I stało się to co stać sie musiało

 

Krótka historia
Bodajże od czasu, gdy ustalenia z Bretton Woods przestały obowiązywać (1977 r.), uwolniony został wolny rynek, a wraz z nim dolar. Wolny rynek zaczął sztucznie pompować amerykańską walutę i amerykańska muskulaturę. Świat coraz bardziej miał się karmić dolarem, bać się go, podporządkowywać mu bez szemrania i pracować na jego właściciela. Kołem zamachowym tego wszystkiego miała być amerykańska (zachodnia) demokracja – jak się wydawało perpetuum mobile. Rzecz polegała jednak na tym, że dla obywateli cywilizacji łacińskiej była to rzecz normalna, dla obcych – raj lub ziemia obiecana. I demokracja z dolarem tak sobie szły i szły i coraz bardziej oddalały się do parytetu złota: w pieniądzu i… kulturze. Przy okazji warto przypomnieć, że parytet złota przekładał się na stabilizację gospodarek i samych ludzi.

Euro, które pojawiło się w 2002 r. jako siostrzana waluta, zaczęła iść tą samą drogą co amerykański dolar. Strefa euro i strefa dolarowa zaczęły napędzać postęp techniczny i nowe technologie. Szły do przodu, jak pochodzie pierwszomajowym i wydawało się, że nie mają przed sobą granic. Wydawało się, że siła pieniądza bez pokrycia jest bardziej ekspansywna (rynkowa), niż siła pieniądza opartego na parytecie złota. Nastąpił niezwykły rozwój cywilizacji zachodniej, który sugerował, że taki parytet nie jest potrzebny. Wielu w to uwierzyło, ale nie Amerykanie. Ci szybko zauważyli, że dysproporcje pomiędzy sztucznym pieniądzem a prawdą życiową może zneutralizować jedynie siła fizyczna. A więc sztuczny twór miał być odtąd utrzymywany przy pomocy wojska, policji i technologii, która daje przewagę nad innymi. I w ten sposób najnowsze wynalazki zaczęły służyć nie ludziom, zdrowiu, ich życiu, lecz armii, potwierdzaniu hegemonii i zabijaniu. Ale to jeszcze nie wszystko. Taki sposób rozumowania musiał napotykać na przeszkody. Pierwszą zawalidrogą na drodze nowej ekspansji okazały się kultury poszczególnych narodów – bo generowały siłę i mobilizowały ludzi wokół własnych wartości i intelektualnej refleksji. Były więc kulturową walutą opartą na parytecie złota, która, jak myślano, była przeżytkiem.

***
Europa II wojnę przegrała. Wygrała ją Ameryka i amerykańskie banki. I już wówczas okazało się jasne, że amerykański statek nie może płynąć samotnie. Musiał mieć swoją forpocztę, najlepiej w postaci bliźniaka, który na własnym ciele będzie testował ewentualne zagrożenie ze strony Azji (Eurazji). Ich oczy skierowały się ku Europie, ale plan wymagał jakiegoś miejscowego lidera. Postawiono na Niemcy. Amerykanie znali choroby kulturowe Niemców i uznali je za lokomotywę do rozbicia i osłabienia Europy. Plan Marshalla Niemcy podniósł z kolan, ustawił na demokratycznej drodze i dalej poszło samo. Europa miała jeść z ręki Amerykanów.

Z tego punktu widzenia dwa wydarzenia okazały się znakomitym amerykańskim posunięciem. Pierwszym, jak już pisaliśmy, był Plan Marshalla, ale drugim – zjednoczenie Niemiec i wspólna waluta euro. W obydwu przypadkach na tych operacjach najbardziej skorzystały Niemcy.

Niemcy prawdopodobnie odczytali intencje Amerykanów, ale ze względu na korzyści nie byli w stanie jej odrzucić. I w taki sposób, za pomocą Niemiec, Europa została spętana sidłami niemocy. Dziś, gdy strefa euro zaczyna się walić, owa niemoc ponownie zaczyna mieć wymiar niemiecki. Niemcy z jednej strony boją się skutków własnych chorób kulturowych (stąd słaby rozwój sił zbrojnych w UE), a z drugiej, sądząc że jest to możliwe, za wszelką cenę, szukają sposobu na uwolnienie się od Amerykanów. I trzeba przyznać, że z tym strachem zostali sami, bo Francuzi, Anglicy i mniejsze kraje decydenckie, mając w pamięci II wojnę, popierają jednocześnie Amerykanów i Niemców – po prostu zorientowały się, że wspólnie siedzą na beczce z prochem.

Wypadkowa takiej sytuacji politycznej tworzy idealny wewnętrzny pat, genetyczną słabość i impotencję Zachodu, z którego korzysta Ameryka i cała Azja. To wewnętrzne zamurowanie i ten systemowy pat rozbełtywany jest wolnym rynkiem, który stanowi jedyną siłą motoryczną tego regionu. Gdyby ta siłą była oparta na twardej walucie kulturowej, nie byłoby źle, ale ta izolacja (getto) poprzewracało w europejskich głowach. Jednym wydaje się, że są ważniejsi od Boga, drugim, że są narodem wybranym, trzecim, że za pieniądze mogą kupić życie i Marsa. Przedmurze co to broniło Europę, zniknęło jak stara fatamorgana, a prawa człowieka i wolny rynek, za pomocą, których podbijano świat, stały się koniem trojańskim na własnym terytorium.  Z dawnych dobrych czasów pozostały już tylko ścieżki dyplomatyczne i tradycja zdrady dla obopólnych korzyści, która w tej sytuacji też straciła swoje zęby.

Ale Europa, ze względu na swoje położenie i własne tradycje kulturowe, nie jest Ameryką. O wiele bardziej narażona jest na owe „sprawdzam”, niż odległe Stany Zjednoczone. Przy czym każde „sprawdzam”, choć intencjonalnie kierowane jest do Ameryki, rachunki wystawia Europie. A Europa płaci bez większego sprzeciwu, bo po to ma Europę Środkową  i Wschodnią, aby odbić na niej swoje ewentualne straty.

USA stoi na dolarze, Niemcy na euro. Naprzeciw temu sztucznemu światu stanęła potęga, która swoją walutę opiera na parytecie złota. I ta potęga pokonała nas własną bronią – wolnym rynkiem i obniżką kosztów pracy. Jeżeli juan zostanie uznany za walutę wymienialną, jego ekspansja spowoduje, że dolar wróci w granice USA. To jest tak, jakby chiński mur ożył i zaczął maszerować na zachód. Chińska giełda jest jeszcze dość hermetyczna i swoje rozliczenia prowadzi w dolarach, ale warto zastanowić się, jak będzie wyglądać przejście na rozliczenie w juanach? Mówi się, że nadwyżki, które osiągają Niemcy, pochodzą z handlu z Chinami. Od jakiegoś czasu słychać też głosy o przygotowaniu Niemców do wyjścia ze strefy euro. Jak będzie ona wyglądała?

I teraz Grecja
Pompowany walutowy balom gdzieś musiał wystrzelić. Miała swoją okazję Polska (traktat lizboński i Joanina), miały Węgry, ale stało się to w Grecji. Tsipras jest reprezentantem lewicy, a więc nie można mu przykleić żadnych politycznych łatek; Grecja kolebką europejskiej demokracji, nie można odrzucić referendum i ta obecność ludzi z charakterem, którzy identyfikują się z parytetem własnej kultury. I właśnie w Grecji, oprócz postawy honorowej, do głosu doszła jeszcze inna zasada, którą dotąd lekceważono w sposób wręcz kompromitujący. Chodzi o respektowanie zasady europejskiej wielokulturowości. Nie w formie głupkowatej multi-kulti, lecz autentycznych wartości chrześcijańskich budowanych przez 2000 lat. Grecy w swoim głosowaniu udowodnili, że:

- ekonomia nie jest bogiem, pokazali, że kultura, a więc ludzki odpowiednik boskiego stworzenia ma charakter dominujący (o czym wielokrotnie na tym portalu pisałem),
- ekonomia musi uwzględniać specyfikę kulturową i dopiero wtedy staje się jej częścią,
- Europy nie można ujednolicić na wzór niemiecki czy amerykański,
- każdy dyktat technokratów będzie się kończył klęską,
- siła UE objawiła się w Atenach, bo co znaczy stwierdzenie, że „islam ma europejskie korzenie”, że zwalczane są katolickie kościoły a stawiane meczety?
- trzeba ostatecznie pożegnać kolonializm i lichwę,
- wszystkim potrzebny jest powrót do źródeł, a więc do grackiej filozofii, greckiej demokracji i tych dzisiejszych zdobyczy które z tej tradycji wynikają, a cywilizacyjny dylemat Rzym (Ateny) czy Niemcy nie jest już aktualny. Trzeba odwrócić kolejność i rzymskie prawo zweryfikować w oparciu o grecką filozofię. Bo ile jeszcze Rzymów w swojej historii będziemy tolerować?

I to jest przekaz. Jeżeli kierownicy UE właściwie go odczytają, to czeka nas kolejny traktat ustanawiający wspólnotę. Tsipras podniósł wprawdzie poprzeczkę całej elicie europejskiej, a zwłaszcza politykom. Ale dopiero jego przyszła postawa i on sam zadecydują, czy nowy model uzyska poparcie i będzie musiał zostać „ratyfikowany” w Europie; czy będzie to zwycięstwo moralne ratujące cywilizację łacińską, czy kolejna klęska przybliżająca nas do upadku cywilizacji? Jeżeli decyzja Greków zostanie zlekceważona, kolejny wybuch dla UE może okazać się śmiertelny. Gdy już wszystkie bariery zostaną zlikwidowane, to zasobny Zachód stanie się najbardziej apetycznym kąskiem dla całej Azji. Każde osłabienie Unii Europejskiej, to wzmocnienie Rosji i Eurazji.

Oczywiście tylko osoba nieodpowiedzialna będzie chciała opuścić Unię – z bardzo praktycznego powodu: jej rozpad oznacza rozszerzenie walki o strefę wpływów i upadek naszej cywilizacji. O tym losie Europy zadecydują Niemcy.

Greckie uwarunkowania
Przez kilkaset lat Polska była przedmurzem Europy. Dziś, w obliczu walk na Wschodzie i w Afryce (Syria, Kurdowie, Kalifat), takim murem stały się najbardziej na południe wysunięte państwa Europy: Grecja i Włochy. Grecja posiada około 100 wysp, i bezpośrednie połączenie lądowe z Turcją, jest więc bramą na Bałkany i jednocześnie państwem buforowym. My Polacy z historii powinniśmy wiedzieć co to znaczy.

Bałkany jeszcze nie okrzepły po rozpadzie Jugosławii, którą rozbijano w imię praw narodów do samostanowienie. Nikt nie zdementował informacji, że Genscher przekazał 800 mln marek na wojnę w Jugosławii. Z dzisiejszego punktu widzenie, komu potrzebna była destabilizacja tego kraju? Czy potrzebny był rozpad Czechosłowacji, destabilizacja Polski? I potrzebna obecna wojna na Ukrainie? Te fakty to dalsze generowanie słabości Europy.
Przechodząc do szczegółów. Dziś dawną rolę Rzeczypospolitej przejęła Grecja. Ale ma ona sytuację jeszcze trudniejszą, jest bowiem przedpolem uciekinierów ze wschodu i południa, a więc ludności zastraszonej i pozbawionej stabilizacji. To sytuacja porównywalna z sytuacją Rzymu w obliczu najazdu Hunów. Wyrzucenie Grecji z UE byłoby więc ciosem samobójczym i odsłonięciem miękkiego podbrzusza, ba, otwarciem bałkańskiej bramy do Europy.

Z jednej strony mamy do czynienia z zagrożeniem cywilizacyjnego bytu, a z drugiej z obroną zupełnie anachronicznego systemu opartego na bankach i lichwie, które nie przystają do obecnych realiów kulturowych, ani politycznych, ani ekonomicznych. Prof.  Kołotko w jednym z wywiadów powiedział, że kontaktował się z dwoma noblistami z ekonomii i obydwaj mają odmienne poglądy na sytuacje w Grecji. A więc nie jest to problem Grecji, Polski, Jugosławii, Czechosłowacji, czy ich uwarunkowań, lecz obecnego systemu ekonomicznego i stosunku człowieka do człowieka.

Pozycja NATO
Grecja i Turcja są ważnymi członkami NATO. Turcja, jako państwo azjatyckie zaczyna być wciągana w konflikt na Bliskim Wschodzie, ale nie wiadomo jakie on przebierze rozmiary. Czy w pewnym momencie dla obrony własnych interesów Turcja nie zażąda pomocy NATO? Usłyszy „nein” (przyjecie do UE), czy „okey”? Granica cywilizacyjna w takim układzie staje się płynna. Wydarzenia na Wschodzie mogą wciągnąć w konflikt także Grecję. Stanie wówczas w obliczu podobnej sytuacji, jak Rzeczpospolita Obojga Narodów wobec kroczącej ekspansji Pastwa Moskiewskiego. A co będzie, gdy wystąpi z NATO? Pozostanie bezbronna i bez przydziału, jak Ukraina, czy zacznie posiłkować się Rosją?

I nie ma co ukrywać, że osłabieniem struktury obronnej Europy (NATO) zainteresowane są Rosja i Chiny. NATO może więc zostać postawione w takiej sytuacji, że nie wszystkie kraje członkowskie zdecydują się zaakceptować potrzeby strategiczne drugiego członka. Zaczną radzić, dywagować, zastawiać się paragrafami itd. Osłabienie NATO oznacza kompletną bezbronność całej cywilizacji łacińskiej. Oczywiście, jak zwykle decydować będzie siła i masa ludzka, a także jej rozmieszczenie na terytorium przeciwnika. Europejczyków na teranie Azji jest niewielu a jeżeli już, to jako osoby strategicznie bezużyteczne. Azjatów natomiast na terenie Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych są miliony. I nawet gdyby byli aniołami, to stanowią potencjalny materiał do wykorzystania. Ponadto w sposób coraz bardziej jednoznaczny weryfikują wartości przywiezione z wartościami zastanymi, i ich radykalizacja jest tylko kwestią czasu. Będą robić to nie ze złej woli, ale ze względu na różnice kulturowe.

Podsumowanie
I stało się to, co stać się musiało. Grecy zrozumieli, że zaciskają pasa nie dla siebie. Zrozumieli, że nie spłacają długów, lecz lichwiarskie odsetki i ta spłata nie będzie miała końca, że nie mają szans na rozwój. Zrozumieli, że to im przyszło upomnieć Unię, zwłaszcza Niemcy i Francję, że poszli nie tą drogą i trzeba powrócić do korzeni po to,  by móc sformułować nową „mapę drogową” dla całej cywilizacji łacińskiej. I kierownicy UE nie mają wyjścia, bo skoro ośmieliła się Grecja, ośmieli się Hiszpania, Portugalia, może Włochy. I na tym się nie skończy. Greckie wyspy w obliczy napływu emigrantów straciły już swoja atrakcyjność. Z Bastylii można więc rękami wyciągać cegły. Bastylia wymaga inżyniera i gospodarza.

I teraz co w sytuacji kroczącego muru chińskiego może zrobić UE? Może się podporządkować wyborom w Grecji i przeorientować całą strukturę europejską w taki sposób, aby pogodziła wszystkich swoich członków i stała się wspólnym partnerem dla nadchodzącej chińskiej potęgi, albo idąc śladem Jugosławii, Czechosłowacji, Polski, a także Ukrainy, rozniecić wojnę domową w Grecji i tą drogą czynić próby jej podporządkowania. Ale skoro wybierze ten ostatni wariant, to musi mieć na uwadze, że Wschód zaczyna podążać dawną drogą Hunów, którzy tym razem nie skierują się na Rzym, lecz na Berlin, Paryż, Brukselę i tam, gdzie zechcą. Tam wyładują swoją energię i porządnie się nachapią. Dolar genetycznie jest silniejszy i będzie chroniony przez euro, aż do ostatniej kropli krwi. Nie z honoru, lecz z geopolitycznej konieczności. I na tym polega przewaga Ameryki.

Wojna domowa w Grecji to byłby najwyższy stopień nieodpowiedzialności. Ale ekonomiści mogą tego nie zrozumieć. Dlatego też nie ekonomia, lecz humanistyka jest przyszłością wspólnej Europy. To humaniści znający wartość chrześcijańskiego dziedzictwa, a nie lichwiarze, powinni wytyczać nowe drogi całej cywilizacji łacińskiej. I to jest jej warunek przetrwania.
Ryszard Surmacz

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Obserwator_3

11-07-2015 [09:49] - Obserwator_3 | Link:

1/2
Witam serdecznie, wspaniały artykuł, bardzo klarowna wizja, dziękuję. Ale jeżeli można ad vocem co do aspektu ekonomicznego...

Problemem nie jest dominacja "ekonomistów" nad rzeczywistością, ale niedopasowanie rozwiązań ekonomicznych do obszarów cywilizacyjnych.
Samo oderwanie pieniądza od parytetu akurat złota nie musiało być czymś negatywnym, gdyż może go od biedy zastąpić jakikolwiek parytet (złota, PKB, złóż ropy, zasobów helu-3 na Księżycu etc.). Po prostu ilość pieniądza musi być dopasowana do rynku który obsługuje.

Niemniej genialna sama w sobie koncepcja pieniądza fiducjalnego, kreowanego "ex nihilo", w różnych obszarach cywilizacyjnych powinna być w różny sposób wdrażana, z najprostszej na świecie przyczyny - inaczej są rozumiane podstawowe wartości ogólne, a w konsekwencji i ekonomiczne: np. zysk w Cywilizacji Łacińskiej jest rozumiany przez pryzmat dobra wspólnego, w Bizantyńskiej przez pryzmat korzyści Państwa etc.

Używając nomenklatury prof. Konecznego, w Cywilizacji Łacińskiej kreatorem wszelkiej wartości jest człowiek (wynika to wprost z jej personalizmu), w Cywilizacji Bizantyńskiej - Państwo, w Żydowskiej, z racji jej charakteru (diaspora, konieczność gotowości do przemieszczania się) koncentrowano się głównie na handlu (w tym pieniądzem), więc kreatorem wartości jest bardziej wspólnota, niemniej w jakiejś relacji do zewnątrz, kosztem tego "zewnątrz".

Obrazek użytkownika Obserwator_3

05-10-2015 [10:18] - Obserwator_3 | Link:

2/2
Pociąga to za sobą ciekawe konsekwencje, ale mniejsza o to, w tym aspekcie istotne jest, że rozwiązania ekonomiczne wprowadzane po Bretton Woods, miały charakter jednorodny cywilizacyjnie, niestety oparty o rozumienie zysku w kategoriach bilansowych. W efekcie narzędzia te, z racji niedopasowania cywilizacyjnego, do pewnego momentu przyczyniały się do raptownego wzrostu gospodarczego (bo było czym finansować rozwój), ale też tworzyły - i to, zdaje się, celowo - pułapkę wzrostu: po prostu kreacja pieniądza odbywała się jedynie poprzez emisję długu, a więc w sposób kosztowny dla użytkowników.

W dodatku system kreacji pieniądza poprzez dług powoduje nie tylko to, że w momencie spłaty długu następuje anihilacja pieniądza (nie było go przed długiem, nie ma długu - nie ma pieniądza), ale też nieuchronną koncentrację zasobów pieniężnych w rękach kreatorów długu, poprzez koszty obsługi (odsetki, opłaty etc.). A to już są "realne" pieniądze, gdyż zewnętrzne w relacji dłużnik - kreator. One co prawda też są efektem czyjegoś długu, więc zmniejszenie skali kredytowania poniżej pewnego pułapu staje się źródłem zapaści gospodarczej (w skali makro po prostu zaczyna brakować "wolnych" środków na rynku), co umożliwia przejmowanie przez kreatorów długu już realnej wartości (własności) podmiotów nie mających dostępu do środków umożliwiających spłatę długu.

Oczywiście receptą jest dostosowanie systemu kreacji pieniądza do specyfiki danej cywilizacji, ale wymaga to przywrócenia/stworzenia zasad współistnienia różnych porządków cywilizacyjnych (a w konsekwencji prawnych) na danym obszarze, czyli de facto akceptacji realnie istniejącego stanu rzeczy.

Problemem jest to, że jedynie w ramach Cywilizacji Łacińskiej taka koncepcja w ogóle jest możliwa do pomyślenia, a Cywilizacja Łacińska już w zasadzie nie istnieje - na szczęście istnieją jeszcze ludzie w jej ramach ukształtowani, więc jakaś nadzieja jest.

Bardzo proszę Pana o kontakt

Pozdrawiam
/-/ Obserwator_3