Deklaracja chwilowego emigranta

Nie będziesz mnie, Czapiński, z mojego domu wyrzucał!

Nie ma końca to więzienie! O(!), jak trudno wyczekać końca wyroku. Móc odetchnąć powietrzem przecież tym samym! A przecież nie wiąże mnie krata. Ulicami chadzam swobodnie. A i nawet pozwolić bym sobie mógł na kawiarniane pogaduchy od czasu do czasu. Dziś stać mnie na to! A czuję się jak więzień. Jestem więźniem.

Tutaj naprawdę jest tylko trochę inaczej... Podwójne krany. Niepraktyczne klamki. Grzyby – na ścianach, a nie w lasach. Tutaj nie ma lasów. To wina pogody – te grzyby. Albo przemysłu – te lasy. To drobnostki. Folklor po prostu. O zawrót głowy przyprawia mnie lustrzane odbicie ruchu drogowego. Ale przynajmniej wolno przechodzić na czerwonym. To mnie nieco uspokaja, bo z domu wyniosłem niechęć do czerwonych. Świateł również. Myślę, że kiedyś się przyzwyczaję.

Tęsknię! Doczekać się nie mogę. Nie mam za czym, ale tęsknię, jak cholera. Jak plakatami, wyklejam wewnętrzne czaszki ścianki Itakami wspomnień. Pomieszane strzępki! Na facebooku zbieram galerię. Tu umieszczę jakiegoś Turnera, Dalego, czy Goyę. Ówdzie zawiśnie Beksiński, Kossak, Matejko. Gdzie oni byli w muzeach?! Szukam obrazów z albumów „Tam” zostawionych. Nie wiem dlaczego. Ha(!), teraz to „zostawionych”! Raz przejrzanych i rzuconych w kąt! Błogosławiony internet, bo można cokolwiek odnaleźć. Nad to w głowie szumią puzzle jakieś – z Norwida, Stachury, Herberta. „Jako smakujesz ten tylko się dowie...”

A tutaj mowa wyjątkowo bełkotliwa. Daleka od uniesień Shakespeare'a. To ponoć jego język. Już czasem w nim myślę. Zaczynam zbierać rymy w tym barbarzyńskim narzeczu. Niech mi przebaczy brukana gramatyka... Jednak od mowy ojczystej odzwyczaić się nie sposób. Słyszę ją na każdym kroku, jakbym znikąd nie wyjeżdżał. Rodacy, chociaż już seplenią z tutejsza, starają się bronić przed naleciałościami. Większość wciąż inkrustuje zdania wulgarnie z należytą starannością. Tę złość ze sobą przywieźli.

Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Ale ja duszę się z tęsknoty. Chociaż nie mam dokąd wracać. Ani do kogo. Odliczam godziny, minuty, złotówki do powrotu. Odkreślam je cięciami na ścianach, jak więzień. Odys miał przynajmniej swoją Penelopę, co się broniła... A Ty? – odurzona i ślepa. Ty na mnie nie czekasz. Ale i tak wrócę. Od tych pijawek wybawiać Cię, Polsko.

PS. Właśnie kolejna się przedstawiła. Nie będziesz mnie z mojego domu wyganiać, Czapiński.

Rośnie fundamentalistyczny radykalizm w młodym pokoleniu Polaków. Módlmy się, by jak najszybciej wyemigrowali.