Hej junacy, w Brukseli się wszyscy nie zmieścicie!

Dobrze to zauważył K. Feusette, iż w piątek w sejmie mieliśmy rzewną mowę pani premier o "najpoważniejszym kryzysie migracyjnym od II WŚ" i konieczności wykazania się odpowiedzialnością w ramach tzw. solidarności europejskiej, tymczasem dziś mamy przekaz z orędzia po Wiadomościach, iż wobec tego ogromnego przecież kryzysu "oczekuje się od nas jedynie gestu". Przecież nawet statystyczny wyborca PO nie jest aż takim durniem, żeby sprzeczności bijącej po oczach nie dostrzec. Pani premier ma problem - jeszcze doradcy od PR (kiepscy zresztą) nie wymyślili, jak powiedzieć Polakom, że decyzje już dawno zapadły w Berlinie i Polska, która ponoć wg. ministra Trzaskowskiego ma ogromną pozycję i markę w UE , ma w istocie gówno do gadania. A tu już we wtorek ludzie dowiedzą się oficjalnie, ile ów symboliczny ponoć gest konkretnie wynosi i fala ogólnonarodowego wk...nia przetoczy się przez wszelkie fora internetowe.
Ewa Kopacz, przypadkowo wsadzona na stołek premiera już wie, że przerżnęła wybory z kretesem. O co walczy? Moja teza: o kolejne 2,5 roku dla Tuska w Brukseli bo wie również, że dla niej oraz jej najbliższych przydupasów to jedyna droga ewakuacji. Nie wiem tylko, co robi reszta bo podobnie jak cała bieda Świata nie zmieści się w EU, tak samo wszyscy oni nie zmieszczą się w Brukseli. Czeka nas więc finał osławionego "biegu lemingów" z wiadomym końcem ale jest jeszcze chwila, żeby coniektórzy zadali sobie pytanie, mianowicie czy warto być zaprzańcem do tegoż końca? Od razu zaznaczam, że nie jest to pytanie to funkjonariuszy medialnych z GW i podobnych Lisów, bo oni w swojej desperacji wobec wizji rychłego odcięcia kroplówki w postaci suto opłacanych produkcji dla TVP czy całostronnicowych reklam spólek Skarbu Państwa w ich pismach regularnie tracących czytelnika i nakład, całkowicie stracili zdrowy rozsądek. Świadczą o tym samozaorania popełniane niemal każdego dnia, gdzie nie trzeba nawet wdawać się w polemikę a jedynie cytować między oczy to, co sami pisali jeszcze rok temu. Jest to pytanie do tych szeregowych, lokalnych polityków, którzy są wystawieni jako statyści na listach wyborczych wiadomej partii oraz ich wyborców - nie macie poczucia, że partia-matka reprezentuje interesy bynajmniej nie wasze i bynajmniej nie obywateli, pomimo swojej nazwy? Nie wiem, na ile to kwestia mentalności homo-sovieticus i zakotwiczonego w podświadomości przeświadczenia, że jakiś wódz musi być i mieć rację, na ile kwestia braku pomysłu na siebie a na ile kwestia ideowości. Naprawdę łykacie te głodne kawałki o polskiej pozycji i konieczności współpracy z naszymi tzw. europejskimi partnerami, że pociskacie je dalej w eter firmując swoim nazwiskiem? A może chodzi po prostu o pozycję z wypiętymi pośladkami w oczekiwaniu na tzw. partnera, co niestety dobrze oddaje sytuację Polski na chwilę obecną? Ale w tym przypadku są dla Was inne, o wiele bardziej zbliżone programowo partie....