Jak ''opakować upadek'', czyli Dupczok jeszcze podupczy.

Jak ''opakować'' upadek i wstawić go na marketingową półkę sklepową?

    Ostatnio coś jakby przycichło o naszym rubasznym Kamilku, przedstawicielu TVNowskiej palestry. Kolorowe pisemka, zajmujące się inżynierią przedstawiania faktów i kształtowania płytkich poglądów, informują o wycofaniu się z życia przez Kamilka, myśleniu głównie o wyrwaniu 2 baniek z procesu, załamaniu nerwowym i zapuszczeniu się niczym szmaciarz.
   Czy aby na pewno?

Jak wiemy, żona Marianna (była?) wiedzona bezinteresownym uczuciem serca (to nic, że co miesiąc inkasuje kilkadziesiąt tysięcy od niego ), wynajęła agencję PRową Point of View. Po co? W jakim celu? Czym to niby mają się zajmować? Specjaliści mają pomóc zażegnać kryzys wizerunkowy Kamila Durczoka. O wizerunek redaktora, po publikacjach tygodnika "Wprost".
- Zwróciła się do nas pani Marianna Durczok i to właściwie ona jest osobą, z którą współpracujemy z racji tego, że pan Kamil jest od ubiegłego poniedziałku w szpitalu. Pomagamy im w obecnej sytuacji - mówi gazeta.pl Monika Janowska-Mleczko z Point of View. Na czym konkretnie polega ta współpraca, tego nie ujawnia.

    Pomysł z agencją pojawił się ponoć, po niefortunnym występie w radio TOK FM, gdzie wyjątkowo zestresowane zachowanie Dupczoka było przedmiotem badań psychologów od tzn. mowy ciała - porównywano jego wystąpienie i tłumaczenie się do tłumaczenia Billa Clintona swego czasu, tak się tłumaczył, że po programie zemdlał. Są te analizy psychologiczne na youtube. Od tego czasu scenariusz jest realizowany przez speców od kreowania rzeczywistości - czyli różnego rodzaju podpowiadaczy i inżynierów wizerunkowych.  Dalej w kolorowych gazecinkach czytamy:
Już na pierwszy rzut oka widać, że cała afera Wprost bardzo źle wpłynęła na Kamila Durczoka. Dziennikarz najpierw wylądował w szpitalu, w którym przebywał przez niemal dwa tygodnie. Nie zabierał głosu w sprawie, nie komentował, wydał tylko oficjalne i krótkie oświadczenia. Teraz postanowił przenieść się do Katowic, by tam odciąć się od zgiełku jaki wokół niego trwa. Na najnowszych zdjęciach widać, że cała sprawa bardzo go zmęczyła. Kamil Durczok wygląda na zmęczonego, przygnębionego, jest osowiały i smętny. Nic dziwnego, w końcu stracił pracę, o której sam mówił, że była dla niego bardzo ważna. Durczok zmienił też wygląd. Zapuścił brodę, już nie wygląda jak elegancki pan z telewizji, zawsze wypoczęty i pewny siebie.

   Ten wizerunek jest realizowany w ramach 'oziębiania' (tak, tak oziębiania, nie ocieplania) wizerunku Pana Kamilka, wszystko wg. wytycznych i wskazówek suflerów i dyrygentów z Agencji Point of View. W najbliższym czasie będziemy oglądać taki właśnie obraz Dupczoka: mocno przytyje (lub odwrotnie, schudnie) w ramach, jak to powiedział Hofman - dietopokuty, będzie przejawiał oznaki depresji, a nawet miewał myśli samobójcze, straci sens życia, zapuści brodę, odseparuje się od ludzi. Faktycznie, taki scenariusz jak na oklepany amerykański film ( czyli: porażka, załamanie, próba zwalczenia kryzysu, mobilizacja, walka, zwycięstwo) już oglądamy. Czegóż to się dowiadujemy?
   
    Dziennikarz kilka dni temu zabrał swoje rzeczy z warszawskiego mieszkania i wprowadził się do domu żony Marianny. Po ilości przywiezionego bagażu można wnioskować, że na Śląsku planuje zatrzymać się na dłużej.
- W Warszawie czuje się persona non grata - twierdzi informator "Na Żywo". - Musiał wyjechać, by ukoić nerwy i zastanowić się, co dalej. 
- Kamil jest załamany takim obrotem spraw. Ucieszył się, że żona zaproponowała, by się u niej zatrzymał. Przykro mu jednak, że w domu jest całkiem sam - mówi osoba z otoczenia dziennikarza. Żona Kamila postanowiła nieco zdystansować się od problemów męża i z grupą znajomych wyjechała na narty we włoskie Alpy.
- Ona zrobiła dla Kamila więcej, niż zrobiłaby większość kobiet na jej miejscu - twierdzi znajoma dziennikarki. - Chociaż od lat ich małżeństwo istnieje tylko na papierze, walczyła o jego honor. Jest wycieńczona psychicznie.  - tłumaczy informatorka "Na Żywo".
- Niewykluczone, że Kamilowi będzie potrzebna terapia psychologiczna. Załamanie kariery i utratę dobrego imienia może przypłacić głęboką depresją. Już widać pierwsze jej symptomy. Przestał o siebie dbać, przytył. Wsparcie żony to dla niego bezcenna rzecz - podsumowuje źródło gazety.   
 

    Ten proces kontrolowanego ''wygaszania Dupczoka'' bedzie troszkę trwał do momentu eskalacji powrotu na celebrycką scenę. Następnym etapem będzie ukazanie jego walki i determinacji i Feniks, tfuuu, Kamil powstanie z popiołów! Zacznie być stałym bywalcem telewizji śnadaniowych, damskich programików na stacjach typu Polsat Cafe, TVN Style i innego różanego-TV-szlamu. Wyda biografię-bestseller ''Kamil - urodziłem się po raz trzeci (drugi raz było gdy pokonał raka), wydaje podręcznik ''Pokonałem depresję!! Ty też potrafisz'', styczność z narkotykami ma tylko gdy piję COCA-colę, bierze udział w różnego rodzaju Coach Sessions, zostaje mentorem dla wielu zgrzybiałych emerytów i lemingów przyspawanych do telewizora co siedzą w futrzanych kapciach i przepoconych kalesonach. Bierze się za siebie i traci na siłowni 15kgm wygląda młodziej niż sam Ibisz, przebiega maraton dookoła Warszawy - a wszystko to w ramach wyreżyserowanego ''kryzysu'' i ''sukcesu w opakowaniu', - jak wygrałem wojnę z Niewidzialnym Systemem i Złymi Ludźmi, którzy chcieli zniszczyć moją karierę...pewnie Kaczyńskie nasłały te kobiety gdzieś z CBA :). Chodzi oto, aby miękko wylądować i nie stracić na tej klęsce, a umiejętnie ją opakować, i sprzedać - przecież ciemny lud wszystko kupi - taki ''kryzysowy recycling' w przyrodzie nic nie ginie. 

   W Ameryce takie metody i techniki są znane od lat, tam dosłownie WSZYSTKO można sprzedać, a wszystko jest sztuką OPAKOWANIA. W Polsce PR dopiero raczkuje, wiele osób w ogóle nie wie o co chodzi i tego nie rozumie, ale człowiek lubi takie historie mydlane, inaczej gazeta FAKT nie byłaby najbardziej poczytnym szmatławcem w kraju, a stronki typu pomponik.pl, pudelek.pl, lansik.pl, gałeczka.pl, pipunia.pl i nie wiem co tam jeszcze jest, osiągają himalaje oglądalności, głównie wśród pięknej gawiedzi, o twarzy przypominającej różowy szpachel na pustej oborze. Po prostu znowu chodzi o pieniądze, a być może da się jeszcze uszczknąć coś w trakcie procesu, pomysł z dwiema bańkami chyba wzięli z kosmosu, ale co tam, na COCA-colę trzeba mieć. 

  W Polsce niektórzy już przetarli taki szlak, od zgnębionego kocmołucha po mega-gwiazdę po PRowej grze. Przykładem takim jest alkoholiczka Ilona Felicjańska , która po pijaku jeździła autem. Kto tam teraz o tym pamięta, ważne że po tamtym incydencie jest jeszcze częściej na różnego rodzaju galach i happeningach, pisze jakieś tandetne erotyczne-thrillery  - ale przynajmniej wszyscy wiedzą kto to jest Felicjańska. Następną taką pierdołą w PRowym korzuszku jest niejaki Jakub Żulik - ostatnio pupil Gazety Wyborczej. Ponoć jakiś wybitny pisarz, poeta itp. ale jakoś do momentu jego alkoholowo-narkotycznego kryzysu mało kto go znał, łazi po mediach teraz i spowiada się: Ja mam za sobą dopiero rok abstynencji. Można powiedzieć, że ukończyłem przedszkole nałogu. W ogóle nie pisałbym tego tekstu, gdyby nie ta książka, którą przeczytałem w trzy godziny, ciągiem, z PDF-owej szczotki, nie odrywając wzroku od komputera. Alkoholizm to w Polsce dla większości ludzi abstrakcja. Powszechne kojarzenie choroby to w głowach ludzi jej ostatnia, kliniczna faza. Wielotygodniowe ciągi, deliria, totalny rozpad życia rodzinnego i zawodowego, sranie i szczanie pod siebie. Amok. Degrengolada. Syf, smród. Upadek. - przyznaje
Naoglądał się trochę Smarzowskiego i teraz postanowił też być takim bohaterem- a co za tym idzie, nowe książki lansowane w Wyborczych, Empikach i innych śmietnikach. 
 
   Prośba: Leczcie się po cichu!!!, nie musimy czytać waszych wynurzeń, książek i hipsterskich rzygowin!

    Podobno w tych Empikach, bardzo dobrze sprzedaje się kolejna książka kryzysowa. ''Najgorszy człowiek na świecie'' Małgorzaty Halber. Tak, tak tej samej co się lansowała w stacji Viva robiąc głupkowate wywiady po pijaku, a wcześniej w 5-10-15 przedstawiając historię The Beatles. Znowu żale w stylu hipsterskiej Warszawy.

Wielu z nas” - tak, mam na myśli ludzi podobnych do mnie i do Gośki Halber. Wykształconych, mieszkających w dużych miastach, zadowolonych ze swojej pracy, korzystających z kultury, zainteresowanych światem, mieszkających w fajnych mieszkaniach, w dobrych dzielnicach. Pracujących w mediach, agencjach reklamowych, korporacjach, tworzących sztukę, organizujących życie kulturalne. Pijących dobre wina, whisky, popalających trawkę, bo trawka to przecież nic takiego, okazjonalnie, raz na jakiś czas wciągających kreseczkę. Taką małą, tyci, po prostu aby wytrwać na tej imprezie jeszcze parę godzin i móc wypić jeszcze parę drineczków. Budzących się na kacu, ale przecież na kacu zawsze można sobie pomóc, kąpielą, spacerkiem, rosołkiem. Przerażonych, przelęknionych, niespokojnych, chociaż na zewnątrz robiących dobrą minę do złej gry. Uwalających się do spodu w każdy weekend. Miotających się. Noszących maski. Nieszczęśliwych z bliżej nieznanych sobie powodów.

To wielka zaleta książki Gośki. Napisała świetną literaturę o tym, co trzeba powiedzieć na głos. Gosia jest wojowniczką, jest podwójną bohaterką. Nawet nie wiecie, jaką. Każda z nas, osób uzależnionych, jest wojownikiem. Walczymy codziennie. Ze sobą, z chęcią, aby się napić, zapalić, wciągnąć, aby wrócić do tak znanego komfortowego systemu regulacji i ukojeń. 

   To co najbardziej uderza to to, że to całe celebryctwo dobrze się bawiło, zarabiało i lansowało po pijaku i naćpaniu i dalej lanserka w najlepsze i trzepanie kasy, ale teraz pokażemy jacy jesteśmy biedni, nieszczęśliwi i skrzywdzeni przez los. Oczywiście kryzys został odpowiednio podpompowany, opisany w ichże książkach i zaczyna się łażenie po telewizjach w ramach marketingu alkoholizmu, mówiąc młodym: Helllloooo!!! :))) Zobaczcie jakie miałam zajefajne życie...ćpałam, chlałam zarabiając 10 x tyle co wy na kasie w Biedrze, a teraz już nie piję, ale dalej koszę szmalec, wszędzie mnie pokazują w mediach, Wy też tak możecie, Heeellloooołł :))))) Lajkujcie mojego fejsika, i idzcie do Empika po moją nową książkę, Hellloooo!!!! :D. My właśnie tak nie możemy. Bo Pan Mietek jak przyjdzie znowu naje...ny do roboty, to zostanie z niej wy....y na zbity pysk. I nikt go więcej nie zaprosi. To jest prawdziwa historia upadku!

    Słowem podsumowania niech będzie jeszcze cytat tej Halberowej:
''Tak, jestem osobą uzależnioną i będę nią do końca życia, gdyż tak to niestety działa''
"Skąd się bierze nałóg?
- Z pustki."

    No i znowu mamy użalanie się nad "pustymi" ustawionymi celebrytkami, uprzywiliejowanymi, resortowymi dziećmi (Małgorzata Halber to córka komunisty z SLD, Adama Halbera) , oderwanymi od problemow normalnych Polakow. Teraz silą się na tandetne, tanie i zakłamane filozofowanie i psychologizowanie rodem ze szkółki niedzielnej feministek (bo ta pani robi też przy innych okazjach za krynicę feminizmu ), w każdym razie na pewno nie zawierają szczerych faktow ze swojego życia.
   
  Artykuł tyczył się Durczoka, a nie tych młodocianych ''ludzi sukcesu'' ale oni pokazali jak można być ciągle na fali i być idolem - a ta karuzela nie ma końca. Wytnijcie ten post, wklejcie sobie do zeszytu i otwórzcie sobie za dwa lata - zobaczycie, że sprawdzi się co do joty - Kamila Durczoka czeka świetlana przyszłość, góra pieniędzy (no, trochę sobie weźmie agencja PRowa:), a najlepszy francuski szampan w lodówce już się chłodzi.

PS: Na dole foto Kamilka, czyli początku Procesu, część 1. Cierpienia TVNowskiego Wertera,
http://www.se.pl/multimedia/galeria/159989/393604/kamil-durczok/