Odc. 44. Jak bardzo dzisiaj ludzie potrzebują pomocy.

Wczorajszy dzień, pełen zresztą rozmów na tzw. egzystencjalne tematy jest dla mnie impulsem do napisania tego tekstu. Uświadomił mi po raz kolejny jedną ważną rzecz. Mianowicie taką, jak bardzo ludzie potrzebują pomocy, wiedzy z zakresu psychologii, duchowości, jak bardzo potrzebują nadziei, wiary, pozytywnego impulsu, iskry, a które to wszystkie razem mogą bardzo pomagać w walce z codziennością, z problemami, być może z ciężką chorobą, pomóc w beznadziei.

Żyjemy w świecie, który strasznie pędzi. Pędzimy do szkoły, do pracy, po pracy. Wszystko w biegu, w hałasie, po coś, gdzieś, byle zdążyć. Stworzyliśmy sobie wiele narzędzi, które miały nam uprzyjemnić życie, robić coś za nas, a mimo to mamy tego czasu coraz mniej. Mamy go coraz mniej dla siebie, dla rodziny, dla przyjaciół, dla znajomych. Pogubiliśmy się w tym wszystkim. Wpadliśmy w pułapkę. Bardzo wielu ludzi ma nieudane związki lub jest samotnych, nie mogąc sobie ułożyć życia z kimś. Relacje międzyludzkie stały się zagmatwane. Niejednokrotnie agresywne, pełne kłótni i sporów, niedopowiedzianych spraw, przekłamań.

W zasięgu naszych marzeń jest nowszy samochód, większe mieszkanie, wczasy gdzieś w nieznanych miejscach, a wieczorem po pracy telewizor i dobre wino. A jutro? Do pracy na rano... i tak w kółko. Taki kierat. Taka droga donikąd.

Rak stał się plagą naszych czasów, takim bardzo przykrym i bardzo smutnym detonatorem społecznym. Coraz rzadziej słyszy się, żeby ktoś zmarł w inny sposób. I o ile – jeśli w ogóle – starsi ludzie są w stanie jakoś zwalczyć tę chorobę o tyle młodzi ludzie, wydawałoby się w sile wieku, już nie, znacznie częściej się im nie udaje. Co się z nami dzieje? Co się z nami stało?

Co się stało z naszymi emocjami, uczuciami... bo to one nas głównie zabijają!

Zawsze mnie wzrusza to, jak widzę, że zwykła rozmowa z kimś, która z czasem przeradza się w nieco głębszą, zmienia się tak, że albo przyciąga, jak magnes /to się czuje/ albo z czasem wyciska pierwszą łzę. Wyciska łzę to znak, że ten ktoś takiej rozmowy potrzebował. Ktoś na nią czekał. Ktoś chciał coś usłyszeć, coś się w tym kimś odblokowało. Coś ważnego dotarło, chociaż najczęściej to były jakieś proste, być może tylko celne, słowa.

Żyjemy w czasach, w których potrzebujemy my sami odnowienia relacji z naszymi własnymi emocjami, uczuciami, po prostu z samym sobą. To jest bardzo trudne, bo rozpędzony i w wielu aspektach wywrócony do góry nogami jest dzisiejszy świat i on wcale nam tego nie ułatwia /nie raz sam siebie pytałem, Boże, jak ja mam być zdrowy w tym chorym świecie?/. Wiele rozgrywa się wokół tego, żeby zwyczajnie przeżyć do wypłaty. A tak bardzo niewiele rozgrywa się wokół tego, żebyśmy zauważali w tym wszystkim samych siebie. Jakby nam nas samych zabrano, wydarto, zagłuszono, stłamszono.

Potrzebujemy, zwłaszcza teraz jeszcze bardziej kontaktu z Bogiem, który przydzielił każdemu z nas naszego opiekuna duchowego, Anioła Stróża. On jest naszą siłą i naszą tarczą. I o ile często mamy w zwyczaju prosić Go o coś, przepraszać za coś, to jak często potrafimy za coś podziękować? Czy potrafimy być wdzięczni? Wdzięczność, przebaczenie, pojednanie, dobroć, miłość to nasza najlepsza broń na te złe czasy, które nadeszły, które nadchodzą. Najlepszy rodzaj tarczy, a czasy nadchodzą nieciekawe.

Pamiętajmy, że to, co najlepszego możemy dostać i równocześnie podarować za darmo, jest w stanie wypływać z naszych serc, tylko wielu z nas musi je w sobie obudzić.

Podczas częstych rozmów z ludźmi o ich problemach, chorobach, sprawach nie dających się pozornie ułożyć lubię skończyć rozmowę w jeden sposób – zadzwoń proszę do kogoś z kim od dawna jesteś skłócony i pogódź się z nim. Przeproś. Wtedy w tej jednej chwili wyzwala się ogromna moc dobra, która ma siłę uzdrawiania.

Żeby móc dokonać wielkiej zmiany, trzeba zrobić pierwszy, malutki krok.

Z Panem Bogiem.
Miłej niedzieli.