Ta ropa kosztowała morze krwi

Gdy kilka lat temu pisałem na łamach jednej z gazet o sytuacji ludności murzyńskiej w Sudanie, świat zachodni milczał o bestialstwach dokonywanych przez bojówki popierane przez władze w Chartumie. Wiadomo, ropa naftowa potrafi zbudzić w ludziach największego demona. Przez ostatnich kilkanaście lat o wojnie i masakrach ludności murzyńskiej w Sudanie nie mówiło się w ogóle. Koncerny wydobywcze udawały, że nie wiedzą, że za ich pieniądze prowadzi się krwawą wojnę domową, która kosztowała życie ponad dwóch milionów ludzi. Pieniądz i zysk były dużo ważniejsze od ludzkich odruchów.

Również dziś sytuacja w tym kraju jest niezwykle trudna. Przeprowadzone niedawno referendum w którym mieszkańcy południowego Sudanu opowiedzieli się prawie jednogłośnie za niepodległością może niestety niewiele zmienić. Zawarty pokój z islamistami z północy jest bardzo kruchy. Nowo powstające państwo dopiero buduje swe struktury. Sytuacja w regionie grozi konfliktami nie tylko z północą. Biskupi sudańscy ostrzegli niedawno, że marzenia o niepodległości południowego Sudanu mogą spełznąć na niczym, jeśli natychmiast nie zostanie powstrzymana działalność Armii Oporu Pana. Jest to sekciarska banda działająca na pograniczu Konga, Sudanu i Ugandy. Jeśli zdecyduje się ona nękać mieszkańców Południowego Sudanu, sparaliżuje to działalność nowych władz i zrujnuje ich niewielkie zasoby – ostrzegają hierarchowie.

Jak poinformowało Radio Watykańskie sudańscy biskupi obawiają się również o los chrześcijan żyjących w północnej części kraju, zdominowanej przez muzułmanów. Po secesji należy się spodziewać zaostrzenia islamskiej polityki państwa i mniejszej tolerancji dla wyznawców Chrystusa – zauważa pomocniczy biskup Chartumu, Daniel Adwok. Już teraz zadaje się nam pytanie, dlaczego nie uciekliśmy jeszcze na południe. Północnosudański biskup dodaje, że w jego stołecznej diecezji liczba wiernych chodzących do kościoła zmniejszyła się ostatnio aż o 90 proc.

Pewnie pisanie o sytuacji w południowym Sudanie niewiele zmieni, ale przynajmniej dowiemy się o tym, że ludzie ci także oczekują pomocy od instytucji międzynarodowych. Nie mam pewności czy na Brukselę w tej sytuacji można liczyć. Możemy jednak wywierać presję na naszych eurodeputowanych by przypominali o tej kwestii. My Polacy możemy wczuć się w rolę pozostawionych samym sobie Sudańczykom z południa. Przez pół wieku świat milczał również o nas, a i teraz nas nie rozpieszcza.