Kooperatywa. 7.

Kiedy pocisk nadlatywał z prędkością 715 m/s był namierzany z odległości  maksymalnie 30 metrów i śledzony, cztery generatory pola określały przestrzeń w której występowało prawdopodobieństwo trafienia. Tworzyły  płaski sprężynujący łuk elektromagnetyczny, który  trwał przez jedną setną sekundy i był w stanie pochłonąć energię 2000 J. Niestety  Tylko 12 procent energii udawało się odzyskać. Używaliśmy najefektywniejszych, megafaradowych kondensatorów więc energii wystarczało na pół godziny intensywnego ostrzału. Jeżeli ktoś strzelał z odległości bliższej niż 30 centymetrów, system nie był w stanie zadziałać. Nasze podstawowe modele chroniły przód i boki. Ważyły 8 kilogramow. Kiedy używasz skrzydeł taka masa nie jest problemem, ale kiedy przedzierasz się przez dżunglę, nie jest lekko. W Instytucie robili próby z rozpoznawaniem masy i energii pocisku w zależności od rodzaju broni. To pozwoli zoptymalizować energię na tarczę.
Powoli gromadziliśmy rzeczy potrzebne w Kongo. Mieliśmy dołączyć do spółdzielni, która wysłała pomoc do Takede. Tak nazywała się wioska zaatakowana przez terrorystów. Robiliśmy przemarsze z ekwipunkiem przez dżunglę, Start w górę z zarośli i lądowanie w zaroślach. I tu zaczynał się problem. Silniki odrzutowe to tak naprawdę spalanie benzyny albo wodoru, w suchej dżungli łatwo było spowodować pożar. Potrzeba było dwie osoby, kiedy jedna się wzbijała, druga szybko gasiła pierwsze płomienie. Ale to wciąż było niebezpieczne. Cóż, każde rozwiązanie jakiegoś problemu powoduje powstanie kilku innych. Startu w dżungli mieliśmy używać tylko w ostateczności.
Marek po powrocie z narady był skupiony, nie wspomniał ani słowem na ten temat. Ale nie wspomniał też o Ewie. Świadomość może przeżywać na raz tylko jedno uczucie, skoro Ewa została wyparta, musiało być to coś niezwykłego.
Na odprawie Karol zaproponował, że będziemy ćwiczyć Kendo i Tai – chi. Zgodziliśmy się. Na zajęcia ubrał strój i rzeczywiście zrobił wrażenie. Cały czarny, z drucianą maską chroniącą twarz. I miał drewniane miecze, inne uczucie niż trzymanie kijów od mopa. Powiedział że za tydzień zamówi nam kimona. Byliśmy w dresach. Godzina podnoszenia i opuszczania rąk i potem trzymanie kija. Będę mistrzem trzymania kija, jak na razie dobre i to. Na koniec seria przewrotów, padów i żabek, całe szczęście, bo myślałem że przysnę na stojąco.
Piotr Mastalerz miał dziś otwarty wykład w Instytucie, Po ćwiczeniach z Kendo poszliśmy posłuchać, sporo ludzi się zebrało. Nie było żadnych plakatów, ale w tym wypadku nie było potrzeby, większość znała jego książki o spółdzielczości i teoriach sprawiedliwości i wolności rozwiniętych na bazie teorii systemów. Opowiadał o wynikach badań jakościowych w spółdzielniach peryferyjnych, niezupełnie zintegrowanych.  My w wielkich ośrodkach spółdzielczych widzimy wyraźnie różnicę efektywności gospodarowania między spółdzielczością a kapitalizmem, ale w Afryce czy na bliskim wschodzie mają poważne problemy ideologiczne. Dlatego Piotr właśnie tam teraz głównie przebywa, bo wie że tam, gdzie najwięcej problemów, tam można uzyskać najciekawsze obserwacje. Opowiadał o tym jak w nastych latach naszego wieku w Polsce rozkradano fundusze unijne i dzięki temu zrodziła się socjologia złodziejstwa. Wcześniej to zjawisko nie występowało w tak ekstremalnym nasileniu. Wtedy zaczęto rozwijać teorię mediów komunikacji Luhmanna i dlatego w spółdzielczości zastosowano medium prawdy. Na początku to było porażką bo nie można było przekonać ludzi do ponadstandardowej uczciwości, wtedy rozpoczęto eksperymenty w ośrodkach uzależnień i więzieniach. Teoria wyboru i konsekwencji zastąpiła teorię racjonalnego wyboru.
Piotr objaśnił nam diagram Luhmanna gdzie osią X była prawda, osią Y miłość. Powiedział że jedna wartość nie może być równa zero, gdy druga przyjmuje duże wartości, bo nastąpi niestabilność systemu. Patrzył wtedy w naszą stronę i wiedziałem że nawiązuje do mojego wczorajszego opuszczenia narady. Niech sobie nawiązuje, mam swoje zasady.
Mówił ze optymalny przebieg funkcji to dwusieczna kąta między współrzędnymi i że ten stan Abramowski nazywał przyjaźnią, wartością kluczową w spółdzielni.
Kiedy znowu spojrzał w moją stronę ziewnąłem ostentacyjnie, uśmiechnął się.
Na zakończenie podsumował że spółdzielczość naszego systemu ma  1,7 %  udziału w światowej gospodarce i ten udział wciąż wzrasta. Ponadto współpracujemy najchętniej z klasycznymi przedsiębiorstwami spółdzielczymi.
Ewa też była na wykładzie, ale Marek, nawet jeśli ją widział, to nie spojrzał w jej stronę ani raz. Była zdziwiona, ale nie podeszła, pokręciła się chwilę i zniknęła.
Po południu pojechaliśmy na strzelnicę, Robiliśmy testy ręcznych małych laserów. Dobieraliśmy ekwipunek. Zostaliśmy też wciągnięci do struktury SOC. Dostałem mundur khaki z emblematem i czapką z daszkiem.  Buty miały specjalny system siłowników i skok był wzmacniany dwukrotnie. Trzymetrowe susy nie były w nich niczym trudnym. Można było popaść w euforię, uzbrojeni po zęby jedziemy walczyć z dzikimi. Ale wiedziałem że to nie takie proste, nie tylko militarnie.
.
Garcia siedział przy biurku a pułkownik stał  i raportował. Wprowadzamy naszych ludzi, ale trudno im wejść. Potrzebujemy czasu i pieniędzy. Pieniądze dostaniecie, ale nie mam zamiaru czekać, trzeba pokazać chamom kto tu rządzi.  Wyślijcie patrole wokół ich terenów, złapiecie jakichś maruderów, macie dać im porządny wycisk. Niech się uczą porządku.
.
Mieliśmy z Markiem najlepszą kondycję, Karol miał swój wiek a Robert to gryzipiór. Postanowiliśmy zrobić bieg przez dżunglę. W zasadzie nie był to bieg, ale przedzieranie się. Mieliśmy tylko kompasy i nie mogliśmy niczego przeciąć. Kiedy zarośla były splątane, skakaliśmy albo czołgaliśmy się, ścieżki były pozarastane, pełno było kolców i parzących liści. Po przebyciu kilometra zawróciliśmy. Droga, którą przybyliśmy zgubiła się i szukaliśmy tylko na azymut. Kiedy wyczerpani wybiegliśmy na małą polanę otoczyli nas żołnierze. Dostałem niespodziewane uderzenie w twarz, prawie w tej samej chwili następne. Machnąłem ręką coś ją złapało. W następnej chwili leżałem na ziemi i poczułem kopniaka w brzuch. Odruchowo zwinąłem się w kłębek chroniąc głowę. Czułem ciężkie buty kopiące mnie po kręgosłupie i głowie.  Po jakimś czasie ktoś wykręcił mi ręce do tyłu, poczułem więzy na rękach a potem na nogach.  Zostałem wrzucony do ciężarówki i leżałem na podłodze, za chwilę wrzucili Marka, też pobitego i związanego. Żołnierze usiedli na ławeczkach. Od czasu do czasu któryś kopnął z nudów.
Po piętnastu minutach wynieśli nas i wrzucili do cuchnącego lochu bez okna, leżeliśmy na brudnej słomie. Wolałem nie myśleć co w niej było. Na pewno zaś były szczury. W trakcie hałasu wypłoszone  pochowały się, ale teraz zaczynały powoli sprawdzać teren. 
Spytałem Marka – jak się czujesz?
Kiepsko – wymamrotał – szczęka.
Ja miałem szczęście, odruchowo chroniłem wrażliwe partie, tak się postępuje gdy napastnicy mają dużą przewagę, Marek nie miał doświadczenia, próbował kogoś trafić, trafili jego.
Leżeliśmy tak z pół godziny, weszło kilku żołnierzy. Rozwiązali nas i dali wiadro z wodą żebyśmy się umyli. Marek miał poobijaną twarz, będzie siny. Oddali nam czapki i wyprowadzili przed koszary.
Kiedy wyszliśmy przed bramę zobaczyliśmy pięć ciężarówek, osiem poduszkowców i dwie karetki. W szyku czwórkowym stało trzy bataliony SOC-u. Stefan podszedł do nas i zapytał – jak się czujecie?
Marek nic nie mówił, ja powiedziałem - żyjemy i chcemy do domu. Dowódca jednostki również podszedł do nas i przeprosił za pomyłkę, odpowiedziałem - drobiazg. Wszyscy wiedzieliśmy że to nie pomyłka. Zabrali nas do karetek i wróciliśmy.
.
Minister był wściekły. Garcia słuchał i robił się coraz mniejszy. Tak jest. Wszystkie decyzje będę konsultował, Tak jest. Tak jest. kiedy przyjedzie? Tak jest.
.
Ewa siedziała przy łóżku Marka i płakała. Marek leżał i nie bardzo mógł mówić, ale wybełkotał – przeszło mi to zakochanie, nic nie poradzę. Możemy się kolegować, ale już mnie nie męcz, źle się czuję. Ewie teraz z kolei coś w gardle stanęło i łapała rozpaczliwie powietrze. Miłość to miłość.
.
Po kilku dniach doszedłem do siebie, marek wciąż jeszcze leżał, ale już mógł mówić normalnie. Zbliżał się termin wyjazdu do Afryki, postanowiłem przeglądnąć nasze rzeczy, zastanowić się czy czegoś nie brakuje.  Myślałem o tym żeby spakować swoje skrzydła, skafander i buty, ale nie były jeszcze zaadaptowane do pola walki. Dadzą mi tuż przed wyjazdem. Mieliśmy jechać na lotnisko 130 kilometrów od nas, miejscowe władze nie zgodziły się na pas startowy przy wieży, mówili że lokalna gospodarka też chce mieć z nas korzyści. Tak naprawdę ta lokalna gospodarka to krewni wiceministra, którzy byli właścicielami wszystkich firm związanych z kontraktami rządowymi.
Ewa odwiedzała Marka, rozmawiali spokojnie, po koleżeńsku. To co płonęło zgasło, ona po prostu odwiedzała swojego kolegę, jej chłopak nawet niczego się nie domyślał, na razie zbierał z ojcem banany. Marek zaczynał się ruszać, miał siną twarz, poobijane zebra, oddychał z trudem ale już zaczęliśmy żartować z naszej przygody. Ja zresztą też czułem pobicie, ale miałem na twarzy tylko jednego siniaka, resztę ciosów zebrałem w plecy i nogi.  Chwilowo nie biegaliśmy, ale ja już zacząłem regularnie robić sekwencje Tai – chi. Na razie masuję grzywę dzikiego konia.
.
Kurt siedział naprzeciw Garcii.  Pokazywał postawą że Garcia jest tu panem, pozwalał się strofować, patrzył i słuchał uważnie. Garcia wyraźnie odprężony rozpalił się i roztaczał przed nim swoje pomysły, Jeden z nich polegał na wysadzeniu jednej z lin. Wtedy odezwał się Kurt.
Panie ministrze. Jestem doradcą a oprócz tego zabijam ludzi i robię to dobrze. Jeśli będzie potrzeba, pan mi wskaże kogo mam zlikwidować a ja to zrobię. Ale jako doradca muszę panu odradzić pewne działania, bo one mogłyby spowodować że otrzymałbym rozkaz likwidacji pana. A moi pracodawcy wiedzą wszystko, nie tylko ode mnie.
Garcia przed chwilą podniecony i z rozpaloną wyobraźnią, zbladł nagle i zapadł się w fotelu. Role nagle się odwróciły i facet naprzeciw niego w nienagannym czarnym garniturze z prostego pachołka na posyłki stał się dla niego panem życia i śmierci.
Kurt uśmiechnął się szeroko – Ależ panie ministrze, nie po to tu przyjechałem. Proszę pozwolić mi się rozejrzeć a na pewno coś razem wymyślimy. Pan jest mądrym i przebiegłym człowiekiem, Wiem że mogę się od pana dużo nauczyć. Czy może mnie pan przedstawić siostrzeńcowi? Podobno miał kontakt z tymi ludźmi.
.
Karol powiedział mi że Piotr Mastalerz chce dołączyć do naszej spółdzielni. Trochę mnie zatkało, on pełnił służbę ogólną, znał masę ludzi z różnych rządów i ciągle gdzieś jeździł a teraz chce zaszyć się w afrykańskiej wiosce. Karol powiedział że znają się z Piotrem od dawna, Piotr jest bardzo niekonwencjonalny, ale robi takie rzeczy że wszyscy są zachwyceni. Będziecie mieli okazję porozmawiać, jego pasją jest socjologia. Wiedziałem że oni wszyscy chcą mnie namówić do przystąpienia do tajemnicy, nie ma mowy. Brzydzę się tajemnicami bardziej niż szczurami.
.
Kiedy biliśmy się z gangsterami obezwładniły nas  łapki. To miniaturowe drony z linkami i zatrzaskami każdy róg ma wyrzutnię dwóch ciężarków, które są na końcach krótkiej linki, ta jest w połowie długości przymocowana do długiej, ta z kolei jest na kołowrotku. Kiedy ciężarki oplotą rękę albo nogę, zatrzaski łapią i nie można ich niczym rozdzielić . Najczęściej łapią dwie nogi naraz. Kołowrotki skręcają linę i człowiek się przewraca, kiedy chce się uwolnić wyciąga rękę, wtedy ręka też jest złapana, potem druga i mamy elegancki pakunek.  Tak właśnie wyglądaliśmy po bójce. Pozostaje tylko pozbierać delikwentów i  załadować na samochody. Dosyć pacyfistyczna broń, ale jak każda może być źle użyta.
Ćwiczyliśmy właśnie jak je używać, miałem wprawę w byciu łapanym, wiec  grałem rolę złego terrorysty, kilkakrotnie mnie złapało, ale później coraz dłużej to trwało. To oznacza że trzeba być skutecznym, nie pozwolić im się uczyć. W zasadzie nikt chyba nie pomyślał co będzie największym problemem, a właśnie teraz przyszło mi to do głowy. Jeżeli nasz program zadziała, gdzie będziemy trzymać więźniów? Nie jestem pewny czy możemy zaufać sprzymierzonym wojskom, oni takie problemy załatwiają definitywnie i szybko.