Mongolia i cień Dżingis-chana

(korespondencja z Ułan Bator)
 
W Mongolii panuje kult jednostki. Nie, bynajmniej nie nowego prezydenta, syna pastuchów – jak sam o sobie mówi ‒ jednego z młodych liderów antykomunistycznych protestów w końcu lat 1980, wykształconego już zresztą w USA Cachiagijna Elbegdordża. Chodzi o kult Dżyngis-chana. Mongolia go „umojenniła”. Można powiedzieć „ich ci On”. Ot, na przykład na centralnym placu miasta jest pomnik Dżyngis-chana. Ląduję też na lotnisku imienia Dżyngis-chana (wcześniej Bujant-Uchaa). Skądinąd dolecieć do Ułan-Bator stolicy Mongolii łatwo nie jest. Najlepiej przez Moskwę, ale dla kogoś, kto jest na liście Putina, to raczej mission impossible.  Tych, którzy się na tej liście znajdą też przed tym przestrzegam, bo podroż może skończyć się dość szybko – na lotnisku Szeremietiewo.
 
Mongolia jest doprawdy inna niż szereg krajów w regionie Azji centralnej czyli po prostu dawnej Azji sowieckiej. Pewnie dlatego, że choć w stu procentach zależna od Moskwy, miała jednak własną państwowość, w przeciwieństwie do innych krajów Azji Środkowej, jak Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Turkmenistan – wszystko to były przecież „Socjalistyczne Republiki Radzieckie” w ramach ZSRR. Ta odrębność jest zauważalna do dziś. Co prawda Mongolię zżera rak korupcji, tak jak inne państwa regionu, ale jednak wybory tu są naprawdę demokratyczne i władza nawet nie marzy o jakiejś formie autorytaryzmu. To już domena bliższych i dalszych sąsiadów Mongołów – akcjonariuszy masy upadłościowej po sowieckiej Azji.
 
Luvsan i Ganbat czyli Syzyf w Mongolii
 
Parlament jest tutaj „naprawdę”. Turyści odwiedzający Ulaan Baatar (mongolska nazwa ich stolicy) nie interesują się nim wcale ,bo to żadna perła architektury, delikatnie mówiąc. Ale ja muszę – taka robota. Co do ichniego Sejmu ‒ niewielki ci on, skromny, zupełnie nie w duchu imperialnego Dżyngis-chana, który trząsł niemal całą Azją i połową świata. Nic dziwnego: liczy zaledwie 75 członków. Mieści się natomiast ‒ a to już ewenement na skalę światową ‒ w tym samym budynku co... rząd! Ba, siedziba prezydenta też tam jest.  Skromność władzy? Oszczędność? Raczej to drugie, bo jednak do pierwszego jakoś mi Mongołowie nie pasują. A może względy bezpieczeństwa? Gospodarze jakoś wykręcają się od odpowiedzi.
 
Uczę się trudnych mongolskich imion. Główny problem, że nie sposób jest rozróżnić czy imię jest żeńskie czy męskie. Na 10 prób zgaduję raptem kilka razy. Zapisuję więc uważnie, stawiając na wizytówkach czy kartkach literki „K” lub „M”: Zandaakhuu (męskie), Migeddorj (żeńskie), Dugersuren (żeńskie, dalej: K), Luvsan (K), Bayarbaatar (męskie, dalej: M), Jamsran (M), Lundeg (M), Luvsanvandan (M), Sanjjav (K), Sanjmyatav (K), Tserendash (M), Gombosuren (K), Ganbat (M), Soddo (M) czy Tumengerel (K) i dalej niczym w dzienniku lekcyjnym szkoły gdzieś w stepie albo i metropolii. Cóż, wymówić to, a co dopiero właściwie przyporządkować... . Syzyf w Mongolii.
 
 
Jedynym oficjalnym językiem jest tu mongolski, mimo że istnieje mniejszość kazachska. Skądinąd sporo Kazachów, gdy ich sowiecka republika stała się niepodległym państwem, wyjechało „do siebie”. Ale dziś ‒ mówią mi to z dumą gospodarze ‒ część z nich wraca, bo tu, w Mongolii ponoć mają lepsze warunki życia. Ciekawa to informacja, zważywszy, że bardzo niedawno ambasador Kazachstanu przy UE i NATO z dumą wieścił mi, że o ile Ukraińcy wyjeżdżają z kraju dziesiątkami tysięcy, to z jego kraju w ogóle nie ma emigrantów...
 
Za czasów komunizmu kultura i obyczaje tutejszych Kazachów – jak wielu innych nacji – były niszczone. Dziś, w przeciwieństwie do rodaków z Kazachstanu, Kazachowie z Mongolii walczą nie z wynarodowieniem, ale z biedą i brakiem pracy. Tyle że wierni są wciąż swoim bardzo starym tradycjom. Mieszkają w stepach i  górach. Od setek lat słyną z polowań z orłami, tradycyjnych wesel i sportu (gry) buzkashi. Zapożyczyli ją z  Afganistanu: dwie konne drużyny walczą o... ciało owcy.
 
Co do języka mongolskiego: sami zainteresowani twierdzą, że jest on podobny do tureckiego i ma wspólne z nim korzenie. Nie jestem „Wielkim Językoznawcą”, aby to orzec, ale jednocześnie słyszę, że Turek i tak nie zrozumie Mongoła i na odwrót. Język jest zatem jeden, ale miejscowi podkreślają, że za to lokalnych dialektów jest kilka. Jedna mowa to dla spoistości państwa rzecz bardzo ważna, choć jednak nie będąca warunkiem „sine qua non” (Indie) czy wystarczającym  (Anglia ‒ Irlandia ‒ Irlandia Północna). Gorzej, że jeszcze „coś” Mongolia też ma wyłącznie jedno: importera ropy. Sto procent zapotrzebowania Ułan Bator chętnie pokrywa Rosja. Rosyjska ropa to ‒ w sytuacji konsekwentnej ofensywy gospodarczo-finansowej Chińczyków na swoich sąsiadów (i nie tylko) ‒ jeśli nie jedyny, to główny argument Kremla w podtrzymywaniu presji na Mongolię. Skądinąd położenie tego kraju jest wyjątkowe: ma tylko dwóch sąsiadów, ale za to jakich! Już jeden z nich byłby wystarczającym bólem głowy. Funkcjonować między Moskwą a Pekinem to doprawdy sztuka.
 
Moi mongolscy partnerzy, wciskając mi kolejne porcje miejscowego mięsiwa, nie różniącego się specjalnie od tego, jakim karmią gości  np. w Kazachstanie, podkreślają, że potrzebują dywersyfikacji dostaw surowców, bo „pieniądze to nie wszystko”. Dobrze, że to wiedzą. Oby i u nas, w Polsce, zrozumienie tego było powszechne. Wiszenie na cudzej klamce energetycznej to „gorzej niż zbrodnia, to błąd” ‒ mówiąc Talleyrandem.
 
PRL-owski przemyt przez Ułan Bator...
 
Poszukuję idioty, który wydał polecenie zamknięcia ambasady Rzeczypospolitej w Ułan Bator. Łatwo było ją, po kilku dekadach zamknąć, trudniej przywrócić do życia. Czemu parokrotnie od nas mniejsze Czechy, ale też Bułgaria mają tu swoje placówki, a mój kraj nie? Ba, nie wszyscy gospodarze o tym wiedzą, gdy więc wymieniają także Polskę jako państwo oficjalnie reprezentowane w Ułan Bator, milczę. Po co pomnażać wstyd? Gdy pytamy o państwa szczególnie ważne dla Mongolii spośród krajów Unii Europejskiej i słyszymy odpowiedź, że to Berlin i Praga, robi mi się dziwnie. Przecież sporo przedstawicieli tutejszych elit studiowało w Polsce, dobrze czy bardzo wspomina Polaków, skoro są tu polskie sklepy (sam taki widziałem w centrum stolicy z białym orłem na szyldzie...), to dlaczego formalnie nie ma tu Rzeczpospolitej? Nie da się tego logicznie wytłumaczyć samymi tylko oszczędnościami. Może decyzje o zamykaniu niektórych polskich ambasad w Afryce miały głębsze podstawy (choć czy aby na pewno?). Ale tutaj?
 
Z tą ambasadą w Mongolii to w ogóle długa historia i temat dla... IPN. Osłupiałem, gdy usłyszałem, że była ona przedmiotem westchnień dyplomatów i ubeków za czasów PRL. Wręcz się o nią bili! Zupełnie nie rozumiałem dlaczego, bo przecież to na końcu świata, brak morza, diabeł mówi dobranoc i wygody zapewne mniejsze niż w stu innych ambasadach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Dopiero potem objaśnił mi to sam... Jarosław Kaczyński. Chodziło o to, że Mongolia była bardzo łakomym kąskiem, synekurą wręcz dla komunistycznego aktywu, bo znajdowała się na trasie wielkiego przemytu, na który władze PRL przymykały oczy, bo traktowały to jako nagrodę za wierną służbę dla socjalizmu. Trasa wiodła z Hong-Kongu przez Chińską Republikę Ludowa i Mongolię właśnie ‒ i dalej: Związek Sowiecki do Polski. Słynny as wywiadu PRL kapitan Andrzej Czechowicz, który przeniknął do struktury Radia Wolna Europa w nagrodę dostał... właśnie pobyt na placówce w Ułan Bator. To był wtedy naprawdę cymes, że czerwone palce lizać.
 
W środku Ułan Bator poczułem się nagle, ni stąd, ni zowąd, jak w… Bremie. W tamtym niemieckim, hanzeatyckim mieście jest kultowy pomnik czterech zwierząt. A tu, na końcu świata też: podstawą jest słoń, na nim stoi małpa, na małpie, królik, na króliku ‒  pies.
 
Ale przede wszystkim czułem się jakbym był niemal za Kołem Polarnym. Było -22 ºC, wpadałem z ulgą do jakiegokolwiek budynku, zatykało mi dech w piersiach na mrozie. Mogłem się tylko pocieszać, że zapowiedzi były gorsze: miało być przecież -30 ºC. Ale i tak  w Ułan Bator był śnieg i brakowało tylko Dziadka Mroza. Spokojnie, on się nie zjawi – Mongolia w ostatnich latach bardzo się zwesternizowała. Ma przywódców ‒ absolwentów zachodnich uczelni, a nie tych szkolonych w Moskwie. Co prawda średni szczebel administracji, ludzie których nie stać na posłanie dzieci do amerykańskich szkół w stolicy kraju, posyłają je do rosyjskiej, bo to też szpan, choć znacznie mniejszy. Jednak rosyjskie szkolnictwo to jeden z ostatnich przyczółków Moskwy w Mongolii.
 
Ciekawiej niż w Los Angeles
 
Co prawda o komunistycznej przeszłości przypomina niezmieniona nazwa stolicy Ulaan Baatar czyli... „Czerwony Bohater”! Bo „Baatar” to po mongolsku bohater właśnie. Zresztą w starszym pokoleniu można czasem odnaleźć kogoś o imieniu „Oktobar” co oznacza, jak łatwo się domyśleć, „Październik” ‒ imiona takie nadawano na cześć „Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej”.
 
Wracając jeszcze do zimy: gdy turysta, a zwłaszcza polityk pomarznie, to wielkiego problemu nie ma. Gorzej, gdy pięciomiesięczna(!) zima, która trwa tu tyle samo co lato, przerywana jest ociepleniami: lód się roztapia, po czym znów po kolejnej fali mrozu staje się lodem, powodując że zwierzęta nie są w stanie dostać się do trawy z  zeszłego roku. To „dzud”, który  na przełomie wieków w latach 1999-2001 spowodował śmierć milionów sztuk bydła i był ojcem gospodarczych problemów kraju.
 
Prezydent Elbegdordż to pogodny, bardzo młody jak na ten region Azji człowiek (52 lata), który lubi opowiadać anegdoty, z których sam głośno się śmieje. Jest bardzo dumny z wielkiej i długiej historii swojego kraju, choć wie też jak rozmawiać z ludźmi Zachodu, o czym miałem okazję się przekonać jedząc z nim obiad. Właśnie tacy ludzie jak on powodują, że w europejskich i amerykańskich oczach Mongolia to inny świat niż dawne azjatyckie republiki Związku Sowieckiego.
 
Zdaje się, że cała klasa polityczna tego kraju jest nie mniej dowcipna niż ich prezydent. Świadczy o tym odpowiedź jaką udzielił Wielki Churał Państwowy (nazwa mongolskiego parlamentu) ukraińskiej Wierchownej Radzie. Ni mniej, ni więcej tylko Kijów zażądał… odszkodowania za setki lat mongolskiej okupacji ich kraju (!) oraz za rzeź Kijowa. Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Rodacy Dżyngis-chana przypomnieli rzecz dość oczywistą, że w średniowieczu, a nawet później, nie było jeszcze państwa ukraińskiego. Przyznali co prawda, że wymordowanie mieszkańców dzisiejszej stolicy Ukrainy nie było rzeczą właściwą, ale zażądali od Wierchowej Rady spisu ofiar i wskazania ich spadkobierców...
 
Mongolia jest w pierwszej „dwudziestce” największych państw świata, mając blisko 3 miliony mieszkańców! (przyrost o 250 tysięcy w ciągu pięciu lat). Jej terytorium jest prawie pięć razy większe niż Polski. Niemal połowa jej mieszkańców mieszka w stolicy kraju. Płaci się tugrikami, przy czym za jedno euro dostać można aż około 2100 MNT(międzynarodowy skrót ich waluty, od słów: mongolski tugrik).
 
Kraj Mongołów, choć zajmuje dużo miejsca na mapie świata, jest wciąż mało znany. Szkoda. Dla mnie pobyt tam, na końcu świata (wracałem... przez Seul), był ciekawszy niż w Los Angeles.
 
Artykuł ukazał się 30.07.2015 " W Sieci Histori"

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

01-08-2015 [10:16] - NASZ_HENRY | Link:

A kumys smakował ;-)

Obrazek użytkownika Ptr

02-08-2015 [09:53] - Ptr | Link:

Mają problem , bo nie można podziwiać Dżyngis Chana i wierzyć w Chrystusa, lub po prostu być sprawiedliwym człowiekiem.