Taśmy, czyli Dyzma postawiony na czubku

Tusk, tak jak marzył i knował, został „dużym misiem”.
Ani on jednak, ani zapakowana z nim Bieńkowska, ani też przycupnięty Graś nie zdołali, jak to ujął jeden z chłopaków z ferajny „uciec od od tego syfu” i od „tego folkloru”. Nie jest całkiem pewne, czy oni już o tym wiedzą, a jeśli wiedzą, to czy wiedzą dlaczego, oraz – bez względu na to, czy wiedzą, czy nie – czy powiedzieli pozostałym.

Z tym ich uciekaniem „od tego syfu” sprawa ma się bowiem podobnie, jak z zaglądaniem Misia o Bardzo Małym Rozumku: „Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.” Im bardziej zaprzaniec chce się odciąć od "wstydu" czy "syfu",tym bardziej "syf" jest z nim.
Dokądkolwiek by się też nie salwował ucieczką Tusk, Graś, Arabski, Bieńkowska czy wreszcie Komorowski (poniecham już wyliczenia pomniejszego płazu) to dotarłszy na miejsce zawsze będzie musiał się przekonać, że „ten syf” i „ten folklor” jest tam już przed nim. A także za nim. I po bokach. PO prostu „ten syf” będzie zawsze i wszędzie dookoła. A najbardziej – pośrodku.

Rzecz się sprowadza do tego, że „ten syf” nie stanowi problemu... tj. nie stanowi naszego problemu, choć paradoksalnie to właśnie my możemy i musimy zdeponować gdzieś jego pokłady; które przyjęły postać rozpanoszonych tu ponad wszelką miarę pań i panów. Oni zaś na próżno chcieliby uciekać od tego czegoś, co im tak boleśnie doskwiera dookoła, a najbardziej – w środku. W sumie, nam się przecież też nie podoba to, co widzą w lustrze.

 

Taśmy, mówiące nam, że POrąbany minister SW jest w naszym opadniętym przez zgraję łajdaków kraju zdolny nakazać podpalenie własności ambasady sowieckiej, by zaszkodzić opozycji, zaś minister odpowiedzialny za przemysł przez 7 lat gnuśniał i żerował na majątku kopalń, aż do ich ruiny, są z punktu widzenia chłopaków z ferajny dowodem na... naruszenie ich prywatności! Z mojego punktu widzenia te same taśmy są dowodem wywrócenia na nice całego porządku w moim kraju; ale to całego. Albo postawienia go na głowie. Co mam na myśli? Za ilustrację niech posłuży nam Nikodem Dyzma: funkcjonuje on w II Rzeczpospolitej jako kmiot, udający w kręgach rządowych człowieka kulturalnego, starając się upodobnić do dominujących ten świat kulturalnych ludzi. Dyzmowie PRL’u bis też gromadnie imitują ludzi kulturalnych, lecz – być może wskutek zdominowania ich sfer przez kmiotów – skutkuje to niezmiennie od 7 lat upodabnianiem owych zdominowanych przez nich sfer do wzorca ich autentycznej nikczemności.

Tak jak elitę rozumiało się pierwotnie jako wąską grupę, w wartościowy sposób wyróżniającą się z całości i tak właśnie na całość oddziałującą, tak elitarne-inaczej sfery człowiekówhonoru i ich eksponowanych posługaczy, o których wspomniałem, wyróżniają się – owszem – wszelako nie wartościowo, lecz jako się rzekło – na sposób nikczemny. Dno. Ten niebieski kawałek.

 

Zacznijmy od niedzieli stawiać tę piramidę właściwą stroną do góry.
Misie o Bardzo Małej Przyzwoitości zostawmy na ich poziomie.