Długi marsz ku Międzymorzu

Bez jakiejś formy urzeczywistnienia sojuszu państw naszego regionu, prędzej czy później czeka nas powtórka z traumatycznej przeszłości.

I. Międzymorze albo śmierć

Idea Międzymorza była bodaj jedynym dwudziestowiecznym pomysłem na Polskę, który zakładał nie tylko jej pełną podmiotowość polityczną, ale wręcz pozycję regionalnego mocarstwa – przywódcy szeregu krajów leżących między Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem (koncepcja „ABC”). Jak pokazała historia, niepowodzenie realizacji tego projektu geopolitycznego oznaczało w konsekwencji upadek polskiej państwowości oraz wtrącenie całej Europy Środkowo-Wschodniej pod jarzmo sowieckiej dominacji. Nie pierwszy raz zresztą geopolityczna słabość okazała się dla nas gwoździem do trumny. Rozkład wewnętrzny pierwszego międzymorza jakim była I Rzeczpospolita zakończył się tragedią rozbiorów i ponad studwudziestoletnią niewolą. Obecnie Międzymorze przywoływane jest raczej w charakterze snu o potędze, wizji snutej ku pokrzepieniu serc i poprawie samopoczucia, niż realnej możliwości, którą przy zaangażowaniu odpowiednich środków można by zrealizować. Ot, taka terapia zbiorowa środowisk patriotycznych – jak to mogliśmy być, panie, silni i znaczący, tylko nam nie dali i wciąż nie dają.

Tymczasem, należy powiedzieć sobie jasno – bez jakiejś formy urzeczywistnienia sojuszu państw naszego regionu prędzej czy później czeka nas powtórka z traumatycznej przeszłości. Niestety, obecne elity polskie sprawiają wrażenie kompletnie wyzutych z poczucia podmiotowości – i dotyczy to w znacznej mierze również tzw. środowisk niepodległościowych. Można czasami odnieść wrażenie, że poszczególne opcje różnią się jedynie rozłożeniem akcentów i sympatiami, a nie generalnym podejściem do zagadnienia suwerennego bytu państwowego. Jak zauważyłem niegdyś w tekście „Czy Polskę stać na podmiotowość?” („Polska Niepodległa” nr 43/2014) cała aktywność międzynarodowa III RP sprowadzała się w zasadzie do zakotwiczenia nas w strukturach euroatlantyckich, które następnie miały już załatwić za nas wszelkie problemy. Taki fukuyamowski „koniec historii” na miarę naszych możliwości. Okazało się to szkodliwą mrzonką, o czym przekonujemy się od jakiegoś czasu, kiedy to zostaliśmy sprowadzeni do roli „obrotowego kondominium” rozgrywanego w trójkącie Niemcy-Rosja-USA. Obecnie zaś realizowana przez Niemcy pod przykrywką „pogłębiania integracji” współczesna wersja Mitteleuropy z jednej strony, oraz coraz bardziej agresywne zakusy imperialne Rosji z drugiej, przy indolencji USA i NATO, dobitnie pokazują, że nasz urlop od historii się skończył – i to już jakiś czas temu.

Dlatego rzecz nie w tym, by obijać się między Rusem, Prusem a Jankesem, będąc wiecznie skazanym na rolę narzędzia realizującego cudzą politykę, lecz by sformułować, a następnie wprowadzać w życie własne założenia strategiczne.

II. Między młyńskimi kamieniami

Jest to zadanie niezwykle trudne, znajdujemy się bowiem między młyńskimi kamieniami. Spójrzmy.

Na jakikolwiek sojusz, czy chociażby wypracowanie normalnych stosunków z Rosją nie ma co liczyć. Rosja może nas zaakceptować tylko w jednym przypadku – jeśli się jej całkowicie podporządkujemy. Z istnieniem Polski suwerennej, prowadzącej podmiotową politykę Rosja nigdy się nie pogodzi – taka Polska zawsze będzie traktowana jako obraza imperialnych ambicji. Nie ma też sensu silić się na jakiekolwiek pojednawcze gesty – takowe zawsze będą traktowane przez zakute, mongolskie łby jako oznaka słabości. Do zakutych, mongolskich łbów może trafić tylko jeden argument, powodując w nich pewne przewartościowania w postrzeganiu rzeczywistości – tym argumentem jest potężny cios w zęby, im mocniejszy, tym lepiej. Bez tego nic się nie zmieni. I takim ciosem powinno być powstanie Międzymorza hamującego raz na zawsze rosyjską ekspansję w regionie. Uprzedzając zarzuty – nie, to nie jest emocjonalna „rusofobia”, tylko realne skonstatowanie nieprzekraczalnych barier polityczno-cywilizacyjnych.

Podobnie rzecz się ma z Niemcami. Nie po to zrobiły sobie z nas własną kolonię w ramach „zjednoczonej Europy”, by teraz godzić się na jakąkolwiek emancypację Polski. Nasza rola jest jasno określona – mamy być gospodarczym dominium, spełniającym funkcję rynku zbytu, rezerwuaru taniej siły roboczej i źródła wyprowadzanych na różne sposoby dochodów. Przemysł ma jedynie dopełniać niemiecki potencjał na zasadzie: montownia pracująca dla Opla, czy fabryka produkująca jakieś podzespoły dla niemieckiego koncernu – owszem, natomiast własne stocznie konkurujące z niemieckimi, czy górnictwo zapewniające energetyczną niezależność – w żadnym wypadku. Politycznie jesteśmy od tego, by wspierać niemiecką hegemonizację kontynentu, czego poglądową lekcję zafundowali nam Tusk z Sikorskim.

Ze Stanami Zjednoczonymi sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, będziemy bowiem potrzebowali ich jako dźwigni na pierwszym etapie odzyskiwania suwerenności, oraz jako sojusznika – nie tylko formalnego, lecz rzeczywistego – w ramach NATO, niemniej i tu należy mieć na uwadze, że póki co jesteśmy dla nich jedynie środkiem uprawiania polityki w regionie, oczywiście pod warunkiem, że akurat są tą częścią świata zainteresowane. W przypadku przeniesienia ciężaru uwagi supermocarstwa gdzie indziej, zostajemy z miejsca pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia, co czyni „strategiczny sojusz” fikcją i to kosztowną, a cenę ponosimy każdorazowo w postaci zdominowania przez potężnych sąsiadów ze wszystkimi tego konsekwencjami. Idę o zakład, że np. bez „resetu” Obamy nie byłoby Smoleńska i wszystkich fatalnych następstw zamachu określanych zbiorczym mianem „katastrofy posmoleńskiej”. Zatem, mając na uwadze potencjalne korzyści ze współpracy z USA, musimy przestać mylić sojusz z wasalizacją – a z tym mamy poważny problem i dotyczy on również proamerykańskiej części polskiej prawicy.

III. Region w rozsypce

Nie lepiej rysuje się sytuacja w regionie – czyli wśród państw, które docelowo miałyby Międzymorze współtworzyć. Z Litwą stosunki mamy złe, na co wpływa m.in. szowinistyczna polityka tamtejszych władz wobec polskiej mniejszości, będąca kompletnym przeciwieństwem polityki Polski wobec mniejszości litewskiej. Łotwa, Estonia – tu przynajmniej nie mamy zatargów, jednak „pribałtika” orientuje się coraz mocniej na Skandynawię. Białoruś jest zdominowana przez Moskwę, choć Łukaszenka co jakiś czas puszcza oko w naszą stronę i w miarę możliwości stara się stawiać Putinowi w rozmaitych kwestiach, co potencjalnie jest dla nas do wykorzystania. Ukraina jawnie już promuje kult banderowszczyzny, poza tym totalnie nas lekceważy, uznając nasze poparcie dla swych aspiracji albo za bez znaczenia, albo za coś oczywistego i darmowego. Dziś dla Ukrainy partnerem są Niemcy i potencjalnie USA, a nie Polska. Słowacja i Czechy są prorosyjskie, wspólnie z Austrią tworząc „trójkąt sławkowski”, którego osią jest sprzeciw wobec sankcji wymierzonych w Rosję. Węgry są do odzyskania, zostały w ramiona Rosji wepchnięte przez Zachód i po części Polskę, która zbyła milczeniem propozycję Orbana złożoną na jesieni 2010 roku podczas wizyty w Warszawie, kiedy to postulował regionalny sojusz – czyli coś na kształt Międzymorza właśnie. Rumunia – tu jest potencjał sojuszniczy, Bułgaria – równie prorosyjska jak Czechy czy Słowacja.

Jak z tego konglomeratu zlepić Międzymorze, sojusz zdolny oprzeć się rosyjsko-niemieckim dążeniom do podporządkowania sobie regionu w charakterze labilnej strefy wpływów? Cóż, wszystko jest kwestią odpowiedniej oferty w której muszą zostać skalkulowane takie podstawowe składniki jak atrakcyjność propozycji, potencjalne korzyści płynące z ich przyjęcia i ryzyko jakim są obarczone. Przy czym, należy mieć na uwadze, że dla różnych krajów potrzebne są różne warianty „marchewek” za którymi byłyby skłonne pójść. To, co jest atrakcyjne dla Litwy, niekoniecznie musi interesować Słowację, propozycja dla Ukrainy musi wyglądać inaczej, niż ta złożona Węgrom i tak dalej. To karkołomne zadanie, w dwudziestoleciu międzywojennym się nie powiodło, również z tej przyczyny, że między poszczególnymi państwami występują liczne animozje – np. problem mniejszości węgierskiej zawsze potencjalnie będzie ustawiał Budapeszt na kursie kolizyjnym z Bukaresztem, Bratysławą, czy Kijowem. O bałkańskim kotle nawet nie ma co wspominać, tu widziałbym potencjał głównie w Chorwacji (projekt gazoportu na wyspie Krk).

Jak widać, uwarunkowania startowe są potwornie ciężkie i budowa Międzymorza byłaby zadaniem tytanicznym nawet, gdyby Polska znajdowała się w o wiele lepszej kondycji wewnętrznej niż obecnie. Niemniej, uważam, że sformowanie takiego bloku geopolitycznego w mniej lub bardziej zaawansowanej formie jest realne – przy odpowiedniej determinacji, zręczności politycznej, no i oczywiście pod warunkiem, że historia da nam nieco czasu, którego zabrakło chociażby w międzywojniu. Konkretne propozycje pozytywne, jak przebyć ów długi marsz ku Międzymorzu, startując z miejsca w którym znajdujemy się obecnie, postaram się przedstawić w kolejnym tekście na który już dziś Państwa zapraszam.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:
http://www.blog-n-roll.pl/pl/efta-%E2%80%93-alternatywa-dla-polski#.VS7lt_BvAmw
http://blog-n-roll.pl/pl/czy-polsk%C4%99-sta%C4%87-na-podmiotowo%C5%9B%C4%87#.VS7lkfBvAmw

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 15 (20.04-26.04.2015)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

26-04-2015 [10:08] - NASZ_HENRY | Link:

Cicho sza!
Tisze jediesz dalsze budiesz ;-)

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-04-2015 [10:40] - Gadający Grzyb | Link:

Ależ ja o tym mówię niszowo...

Obrazek użytkownika cichy

26-04-2015 [10:25] - cichy | Link:

panie GG.
może historyczna koniecznoscia dziejowa będzie teza.."rewolucja prędzej czy później pożera własne dzieci"..rozpad eurokolchozu jest za wszelka cene (i bez względu na srodki) odsuwany w bliżej nie określaną czasoprzestrzen..jeśli w czasie wizyty gajowego wierchowna rada odwazyla się uchwalić to co uchwalila to nikt..PODKRESLAM!!NIKT!!nie ma moralnego prawa wiazac z upadającym państwem-narodem-mentalnoscia ukrainska jakichkolwiek nadzieji i potencjalnych sojuszy geopolitycznych..(wypowiadam się jako cudem niedorżniety obcy narodowościowo element;co prawda w następnym pokoleniu..ale jednak..mam do tego niezbywalne prawo)..
Rosjan i ukraincow winnismy zostawić samych sobie..i tak nie będziemy mieli zadnego wpływu na to co się wydarzy w ciągu 2-3-5-10-15-20-25 lat..a wręcz nasze najbliższe sąsiedztwo jest o paradoksie!!przekleństwem i blogoslawienstwem zarazem..
jedyna nadzieja w tym ze na osi Waszyngton-Pekin-Londyn-Paryz-Berlin-Moskwa wszyscy zainteresowani zgodza się na likwidacje wspólnego projektu pod nazwą "UE"..na zasadzie "ostatni wychodzący gasi swiatlo"..tylko i wyłącznie wtedy możemy zacząć myslec o kreowaniu wspólnoty państw zaznaczonych na zielono we wklejonej przez pana mapce..(poza jak podkreślam ukraina i rosja)..
ale jak zaznaczam kanclerowa nigdy a to nie pozwoli..ot choćby banalny przykład pokazywania zawsze i wszędzie kto jest najważniejszy..rocznica wyzwolenia obozu RAVENSBUCK..dla szlachty porcelana..dla plebsu i cwokow naczynia jednorazowe..
chyba ze..powstanie jakowys sojusz ponad podzialami by..na przestrzeni następnych 2-3 dekad największe koszty rozpadu eurokolchozu poniosl wlasnie jego glowny architekt..cokolwiek by to nie miało znaczyc..

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-04-2015 [10:51] - Gadający Grzyb | Link:

Przepraszam, ale czy mógłby Pan stosować akapity i jakąś znośną interpunkcję? Ciężko się czyta.

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-04-2015 [11:23] - Gadający Grzyb | Link:

Ukraina jest nam potrzebna - choćby po to, by nie graniczyć z Rosją od południowego-wschodu.

Co do rozpadu UE - ten proces powinniśmy zapoczątkować MY - w ramach zdominowanej przez Niemcy UE Międzymorza się nie zrobi.

Obrazek użytkownika Tomasz123

27-04-2015 [14:07] - Tomasz123 | Link:

Obawiam się że niestety zgadzam się z Pana oceną na samym początku, no i z problemami związanymi z Międzymorzem, w wyniku których muszę powiedzieć że pomysł jest niemożliwy. Główne problemy to:

1. Absolutny brak zbieżności interesów i poglądów państw które Pan wspomniał - trafnie zwrócił Pan uwagę na różnice pomiędzy Węgrami, a Czechami, i nasze spory z Litwą i Ukrainą itd. Czesi nigdy nie wybaczą nam Zaolzia. Nawet Czechosłowacja sama się nie utrzymała i podzieliła na Czechy i Słowacje, a co dopiero gdyby miałaby mieć silniejsze więzy z Polską, czy innymi.

2. Któryś z tych państw musiałby zostać liderem i z powodu wielkości wypada żeby była to Polska. Znowu, nie ma szans żeby większość innych krajów to zaakceptowała. Raz, bo nas po prostu nie lubią, a dwa, na liderze trzeba umieć się oprzeć, a Polska jest po prostu za słaba - nie obronimy Czechów, Węgrów, czy innych, a idea że razem bylibyśmy w stanie obronić się przywołuje pytanie: jak? Dywizje litewskie, węgierskie, czeskie i chorwackie przybędą do Polski w razie potrzeby i w ten sposób odeprzemy Rosję? Nie przesadzajmy.

3. Żadne z tych państw nie ma broni nuklearnej, a tak naprawdę to się liczy najbardziej. Jesteśmy w NATO, bo NATO może skorzystać z broni nuklearnej i tylko to może zastopować Rosję. Nawet jeśli nie zgadza się Pan z moimi argumentami 1 i 2, to *sam* ten argument jest niestety wystarczający żeby wykoleić plany Międzymorza.

Do tych dochodzą inne sprawy jak np to, że ekonomicznie i tak bylibyśmy zapleczem Europy Zachodniej, tylko na gorszych warunkach niż teraz. Wygląda to bardzo jak Unia Europejska wersja 2, bez finansowej i ekonomicznej siły Zachodu.

Jeśli Pan poczyta nie-polskie opracowania idei Międzymorza z okresu przed II Wojną Światową, może zauważy Pan, że przebija się przez nie przesłanie co do utopijności tego pomysłu i, niestety, polskich mżonek o własnej sile i wielkości - wyglądamy po prostu śmiesznie.

Wiem że nie jest to, o co Pan prosił i przepraszam że nie podzielam entuzjazmu dla Międzymorza, ale tak mi to wygląda i tyle chciałem powiedzieć - nie będę dalej "psuł" dyskusji :-)

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

27-04-2015 [20:42] - Gadający Grzyb | Link:

Budowa Międzymorza to projekt długofalowy, który musi być skorelowany z wewnętrznym wzmocnieniem Polski. Nigdzie nie piszę, że da się to zrobić w trakcie jednej kadencji. To musi być cel strategiczny realizowany przez kolejne rządy, nawet w perspektywie dziesięcioleci - tak jak Niemcy tworzą Mitteleuropę (oczywiście, powstanie Międzymorza wyklucza z automatu powstanie Mitteleuropy, podobnie jak rosyjskiej Eurazji). Cierpliwości - przedstawię, zgodnie z zapowiedzią, konkretne propozycje w jednym z kolejnych tekstów.