Kooperatywa. 3.

Trzy godziny zajęło nam naprawienie panela. Korzystając z okazji postanowiliśmy zrobić inspekcję liny. Pablo ustawił aparaturę i połączył się z poziomem bazy. Testowaliśmy wytrzymałość liny głównej, a właściwie czterech lin. Liczba mikropęknięć pojedynczych drutów była w normie, jakieś trzy miesiące powinien być spokój. Pablo wysłał raport, a my zebraliśmy sprzęt. Odcumowaliśmy naszą platformę i popłynęliśmy do wieży. Platforma była balonem wodorowym z osprzętem dużego drona. Renesans wykorzystania balonów to była nasza, spółdzielcza specjalność i jedno ze źródeł naszych patentów. Dwadzieścia lat temu uważali nas za szalonych dziwaków, dopóki przed siedmioma laty nie stanęły nasze wieże i nie zaczęliśmy regularnej eksploracji bliskiego kosmosu. Balony to tylko jedno z rozwiązań.
Pablo opowiadał jak kiedyś trafił do niego nowicjusz i bardzo pilnie obserwował wszystkie szczegóły, robił też ukradkiem zdjęcia. Idiotyczne, przecież mógł fotografować wszystko co chciał. Kiedy Pablo zaczął z nim pogawędkę o dupie Maryni rozluźnił się i pozwolił sobie na szczerość, spodziewał się ze znajdzie coś, co trzymamy w tajemnicy. Tacy ludzie pojawiają się u nas często, zaglądają w różne miejsca i dziwią się, że wszystko co mogą zobaczyć jest dostępne również w internecie. Trudno im zrozumieć że nie mamy tajemnic, że niczego nie ukrywamy. Nie może do nich dotrzeć, że to jest właśnie powodem, dla którego wyprzedziliśmy wszystkich innych w rozwoju technologii społecznych. Ale nie tylko technologia jest źródłem naszej siły. Niektórzy straszą nas terrorystami. Wysadzenie 20 kilometrowej wieży byłoby dla każdego szaleńca szczytem marzeń. Ale mamy system bezpieczeństwa i mocne, precyzyjne lasery.
Po południu spotkaliśmy się na ostatniej odprawie. Kiedy wczoraj dowiedziałem się że nie lecimy na księżyc, byłem jeszcze podniecony walką, dlatego nie odczułem tego tak bardzo. Dziś emocje opadły i było mi trochę przykro, księżyc to moja romantyczna wizja, pierwszy krok ludzi do podbicia głębokiego kosmosu. W Bazie miałem robić coś  przy najnowszych technologiach energii solarnej. Jeśli to się uda, będziemy mieć wielką nadprodukcję energii, trzeba będzie wymyślać sposoby jej użytkowania.
Jan rozpoczął odprawę od przedstawienia nowego, który siedział boso na podłodze jako nowicjusz. To Karol, był naszym przedstawicielem w Brukseli. Załatwiał dla nas ważne polityczne sprawy, miał prawo podejmowania samodzielnych decyzji. Służył spółdzielni trzy lata, zrobił dużo dobrych rzeczy. Według standardowej procedury został przydzielony do naszej grupy, żeby przejść trzymiesięczny nowicjat. Witaj Karolu, opowiedz nam o sobie.
Witajcie. Służyłem spółdzielni w parlamencie europejskim jako przedstawiciel kooperatywy. Mam nadzieję że służyłem dobrze. Zdarzało mi się popadać w nadmierne samozadowolenie i poczucie władzy. Pobyt w nowicjacie pomoże mi przypomnieć sobie zasadnicze wartości w życiu. Na razie tyle o mnie.
Witaj Karolu. Nie polecisz z nami, zostaniesz z Antkiem i Markiem. Mówisz po francusku, przydasz się w Afryce. Życzę Wam pożytecznego pobytu. Za rok dolecicie do nas. Teraz się pożegnamy. Później nie będzie czasu. Zabieramy swoje rzeczy, ci którzy odlatują. Spotkanie za pół godziny przy windzie. Ktoś chce jeszcze coś powiedzieć?
Odezwał się Robert.  Wypiłem piwo.
Jan zbladł. Połączył się z działem technicznym – Tu Jan z kooperatywy Makondo. Mieliśmy odlatywać o 20. Proszę zawiesić wylot. Mamy problem.
Ok. Jesteście zawieszeni przez 24 godziny. Jeśli nie zdążycie, wracacie na koniec kolejki.
Miejsce w kolejce ustalali w dziale logistyki. Czekanie mogło zająć trzy miesiące, mogło dwa tygodnie.
Ok. Rozłączył się.
Opowiedz Robert, co się wydarzyło?
Robert patrzył w milczeniu w podłogę. Wypowiedzenie dwóch słów bardzo go wyczerpało, wydarzenie musiało mieć miejsce już jakiś czas temu. Siedzieliśmy więc w milczeniu czekając na to co powie.
.
.
Ewa zeszła na taras, liczyła że spotka Manuela z miasteczka poza kooperatywą, nie było go, ale spotkała kilkoro znajomych. Manuel z ojcem i kilkoma sąsiadami zbiera dziś banany. Najbliższe kilka dni nie będzie go, faktycznie wspominał że zbliżają się zbiory, nie spodziewała się jednak że to już teraz. Miała ochotę na sex. Była z Manuelem już kilka miesięcy i było im dobrze. Teraz była trochę zła. Nie na Manuela, nie na sytuację, była zła na siebie. Regularnie przyjmowała tabletki antykoncepcyjne, a teraz czeka ją abstynencja. Zabezpieczenie niepotrzebne, bo nie ma niebezpieczeństwa. Myślała o powrocie do siebie. Miała pouczyć się do egzaminu i przejść go. Nie był trudny, ale trzeba było się przyłożyć. Umiała się zmobilizować i poświęcić kilka dni, kiedy trzeba było stawić czoła wyzwaniu. Dzisiaj jednak niczego nie musiała, a koledzy i koleżanki Manuela również mówili po hiszpańsku, to jej wybrany język. Z Manuelem rozmawiało jej się znakomicie, kiedy jednak przyszło jej zmierzyć się z grupą mówiących po hiszpańsku znajomych, którzy skakali luźno po tematach i ciągle wtrącali dygresje, często się gubiła i przestawała rozumieć, potem z kolei świetnie rozumiała wszystko co mówili. Ta sytuacja najpierw ją drażniła, później zaczęła bawić. Przypomniała sobie słowa nauczyciela – Nie przejmuj się niczym, słuchaj i mów. Cokolwiek głupiego powiesz, za chwilę zapomnisz, ale ciągle się rozwijasz. Za rok będziesz świetnie mówić, potem przyjdzie czas na pisanie i czytanie.
Chciała przejść egzamin a potem przejść do ciekawszej pracy. Była w spółdzielni półtorej roku, pochodziła z Lubina, jej ojciec był Niemcem więc znała trochę niemiecki, ale zawsze podobał jej się hiszpański. Kiedy pojawiła się perspektywa pracy przy wieży, zgłosiła się i po kilku miesiącach dostała propozycję. Na razie miała podstawowe prace, była jedyną sprzątaczką ze statusem spółdzielczyni, musiała zarządzać i jednocześnie pracować. Trzy lata była na statusie pretendentki do spółdzielni, wszystkie obowiązki wykonywała wzorowo. Kiedy została spółdzielczynią postanowiła że zrobi program studiów, jednak w miarę upływu czasu entuzjazm malał. Skoncentrowała się na razie na hiszpańskim i robiła duże postępy. Zatopiła się więc w rozmowie. Pili herbatę i soki owocowe, Lucio popijał energetycznego drinka i uśmiechał się kiedy mówiła. Kilkakrotnie spojrzała w jego stronę i zaczął ją interesować jego sposób mówienia. Przekonywała sama siebie ze to studium lingwistyczne, ale widziała wyraźnie że ma czarne oczy i opaleniznę prawie taką samą jak Manuel. Pomyślała nawet przez chwilę że Lucio może być równie ciekawy jak Manuel, ale na dziś nie rozwijała tej myśli. Nie chciała żeby uznano ją za puszczalską. Pierwsza okazja i Manuel idzie w zapomnienie. Wdała się więc w ploteczki z pracy z Manuelą i Angelicą. Opowiadały sobie o zwyczajach gości hotelowych i bałaganie jaki zostawiali. To była jej dziedzina, znała wszystkie potrzebne słowa, więc pogawędka przebiegała z lekkością i dawała poczucie elokwencji. Wiedziała ze Lucio spogląda na nią z wyraźnym zainteresowaniem, wiedziała że faceci lubią na nią patrzeć. Pozornie nie zwracała na niego uwagi, ale po godzinie pogawędki, kiedy postanowiła wracać do siebie powiedziała do niego – Podejdź proszę do Manuela i powiedz że tęsknię i go pozdrawiam. Powiesz mi jutro co powiedział. Muszę już lecieć, mam naukę. – w zasadzie nie kłamała, nauka czekała, ale prawdopodobnie nadaremnie.
.
.
Robert podniósł wzrok i spojrzał przed siebie. Miesiąc temu byłem w Paryżu na dyskotece. Poznałem dziewczynę, była już wstawiona i najładniejsza, jaką w życiu widziałem. Miałem wrażenie że się zakochałem, zatańczyłem z nią a potem zapytała czy postawię jej drinka, powiedziałem że tak, jeśli się ze mną prześpi, zgodziła się. Ale nie chciała pić sama. Musiałem wypić piwo. Spędziłem wspaniałą noc. Rano ona była miła ale zdystansowana, a ja zrozumiałem co się stało i ona też jakoś mi obrzydła. Więcej się nie widzieliśmy.
Karol, siedzący na podłodze zapytał.
Jak długo jesteś w spółdzielni?
Dwanaście lat.
Miałeś jakieś niewyjawione potknięcia?
Robert odpowiedział z lekkim opóźnieniem – nie.
Przemyśl zanim odpowiesz. Mamy czas.
Zaległa cisza. Siedzieliśmy zasłuchani w śpiew ptaków