Kasa misiu, kasa

Kasa misiu, kasa…

 

Ci którzy choć trochę interesują się sportem zapewne pamiętają jakie emocje wywoływał we wszystkich kibicach występ polskich piłkarzy na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie w 1992 r. Nasi piłkarze zdobyli w Barcelonie srebrny medal ulegając jedynie gospodarzom. Wokół srebrnej drużyny trenera Janusza Wójcika urosło wiele mitów. Trener miał ponoś często motywować swoich piłkarzy w szatni i na odprawach prostym hasłem: „kasa misiu, kasa”. Najwyraźniej hasło działało nieźle bo chłopcy grali z przysłowiowym sercem, nawet jak było to bardziej serce do kasy, a nie futbolu.

 

Zanim powstała Platforma Obywatelska znaczący politycy tej partii z premierem Donaldem Tuskiem należeli do Unii Wolności. Premier Tusk był nawet wiceprzewodniczącym tej formacji i odszedł z niej dopiero w 2001 r. gdy przegrał rywalizację z Bronisławem Geremkem o fotel przewodniczącego.  Stworzył wówczas Platformę Obywatelską w której znalazła się z czasem spora grupa dawnych działaczy wspomnianej Unii Wolności.

 

Jak podaje wikipedia z Platformą Obywatelską związany jest obecnie p. Karol Działoszyński, który w latach 1993 – 2001 przez dwie kadencje zasiadał w sejmie z ramienia właśnie Unii Wolności. Nie był to polityk z pierwszych stron gazet, podobnie jak obecny senator PO Tomasz Misiak zajmował się raczej pracą legislacyjną w komisjach. Głośno zrobiło się o nim w 1997 r. kiedy to miał swój znaczący udział w przyjęciu ustawy, która wprowadzała obowiązek korzystania w samochodzie z zestawów głośnomówiących podczas rozmów przez telefony komórkowe. Okazało się jednak, że poza troską o zdrowie i bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego posłem Działoszyńskim mogły kierować także inne motywy. Zestawy takie były bowiem sprowadzane (a kosztowały wówczas bardzo drogo) przez firmę Inter – Consult, której poseł Działoszyński był właścicielem.

 

Poseł Działoszyński od 2001 r. już w parlamencie nie zasiada. Ma jednak godnych następców, którzy równie pieczołowicie zabiegają o przejrzystość przepisów i prowadzą mrówczą niekiedy pracę nad ustawami w komisjach. Od 2005 r. z ramienia Platformy Obywatelskiej zasiada w senacie p. Tomasz Misiak. W poprzedniej kadencji będąc w opozycji senator Misiak nie miał możliwości rozwinięcia skrzydeł. Za to w tej kadencji radzi sobie doskonale. Został przewodniczącym senackiej Komisji Gospodarki Narodowej. Właśnie się okazało, że ciężko się w ostatnim czasie napracował nad specustawą stoczniową, która miała zapewnić pomoc dla stoczniowców zwalnianych z pracy. Pomoc miała m.in. polegać na doradztwie i szkoleniach. Kto się tym doradztwem i szkoleniami zajął? Firma Work Service, którą w 1999 r. wraz z kolegami założył p. Tomasz Misiak, której do dziś jest znaczącym, a chyba nawet największym, udziałowcem stojąc jednocześnie na czele jej rady nadzorczej. Firmę, której udziałowcem i szefem rady nadzorczej jest senator Misiak wybrała bez przetargu do realizacji ustawy Agencja Rozwoju Przemysłu. Obecny szefa Agencji Rozwoju Przemysłu powołany został, żeby nie było wątpliwości, w lutym 2008 r. za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Wartość umowy zdaje się, że sięgnęła 10 mln. zł.

 

Trener Wójcik może być z siebie dumny. Jego myśl trenerska została z boisk piłkarskich przeszczepiona do działalności legislacyjnej. Mam tylko nadzieję, że nie jest ona zaszczepiana politykom PO przez premiera Donalda Tuska w szatni podczas meczów piłkarskich, które urządza sobie z wicepremierem Schetyną w czasie sejmowych głosowań? Może senator Misiak, który na szczęścia zasiadając w senacie ma głosowania w innym terminie niż premier Donald Tusk, będący jednocześnie posłem, też sobie dla rozrywki kopie piłkę z kolegami z rządu Platformy Obywatelskiej? Może premier Donald Tusk rzucił do niego kiedyś pół żartem, pół serio sparafrazowaną radę trenerską Janusza Wójcika?

 

Sprawa nie wygląda dobrze. Na tropie senatora Misiaka jest już minister Julia Pitera, która od półtora roku pełni funkcję pełnomocnika rządu do sprawa walki z korupcją. Zasłynęła tym, że udało jej się do tej pory ustalić, że w ciągu tych strasznych rządów PiS jakiś urzędnik dopuścił się nieuzasadnionego zakupu kawałka dorsza za jakieś 7 zł.

 

Platforma zapowiadała wprowadzenie w życiu publicznym właściwych standardów. Jak się okazuje są to standardy doskonale w Polsce sprawdzone w latach poprzednich. W żargonie myślą przewodnią tego standardu było „przytulanie grosza”.