Kraj Goethego

Kraj Goethego

 

W swoim komentarzu na portalu Onet.pl pan Jan Latała „przejechał się” po polityku PO i byłym pośle tej partii panu Janie Rokicie. Rozpoczął swój felieton od słów: „Polskie dziadostwo - tak można najkrócej skomentować zachowanie Jana Rokity”. Potem pisał, jak to pan Jan Rokita, jego zdaniem, kompromituje siebie i Polskę w wyjątkowym miejscu na świecie jakim jest kraj gdzie językiem „ojczystym jest języku Goethego”. Kończąc swój felieton ubolewa nad postawą moją i posła Cymańskiego za to, że jako pierwsi poszliśmy pod prąd medialnej histerii w sprawie Jana Rokity stając w jego obronie. Kończy swój tekst pan Jan Latała następującymi słowami: „I jeszcze słowo do posłów PiS Zbigniewa Girzyńskiego i  Tadeusza Cymańskiego, którzy broniąc Rokity uderzyli w narodowe tony. Panowie posłowie: na pokładzie wszyscy jesteśmy pasażerami. Jedyne, co nas różni, to klasa. Nie tylko ta wypisana na bilecie”.

 

Mam nadzieję, że jak będzie pan Jan Latała kiedyś podróżował samolotem to go policja z „kraju Goethego” nie wyprowadzi skutego w kajdankach z ważnym biletem tylko dlatego, że wda się w spór ze stewardesom na temat tego gdzie ma położyć płaszcz swojej żony. Parę razy w życiu zdarzyło mi się samolotem podróżować i to różnymi liniami. Sytuacje w podróży bywają różne. Ludzie niekiedy nerwowi, okoliczności nieraz powodują nieprzewidziane wydarzenia. Zdarzyło mi się widzieć sytuacje gdzie faktycznie stewardesom mogły puścić nerwy bo i pasażerowie zdarzają się uciążliwi, choć w tym wypadku zgodnie z tym co relacjonował jeden z podróżujących z państwem Rokitami Polaków, to niemiecka stewardesa byłą raczej osobą „zaczepną”, ale nigdy nie widziałem żeby człowieka z ważnym biletem w kajdankach wyrzucić z samolotu. Podkreślę – NIGDY.

 

Od rana obserwowałem jak w niektórych mediach robiono sobie żartu i wyśmiewano się z pana Rokity, którego osobiście znam bardzo słabo. Jakie to było dla mnie proste żeby zdobyć poklask wśród tych prześmiewców? Wystarczyło przyłączyć się do tego chóru i grzmieć jaki to ten Rokita niepoważny, jak to dobrze, że Niemcy nauczą go trochę kultury w więzieniu. Generalnie ci Niemcy to mogliby nas sporo nauczyć. W końcu to „kraj Goethego”. Pewnie nawet pan Jan Latała zechciałby mnie wtedy pochwalić w swoim tekście. A ja musiałem tych wszystkich modnisiów rozczarować. Trudno. Nie ulegajmy prostym i nie zawsze mądrym modom. To jak z modą na francuszczyznę, nie zawsze przynosiła ona dobre rezultaty. Jeśli chcemy, aby nas szanowano, najpierw szanujmy się sami. My Polacy. W tym „kraj Goethego” w XXI w. zakazuje się sądownie dzieciom z małżeństw mieszanych polsko – niemieckich mówić w języku Mickiewicza. W tym „kraj Goethego” Polaka z ważnym biletem zakuto w kajdanki i wyrzucono z samolotu tylko dlatego, że ośmielił się wymagać od stewardesy tego czego się od niej wymagać powinno: kultury bycia i pomocy dla pasażerów bo między innymi i on (kupując bilet) jej za to zapłacił! Myślę, że wybitny niemiecki poeta jaki Goethe był pewnie się w grobie by przewracał gdyby widział zachowanie swoich rodaków na lotnisku w Monachium, za to mają Niemcy w swojej historii parę postaci, które byłby taką postawą zachwycone.

 

Nie tak dawno pewien Polak błąkał się po lotnisku w Kanadzie. Ponieważ także się wdał w spory z tamtejszą ochroną lotniska ta potraktowała go paralizatorem w efekcie czego zmarł. Kanadyjczycy tłumaczyli to tym, że nie znał za dobrze angielskiego i się nie mogli z nim dogadać. Pan Rokita miał nieco więcej szczęścia bo jednak wrócił z „kraju Goethego” zdrowy, ale co do życzliwości własnych rodaków to już takiego szczęścia nie miał bo jakoś nie przypominam sobie po tym nieszczęśliwym zdarzeniu w Kandzie, aby przez media przewinęła się fala opinii w stylu „dobrze mu tak, po co się do Kanady wybierał jak języka nie znał”.

 

Całe to wydarzenie przywołało mi na myśl pewną z pozoru tylko niezwiązaną z tematem historię. Jakieś 20 lat temu w Domu Studenckim nr 5 przy UMK w Toruniu pracowała na portierni pani Gertruda, nazywana pieszczotliwie przez mieszkających tam studentów Trudzią. Był wtedy DS. 5 akademikiem tylko męskim (pozostałe były już koedukacyjne). Sam miałem okazję mieszkać w nim jeszcze jako w akademiki męskim na pierwszym roku moich studiów w roku akademickim 1992/1993. Męski to on oczywiście był tylko z nazwy. Bo dziewczyny przechadzały się tam po korytarzach i nie tylko po korytarzach, wcale nie rzadziej od chłopaków. Jedna z obecnych posłanek, która przez pewien okres czasu studiował także na UMK (miła dziewczyna więc ubolewam, że nie w tym samym czasie co ja) opowiadała mi, że z sentymentem wspomina jak wkradała się do tegoż magicznego DS. 5 po rynnie! Miał DS. 5 na UMK w tamtych czasach w sobie coś naprawdę magicznego. Wśród moich znajomych na naszej – klasie mam z tamtych czasów kolegą Marcina (nazywaliśmy go z Robertem, moim „współspaczem” z pokoju 306: „Czak”), dziś prawnika, swego czasu zaangażowanego w działalność PO. Ale wracając do tej „magii” DS. 5. Jakieś 20 lat temu, w czasach gdy wejścia do tegoż akademika strzegła nieodżałowana pani Trudzia, mieszkali tam dwaj studenci „Bizon” i „Sołtys”. Byli to tak zwani wieczni studenci. Co studiowali i od kiedy już nikt, nawet pani Trudzia, nie pamiętał. Lubili oni Pani Trudzi płatać różne żarty. Ulubionym była tzw. „audycja z panią Trudzią”. Późnym wieczorem przechodzili do niej na portiernie z tzw. „świerszczykiem” i zaczynali go przy niej oglądać podpuszczając w ten sposób, aby zaczęła co pikantniejsze zdjęcia komentować. W tym czasie niepostrzeżenie włączyli parę kołchoźników (głośniki instalowane z pokojach, które służył m.in. portierkom do wołania studentów do telefonu) przez które komentarze pani Trudzi mógł słyszeć cały, albo prawie cały akademik. Jak się pani Trudzia zorientowała na czym polega dowcip to oczywiście obrażała się na nich, ale zawsze ją czymś udobruchali (a to w karty z nią pograli, a to wódką poczęstowali) i jak już nieco zapomniała o sprawie to żart się powtarzał.

 

Dlaczego o tym wspominam? Pewnie Jan Rokita miałby nieco „lepszą prasę” gdyby nie fakt, że jego żoną jest Nelly Rokita, która jak była w PO przedstawiana była jako żywy przykład kobiety europejskiej, a jak się związała z PiS to przez niektóre media jest uparcie obśmiewana z byle, albo i bez powodu. Brylują w tym zwłaszcza tytuły tzw. prasy bulwarowej. A mechanizm tego prezentowania jej na łamach tejże prasy jest dokładnie taki jak z w przypadku pani Trudzi z DS. 5 oraz Bizona i Sołtysa. Podpuszczą ją, wykorzystując prostolinijność i brak wyrachowania, który raczej zasługuje na pochwałę, w nieco zakłamanym świecie polityki, a następnie robią z niej przysłowiową „wariatkę”. Jak się Nelly zorientuje, że ją w coś „wkręcili” to jakiś czas uważa, a jak znów uśpią jej czujność zabawa się powtarza.

Pani Trudzia była sympatyczną, choć nieco niekonwencjonalną kobietą. Podobnie sprawa ma się z Nelly. Pan Jan Rokita to może nieco ekstrawagancki facet, ale to jeszcze nie powód żeby go skuć i zamknąć w więzieniu. A my nauczmy się wreszcie samodzielnie myśleć. Ktoś kiedyś na jednym z murów w Płocku napisał: „Ludzie myślcie, to nie boli”. Generalnie jestem przeciwnikiem bazgrania na murach, ale ten napis szkoda, że już dawno zamalowano.