Prawie darmowa energia elektryczna bez CO2 i nie z OZE

Na wstępie zastrzegam, że nie jest to żadna cudowna technologia, a słabość Polski jest w tym przypadku jej potęgą. Wystarczy bardzo drobna zmiana prawa i to nie rangi ustawy, lecz rozporządzenia.

Słabość Polski, to obywatele znacznie ubożsi od bogatego Zachodu, a przez to mieszkający w blokach. Ten fakt sprawia, że w dużej części mieszkania Polaków są ogrzewane przez duże, miejskie kotłownie. Zachód takiego potencjału nie ma. Na świecie oraz tu i ówdzie w Polsce, ciepło (para wodna) przed trafieniem do miejskiej sieci napędza turbiny generatorów energii elektrycznej. Proces ten jest zwany kogeneracją. Powstałe w tym procesie straty energii cieplnej są minimalne, a produkcja energii elektrycznej olbrzymia. W konwencjonalnej energetyce kosztują nie tylko urządzenia, ale i opał, a w procesie powstaje CO2, za które UE każe płacić coraz więcej.

Jak to się dzieje, że pomimo niewątpliwych korzyści, przedsiębiorcy z całych sił opierają się z wejściem w kogenerację? Otóż, branża energetyczna działa w oparciu o ustawę Prawo energetyczne. Dodatkowo, branżę cieplną reguluje tzw. rozporządzenie taryfowe: ”Rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 17 września 2010r. w sprawie szczegółowych zasad kształtowania i kalkulacji taryf oraz rozliczeń z tytułu zaopatrzenia w ciepło”.

W tym rozporządzeniu w Rozdziale 3 „Szczegółowe zasady kalkulacji cen i stawek opłat”, mamy drobny szczegół, który czyni produkcję energii elektrycznej w skojarzeniu (kogeneracji) nieopłacalną. W § 14 ww. rozdziału przedstawiono wzór, według którego przychody ze sprzedaży ciepła należy pomniejszyć o przychody ze sprzedaży energii wytworzonej w kogeneracji. Trzeba ponieść nakłady inwestycyjne, ponieść ryzyko inwestycyjne, a korzyści wyniosą zero PLN. Jaki więc jest sens inwestycji w kogenerację, kiedy prawo pozbawia wszelkich korzyści?

Rząd próbuje jakoś zachęcić przedsiębiorców poprzez subwencje z budżetu, a więc dofinansowanie z podatków płaconych przez nas Polaków i proponuje inwestorom tzw. „czerwone certyfikaty”. Według zasad UE jest to pomoc publiczna i zależy ona od jej zgody. Obecne reguły wygasają w 2018r., a więc niebawem. Nic dziwnego, że tłumu chętnych nie ma. Spytam się bez złośliwości, chyba, dlaczego biznes ma polegać na wyciąganiu pieniędzy z budżetu i na pstrej łasce UE?

Pomysł bardzo prosty, bo wystarczy skasować w rozporządzeniu taryfowym ten nieszczęsny i szkodliwy wzór (obligatoryjne pomniejszenie przychodów ze sprzedaży ciepła o przychody ze sprzedaży energii elektrycznej), a resztę zrobią właściciele ciepłowni zawodowych. Spytajmy wreszcie, kto stoi za tymi szkodliwymi rozwiązaniami? Czy lobby wielkiej energetyki ma interes w takim zapisie rozporządzenia taryfowego? A może siły zewnętrzne? Może producenci wiatraków i paneli PV? Odpowiedź nie jest istotna, bo historii nie zmienimy, a przyszłość, owszem tak. A że producenci wiatraków stracą potencjalny rynek zbytu, to nie problem nas Polaków.

Konstruując ustawę, warto zadbać o kilka elementów. W celach edukacyjnych zobligować wszystkie ciepłownie (te bez kogeneracji), aby w ciągu trzech lat przedstawiły Prezesowi URE plan transformacji na wytwarzanie ciepła w kogeneracji. Dodajmy możliwość, aby w uzasadnionych przypadkach była możliwość przedłużenia tego okresu do pięciu lat. Następnie należałoby dać długi okres na realizację tego planu, np. 20-30 lat – krótki okres dałby producentom urządzeń możliwość abstrakcyjnej podwyżki ceny tych urządzeń, a tym samym możliwość zabrania elektrociepłowniom potencjalnych zysków.

Druga sprawa, cel edukacyjny podałem na wstępie, a już samo to, jeśli właściciele przedsiębiorstw ciepłowniczych zobaczą korzyści, inwestycje zrealizują w ekspresowym tempie. Konstruując odpowiednią ustawę, należałoby w niej zapisać, moja opinia, że producenci takiej energii z kogeneracji nie mieliby przymusu sprzedaży tej energii dystrybutorom. Z jakiego powodu np. miasto miałoby sprzedać taką energię w cenach hurtowych po ok. 16 gr/kWh, a do oświetlenia ulic odkupić ją np. po 70 gr. Idźmy dalej, np. miasto chce przyciągnąć inwestora, daje mu tanią działkę oraz energię w cenach hurtowych.

Wielu nieuczciwych internautów uważa, że krytykuję PO-PSL, miast chwalić. Nie czynię tak bez powodu, bo najczęściej przedstawiam fakty, a często sięgam do elementarnej matematyki. W tym przypadku skrytykuję ich tylko w połowie, a w drugiej połowie pochwalę, że widzą oni wielki potencjał w kogeneracji. Samo zauważenie zjawiska jest już połową sukcesu. Szkoda tylko, że haremu władzy PO-PSL strzegą „intelektualne eunuchy” - widzą ale nic nie mogą.

Nie sztuka powiedzieć, że „mam dobry pomysł na biznes”, ale realizuję zyski z kieszeni podatnika. Nie mam nic przeciw czerwonym certyfikatom, bo takie są zasady UE i niech będą one dodatkiem do prawdziwych zysków ze sprzedaży energii. Energia wytworzona w kogeneracji kosztuje jedynie amortyzację i koszty finansowe z tyt. inwestycji. Konwencjonalna energetyka musi te koszty powiększyć o koszt paliwa i zakupu uprawnień do emisji CO2.

Nie jestem przeciwnikiem elektrowni atomowych, ale uważam, że są one biznesowo (ekonomicznie) nieefektywne. Taka elektrownia, jeden jej blok, kosztuje 45 mld. PLN, a cały polski program energetyki jądrowej aż 160 mld. PLN (porównaj artykuł: http://cire.pl/item,118361,1,0,0,0,0,0,popczyk-energetyka-jadrowa-nie-jest-odpowiednia-dla-polski.html ). Koszt tego programu jest dużo wyższy, niż wybudowanie wszystkich elektrociepłowni w Polsce od podstaw. Co więcej, szacowany okres zwrotu z inwestycji w elektrownię atomową to minimum 35 lat, a wejście w kogenerację zaledwie mały ułamek tego okresu.

Od autora. Napisanie artykułu zajęło mi zaledwie 30 minut. Nie jest to majstersztyk dziennikarstwa, ale nie mam takich ambicji. 30 minut? Wystarczy rzetelna wiedza. Artykuł kieruję do wąskiego grona ekspertów, ale dla wszystkich innych Szanownych Czytelników także powinien on być zrozumiały.

Druga sprawa, stoję po stronie prawdy i faktów. Po tej samej stronie stoi PiS, ale to nie czyni mnie z automatu ani członkiem, ani sympatykiem tej partii. Nie przeszkadza to, aby spytać, czy PiS chce polską gospodarkę oprzeć na węglu? Jeśli tak, oprzyjcie ją najpierw o pomysł z tego artykułu, a resztę zrobią przedsiębiorstwa ciepłownicze. Oczywiście, rozbudowa wielkiej energetyki węglowej, jak to jest w Niemczech (tak, tak), to osobny, równie ważny temat.

Piotr Solis

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika twardek

09-10-2015 [01:50] - twardek | Link:

Jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że to, co Pan pisze jest merytorycznie bez zarzutu, a jeśli tak, to już lżej na sercu.

Obrazek użytkownika Jabe

09-10-2015 [09:07] - Jabe | Link:

Pisze Pan, że z powodu jakiegoś rozporządzenia kogeneracja się nie opłaca i proponuje zmianę durnego przepisu. W takim razie, czemu ma służyć postulat nakazania ciepłowniom przedstawienia planu wdrożenia kogeneracji? Pomijając, że pachnie systemem nakazowo-rozdzielczym, ciepłownie same będą miały interes w inwestowaniu w kogenerację, jeśli się będzie im opłacać. Nieprawdaż?

Postuluje Pan, by nie było przymusu odsprzedaży energii z kogeneracji dystrybutorom. Słusznie. Ale dlaczego tylko takiej? Po co komplikować? Może warto choć te przepisy poprostu wyrzucić do kosza. Wydaje się, że energetyka tkwi wciąż głęboko w PRL, stąd problemy.

Obrazek użytkownika tom_22

09-10-2015 [11:53] - tom_22 | Link:

Klika uwag:

1. Jestem nieprzyjemnie zaskoczony, że istnieje taki przepis, o którym pisze autor. Nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale może znając ją byłoby jednak łatwiej o zmianę obecnego stanu.

2. W elektrowni węglowej o przykładowej sprawności 33% z każdych trzech wagonów węgla dwa idą na produkcję chmur lub podgrzewanie rzek a tylko jeden na produkcję prądu. W ciepłowni dwa wagony zużywamy na ogrzewanie mieszkań, ale jeśli chcemy jeszcze wyprodukować prąd to ten trzeci wagon koniecznie też trzeba dołożyć. Wynika to z prawa zachowania energii. Zużycie węgla wyraźnie rośnie, co kosztuje i pieniądze i dodatkową emisję (ale i tak się to opłaca). Stosunkowo niska sprawność zamiany energii cieplnej w mechaniczną/elektryczną wynika z zasad termodynamiki.

3. Zabrakło fundamentalnej liczby: jaka jest szacunkowa moc wszystkich ciepłowni w Polsce, w których można by wprowadzić kogenerację. Dopiero wtedy ogólne odniesienia do polityki energetycznej (np.energii atomowej) mają podstawę. No i co poza sezonem grzewczym, gdy kogenerację trzeba wyłączyć, bo nie ma co zrobic z ciepłem.

4. O ile stwarzanie nowych możliwości rynkowych ma głęboki sens to stanowczo protestuję przeciwko sytuacji, w której urzędnik państwowy w celach edukacyjnych obliguje przedsiębiorcę do działań, na które ten może nie mieć żadnej ochoty a za które zapewne musi zapłacić z własnej kieszeni.

Artykuł rzeczywiście wygląda na napisany w 30 minut.

Pozdrawiam
Tomek

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

09-10-2015 [17:14] - NASZ_HENRY | Link:

Biurokracja Barierą do dobrobytu ;-)