Grabarczyk lokomotywą Platformy w Łodzi, czyli nomen omen

Wystawiając ministra infrastruktury na szczyt listy wyborczej w mieście Łodzi, władze Platformy Obywatelskiej dokonały rzadkiej sztuki w polityce. A mianowicie chodzi o to, że osiągnięto doskonałą harmonię pomiędzy formą a treścią, co nawet najwybitniejszym artystom zdarza się niezmiernie rzadko.

Lokomotywa wyborcza bowiem każdemu skojarzy się natychmiast z kolejami państwowymi, którymi zawiaduje Cezary Grabarczyk. Wszyscy mają jeszcze w pamięci niespotykany horror na dworcach i w pociągach sprzed kilku tygodni, który rozegrał się właśnie pod auspicjami ministra, który teraz ma pociągnąć Platformę w mieście Łodzi. Minister był tak zajęty budową autostrad, że zapomniał o rozkładach jazdy pociągów i zanim sobie przypomniał, rozpętało się piekło na torach, dworcach i w poczekalniach.

Jeszcze lepiej pamiętamy komedię w Sejmie, którą odegrał już sam premier, broniąc swojego faworyta niczym niepodległości. Chociaż niektórzy twierdzą, że premier nie bronił Grabarczyka jako ministra infrastruktury, lecz jako prezesa spółdzielni, która jakoby istnieje w partii obywatelskiej. Głównym argumentem premiera było, że Grabarczyk jest lokomotywą całej infrastruktury w kraju, a zwłaszcza wybitne zasługi położył w budowie dróg. To był prawdziwy kabaret i ludzie na sali podczas debaty nad odwołaniem ministra płakali ze śmiechu.

A było z czego – wystarczy powiedzieć, że w czasie gdy rozwścieczone tłumy pasażerów szalały na nie istniejących peronach w oczekiwaniu na pociągi, które istniały tylko w rozkładach, szczęśliwcom marznącym w nielicznych istniejących pociągach wyświetlano filmy Stanisława Barei. Tego nie mógłby wymyślić nawet sam Bareja i dlatego Grabarczyk już ma miejsce w historii zarówno kina, jak i kolejnictwa polskiego. Finał kabaretu w Sejmie był równie spektakularny. Premier obronił prezesa...tfu...chciałem powiedzieć ministra Grabarczyka pod pretekstem, że buduje drogi, a ten natychmiast po szczęśliwym ocaleniu posady zabrał się za anulowanie kontraktów na budowę tychże dróg. W ten sposób nie mamy ani porządnej kolei, ani dróg, ani polityki, bo z jej uprawiania Tusk zrezygnował już wcześniej. Śp. Stanisław Bareja przewraca się w grobie, mało tego, on się kręci tam chyba jak wentylator z żalu, że nie żył w takich ciekawych czasach.

Piszę celowo o mieście Łodzi, żeby nie mylić z pospolitą łódką, która służy do pływania po wodzie. Jest bowiem jeszcze jedna pocieszna zgodność formy z treścią na liście wyborczej Platformy w tym mieście. Otóż nie dość, że Grabarczyk znalazł się na czele listy, czyli jakby na dziobie łodzi, to trzymając się wodnej analogii, na jej rufie, czyli przy sterze Donald Tusk posadził Mirosława Drzewieckiego, dla przyjaciół Miro. Były minister sportu i zasłużony kombatant afery hazardowej w Platformie został bowiem również umieszczony na liście wyborczej tej partii w mieście Łodzi, tylko że na dziesiątym miejscu. Jednym słowem zabezpiecza tyły, co nie dziwota, bo był skarbnikiem swojej partii, a skarbnicy nie lubią się trzymać na widoku.

Kto to jest Miro wie w Polsce każde dziecko, które interesuje się sportem, a także każdy właściciel automatu do gier zwanego jednoręcznym bandytą. Jest przeuroczy państwowiec i golfista, tylko nieco roztargniony. Zdarza mu się bowiem, że podpisuje różne kwity wcale ich nie czytając. Taki ma feblik. Oczywiście roztargnienie to nie jest żadna zbrodnia, niektórzy nawet twierdzą, że ta przypadłość cechuje umysły genialne. Jednak w wypadku ministra taki feblik może trochę kosztować państwo, a Miro podpisał kwit rezygnując wspaniałomyślnie z kilkuset milionów. Poza wszystkim trzeba przyznać, że ma chłop gest i można mu zarzucić wszystko, ale nie małostkowość. W dzikim kraju to naprawdę rzadkość.

Chodzą też słuchy, że minister Bogdan Klich zasłużony dla obronności własnego honoru ma rywalizować z Jarosławem Gowinem o jedynkę na liście Platformy Obywatelskiej w Krakowie. Teraz będzie nas osłaniał od południa, bo od wschodu nie bardzo mu wychodziło. Reasumując Łódź ma lokomotywę ze sternikiem, a Kraków wojskowego psychiatrę ze świeckim kaznodzieją.

Z kolei w Pile w wyborach uzupełniających senatorem ponownie został milioner Henryk Stokłosa, któremu prokuratura postawiła 22 zarzuty o korupcję, bezprawne uwięzienie, fałszowanie dokumentów, wyłudzenie, groźby, pobicie. Ale on jest spokojny o wynik procesu i uważa, że jest w Senacie potrzebny.

Tylko patrzeć, aż upomną się o swoje Zbychu z Rychem we Wrocławiu. Państwo Platformy Obywatelskiej zdaje egzamin.

http://www.polskatimes.pl/fakty/kraj/365502,grabarczyk-sledzinska-katarasinska-i-kwiatkowski-pierwsza,id,t.html

http://blog.rp.pl/skwiecinski/...

http://fakty.interia.pl/fakty_...

http://fakty.interia.pl/fakty_...