Do Warszawy, pośpieszny, 2 kl.,dla niepalących, bez Kopacz

Kupując aktualnie bilet kolejowy staram się upewnić u kolejowej kasjerki, czy też pociąg którym jadę ominie to szczęście, że w pociąg wejdzie premier Rządu Rzeczypospolitej Ewa Kopacz. Chociaż może gdybym miał to szczęście, że Ewa Kopacz przysiadłaby się akuratnie do mojego przedziału, to w rozmowie z nią poleciłbym jej lekturę „Kwiatuszków administracyjnych” pióra Felicjana Sławoja-Składkowskiego. Pan Generał, ostatni Premier Rządu II Rzeczypospolitej słynął bowiem ze swoich podróży inspekcyjnych. Literackim plonem tych podróży są właśnie „Kwiatuszki administracyjne”. Podróże polegały mniej więcej na tym samym co obecnie wyczynia Premier Kopacz, czyli na naocznym przekonaniu się jak żyją obywatele naszego Państwa i jak naocznie wygląda praktyka działania administracji naszego kraju. Z „Kwiatuszków” można się dowiedzieć, jak długo minister Składkowski gdy utknął w zepsutym samochodzie gdzieś na prowincji czekał na pomoc najbliższej jednostki Policji Państwowej pędzącej najnowszym Chavroletem i co się stało ze złodziejami aparatu fotograficznego pana ministra; w której marynarce wojennej służył starosta Krośnieński i jaka była jego metoda walki z myśliwymi; dlaczego rybacy z jeziora Narocz powoływali się na przywileje Stefana Batorego walcząc z administracją II Rzeczypospolitej; dlaczego park w Turku nosi imię Germainy (Żyrmeny) Skłodkowskiej i co wspólnego ma z tym Radek i kiełbaska  etc. Jest to o wiele większa wiedza, niż ta jaką można nabyć po podróżach Premier Ewy.

Jak na razie bowiem z wizyt Pani Premier dowiedziałem się tylko, że Premier potrafi przerywać jedzenie nieznajomej osobie, że potrafi narysować uśmiech i zażartować z dziennikarzami „szkoda że z nami nie jedziecie”…i że jest tak właściwie… najzwyklejszym człowiekiem.

Czy można czynić zarzut politykowi z tego tylko powodu, że okazuje się być zwykłym człowiekiem, ze wszystkimi najbardziej przeciętnymi zaletami i wadami? W końcu ponoć jest era – postpolityki, w której od polityków nie mamy się spodziewać jakiś wielkich i heroicznych czynów, ale po prostu zapewnienia, że u wyborców w kranach będzie ciepła woda, a politycy za bardzo się nie będą rzucać w oczy jakimiś swoim aferkami. Temu, że politycy są jednymi z nas, służą chociażby te wszystkie polityczne programy śniadaniowe, gdzie politycy odpowiedzialni za los kraju zachowują się często jak dzieci w przedszkolu, albo ściągają krawaty żeby pokazać, że pocą się tak samo jak my i też potrafią być na luzie.

A jednak nie. Ja wymagam od polityka Czegoś. Ja chcę widząc polityka, rozmawiając, przebywając z nim (czy to na żywo czy tylko w odczuciu medialnym), wiedzieć że mam do czynienia z KIMŚ. Z Kimś kto mnie swoją wiedzą, doświadczeniem, obyciem, osobowością, umiejętnościami, zdecydowaniem, odpowiedzialnością bije o tych kilka długości. Czasem może to być, tak jak przy Sławoju-Składkowskim chociażby ten talent literacki i odwaga. Tymczasem patrząc na Premier Kopacz ja po prostu widzę Babę, zwykłą Babę z miejscowości Szydłowiec, a przez youtubowe skojarzenie – Chytrą Babę z Radomia. Przykro mi to pisać – bo to jednak Prezes Rady Ministrów, ale o Ewie Kopacz nie mogę powiedzieć – Polityk, co najwyżej człowiek przebrany za polityka. Nie potrafię sobie wyobrazić, że Kopacz na równi rozmawia z Merkel, z de Gaullem, z Piłsudskim, z Churchillem. To jest po prostu zwykła Baba.

Zastanawia mnie obecny system pracy naszej Rady Ministrów. Właściwie to powinna się ona obecnie zwać OTEK – Objazdowa Trupa Ewy Kopacz. Posiedzenia Rządu w kolejnych miastach Polski – zdaje sobie sprawę, z wydźwięku propagandowego, lecz jednak, to jest Rząd Rzeczypospolitej. Patrząc na własne doświadczenie, nie wyobrażam sobie pracy poza swoim biurem i swoim biurkiem. Tu mam blisko swoje papiery, jakieś stare teczki, pisma, książki, kodeksy, notatki. Jak coś jest mi potrzebne, coś muszę sobie przypomnieć, to chwilka i to mam. Tymczasem nasza Rada Ministrów, raz sobie obraduje w Warszawie, raz w Łodzi, raz w Katowicach. Przecież za nimi całe te archiwa, wszyscy podlegli urzędnicy nie jeżdżą, to jak oni sobie radzą, gdy nagle na Radzie zjawi się jakaś kwestia, dla wyjaśnienia której potrzebna będzie wiedza jakiegoś urzędnika z Kancelarii Premiera, albo będzie potrzebne sięgnięcie do dokumentu sprzed iluś lat, zdeponowanego w archiwum lub co gorsza w Kancelarii Tajnej? Rozumiem, że laptopy wożą ze sobą, że są telefony, że Premier Kopacz ma na takim wyjazdowym posiedzeniu zawsze gruby segregator. A jednak, uważam że inaczej czyta się dokument z komputera a inaczej dokument papierowy, druga sprawa – nie wszystkie dokumenty (tajne) są zdigitalizowane. Nie wyobrażam sobie tłumaczeń jakiegoś urzędnika przez telefon i uważam, że jeżeli coś trzeba wyjaśnić z urzędnikami niższego szczebla, to po prostu trzeba go prosić aby na Radę przyszedł. Więc obawiam się, że tak de facto nasza obecna Rada Ministrów jest afunkcjonalna. Zresztą będzie to można sprawdzić porównując protokoły zwykłych obrad Rady Ministrów, a tych obecnie objazdówek.

Zastanowiłbym się także nad kwestiami zabezpieczenia przed podsłuchami takich spotkań Rady Ministrów. Okej, rozumiem że miejsce posiedzeń może być trzymane do ostatniej chwili, a jednak takie miejsce przygotowywane ad hoc na posiedzenie, będzie zawsze mniej pewne niż budynek Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Tu przypomnę sobie, jak Premier Kaczyński tłumaczył, że on się tak obawiał podsłuchów w budynku KPRM w Al. Ujazdowskich, iż wszelkie poważniejsze rozmowy prowadzone były w parku. No a potem legenda o znalezieniu w gmachu KPRM bomby lotniczej w czasie remontu 2005/2006 miało służyć odbugowaniu siedziby jednego z najważniejszych urzędników Rzeczypospolitej.

Ech, gdyby jeszcze przynajmniej Ewa Kopacz miała takie poczucie humoru jak Wojewoda Poleski Wacław Kostek-Biernacki, który ponoć potrafił się przebrać w zwykłego chłopa poleskiego, założyć buty z kory, przewiązać się sznurkiem i udać się do urzędu w celach złożenia jakiegoś podania. Ponoć czekał na ten moment, jak urzędnik nagle widząc takiego niepiśmiennego nieboraka, zacznie od niego wyciągać nieprzepisowe łapówki, albo stawiać przed nimi jakieś inne bariery administracyjne. W takim momencie Kostek zrywał swoje przebranie i kazał od razu rozmawiać z przełożonym. Tak Pani Premier, ten kotlecik mi nie pasuje, a Pani, Pani Rząd, Pani formacja polityczna właśnie dojeżdżają do stacji końcowej.