Czy Tusk był na proszkach czyli kolejny koniec POPiS-u

Czytając relacje za kulis ostatnich wydarzeń w kierownictwie PO mam uczucie deja vu. Bo to jest tak, jakbym czytał pełne satysfakcji opisy tego, jak się PiS rozleciał zaraz po mało co nie wygranej kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego.

Z uporem wracam do fenomenu, który teraz jest już najwyraźniej wspólnym doświadczeniem obu partii, które jakiś czas termu wzięły w posiadanie ogromna większość sceny politycznej.

Byłoby ironia losu gdyby ten projekt, który w 2005 r. obudził całkiem spore nadzieje a później, po swej „niedonoszonej ciąży” wywołał takie emocje, zaistniał w dzielonego wspólnie losu na koniec tego etapu flirtu z władza. taki POPiS w koalicji upadania… I tu konioec dywagacji choć one moga stac się źródłem najgoretszej dyskusji.

Nie wiem czy ci, którzy z satysfakcja odbierali tamte zachowania Prezesa PiS teraz czują podobna satysfakcję. Oczywiście mogą twierdzić, że „to jednak co innego” ale mam odmienną opinię. I tu i tam doszło do spięcia się nieznoszących się ambicji, tu i tam efektem były dość ostre słowa i działania.

Różnicą jest ostateczny (przynajmniej na razie) efekt i próba jego zinterpretowania. No i to w jaki sposób poszczególne partie zdecydowały się prać swoje brudy. Przy tym ostatnim, jak sądzę, korzystniej w ostatecznym rozrachunku wygląda chyba PiS, stawiający na coś, co można (ze świadomością dość naciąganej adekwatności użytego pojęcia) określić jako „otwartość”. W przypadku PO zawiodła wiara w to, że tam, gdzie się wrzeszczy na oczach niemałej grupy ludzi, wszystko może pozostać „między nami”. Wydłubane jako „anonimowa relacja” ma zdecydowanie bardziej sensacyjny wydźwięk.

I trudno się dziwić takiemu odbiorowi gdy czyta się o „dwóch twarzach” Donalda Tuska (choć dla jego przeciwników akurat to żadna tam nowina) oraz o tym, że w Premierze zdaje się właśnie Mr. Hyde brać górę nad poczciwym Jekyllem.

” "Rany boskie, gdzie ja byłem? Co tam się działo!"

To takie najkrótsze podsumowanie wewnątrzpartyjnych relacji w kierownictwie PO. Relacji między „numerem jeden” w partii i niegdysiejszym „numerem dwa”. Zresztą nie pierwszy to „numer dwa” co ten smak relacji z Tuskiem poznaje na własnej skórze.

„Donald Tusk, […] przez cztery godziny kopał jedną osobę"

W przypadku Donalda Tuska i jego zwolenników mamy do czynienia z tym, co ostatnimi czasy tak często z ich strony padało jako zarzut, pod adresem politycznego wroga. Świadomie nie napisałem „przeciwnika” bo to byłoby określenia zbyt neutralne. Oto mamy pytanie, czy „ten Tusk”, wykreowany najpierw przez speców od marketingu a później wciskany klientom przez media to autentyk, czy też działania wprowadzające w błąd.

Ja wiem, że w tamtej kampanii skierowanej przeciwko Kaczyńskiemu zarzut „oszustwa” był kokieterią. I najbardziej bym się dziwił temu, gdybym uwierzył, że ci, którzy nagle „czuli się oszukani” rzeczywiście choćby przez moment myśleli o Kaczyńskim inaczej niż tak, jak dali temu wyraz po odkryciu „oszustwa”. Teraz, stwierdzam z satysfakcją, maja okazję przećwiczyć to naprawdę. I to jedyne czego można, naiwnie czy nie, oczekiwać.

Wszak przecież przeciwnicy Tuska nie mieli wątpliwości, jaki on jest. I ta prawda, ujawniona jako szczątki relacji z tuskowego linczu na Schetynie, na pewno nie jest dla nich prawdą najgorszą.

Prawdę mówiąc powinienem czekać aż jakiś uczciwszy krytyk Kaczyńskiego sprzed miesięcy (tygodni…) zacznie zastanawiać się czy Tusk przez minione lata swych „światłych” i „pełnych spokoju” rządów „robił nam przepięknie” też pod wpływem jakichś prochów. I dopiero teraz gdy „Ostatnie sondaże przybiły premiera. - Tusk zachowuje się jakby był osaczony i zaszczuty. Jakby strzelano do niego z każdej strony” ujawnił swe prawdziwe oblicze. Te, o którym przebąkiwano od dawna ale które, w odróżnieniu od oblicza jego głównego przeciwnika, nie było dotąd przedmiotem zbyt głębokiej (o ile jakiejkolwiek) analizy mediów i komentatorów.

Tym, którzy zwrócą mi zapewne uwagę, że ciągle krążę wokół nieistotnych spraw jest gdy tyle ważniejszych, odpowiem, że to oni się mylą. Nie pamiętam kiedy „spraw istotnych” było mniej. Pamiętam natomiast, że nawet wtedy kwestia osobowości polityków (gdy rządziła poprzednia opcja) dla krytyków była najistotniejsza. Nadto, przy chronicznym pomijaniu spraw istotnych przez obecna ekipę za źródło jej sukcesów uznawano przede wszystkim (poza wypalonym ponoć „antypisowskim paliwem” rzecz jasna) „drużynowe” podejście przez PO do polityki oraz wizerunek tej partii jako monolitu.

W sprawie, o której pisze znamienne jest jeszcze coś. Oto Tusk i Schetyna zdają się robić teraz wszystko, by ten ich konflikt został „zapluty, zamazany”. By go wyciszyć dając do zrozumienia, że sobie „dali po razie” i starczy. Jednak media drążą. I to media, które jeśli o coś można było podejrzewać to na pewni nie o nadmierny krytycyzm wobec rządzącej ekipy i partii. To też znak czasu wobec „miękkiego” startu Platformy do rządów puentowanego dowcipem o tym, że w „Szkle kontaktowym” akurat postanowiono, że dość „jechania” po rządzie i cza zająć się opozycją. Widać i to się znudziło. I w tym zapewne problem Tuska i te jego napady gniewu.

Ale czy kto mu obiecywał, że będzie łatwo? Obiecali? Niech teraz się tłumaczą… Nie daruje Pan, panie Donaldzie!

*wytłuszczenia za: http://wiadomosci.onet.pl/kraj...