Ostatnia misja kamikaze Komoroto

Okrągłe jak cyrkiel Słońce wypełzło nad Okinawę malując pejzaż żywcem wyjęty z flagi Japonii. W niewielkim baraku przeznaczonym dla pilotów - kamikaze spał snem ostatnim Bronkai Komoroto, ostatni kamikaze cesarza Hirochito. Komoroto był siódmym w kolejności dziedziczenia wnukiem szoguna i trzecim w kolejności dziedziczenia wnukiem ronina ze strony matki, Seiko Tamagochi. Promienie Słońca coraz bardziej zawłaszczały niewielką przestrzeń skromnie umeblowanego pokoju. 
Komoroto przeciągnął się leniwie na skrzypiącym, bambusowym łóżku z IKEI naciągając na głowę wietnamską matę z trawy ryżowej. Chciał jeszcze chwilę podrzemać, może już ostatni raz. Głowa trzeszczała jak stara beczka, zbyt dużo sake wczorajszego wieczoru. Ile tego było ? Brrr ! kompletne sepuku. Koledzy z eksadry kamikaze, którzy mieli więcej szczęścia dawno już nie żyli, więc Komoroto nie miał z kim spędzać długich, nudnych  wieczorów na lotnisku Okinawa. Większość oficerów ze sztabu unikała go uważając za kamikaze wyklętego. Pił, więc z chłopakami z obsługi naziemnej. Ci mieli łeb. On nie miał takiej mocnej głowy, miał raczej słabą głowę. W kokpicie wszystko na fiszkach : sprawdź paliwo ! sprawdź bombę ! sprawdź wolant ! etc. Słaba pamięć. Z tej rwanej drzemki wyrwał go w końcu budzik marki " Ostatni dzwonek " To rytualny budzik pilotow kamikaze, krótka sprężyna bez możliwości nakręcania, bo i po co ? Komoroto zmarnował już trzy takie budziki. Uchodził w jednostce za naprawdę pechowego kamikaze. Może wreszcie dziś spełni swoje marzenie i umrze za cesarza ?  Pierwsza misja sprzed sześciu miesięcy nie powiodła się, ponieważ zapomnial zatankować paliwa i musiał wodować na Morzu Żółtym. Na szczęście wracający z połowy rybacy z Honsiu uratowali go wbrew jego woli. Dwa miesiące później zablokował się ster kierunku i przez trzy godziny latał wokół Kiusiu by wreszcie wylądować na resztkach paliwa na macierzystym lotnisku. W ubiegłym tygodniu zapomniał mapnika, koperty z rozkazem i koordynatów celu. Sciągnęli go po godzinie lotu w obawie, że może omyłkowo zaatakować pałac cesarski w Tokio. 
Pełen niedobrych myśli powlókł się do budynku na drugim końcu pasa, do dowódcy eskadry pułkownika Akashi Matsuyamy. Przed budynkiem komendantury spotkał usmiechniętą Kitakiusiu Nagasukę, sekretarkę pułkownika. 
- Jest dobrze mój samuraju - szepnęła 
Podobała mu się ta zgrabna dziewczyna, córka admirała Nagasuki. Spotkał się z nią nawet dwa razy, jednak nie zostawiła mu żadnych złudzeń ani nie dała żadnej nadziei. 
- Latasz w misjach samobójczych, nasz związek nie ma przyszłosci. Gdzieś  polecisz a ja będę musiała rozwiązać się sama - powiedziała mu podczas drugiego spotkania.
Na miękkich nogach podszedł do drzwi gabinetu pułkownika Matsuyamy, zastukał dwa razy, tak jak się umówili. 
- Wejdź chłopcze - odpowiedział stłumiony głos po drugiej stronie drzwi. 
Komoroto nieco spokojniejszy wszedł do pomieszczenia dowodcy i skłonił się w tradycyjny samurajski sposób. Na niewielkim stoliku stała odkorkowana butelka sake. 
- Mają coś dla mnie, urocza Kitakiusiu Nagasuka nie kłamała - pomyślał uszczęśliwiony.
- Siadaj chłopcze - mam nadzieję, że widzimy się ostatni raz. Jesteś ostatnim kamikaze w moim dywizjonie, jeżeli nie wrócisz jednostka zostanie rozwiązana a ja wreszcie będę mógł przejść w stan spoczynku. Po 30 latach służby, wyobrażasz sobie ? 
Mogę na ciebie liczyć ? 
- Tak jest ! Banzai ! - wykrzyknął Komoroto.
- Tu jest koperta, mapy i przybliżone koordynaty celu. Z resztą musisz poradzić sobie sam. Zadanie nie jest łatwe. W stronę Okinawy płynie amerykański konwój desantowy, w składzie konwoju - jak podaje nasz wywiad - płynie lotniskowiec USS "Duda" z którym mamy na pieńku już od bitwy pod Midway. Zniszczenie USS " Duda " ma ogromne znaczenie dla naszego morale. Musisz to zrobić dla cesarza. 
- Banzai ! - wykrzyknął Komoroto
Po kwadransie siedział przypięty w fotelu swojego ukochanego Mitsubishi " Zero " Wszystko sprawdzone, wszystko tym razem musi zagrać. Paliwo ! Bomba ! Wolant ! Orczyk ! Wszystko sprawdzone. 
Chłopaki z obsługi naziemnej wyrwali kliny spod kół i kamikaze Komoroto wystrzelił w górę, by po kilku sekundach skryć się w chmurach. Po godzinie lotu na południowy wschód zszedł poniżej pułapu chmur. W dole, w odległości 10 - 15 mil morskich szedł pełną parą amerykański konwój. Wyjął suwak logarytmiczny, wyliczył prędkośc konwoju i ilość paliwa jaka mu została, na bezpieczny powrót do bazy nie mógł liczyć, więc to co mu pisane musi wydarzyć się tu i teraz. Wykonał zwrot, powtórnie skrył się w chmurach i postanowił podejść do konwoju ze Słońcem za plecami. Zniżył lot, zgrabnie przeskoczył nad pancernikiem USS " Cucumber " Cel zbyt łatwy i nie tak ważny jak USS " Duda " Nawet Jankesi określali pancerniki tej klasy skrótem  SLD ( Slow, Lazy, Drednot ) Został zauważony, rozszczekały się działka przeciwlotnicze. 
- Nie ze mną te numery " długie nosy " - wykrzyknął po japońsku  i zanurkował w gęstej chmurze. Na burcie lotniskowca zdołał jednak odczytać napis USS " Duda " Poluzowal manetkę gazu, zwolnił. Z kieszeni spodni wyjął wydruki z Wikipedii

" Alfabetyczny spis jednostek nawodnych USNavy "  - przeczytał głośno
- A - USS " Alabama " - korweta eskortowa 
- B - USS " Baltimore "  - pancernik kieszonkowy 
Nerwowo przerzucał kartki 
- C - .........
- D - USS " Duda " - lotniskowiec 
- Jest ! USS " Duda " przez " u " otwarte, nie mogę się mylić, dokladnie tak jak na burcie  - wykrzyknął mocno podekscytowany. 
Zagotowała się krew kilku pokoleń samurajów i roninów. Oddał orczyk, oddał kłonicę. Tak w żargonie kamikaze nazywano " oddanie " drążka. Mitsubishi szedł ostro w dół jak drzwi od stodoły. 
- Banzai ! Banzai ! Banzai - boski wiatr Komoroto pruł prosto w śródokręcie USS " Duda " Odrzucił owiewkę, spod fotela wyciągnął niewielki taboret obity czerwonym pluszem. Stojąc na taborecie, półwychylony z kokpitu prał z broni osobistej do biegających po pokładzie spanikowanych Jankesów. 
- Banzai ! Niech żyje cesarz ! zdążył jeszcze wykrzyknąć zanim nad USS " Duda " wystrzelił gigantyczny słup ognia i dymu. Po 10 minutach przepołowiony lotniskowiec spoczął na dnie, już na zawsze. Po niespokojnym tego dnia Oceanie  Spokojnym, w stronę Okinawy, majestatycznie płynął  obity czerwonym pluszem taboret. 

                                                                                                                                                         終わり

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

03-03-2015 [09:03] - NASZ_HENRY | Link:

Dla zatopienia "Dudy" to i szoguna POświęcą ;-)

Obrazek użytkownika macho

05-03-2015 [01:27] - macho | Link:

Super!
Ale trochę zmieniłbym pointę: "...po odsunięciu owiewki i pewnym oparciu butów na siedzisku staromodnego taboreciku, obitego czerwonym pluszem - odważnie wysunął się do POłowy z kokpitu i zdecydowanym ruchem sięgnął po pistolet (marki TT - dar od gen. Kobzdiejewa, attache' wojskowego sowieckiej ambasady), celem otwarcia ognia do spanikowanych marynarzy, bezładnie biegających po pokładzie lotniczym lotniskowca floty USS Duda. Dlaczego nie użył do realizacji swych morderczych zamiarów broni POkładowej - wszak dysponował dwoma działkami 20 mm i parą n-kaemów - pozostanie zapewne jego słodką tajemnicą...
Niestety! A6M5C mod.52C Rei-Sen Komoroty, po utracie kontroli pilota nad sterami* - wpadając w płaski korkociąg, POrzucił zaplanowaną trajektorię i runął do "centralnego magazynu" o dobre 2 kable od celu, wzbijając efektowną fontannę wody, ku radości osłupiałych marynarzy US Navy... Nieszczęsny Bronkai Komoroto, wyrzucony uprzednio wskutek ujemnych przeciążeń z kabiny, z niesmacznym pluskiem wbił się tylną fasadą w spienione miejsce PO upadku Zera, co zapewne uratowało mu życie...
Gdy po chwili wypłynął na powierzchnię, ujrzał łeb zbliżającego się kaszalota, niewątpliwie płci żeńskiej. Zaklął cicho pod nosem, przywołując jednocześnie na oblicze wystudiowany uśmiech.
-Znowu nawaliłeś się tą cholerną sake!
-Ależ Żabciu, tylko jedną czarkę i to służbowo!
-Akurat! Jakbyś nie gapił się tak łajzo na tą pie...ną USS Cucumber... Opuśćmy zasłonę miłosierdzia na finał tej przykrej sceny...
Po niespokojnym tego dnia Oceanie Spokojnym, w stronę Okinawy, majestatycznie płynął obity czerwonym pluszem taboret...

_____________
* W wolant (który pojawił się na początku narracji) ze wszystkich liczących się samolotów myśliwskich na teatrze Pacyfiku - wyposażony był tylko P38. NB to właśnie na Lightingu Rex Barber zestrzelił "Betty", na której pokładzie leciał Yamamoto Isoroku.
No, ale pod koniec jest już drążek... I dobrze

Pozdrawiam serdecznie Autora!
/macho/

Obrazek użytkownika macho

05-03-2015 [01:47] - macho | Link:

PS
Korciło mnie żeby jeszcze dopisać: "Po kobaltowobłękinych falach Pacyfiku - poniósł się przeraźliwy krzyk dojmującego BULU..." - ale - w porę ugryzłem się w język...
POzostańmy więc przy NADZIEJI!