Oglądając mecz oraz film pokazujący polską ławkę rezerwowych w ostatnich minutach widać wielki kontrast – kibice ciągle w strachu, a polska ekipa kipi już ze szczęścia. Oni wiedzą lepiej od tych na trybunach (mnie włączając), że nikt nie wyrwie im już tego zwycięstwa. Mecz jeszcze trwa – oni już są szczęśliwi, uśmiechnięci.  Wiedzą, ile są warci, wiedzą, że są lepsi… My kibice ciągle nie mogliśmy w to uwierzyć.

A ileż można się było naczytać w ostatnich tygodniach komentarzy, nawet tu, na Naszych Blogach, że poprzednie mecze były dla nas szczęśliwe, „bo mieliśmy fuksa”, albo dzięki pomocy sędziego „bo przecież był spalony”.  Niektórzy gole naszej reprezentacji próbowali przypisać przeciwnej drużynie, jako bramki samobójcze.  Wstyd panowie, wstyd!

Nie mogę doczekać się chwili, kiedy zakończy się to postkolonialne labidzenie.   Ale ten dzień się zbliża. Wato być dumnym z Polski.

~~~~