Kooperatywa. 4.

W wiosce pośród dżungli było przed porankiem, ale ludzie jeszcze spali. Jeden wartownik chodził z karabinem po dróżce wśród zarośli. W pewnej chwili na jego czole pojawiła się czerwona kropka, a potem plama krwi  i umarł bez słowa. Grupa cieni wbiegła między domy. To były typowe afrykańskie chaty z gliny. Czterech ludzi rozlało benzynę wzdłuż zabudowań, kiedy zakończyli, podpalili. Czterdzieści karabinów otworzyło ogień, kule z łatwością  przebijały ściany, część dosięgała śpiących ludzi. Trzej żołnierze, którzy spali na wartowni, obudzili się, złapali za broń i zaczęli chaotycznie strzelać, jeden z nich zbił szybkę i nacisnął przycisk alarm.  W powietrze wzbił się dron i zawisł na wysokości 100 metrów, był nie do zestrzelenia nawet dla dobrego strzelca. Sygnał trafił do miasteczka oddalonego o trzydzieści kilometrów i do spółdzielni siedem kilometrów od wioski. W miasteczku był wzmocniony garnizon, wieści o terrorystach docierały już od dawna. Dwa bataliony  załadowały się na ciężarówki po piętnastu minutach od ogłoszenia alarmu.
W chatach zapanował okropny zamęt i krzyki, ranni wołali o pomoc, dzieci płakały, matki zabierały je i uciekały w dżunglę, mężczyźni zabierali rannych. Ogień z wartowni ostudził nieco napastników. Przypadli do ziemi i całą siłę ognia skierowali na wartownię. To dało czas zaskoczonym ludziom wydostać się z chat. Ale w wartowni było trzech ludzi.  Przeczekali ostrzał i odpowiedzieli ogniem. Ściana wartowni była do okna betonowa i miała szczeliny strzelnicze. Ale wyżej była z gliny i pociski kruszyły kawałki ścian, które spadały na hełmy.
Napastnicy byli zdezorientowani, spodziewali się ze zabity żołnierz był jedyny, nie spodziewali się betonowej wartowni, Wywiad przeprowadzili miesiąc temu, ale wartownia stała od dwóch tygodni a posterunek wzmocniono na wieść o napadach. Mieli dużą przewagę liczebną, dowódca zawołał Allah Akbar i skoczył do ataku, poderwał resztę. Mieli do przebiegnięcia 60 metrów, ale odezwał się karabin maszynowy. Napastnicy jak się poderwali tak padli, niektórzy martwi, kilku rannych. Znowu nieprzyjemna niespodzianka.
Dowódca dostał postrzał w brzuch, jego zastępca przejął dowodzenie i nakazał rozdzielić się na dwie strony żeby okrążyć bunkier. Kiedy zaczęli się ruszać, karabin odezwał się znowu, kosząc ziemię wokół napastników. Przypadli do ziemi w bezruchu i czekali kiedy to się skończy. Czasem któryś nagle krzyczał i zaczynał się wić. Pozostali czekali, kiedy skończy się amunicja. Mieli czterdzieści minut, od początku alarmu, minęło siedem.
Zaczęli tracić ducha. Do tej pory było łatwo, wpadali do wioski, mordowali i gwałcili, brali sobie dziewczęta i odchodzili w chwale. Rzadko padał strzał z drugiej strony. Teraz było coś nie tak. Allah ich nie wspiera, choć walczą w jego imieniu i dla jego chwały.
Do wartowni dotarło jeszcze dwóch mężczyzn. Weszli do środka, wzięli broń ze stojaków i strzelali od czasu do czasu. Gdyby nie zaskoczenie napastników, pewnie już by nie żyli. Ale i tak wszystko mogło się odmienić w każdej chwili. Ponad trzydziestu islamistów było wciąż groźnych, amunicja musi się skończyć lada chwila. Karabin maszynowy zamilkł, Tamci poderwali się znowu, gdy karabin wściekle omiótł przedpole, wsparty strzałami z kałasznikowów. Obrońcy z rozpaczą liczyli ładownice, amunicja była już na wyczerpaniu.
Gdy się podrywali światło dnia oświetliło cały świat, Płomienie pożaru bladły i już nie były jedynym źródłem światła. Napastnicy tak to właśnie skalkulowali. Nikt z nich nie spodziewał się, że coś może pójść nie tak. Znowu przypadli do ziemi.
 
Nagle amunicja w karabinie jednego z napastników wybuchła, masakrując mu twarz i ręce, za chwilę to samo stało się z drugim. Leżący ludzie nie mają zbyt wielkich możliwości percepcji, patrzyli w przód, na bunkier z którego padały strzały, ale słyszeli wybuchy i myśleli że to granaty. Oni też mieli granaty, ale byli jeszcze zbyt daleko żeby ich używać. Kolejny karabin rozerwał się w dłoniach terrorysty, który szykował się do strzału, prawdopodobnie zginął. Ostrzał z bunkra słabł więc napastnicy poderwali się do ataku.
Kiedy człowiek wstaje z postawy leżącej do stojącej, perspektywa się zmienia. Oczy ogarniają większą część przestrzeni, widzą bardziej na boki i w górę. To co zobaczyli zdumiało ich a potem przeraziło.
Trzej aniołowie z ognistymi mieczami zstępowali z nieba a ich stopy chodziły po ogniu. Jeden z terrorystów podniósł karabin i zaczął strzelać, przyłączyli się do niego pozostali. Kule odbijały się od anioła, jak od pancerza czołgu. On sam skierował miecz na pierwszego strzelającego i jego karabin eksplodował masakrując mu twarz i ręce. Potem drugi karabin wybuchł. Terroryści wreszcie zrozumieli co się dzieje. Odrzucali karabiny i podnosili ręce do góry. Aniołowie pozostali na wysokości trzech metrów rozdzielając się tak, że otoczyli grupę więźniów. Żołnierze z bunkra przyszli żeby pozbierać broń. Dwudziestu ośmiu mężczyzn stało z rękami w górze, dwunastu leżało na ziemi, niektórzy jęczeli z bólu. Mieszkańcy wioski wracali do chat, sprawdzając kto został ranny, kto zginął.
Było troje zabitych i pięcioro rannych w tym dwie osoby ciężko.  Pięć minut później wylądował poduszkowiec i wysiadło z niego kilku ratowników. Natychmiast zajęli się najciężej rannymi. Kobieta dostała w głowę i krwawiła, była nieprzytomna, mężczyzna z raną nogi miał przestrzeloną kość, wymagał szybkiej interwencji. Przywódca terrorystów miał postrzał w brzuch i jeszcze żył. Ta trójka została zapakowana do poduszkowca, który natychmiast odleciał. Zanim jeszcze wzbił się do góry, nadleciały dwa następne. W jednym ratownicy, w drugim uzbrojeni członkowie Służby Ochrony Cooperatywy. Natychmiast otoczyli więźniów i skuli każdego z nich. Ratownicy z drugiej grupy wybrali kolejnych najciężej rannych i oba poduszkowce odleciały do szpitala, wraz z nimi aniołowie z mieczami, teraz już bez ekwipunku, w mundurach SOC. Wioska zaczęła się uspokajać.
Po dwudziestu minutach nadjechało wojsko. Przejęli więźniów od spółdzielców i zaczęli spisywać protokół. Wreszcie policzono straty. Mieszkańcy wioski - trzy osoby zabite i dziewięć rannych, w tym dwie ciężko, jedno poważne poparzenie, reszta tylko postrzały. Draśnięć nie liczono, opatrywano i bandażowano.
Żołnierze – jeden zabity, dwóch lekko rannych.
Terroryści – pięciu zabitych, siedmiu rannych.
W wiosce wszyscy już wrócili i zaczęli z nienawiścią patrzeć na terrorystów, dowódca wydał rozkaz żołnierzom, zostawili wartownikom zapas amunicji, zabrano puste ładownice i załadowano napastników na samochody. Odjechali pospiesznie. Ratownicy kończyli opatrywanie ran. Przyjechały dwie sanitarki spółdzielcze, odjechali nimi pozostali ranni, sanitariusze i SOC.
Wioska przygotowywała się do opłakiwania zabitych.
.
.
.
Wreszcie Robert się odezwał. Trzy lata temu poznałem na dyskotece dziewczynę, miała swoje towarzystwo, zaprosiła mnie i poznałem Georga. Miał kasę i był wesoły, dziewczyny za nim przepadały. Dużo rozmawialiśmy, zawsze kręciły się przy nim. Ja jako kumpel na tym korzystałem. Bardzo był ciekawy spraw spółdzielni, mówił że jest psychologiem i prowadzi praktykę. Do tej pory się przyjaźnimy. Zawsze mnie wypytuje co się dzieje u nas. To w zasadzie nic takiego, bo i tak nie mamy żadnych tajemnic. Ale ostatnio przyszło mi do głowy, że może on jest częścią większej grupy. Bardzo go interesowały nasze ideologiczne problemy, na przykład z alkoholem albo z seksem. Kiedy zadaje pytania, stara się żeby to brzmiało luźno, ale pyta bardzo metodycznie.
To ciekawe co mówisz. Chciałbym żeby był tu z nami ktoś z SOC. Czy to wszystko co ukrywałeś?
Nie. Stawiam dziewczynom alkohol, choć sam nie piję.
Czyli sex i alkohol. Od jak dawna jesteś w spółdzielni?
Osiem lat.
Lubisz wesołe życie i lubisz kobiety, nie chcesz odpocząć od spółdzielni? Przecież w jakiejś korporacji przyjmą Cię z otwartymi rękami?
Ale tam będę niewolnikiem, tutaj jesteśmy braćmi. Tam będę trybikiem, tutaj jestem u siebie.
Ale będziesz pił do woli i dziewczyny będą wskakiwać Ci do łóżka.
Wiesz że to moja słabość, przestań mnie dręczyć.
Dobrze. Zakończmy to. Jakie macie propozycje?
Wykluczenie ze spółdzielni.
Nowicjat przez rok.
Jakieś jeszcze?
Cisza.
Głosujemy. Kto za wykluczeniem?
Pięć rąk w górze.
Kto za nowicjatem?
Siedem.
Dobrze. Oczywiście jako nowicjusz nie lecisz z nami. Ustalę z logistyką kiedy odlatujemy, czas na kolację.
Wstaliśmy i zaczęliśmy wychodzić, Marek powiedział do mnie - no, dużo się dzieje, nie jesteśmy tacy najgorsi. - Roześmialiśmy się.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika ruisdael

18-06-2015 [11:36] - ruisdael | Link:

Szczerze powiem, że na ogół przy czytaniu Pana bloga palą mi się obwody.

Obrazek użytkownika Leszek Smyrski

18-06-2015 [19:25] - Leszek Smyrski | Link:

Dziękuję za komentarz.
To o kooperatywie to fikcja literacka, w założeniu powinna być beletrystyczna, ale nie umiem się pozbyć manieryczności naukowej.
Pozdrawiam serdecznie.