Justitia na froncie wschodnim

Za IV RP łapówkarze i inni przestępcy bali się dzwonka do drzwi o 6.00 rano. Za recydywy II. PRL’u z Komorowskim i Tuskiem na fasadzie ONI się nie boją; boi się cała reszta, a w szczególności ci, którzy popsuli IM jakiś geszeft. Oprócz dzisiejszego wyroku na Mariusza Kamińskiego układ wystarał się też o przykładne skarcenie Adama Hofmana za mówienie brzydko o najwyższym majestacie ITI RP. Czy nieprawdziwie? Czy z naruszeniem prawa? Czy tryb wyborczy dopuszcza w ogóle skazanie niekandydującego Hoffmana za zadanie pytania, na które odpowiedź wkrótce może okazać się twierdząca? To nie ma znaczenia, wystarczy brak pokory.

Pisałem już niejednokrotnie o wymiarze oznaczanym szyderczym przymiotem ‘sprawiedliwości’, ale czy w ogóle potrzeba do tego odsyłać? Wesz, jaka jest, każdy widzi.
Milewski, Tuleya, Suchowska, Łączewski... – lista jest długa, niełatwo by znaleźć pośród sędziostwa ratunek dla Sodomy i Gomorry – twarze antypolskiego i antypaństwowego frontu wschodniego, który zdobył już wyżyny białoruskie i wdziera się na terytorium północnokoreańskie.
Czy istnieje możliwość ich błędnego działania w dobrej wierze?
Nie.

PRL bis wystawił w wyborach prezydenckich wielu kandydatów. Poza marionetkowym Komorowskim, godnym kontynuatorze dzieła Jaruzelskiego, są nimi także owi sędziowie i reszta aparatu sądowej opresji, WSIoki jak Dukaczewski, Polaszczyk et co., ‘ludzie biznesu’ w rodzaju utrwalonych u Sowy. I, zdaje się, także S. Seryjny, choć trudno powiedzieć, by był twarzą kampanii, skoro akurat jego twarzy nie chcą nam zaprezentować. Nie to, co Kuźniar, Stokrotka i inni Kulczyccy, że o Paradowskich, Wielowieyskich i Kublikach nie wspomnę.

Mamy wybór: możemy ich nie wybrać. I wtedy znowu ci, którzy powinni, będą się bać dzwonka o szóstej nad ranem.