Kooperatywa. 8.

Rano przebiegłem mój dystans samotnie bo Marek ciągle jeszcze czuł wszystkie kości. Chodził już w miarę normalnie, ale żebro to okropny ból. Kiedy wróciłem rozpocząłem rozczesywanie grzywy dzikiego konia. Te łagodne, monotonne ruchy pozwoliły mi się odprężyć i jednocześnie skoncentrować. Odmówiłem Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario. Myślałem o wykładzie . Ludzie kiedyś mierzyli zasoby materialne liczbą krów, potem weszły złote i srebrne krążki, później papier i plastyk. Ale to wszystko było możliwe, dzięki coraz precyzyjniejszemu definiowaniu poszczególnych jednostek. Jeśli pomyślisz cokolwiek o sprawach fizycznych, wszystko możesz podać w cyfrach. Przez to każdy fizyczny obiekt staje się wyraźny i precyzyjnie konkretny. Miłość to mgła.
Nasze przygotowania do wyjazdu były coraz bardziej zaawansowane. Sprzętu jest już cała ciężarówka. Zawiezie nas DC-9, ma lecieć więcej ludzi i więcej rupieci.  To cała wyprawa będzie.  Szedłem zamyślony, gdy zaczepił mnie jakiś turysta. – przepraszam, szukam uniwersytetu -  Nie mamy uniwersytetu, ale jest instytut, może o to panu chodzi – tak, słyszałem że jest albo ma powstać uniwersytet spółdzielczy – niedługo ma zostać przemianowany, ale na razie musi pan pytać o instytut – Pan może jest związany z tą placówką? – dosyć luźno, chodzę na wykłady i czasem weryfikują mnie co do poziomu wiedzy – to ciekawe, jestem w okolicy i zajrzałem z ciekawości, interesuję się waszymi osiągnięciami. – Pan jest pierwszym turystą, który nie zapytał o wieżę ale o uczelnię – o wieżę nie musiałem pytać, ją widać z daleka. Roześmialiśmy się obaj. –Miło pana poznać, jestem Antoni Pacyna – Kurt Stein, bardzo mi miło. – jutro jest wykład Piotra Mastalerza, przy wejściu do instytutu wisi plakat, wstęp wolny, zapraszamy – Czytałem jego książki, postaram się przyjść. Do widzenia.
Mieliśmy poważną naradę. Wieści z Kongo były jeszcze spokojne, ale wszyscy czuli że tamci szykują ofensywę. Po klęsce czterdziestu rozbójników trzymali się z daleka, zbierali siły. Używali Quadów w dżungli, nie wychodzili na otwarte przestrzenie. Mieli kilka dział, dwa bataliony moździerzy. Ale ich główna siła to karabiny i fanatyzm. Nie bali się umierać. Dla nich życie ludzkie nic nie znaczyło, dla nas było najwyższym dobrem. Na tym polu ich przewaga bojowa była ogromna.
Od Bondo zostanie nam tylko 30 kilometrów dżunglą. Bierzemy poduszkowce i na nie załadujemy wszystko. Jedziemy w piątkę.  Marek już wraca do siebie, niedługo będzie biegał. Ewa przyszła z nim na wykład, ostatnio zrobiła się poważna i podobno wpuszcza Marka w dyskusje nad sensem życia. Mam dziwne wrażenie jednak że to nie mózg kieruje tymi pytaniami, do mnie się nie przychodzi poradzić, a o sensie życia wiem tyle samo co Marek.
Przyszliśmy wcześniej i czekaliśmy przed aulą kiedy zobaczyłem znajomego turystę z jakąś blondynką, z bardzo ładną blondynką. Pozdrowiłem go ręką, on pomachał mi i wskazał swojej towarzyszce, skierowali się w naszą stronę.  Witam panie Antoni – witam panie Kurt – udowodniliśmy sobie dobrą pamięć do imion. To moja znajoma, Amanda Russel, Kiedy usłyszała że jest wykład Mr. Mastalerza uparła się że mam ją zabrać ze sobą. Spojrzałem jej w twarz a ona mi w oczy bardzo przenikliwym spojrzeniem. Pan jest członkiem spółdzielni? Tak proszę pani.  Czytałam o Was a teraz widzę Was na żywo. Przedstawiłem im Marka i Ewę. Amanda spojrzała na mnie, na Marka i znowu na mnie. Czy to nie Wy skakaliście z wieży? Tak, my. Patrzyła na mnie tak, jak każdy facet chce, żeby patrzyła na niego piękna kobieta. To nic takiego, już się teraz kolejki robią do skoków, jeden zacznie to wszyscy za nim ciągną - powiedział Marek. Poczułem złość bo ona przeniosła na niego wzrok i skończyło się gwiazdorzenie.- Też możesz skoczyć, jak chcesz – znowu patrzy na mnie i się uśmiecha.  Warto było, choć w momencie wypowiadania tej kwestii już wiedziałem jaki to głupi pomysł. Przecież ona nie jest ze spółdzielni, nie jest objęta ubezpieczeniem, nie może wjeżdżać na poziomy nie dla publiczności, Co za idiotyzm wymyśliłem, nikt na to nie pozwoli. Zresztą na pewno nie zechce, będzie się bała.
Uśmiechnęła się szeroko i zapytała – mogę z Wami skoczyć?
Zobaczę co się da zrobić – odpowiedziałem zdawkowo, nie spodziewałem się że zechcesz, nie wiem skąd mi się taki pomysł pojawił? Brnąłem.
Przesłałam Ci moje myśli, chciałam skoczyć z wieży a poza tym podobasz mi się.
Chyba się zaczerwieniłem, ale nic mądrego nie przyszło mi do głowy i zacząłem coś w stylu nie masz gustu, ale spaliłem odpowiedź w połowie. Wygrała tę rozmowę bezapelacyjnie. Na szczęście otwarto drzwi i zaczęliśmy wchodzić. Usiedliśmy w trzecim rzędzie. Usiadła koło mnie i powiedziała – mam nadzieję że nie masz nic przeciwko temu że usiądę koło ciebie, gdybym nie zrozumiała czegoś to mi wytłumaczysz. Spojrzałem na Kurta niepewnie, uśmiechał się. W zasadzie to się śmiał.
Piotr wyszedł na katedrę i spojrzał po zgromadzonych. Chciałbym dziś poruszyć kwestię wolności.
Jesteśmy dziś mądrzejsi niż wczoraj, ale głupsi niż jutro. Mamy możliwość dokonania wyboru każdego dnia, co godzinę, co minutę. Każdy nasz wybór zamknie możliwości innych wyborów, one przestaną być możliwe. Absolutną wolnością, wolnością idealną byłoby nie robienie niczego. Ale ten stan byłby jednocześnie więzieniem.  Dlatego zmuszeni  warunkami nadajemy bieg sprawom i tworzymy determinanty.
Znajomy  spytał mnie czy nie miałbym ochoty wypić wódki, zapalić skręta, przejechać się lamborghini z piękną dziewczyną i wzbudzić w innych ludziach uczucie podziwu.  Odpowiedziałem mu że nie a on mi nie uwierzył. Jest bardzo bogatym politykiem. Powiedział mi że my nie jesteśmy wolni, bo nie możemy pić alkoholu i dobrze się bawić. Zapytałem go czy chodzi mu o alkohol czy o dobrą zabawę?
Powiedział że jedno i drugie, ale  kiedy spytałem jaka jest korelacja, nie bardzo umiał odpowiedzieć. Szczerze mówiąc przejażdżka lamborghini z piękną dziewczyną to żaden problem,  Mamy w spółdzielni kilka, mamy też porsche, Rolls-roys i jeszcze jakieś tego typu, mamy kilkanaście pełnomorskich luksusowych jachtów, mamy domy we wszystkich miejscach świata, W spółdzielni mamy tysiące pięknych dziewcząt, namówić którąś na taką przejażdżkę nie jest rzeczą nie do zrobienia. Podziw innych ludzi tylko dlatego że jedziesz samochodem z dziewczyną niewiele jest wart.
Ale my możemy polecieć na księżyc, możemy skakać z wielokilometrowych wieży, Możemy w niedalekiej przyszłości wyjść poza system słoneczny, możemy badać wszelkie tajemnice, możemy szukać odpowiedzi na prastare pytania….
Rozpalił się i zaczął przynudzać, udo Amandy dotykało mojego a jej ręka spoczywała swobodnie. Zasłuchała się i widziałem jak jej oczy błyszczały. Dotknąłem jej włosów, dotarło to do niej po chwili, najpierw jakby wróciła myślami, ale później uśmiechnęła się do mnie. Wzrok jej jednak mówił wyraźnie – nie przeszkadzaj. Nie przeszkadzałem więc, ale objąłem ramieniem, nie zareagowała.
Zaczął mówić o wydarzeniach w Kongo. My w spółdzielni nie uznajemy przemocy i zwalczamy agresję, jesteśmy jednak zobowiązani do zapewnienia ochrony i to absolutnie nie przeczy naszym zasadom. Uważamy życie ludzkie za święte i zrobimy wszystko co  w naszej mocy aby każde zostało zachowane. Nie jesteśmy jednak w stanie zrobić tego, co nie jest w naszej mocy.
Wszyscy go znali i był w pewnym sensie autorytetem, dlatego to co mówił mogło być odebrane jako ekspose spółdzielni. Zaczęły się brawa, ale zgasił je w zarodku.
Jesteśmy wspólnotą, jesteśmy braćmi i siostrami. Robimy wszystko, żeby nasza spółdzielnia rozwijała się i osiągała sukcesy. Teraz nasze miejsce jest w Kongo, Ja jadę tam z przyjaciółmi – spojrzał na nas – a wy nas wspierajcie z całych sił. Musimy biec tam, gdzie najdzielniejsi boją się iść.
Tym razem mu się nie udało nikogo uciszyć i zebrał sporo oklasków.
Kiedy ucichły Amanda wpiła mi się w ramię. On jedzie z wami do Kongo? – tak – Ty też jedziesz? – tak, - weź mnie ze sobą – poprosiła patrząc mi w oczy.
Dziewczyno, poznałem cię godzinę temu, mam cię zabrać na wieżę, teraz do Kongo, może jeszcze chcesz zostać moją żoną? – Na razie nie, ale mogę iść z tobą do łóżka.
Pierwszy raz w życiu kompletnie mnie zamurowało.
Oczywiście do łóżka nie poszliśmy. Jej cwaniactwo miało granice zupełnie konwencjonalne. Po wykładzie poszła z Kurtem do pociągu, ale dała mi swój numer telefonu i chce skakać z wieży.
Marek i Ewa patrzyli na całą sytuację jak na jakiś film i słyszeli część dialogów. Marek śmiał się ze mnie, twierdząc że trafiło się ślepej kurze ziarno, Ewa się uśmiechała. Ja wracałem ze stacji oszołomiony. 
Na stołówce Karol i Piotr czekali na nas. Piotr zapytał mnie kim była ta dziewczyna, która siedziała obok mnie. Powiedziałem że nazywa się Amanda Russel. Spojrzał na mnie uważnie. Słyszałeś kiedyś to nazwisko? Nie. Wiesz kim ona jest? Kim. To dziedziczka rodu Russel, jednego z trzynastu rodów iluminatów. Osłupiałem, niezły wieczór.
Zacząłem najdelikatniej jak umiałem.
Słuchaj Piotrze, wiem o tym że wielu ludzi, którym wierzę uważają cię za osobę rozsądną i mądrą, to nie metodologiczne, ale tylko w ten sposób zdobywamy wiedzę o świecie. Wszyscy których znam uważają cię za wybitnego intelektualistę. Ale wiem co zamierzasz powiedzieć dalej, znam ludzi zajmujących się takimi sprawami. Możemy też przeanalizować prawdopodobieństwo nawiązania przyjacielskich kontaktów z obcymi.
Tak, wszystko możemy. Ale ja stosuję metodologię i to bardzo rygorystycznie. Nie rozmawiam z tobą o planach depopulacji jaką oni knują. Trzydzieści lat temu Ci ludzie posiadali jedną trzecią światowych zasobów pieniężnych, teraz mają tylko jedną czwartą. Oni nas nienawidzą. To czyste psychologiczne i socjologiczne fakty. Ekonomiczne tylko szacunkowe, nikt  nie wie ile pieniędzy mają.
Ona chce skoczyć z wieży  – ona ma doktorat z psychologii na Berkeley, doktorat z socjologii na LSE i jest profesorem ekonomii w Cambridge.
Nie zgodzicie się żeby skoczyła?
To sprawa pod głosowanie, chcesz żeby skoczyła?
Nagle zacząłem wszystko rozumieć i wszystko co wydawało mi się tak ekscytujące przed momentem, teraz zaczęło napawać mnie obrzydzeniem.
Nie wiem, muszę się zastanowić. Kolację ledwie przełknąłem i poszedłem do pokoju.
Stał tam telefon, dawno nie używałem telefonu, w spółdzielni mieliśmy komunikatory i tekstowniki, ale i z tego rzadko korzystałem. Nie bardzo miałem do kogo dzwonić. Życie na świecie wydawało mi się puste i nudne, takie było moje, zanim wstąpiłem do spółdzielni.
Wybrałem numer, odebrała po drugim sygnale.
To ja – miałam nadzieję że zadzwonisz – czy to prawda że należysz do iluminatów? – ja osobiście nie, ale niektórzy z mojej rodziny tak – czy to prawda że posiadacie jedną czwartą bogactw świata? – Nie jestem pewna szczegółów, ale możliwe że tak - Czy zostałaś do nas wysłana? – tak. Tym razem zamurowało mnie trzeci raz tego dnia.