Fachowcy od historii

Czytając tytuł informacji PAP-owskiej „Wałęsa: należy to towarzystwo jak najszybciej rozgonić” nie miałem wątpliwości, że chodzi Wałęsie o rozgonienie historyków Instytutu Pamięci Narodowej. Rozgonić i powołać. Kogo powołać? Fachowców - dodaje członek europejskiej Rady Mędrców. Nazwiska fachowców, którzy mają zastąpić historyków nie padają.
Wałęsa mówi, że nie zastanowił się jeszcze, jak skorzysta z akt, do których uzyskał dostęp, ale PAP nieoficjalnie się dowiaduje – powołuje się na źródła z otoczenia b. prezydenta - że chodzi o siedem dokumentów z lat 1970-76, gdy Wałęsa był zarejestrowany, jako tajny współpracownik SB o kryptonimie "Bolek".
Czy Wałęsa nie natknął się na te dokumenty w pracy Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o sobie? Potrzeba aż tyle zachodu? Czy przez te trzy lata, jakie upłynęły od wydania książki jakiś fachowiec od historii, chociażby i tak srogi recenzent pracy „SB a Lech Wałęsa” jak Andrzej Friszke, podważył ich autentyczność? Zakwestionował fakty podane w pracy naukowej? Jakikolwiek fakt, chociaż jeden?
Lech Wałęsa, posiadacz tuzina z okładem doktoratów honoris causa przyznaje, że nie miał czasu się zastanowić jak dokumenty IPN-u wykorzysta. A przecież zdaje się ma doświadczenie w korzystaniu z takich dokumentów? Gdy był prezydentem wiele razy miał różne dokumenty do swojej dyspozycji.

Elity opozycji
A w „Gazecie Wyborczej zamieszczono list otwarty, w którym czytam, że Instytut Pamięci Narodowej stoi ponad prawem i wymaga ta sytuacja natychmiastowej korekty. Sygnatariusze listu piszą, że doszło do skandalu, który ujawnił rażące niespójności polskiego systemu prawnego.
W końcu ktoś pomyślał o stanie państwa i alarmuje głowę państwa, mógłby ktoś pomyśleć.
Jednak nie, chodzi o emeryturę historyka Karola Modzelewskiego. Proszą magistra historii prezydenta o interwencję w konkretnej sprawie. Cóż takiego zaniepokoiło podpisanych pod listem? Zgodnie z konstytucją Rzeczpospolita Polska ma być demokratycznym państwem prawa, a nie jest. Powstały enklawy, „obszary wyłączone” i to wymaga korekty. Jednym z takich obszarów jest właśnie IPN.
Prezydent winien przejąć inicjatywę i przywrócić spójność państwu – oczywiście „państwu prawa”. Kto powołując się na konstytucję postanowił potroszczyć się o stan państwa?
Pod listem widnieją między innymi podpisy Seweryna Blumsztajn, Andrzeja Celińskiego, Krzysztofa Króla, Adama Michnika, Leszka Moczulskiego, Jana Tomasza Grossa oraz całkiem niedawno odkrytej Henryki Krzywonos.
Blumsztajn na salonach zasłynął zwróceniem Lechowi Kaczyńskiemu w 2008 roku Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Tłumaczył się tym, że prezydent „znieważa dorobek, historię i symbole opozycji demokratycznej i „Solidarności””.
Socjolog Gross, co jakiś czas zwraca na siebie uwagę. Dać mu pióro do ręki to nie tylko podpisze list w sprawie IPN, ale za jednym zamachem machnie „Złote żniwa II” i „Złote żniwa III”, a wydawnictwo „Znak” trylogię grossową ochoczo wydrukuje.
Z kolei Henryka Krzywonos zdobyła salon broniąc Lecha Kaczyńskiego przed jego bratem Jarosławem. Adam Michnik to historyk sam w sobie, jednoosobowa elita. Co za medialne persony postanowiły się zebrać się „pod jednym listem” … – na końcu zdania miejsce na emotikon podziwu.
Podpisani donieśli do pałacu prezydenckiego, że warszawski sąd jest niewinny gdyż jest bezsilny, i nie ma instrumentów, by cokolwiek od IPN wyegzekwować. Instytut jest nietykalny i wyłączony spod rygorów prawa – donoszą.
Wystarczyło posłuchać Michnika, który przecież powiedział – że „ten instytut jest jakby z grzechu poczęty” i czymkolwiek on by się zajmował, to taka instytucja nie powinna powstać.
„Nieproszący o interwencję” skarżą się: „nie ma jednak instrumentów, by cokolwiek od IPN wyegzekwować”. Zbiegiem okoliczności tego samego dnia 1 lutego Wałęsa nie tylko, że wyegzekwował, to zapewne chciałby egzekucji – rozgonienia tego towarzystwa.

Jaruzelski
A w sobotę przeczytałem w „Rzeczpospolitej” u Agnieszki Rybak, że po 20 latach walki Wojciech Jaruzelski wygrywa wojnę o kształt pamięci o sobie i swojej formacji.
Przyjaciel generała socjolog i działacz komunistyczny w okresie PRL Jerzy Wiatr, dziś rektor Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji podkreśla, że większa część Polaków odrzuca obraz, który próbował narzucić IPN: podziału na prawdziwych patriotów i zdrajców.
Jak widać, z której strony na problem nie spojrzeć, to i tak winien IPN. Komunizm niewinny, ale jego badacze jak najbardziej. Nie Wałęsa winien i jego pokręcony życiorys, z którym sobie nie daje rady, ale IPN ujawniający dokumenty i badający przeszłość.
I Gross z Michnikiem i Henryką Krzywonos zatroskani stanem państwa donoszą do prezydenta na IPN.
A cytowany w Rzeczpospolitej Jerzy Wiatr mówi, że Jaruzelski wygraną „wojnę o pamięć” rozpoczął w 1991 roku, gdy z inicjatywy KPN chciano rozliczyć autorów stanu wojennego. Biograf Jaruzelskiego Lech Kowalski przypomina jak emisja w TVP filmu „Towarzysz generał” postawiła schorowanego i niedołężnego Jaruzelskiego na równe nogi. Rozpoczął galopadę od stacji telewizyjnej do stacji. „Był nie do zatrzymania. Nagle ozdrowiał, wszędzie go było pełno”.
Dzisiaj o widzeniu historii PRL, o „hańbie domowej”, i o tym, czy historia powinna być nauczycielką życia, nie decyduje IPN i to jak było naprawdę. Instytut Pamięci Narodowej może wydać i tysiąc prac naukowych: o okupacji sowieckiej i o stalinizmie, o Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego oraz o zbrodniach Informacji Wojskowej i o życiorysach późniejszych rewizjonistów, a z drugiej strony o NSZ i AK, o żołnierzach wyklętych o bohaterach, ale to nie wystarczy.

Historia medialna
O tym jak było naprawdę zadecyduje się w jednym czy drugim programie telewizyjnym, w jednym i drugim błyskawicznym esemesowym sondażu. W zależności od potrzeb formułuje się pytania. Dzisiaj media frapuje: „Z czym kojarzy się PRL?” – i zestaw odpowiedzi od pasztetowej po papier toaletowy wiszący na szyi. Ostatnio natrafiłem na pytanie - „Czym pachniały święta w PRL-u?”. I nie chodziło o zapach peerelu 1 maja czy 22 lipca, a o Boże Narodzenie. Podobno w podstawówkach dostawało się paczki ze Związku Radzieckiego i pachniały z nich kubańskie pomarańcze. Kolejne medialne pytanie z tezą - „Czy stan wojenny był potrzebny”. Kto z podpisanych pod listem do prezydenta dwadzieścia lat temu by odważył się je zadać? A dzisiaj jak najpoważniej pytają i analizują i wałkują odpowiedzi.
Kto odpowiada na pytania ankiet? Ci, którzy historię najnowszą znają z mediów, ci, których historii w szkole nie nauczono.
A młodych historyków z IPN rozgonić i pod nos podsunąć mikrofon świadkowi historii Wałęsie, który co miesiąc coś sobie przypomina, a potem ponownie zapomina.
Przewodnicząca kolegium IPN Barbara Fedyszak-Radziejowska zastanawia się, dlaczego Instytutowi od samego początku towarzyszyła wrogość opiniotwórczych środowisk. Instytucja, która symbolizuje odchodzenie od PRL, a nie transformowanie jej w III RP, budziła i nadal budzi tak wielki opór wielu środowisk. Da się to wytłumaczyć?
Prezydent Bronisław Komorowski jest z wykształcenia historykiem szkoły warszawskiej, premier Donald Tusk, jest historykiem z gdańskiej szkoły, marszałek sejmu Grzegorz Schetyna – historyk, a jakże - reprezentuje uczelnię wrocławską, a marszałek senatu Bogdan Borusewicz ukończył historię na lubelskim KUL-u. Wszyscy byli opozycjonistami. Cztery najważniejsze funkcje w państwie pełnią wykształceni historycy.

Państwo historyków
I w takim państwie, państwie historyków, w którym w telewizorze codziennie, na żywo, można zobaczyć wybitną postać historyczną publicysta Piotr Zaremba – z wykształcenia historyk, bije na alarm, że Muzeum Historii Polski jest na kroplówce.
I w takim państwie, rządzonym przez historyków, profesor Andrzej Nowak oraz 100 profesorów historii i kultury polskiej protestuje od roku, przeciw reformie nauki historii. Wystosowali list otwarty do minister Edukacji Narodowej Katarzyny Hall dramatycznie zatytułowany - “Ratujmy historię, ratujmy polski kanon”.
Alarmują, że destrukcji i infantylizacji ulega historia jako przedmiot nauczania, „współtworzący rdzeń obywatelskiej, patriotycznej edukacji”. Biją na alarm, że o legionach Dąbrowskiego i Piłsudskiego uczeń usłyszy obowiązkowo po raz ostatni w gimnazjum, a o powstaniu warszawskim i „Solidarności” – w wieku lat 16.
Minister Hall jest matematyczką, inaczej widzi wagę spraw, ale jej mąż to zasłużony opozycjonista, kawaler Orderu Orła Białego, otrzymanego za znamienite zasługi dla pożytku Rzeczypospolitej Polskiej, zawodowy historyk. Nie mógłby szepnąć słówka?
W ubiegłym roku powinna być zakończona Budowa Europejskiego Centrum Solidarności, a tymczasem fundamenty pokryte są śniegiem. Po dwudziestu latach, Centrum Solidarności nie może pokonać etapu fundamentów?
Dlaczego to wszystko?
Czy może chodzi o historię ”tu i teraz” i potrzebni są od niej fachowcy, a nie historycy? Fachowcy od historii? Tacy jak socjolog Gross?
Czy Wałęsa mówiący o IPN: „W tym stanie rzeczy należy to towarzystwo jak najszybciej rozgonić i powołać fachowców” znajdzie wykonawców?

Tekst opublikowano w Nr. 5/2011 Warszawskiej Gazety
LINK do apelu, który można jeszcze podpisać: „Ratujmy historię, ratujmy polski kanon”