Zlikwidować Prokuraturę. Powołać RMF. RMF FM

 Po dzisiejszym dniu trudno nie jest być zwolennikiem prywatyzowania zadań Państwa. Okazało się bowiem po raz kolejny, że prywatny podmiot – Radio Muzyka Fakty Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Krakowie, Al. Waszyngtona 1, zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym pod numerem 0000125197 przez Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieście, XI Wydział Gospodarczy, o kapitale zakładowym 64 834 000 zł, radzi sobie ze śledztwem w sprawie śmierci Pana Prezydenta Rzeczypospolitej prof. Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku, na terytorium Federacji Rosyjskiej w dniu 10 kwietnia 2010 roku, znacznie lepiej niż Prokuratura działająca na podstawie ustawy z dnia 20 czerwca 1985 roku o prokuraturze (tj. Dz. U. 2011 r. nr 270 poz. 1599 z póżn. zm.). Po co zatem utrzymywać Prokuraturę, działającą w sztywnych ramach kodeksu karnego, kodeksu postępowania karnego czy wyżej wspomnianej ustawy o prokuraturze, skoro wyjaśnienie przyczyn smoleńskiej zagadki nie stanowi żadnego problemu dla dziennikarzy śledczych Spółki z ograniczoną odpowiedzialnością Radio Muzyka Fakty z/s w Krakowie?

Pracownicy tejże bowiem Spółki dziś rano poinformowali mnie, że już jest jasne dla nich, iż po odczytaniu 1/3 czy też 30% więcej nagrań z dotychczasowych odczytów, to wiemy iż:
1) w kabinie pilotów do samego końca przebywała osoba opisana przez biegłych jako DSP, czyli dowódca Sił Powietrznych;
2) DSP nie opuścił kokpitu mimo wezwania stewardessy do zajęcia swoich miejsc, a DSP wydawał także polecenia członkom załogi;
3) DSP przypisywane jest z dużym prawdopodobieństwem przez biegłych słowa „Faktem jest, że my musimy to robić do skutku”;
4) ktoś pojawiał się w kabinie pilotów (kokpicie) do ostatnich minut lotu;
5) były ponawiane wielokrotne próby uciszenia przebywających w kokpicie albo obok osób;
6) na pół godziny przed katastrofą została zarejestrowana rozmowa o piwie.

Gdyby to były ustalenia prokuratury, dowody zgromadzone przez prokuraturę, to wiem że mógłbym próbować je podważać przed Sądem w trybie przewidzianym przez procedurę karną. Nie bardzo jednak niestety wiem, jak można podważać wyniki ustaleń dziennikarskiego śledztwa, a parę mi się tutaj pytań nasunęło.

1) czy na podstawie stenogramów można ustalić jakie osoby przebywały w kokpicie w momencie katastrofy – wszak rozumiem, że stenogramy rejestrowały tylko fakt odezwania się przez daną osobę. Stenogramy natomiast nie rejestrowały czy dana osoba wchodzi lub wychodzi z kokpitu. Co z osobami które na przykład weszły do kokpitu i pozostały w nim nie odzywając się do końca? Co z osobami które weszły do kokpitu, powiedziały „dzieńdobry” po czym wyszły nie mówiąc „do widzenia”- czy takie osoby też zostały uznane za przebywające w kokpicie w momencie katastrofy? Jak to się ma do ustaleń rzeczowych, to znaczy do znalezionych konkretnie w rozbitym kokpicie ciał? Na jakiej podstawie ustalono, że DSP to Dowódca Sił Powietrznych a nie na przykład Doradca Samolotu Pilota czy Drużyny Samolotowej Przyjaciel?

2) Czy wezwania Stewardessy do zajęcia miejsc były kierowane do osób znajdujących się w przedziale pasażerskim z pominięciem DSP czy też Stewardessa konkretnie i po imieniu wzywała tego konkretnego DSP do zajęcia miejsca, a tenże DSP złośliwie stewardessy nie słuchał? Nie jest bowiem dla mnie problemem wyobrażenie sobie takiej sytuacji, że tenże DSP w czasie lotu został „dokooptowany” do załogi i miał wspomóc załogę w czasie lądowania, a stewardessa prośbę o zajęcie miejsc kierowała do osób przebywających w przedziale pasażerskim, z pominięciem załogi kokpitu.

3)A w którym konkretnie to miejscu i czasie tenże DSP miał rzec „Faktem jest, że my musimy to robić do skutku”, czy na 5 minut przed lądowaniem, czy może na 30 minut przed lądowaniem? A czy słowa te aby na pewno dotyczyły lądowania w Smoleńsku?

4) A konkretnie kto i w jakim znaczeniu pojawiał się w kokpicie do ostatnich minut lotu? I czy na przykład jednorazowe pojawienie się na 10 minut przed lądowaniem w kokpicie zostało uznana „za pojawianie się do ostatnich minut lotu w kokpicie”? Co oznacza pojawiał się – zajrzał do kokpitu? Rozmawiał z pilotami? Zajrzał i wyszedł? Zajrzała stewardessa i przyniosła kawę? Zajrzał i wychodził, ale ile razy i kto?

5) A w którym, znów, konkretnie to miejscu i czasie lotu, i przez kogo, i względem kogo były czynione próby uciszania? Czy były to próby uciszania osób dokładnie w kokpicie czy obok? Czy obok oznacza salonkę prezydencką, przedział stewardeess, czy może cały przedział pasażerski? W jakim dokładnie czasie lotu to się działo – na 5 minut, na 15, na 30 przed katastrofą?

6) Kto i kiedy, na ile minut przed katastrofą, i jak rozmawiał o piwie? Czy pracownicy Sp. z o.o. RMF piją Piwo, czy zdarza im się rozmawiać o piwie, a jeśli tak to w jaki sposób i kiedy. Czy rozmawiający o piwie w później rozbitym Tupolewie, mieli świadomość tego, że za jakiś czas ich samolot się rozbije i z tego powodu ich rozmowy o piwie są nie na miejscu? Jaki był związek rozmów o piwie z decyzjami podejmowanymi przez pilotów i wieżę kontrolną? Czy wieża kontrolna miała świadomość rozmów o piwie toczonych na pokładzie samolotu?

To tylko kilka moich pytań jakie pojawiły się po oświeceniu mnie przez RMF sp. z o.o. (tu chyba szczególnie trzeba jednak podkreślić – Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością) wynikami ich własnego dziennikarskiego śledztwa. Doprawdy jednak żałuję, że RMF nie otrzymał uprawnień prokuratorskich, a redaktor Konrad Piasecki nie może przywdziać togi z czerwonymi wypustkami, po co nam przecież płacić na utrzymanie Prokuratur, Sądów skoro wszystko nam wyjaśnią mili dziennikarze z radiowej stacji. Z ograniczoną odpowiedzialnością, a może nawet i bez żadnej odpowiedzialności.