Miasto i jego mordercy

W pewnych przypadkach ważniejsze są okoliczności, tło zajścia aniżeli ono samo. Tak jest być może z moim opisaniem tego obrazu.
Odkryłem w internecie niemieckiego malarza Berharda Heisiga. Rozumiałem go. To co malował pierwszorzędnie ilustrowało moje własne rozterki i doświadczenia. Moje emocje z jego dziełami związane i mój osąd znalazły swój wyraz na papierze – interpretacja ta zostaje tu przytoczona.
Malarz był mieszkańcem Wrocławia, od lutego do maja 1945 walczył jako żołnierz w obronie miasta zamienionego w twierdzę. Jego artystycznemu świadectwu należy więc nadzwyczajna uwaga. Z mojej strony było to poparte jeszcze zaskakującym faktem, iż szczególne dla bitwy miejsca były dla mnie dobrze znanymi i wręcz bliskimi rejonami dolnośląskiej stolicy. Przy nasypie  kolejowym okalającym miasto od południa , o który toczyły się wyjątkowo zaciekłe walki i który przynajmniej 6 razy przechodził z rąk do rąk mieszkałem na początku lat siedemdziesiątych a potem wiele razy akurat tu wracałem – dziś ulica Agrestowa, uprzednio Leiblstrasse a jeszcze dawniej Strasse 112. Wcześniej jeszcze przez rok prawie miałem stancję na ulicy Tenisowej przylegającej do Cmentarza Oficerów Radzieckich.  Nieopodal znajdowały się koszary i nad tym wszystkim panowała specyficzna aura jakiegoś zatracenia.  Dzieło Heisiga to jakby rozwiązanie nurtującej mnie zagadki. Jej rozwiązanie, w formie luźnej, osobistej i nieokłamanej   spróbowałem ująć nakłoniony do tego przez bardzo specyficzny czas. Odrywa on tu istotną rolę, kiedy indziej nie zapisałbym tego. Te daty to 28.05.2006 wizyta Benedykta XVI w Oświęcimiu, tydzień później  święto Zesłania Ducha Świętego i wreszcie 06.06.2006, która to data, spostrzegana była przez innych jako dzień szatana. Tamten czas, jak się po prawie dziesięciu latach okazało, był początkiem ofensywy złych mocy skupionych wokół układu politycznego sygnowanego przez Platformę Obywatelską. Zaślepiony mirażami dobrobytu naród polski podąża  w stronę swojej klęski. Ludziom wydaje się, że dziś ustalone nazwy ulic Wrocławia czy innych miast polskich pozostaną niezmienionymi na wieki. Historia  mówi co innego: zmiany przychodzą nieuchronnie i niespodziewanie.
Kilkoma wpisami na blogu, które łączyło w tytule ważenie ducha, usiłowałem  podzielić się swoim zaskoczeniem wobec zjawisk pojawiających się na zakrętach mojego życia. Do tych niespodzianek  należy także Wrocław, widziany przeze mnie między innymi od strony tu przedstawianej, kierującej uwagę w stronę wartości uniwersalnych.
 
 


  Bernhard Heisig: „Festung Breslau – miasto i jego mordercy” 1969
Płótno, olej 165x150
 
 
 
Ktoś powiedział: - Genius loci.
 
Niebieski tramwaj przeznaczenia zatrzymał się na Moście Tumskim. Zamarł tam, gdzie nigdy nie miał wstępu. Teraz, gdy święte już nie istnieje, mógł. On miał swoje mosty. Nieopodal Most Piaskowy - gdy przejeżdżał po nim, drgała kładka dla pieszych i ludzie czuli wtedy, jak bije serce miasta.
Teraz zastygł struchlały. Jest martwy. Szyby jak zamglone nieżywe oczy: skręcony, jakby umierał w paroksyzmie wstydu.
 
 
 Nikt nie żałuje, nikt nie pamięta - tylko jeden Bóg.
 
 
- Bóg to wymysł Żydów. Meldujemy, że problem rozwiązany ostatecznie: - Nie ma Boga, sprzątnęliśmy go! Yaah, yaah, yaah! Niebo czyste.
 
- Boże, dlaczego milczysz?
 
Wszystko rozszabrowane, splugawione, po stokroć pohańbione... Choć wystarczyłoby raz. Na to potrzeba tylko jednej chwili – paf! i koniec twojego małego, zafajdanego światka.
Ja! To ja decyduję, bez względu na to czy żyję w 1945, czy 2005, czy w 2555. Ja rozkazuję:
- Rozpieprzyć to miasto!
Tak bić i gwałcić, żeby nie odebrać przy tym rozumu. Wiedz  - nie ma porządku boskiego; piekielnego też nie. My tu rządzimy. Potrzeba było tysiącleci ewolucji, by powstała rasa, przed którą wszyscy pochylają głowy. To jest nasz System - o prawdziwie ludzkim obliczu - narodowy i socjalistyczny bez oszukańczych zabobonów; postępowy, doceniający każdego obywatela oddanego Państwu-Rzeszy. Regulamin i morale.
Nowa sztuka, nowa kultura. Technika zawsze najlepsza w świecie.
 
My jesteśmy dzielni i piękni.
Zorganizowani i zdecydowani.
A jak ubrani! Mundur i szyk - czyż nie jesteśmy godni podziwu? Ta oliwkowa zieleń, uuu! Te karminowe wyłogi, hmmm! Czapka! Cóż za fason! Czyż nie jesteśmy pociągający?
Zawsze eleganccy. Ogoleni, lśniący i pachnący. Cała Ziemia taka będzie - wytępimy brudasów i wszarzy.
Zmienimy świat - nie będziesz sobą, zacofany głupcze, niczego nie poznasz.
To, co cię cieszyło, co uznawałeś za swoje będzie twoim lękiem, obłędem.
Przestaniesz w to wierzyć, niczego już nie przywołasz ze swoich młodzieńczych rojeń, wspomnienie będzie twoim bólem i torturą, jeśli nie wyrwiesz go do końca. Zrozumiesz, że na to się narodziłeś, żebyśmy cię zmienili. Na naszym prawidle. Twój mózg, twoje gardło, twoje ręce, twoje przyrodzenie będą służyły Sprawie. Niesubordynacja będzie karana na jeden sposób: rozgnieciemy i zdematerializujemy. Zniknie wszystko, co jest wbrew Porządkowi!
 
Święci? Daremnie tu stali. To kukły. Ten tchórz, co tu wisi, to też kukła. Taka sama jak ten Chrystus. Obaj warci swoich tablic -  nasze sądy się nie mylą.  Co po tych święconych murach? Wytrawił je ogień; nieświęte pójdą na przemiał; w końcu zostaną dobrze wykorzystane – na autostrady!
Wykorzystać wszystkie,
okaleczyć wszystkich -
żadnych skrupułów,
żadnych.
Wśród nas nie ma słabości!
Gazety i radio, wszyscy mówią o naszej chwale. O zwycięstwie nowego, wolnego człowieka, chwała mu! Chwała! Chwała!
Heil! Heil! Heeeil!
 
  Ten na swoim krzyżu już martwy, ona żyje.
Nie w swoim ciele. Zabrali ciało, zabrali nawet rozpacz.
 Usta w trupim wyszczerzeniu nie wyrażają już niczego. Iskierka życia, jeszcze jeden ostatni ruch ręki. Przesłonić oczy.
Nie widzieć, nie pamiętać, nie żyć. Życie wieczne? – Przenigdy!
 
Czaszka w hełmie bezczelnie patrzy w niebo:
- Nie ma nic, czysto. Mówiłem, że Go kropnęliśmy.
Czaszka nawet nie zauważa kobiecego ciała,
wojenne truchło, wszędzie tyle padliny.
Ten, który przytulił się do swojej kochanki MG-34, nie pomyśli: - Rozkoszą jest z tobą rajcować, moja pieszczoszko.
On i ona to jedna maszyna, niezacinający się mechanizm o czarnym spojrzeniu spod okapu hełmu. Ratuj się! Kiedy cię ono dotknie, przetnie cię na pół i nie dostąpisz zbawienia. Ta maszyna z koszmaru zabija na zawsze.
 
To koniec przeznaczenia. Nie można się nauczyć niczego więcej. Teraz poznajesz, teraz uczysz się Boga; nie będzie już nauki, która lepiej powiedziałaby, że On jest.
To milczenie  stało się mądrością świata.